blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(6)

Moje rowery

Kross 68763 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2015

Dystans całkowity:596.79 km (w terenie 184.60 km; 30.93%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:45.91 km
Więcej statystyk

Gdzieś tam, lecz nie wiadomo gdzie

Niedziela, 29 listopada 2015 | dodano: 29.11.2015

   Wybrałem się dziś na rower żeby odpokutować wczorajsze lenistwo. Muszę przyznać że z pogodą wstrzeliłem się idealnie, dopiero tuż przed domem dopadł mnie jakiś gwałtowny wiatr z deszczem, dla mnie już nieszkodliwy. W planach był Międzyrzecz drogą przez Rokitno i Kalsko. Wyszło coś co tylko z grubsza było podobne do zamiaru. 
     Do Kalska dotarłem jak Bóg przykazał szosą. Przy wjeździe do Kalska skusił mnie drogowskaz "Kuligowo 4 km" kierujący w gruntową, ale fajnie utrzymaną drogę przez las. O Kuligowie i Żółwinie już kiedyś pisałem w http://jorg.bikestats.pl/1326155,Zolwin-i-Kuligowo... . Zatem zaliczyłem Kuligowo i sąsiadujący z Kuligowem Żółwin. Od Żółwina była już jedna wielka improwizacja. Wprawdzie w Żółwinie drogowskaz wskazywał drogę do Kalska, ale kto by wchodził dwa razy do tej samej rzeki. Wybrałem skrót, coś pośredniego pomiędzy Kalskiem, a Międzyrzeczem. Wiedziałem gdzie wjechałem, nie wiedziałem gdzie wyjadę.  Tym razem się udało, wyjechałem obok drogi do osady Kwiecie.
    Tak ładnie wyszedł ten skrót że zrobiłem kolejny przez Kwiecie do Głębokiego. Ten jest już znany, przemierzony wielokrotnie.
     Kiedyś, gdzieś czytałem o drodze frankfurckiej, starym średniowiecznym szlaku handlowym z Poznania do Frankfurtu. Jedna z odnóg miała prowadzić przez Stołuń, obok Kwiecia do Gorzycy.  Przebieg mojego szlaku pasuje do opisu, no to chyba byłem na drodze frankfurckiej :) 


Droga frankfurcka ? :)

    Tak przyjemnie jechało się przez lasy że pociągnąłem podróż dalej wzdłuż torów kolejowych do stacji Głębokie Międzyrzeckie i zagłębiłem się w kolejny kompleks leśny. Liczyłem że wyjadę w Popowie. Tym razem chybiłem jakieś dwa kilometry, wyjechałem na szosę pomiędzy Popowem i Zemskiem. 


Droga wzdłuż torowiska do Głębokiego.


Koniec wędrówki przez lasy. Za drzewami szosa Popowo-Zemsko.

    Wyszedł całkiem niezły dystans z czego większość w terenie zalesionym. Poznałem kilka nowych dróg i skrótów, i w związku z nimi nasunęły się pomysły na kolejne wyjazdy w kierunku Pszczewa. Może nawet w kolejny weekend, jeżeli pogoda pozwoli :)


Rower: Dane wycieczki: 56.10 km (31.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Tędy i owędy...

Piątek, 27 listopada 2015 | dodano: 27.11.2015

   Nazbierało się w tym tygodniu trochę kilometrów z różnego rodzaju króciutkich wyjazdów i jednego większego. Do czwartku wychodzę z pracy prawie razem z zachodzącym słońcem, wyjazdy siłą rzeczy muszą być krótkie, kilkukilometrowe. W tym tygodniu pojechałem np. aby przejechać się po nowo uruchomionym moście tymczasowym na Warcie. Ciekawość zaspokoiłem. Budowlańcy teraz przenieśli się na starą przeprawę i rusza kolejna faza robót - wyburzanie staruszka aby zrobić miejsce pod nową konstrukcję.
    W piątki wychodzę z pracy wcześniej. Mogę sobie pozwolić na trochę dłuższy wyjazd. Dzisiejszy również był skutkiem ciekawości. W ostatnią niedzielę przy kąpielisku nad Czystym wypatrzyłem wyjeżdżoną ścieżkę prowadzącą brzegiem jeziora gdzieś w kierunku Chyciny. Podobno tam dalej kiedyś miało być drugie kąpielisko. Rzeczywiście jest tam mała polanka z stosunkowo łatwym dostępem do wody. Przy okazji zobaczyłem jak wygląda jezioro z innej niż zwykle perspektywy i na koniec wylądowałem nad Jeziorem Chycińskim. Oba zbiorniki nie są połączone i są od siebie oddalone o ok 200 m., a rozdziela je pagórek z ruinami Grupy Warownej Moltke. Nad Chyciną zawróciłem. Powrót klasyczną trasą przez Bledzew.

 
   Trochę nie lubię wracać tą samą drogą którą przyjechałem, ale na odcinku do mostu w Bledzewie wybór jest raczej niewielki.


Rower: Dane wycieczki: 65.45 km (5.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nad Czyste z Skwierzyńską Sekcją Cyklistów

Niedziela, 22 listopada 2015 | dodano: 22.11.2015

   Kiedy o dziesiątej podjechałem do stałego miejsca zbiórek skwierzyńskich cyklistów zastałem tam tylko trzy osoby, za chwilę dołączyły jeszcze kolejne dwie i nic nie wskazywało na to że będą kolejne. Większość cyklistów zakończyła już sezon, zostało tylko twarde jądro najbardziej odpornych na surowsze warunki atmosferyczne. Cel wyjazdu jeszcze nie był określony. Zaproponowałem zwiedzenie podziemi Grupy Warownej Schill w Kursku. Pomysł chwycił, ale jak to zwykle bywa życie pisze swoje scenariusze. Po próbnym odcinku, na pierwszym popasie w Zemsku miała miejsce kolejna burza mózgów i zapadła decyzja: skracamy trasę, jedziemy nad Czyste, tam robimy mały jesienny piknik z ogniskiem i wracamy do domu zacisznymi leśnymi szlakami.
    Potem już wszystko odbyło się bez zmian. Nad Czystym natknęliśmy się na zimnolubnego morsa, pluskał się w wodzie jakby to był lipiec. Brrrr...  Wprawdzie po wyjściu z wody podszedł do naszego ogniska, ale jak się okazało był znajomym jednego z naszych cyklistów więc może nie chciał się wygrzewać a tylko przywitać. Powrót tak jak było zamierzone z okrążeniem Zalewu Bledzewskiego.
    Dystans może nie jest imponujący w stosunku do czasu spędzonego na rowerze, ale ostatecznie nie jesteśmy wyczynowcami. 



Rower: Dane wycieczki: 35.12 km (14.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

W sercu Puszczy Gorzowskiej

Sobota, 21 listopada 2015 | dodano: 21.11.2015Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska

   O tym że dziś będę w Gorzowie wiedziałem od kilku dni. Pozostawało tylko pytanie czy pojadę rowerem, czy jakimś innym środkiem lokomocji. Na szczęście pogoda pozwoliła na rower, zatem zrobiłem poranne zakupy i w drogę. Droga do Gorzowa w wersji przez Santok. W Gorzowie wpadam na kilka minut do szpitala na Dekerta i jestem wolny na całą resztę dnia. Jadę w dalszą drogę, dziś zobaczę Łośno. Dlaczego zainteresowało mnie Łośno o tym niżej.
      Kiedyś podczas pobytu w Marzęcinie http://jorg.bikestats.pl/1313538,Marzecin-wioska-k... dotarłem do pomnika Hermana Schulza. Przypadkiem tak się składa że dziś jest niemal 92 rocznica wydarzeń które były przyczyną zbudowania tego postumentu. Otóż 18 listopada 1923 r trzech panów, mieszkańców Łośna wybrało się na kłusowanie. Zostali przyłapani na gorącym uczynku przez leśniczego Schulza.  Przy próbie zatrzymania kłusowników został przez nich pobity i porzucony. Jakimś cudem zdołał dotrzeć do swojej leśniczówki, wyszeptać "kłusownicy" i skonał. Leśniczówka Schulza istnieje do dzisiaj, nazywa się Gośniewiec i znajduje się mniej więcej naprzeciwko ośrodka "Azyl" w Mironicach. Po kilku dniach kłusownicy wpadli w sidła i dostali się w ręce gorzowskiego wymiaru sprawiedliwości. Zapadł surowy wyrok; dwóch skazano na karę śmierci, jednego na kilka lat więzienia. Trzeba dodać że w ręce kata trafił tylko jeden z skazanych, drugi sam go wyręczył popełniając w celi samobójstwo. Natomiast koledzy zamordowanego leśnika postawili mu pomnik o którym wspomniałem na początku.
     Dziś chciałem odwiedzić wioskę dawnych kłusowników, a potem według mojej wizji miałem przedostać się do Santoczna i Zdroiska. Następnie z Różanek drogami terenowymi dotrzeć do Janczewa i przez Santok wrócić do domu. 
W Kłodawie na moje pytanie o drogę do Łośna dwóch obywateli niezależnie od siebie udzieliło mi niespójnych , a nawet trochę się wykluczających informacji. Dopiero mapa, a później drogowskaz ostatecznie rozwiały moje wątpliwości. Co do Santoczna to wszelkie wcześniejsze pomysły upadły już przed Łośnem na widok drogowskazu kierującego na bruk ciągnący się w las aż po horyzont. W Łośnie przed kościołem wdałem się w pogawędkę z sympatyczną starszą panią. Dowiedziałem się od niej że do Zdroiska można również dotrzeć asfaltem, ale to daleko - trzeba jechać do Lip, potem jeszcze kilka kilometrów przez las, aż do drogi z Dankowa, następnie oddalając się od Dankowa mam zostawić po prawej stronie Rybakowo i Santoczno aż dotrę do celu. Natomiast na tamtejsze bruki wybiorę się kiedyś przy dłuższym dniu, widziałem że jest ich tam więcej, np. do Mszańca.


Kościółek w Łośnie - początek XX w. Na pierwszym planie fragmenty "Kriegerdenkmal" - pomnika poległych w I wojnie światowej mieszkańców Łośna.

     Drogę z Dankowa już znam, byłem tam latem. Miałem ochotę skręcić do Rybakowa, (w Santocznie już byłem) ale ostatecznie dałem spokój. Z braku czasu dałem również spokój z niepewnymi eksperymentami na odcinku z Różanek do Janczewa. Z Zdroiska do Płomykowa przejechałem szlakiem przez rezerwat. Chwilowo nie polecam ewentualnym naśladowcom. Przy wjeździe w Zdroisku i wyjeździe pod Górkami Noteckimi ciężkie do pokonania błoto. 
    Do Skwierzyny wjeżdżam na resztkach dziennego światła. Rano wyjeżdżając z miasta miałem nadzieję że wieczorem uda się (trochę nielegalnie) przejechać nową przeprawą przez Wartę. Nie udało się, drogowcy jeszcze kładli asfalt.


W dole meandrująca Santoczna.


Na platformie widokowej nowe elementy - dwie ławeczki.


Rower: Dane wycieczki: 109.47 km (10.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Pod Miedzyrzecz

Piątek, 20 listopada 2015 | dodano: 20.11.2015Kategoria gm. Miedzyrzecz

   Pogoda zrobiła niespodziewany prezent - przestało padać. A ja od trzynastej jestem wolny; już po pracy, nic nie muszę załatwić, nic zakupić. No niezupełnie wolny, trzeba trochę pomóc teściowej, ale to się załatwi przy okazji.
    Droga do Zemska wydawała mi się zbyt banalna, zatem trochę ją zmodyfikuję. Początkowo myślałem o jeździe przez Międzyrzecz, Templewo i Bledzew. Zamiar zbyt ambitny, na wysokości Głębokiego musiałem wprowadzić poprawki zmniejszające planowaną pętlę. Obok plaży na Głębokim skręcam w leśną drogę prowadzącą do przystanku kolejowego. Mam zamiar dotrzeć do Gorzycy.  Za torami droga zamienia się w aleję. Jedzie się świetnie, większe kałuże jedynie obok leśniczówki w Gorzycy. 




Gorzyca.

    Przed kościołem zabawna przygoda z psami. Wyskoczyły do mnie z ujadaniem dwa średniej wielkości kundle. Zwiększam czujność aby nie dobrały się do moich nogawek, więc nie wiem skąd wyskoczył trzeci,  mikrusek. Maluch podbiegł, popatrzył, a następnie strasznie złajał swoich większych kolegów. Tamtym zrobiło się chyba głupio bo ucichli i wycofali się za płot, a malec pobiegł dalej w swoich sprawach  Wyglądało tak jakby mikrus był na tamtej ulicy dużym autorytetem.
    Z Gorzycy do Bledzewa można dotrzeć bezpośrednio przez Chycinę (gorsza droga) lub dalsza przez Zamostowo i Chycinę. Do Zamostowa jedzie się gładko, a od Kurska zaczyna się asfalt.


Domek w Zamostowie nad jeziorem Kurskim.

     Do Zemska dotarłem w sam raz aby przed zapadnięciem zmroku przygotować babci opał na kilka najbliższych dni. 
    Jeżeli jutro pogoda nie będzie zbyt odbiegała od tej dzisiejszej popołudniowej zastanawiam się nad wyjazdem do Gorzowa i może gdzieś w okolice Różanek, Zdroiska. Zobaczymy czy się uda trochę zbliżyć do 9 tys. 




Rower: Dane wycieczki: 41.33 km (10.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nad Staw Raby

Sobota, 14 listopada 2015 | dodano: 14.11.2015Kategoria gm. Skwierzyna

   Dopiero po południu mogłem sobie pozwolić na wyruszenie w teren. Początkowo miałem zamiar wyskoczyć do Puszczy Noteckiej, sprawdzić kilka dróg które zauważyłem w środę podczas wyjazdu z sekcją cyklistów. W międzyczasie pojawiła się kwestia podrzucenia do teściowej świeżutkich "oponek serowych" (Jest to coś w rodzaju kolistych pączków, chyba też tak samo jak pączki kaloryczne i smaczne. Niedawno woził je Robak to wie jak silną trzeba mieć wolę żeby do nich nie zaglądać) i puszcza odpadła w przedbiegach.
     W materiałach promocyjnych które leżały w namiocie podczas zlotu w Santoku była broszurka o walorach turystycznych gminy Skwierzyna. Nie spodziewałem się tam znaleźć żadnych nowości, a jednak była, trafiłem na wzmiankę o Stawie Rabym w Trzebiszewie. Zagadnąłem o ten akwen jednego z moich współpracowników, mieszkańca Trzebiszewa. Lokalizację w przybliżeniu poznałem, ponadto dowiedziałem się o jeszcze jednym stawie w pobliżu torów kolejowych licząc od strony Rakowa. Miałem zamiar wyskoczyć do tych oczek kiedyś w nieokreślonej przyszłości. Okazały się, przynajmniej jeżeli chodzi o Raby, w sam raz na dzisiaj.
       Most nad Obrą w drodze do Rakowa jeszcze w remoncie, musiałem z rowerem pokonać barykadę z belek rozebranej konstrukcji. Potem poszło już gładko, chociaż początkowo trochę przeszkadzał wiatr w twarz. Przed Trzebiszewem przejeżdżam przez mostek nad kanałem odprowadzającym nadmiar wody z bagien i mokradeł wokół Rakowa i teraz trzeba wypatrywać drogi do stawu. Droga okazała się często używanym dojazdem do pól i łąk, a sam staw około hektarowym zabagnionym oczkiem. Niedawno utworzono nad nim użytek ekologiczny dla ochrony podmokłego terenu porośniętego olchą. 


Remontowany most na drodze do Rakowa.




Nad Rabym.






Wokół stawu.

     Pozostał drugi staw i bagna przy torach, ale tu okazało się że przy torowisku nie ma żadnej drogi, a ta którą zauważyłem wcześniej wydawała mi się wątpliwą. Jazda torowiskiem odpada. Nie mam ochoty podzielić losu pięciu koni, które dwa tygodnie temu w okolicy Rakowa popełniły zbiorowe samobójstwo rzucając się pod nadjeżdżający szynobus. Nawiasem mówiąc, zwierzęta w Rakowie zdają się cierpieć na głęboką depresję. W niezbyt odległej przeszłości bowiem w podobny sposób popełniła samobójstwo krowa należąca do tego samego gospodarza. Policja badającą oba przypadki twierdzi jednak że to nie depresja, a tylko brak należytego nadzoru. Może ma rację.
    Koniec, końców drugi staw zostawiłem na przyszłość, a teraz trzeba do Zemska. Jazda szosą byłaby opcją zbyt prostą, wybrałem jazdę drogami pożarowymi do Bledzewa, a stamtąd już prościutko do Zemska. W Zemsku złapał mnie zmrok. Co za szczęście że nie pojechałem lasami dalej, bo przez chwilę rozważałem pomysł aby nie skręcać przy Spalonej Leśniczówce tylko pogonić do Pniewa i Osiecka.
     Prawdopodobnie jeszcze w tym roku będzie można przejechać nowym mostem w Bledzewie, trwają już roboty nad ułożeniem nawierzchni i włączeniem do ciągu drogi.
     Oponki po trzydziestu kilometrach dotarły w całości do adresatki, a ja po kolejnych siedmiu do domu.
     Widzę że mam realną szansę dociągnąć do 9 tys. km rocznego przebiegu. Gdyby się udało byłby to wyjątkowo udany rok rowerowy.
 

Rower: Dane wycieczki: 37.98 km (25.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Zemsko z przyległościami

Czwartek, 12 listopada 2015 | dodano: 12.11.2015

   Musiałem po pracy wyskoczyć do Zemska. Zwykle taka trasa liczy 14 km w obydwie strony, a ja jak zwykle trochę ją przedłużyłem. Może nawet udałoby się ją jeszcze bardziej rozciągnąć, niestety popołudnia krótkie, zrobiło się ciemno że oko wykol. Zawróciłem.


Rower: Dane wycieczki: 27.24 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Puszcza Notecka z Skwierzyńską Sekcją Cyklistów

Środa, 11 listopada 2015 | dodano: 11.11.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Wyjeżdżając z domu nie miałem żadnego pomysłu dokąd chciałbym dziś dotrzeć. Zwykle w takich przypadkach pomysły rodzą się już w siodełku. Przejeżdżając obok miejsca coniedzielnych zbiórek sekcji cyklistów zauważyłem że skwierzyńscy bikerzy też gdzieś się wybierają. Niedawno byłem z nimi w Santoku, więc może i dziś dołączyć do towarzystwa? Tak też i zrobiłem.
     W chwili kiedy dołączyłem decyzja dokąd jechać jeszcze nie była wypracowana. Propozycji było kilka, dyskusja burzliwa :), ale ostatecznie, trochę drogą faktów dokonanych (protestów jednak nie było), ustalono - jedziemy przez Puszczę Notecką do Polichna aby wrócić szosą z wiatrem w plecy.
     Miejsca przez które przejeżdżaliśmy już kiedyś odwiedzałem poszukując trzech kamieni - pomników. Kamyki te jako  "Denkstein" i "Alexanderstein"  zaznaczono na mapach pochodzących z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Dziś poznałem nowe drogi którymi można tam dotrzeć.  W okolicy kamulców  drogi trochę rozmiękczone przez ciężki sprzęt ale przejezdne. Dotarliśmy pod jeden z tych kamyczków. Aby odwiedzić dwa pozostałe należałoby trochę zawrócić. Zauważalnie narastające niezadowolenie społeczne w peletonie spowodowało jednak że prowadzący zrezygnowali z "Alexandra" i drugiego denksteina. Dalsza droga znów się poprawia i w miarę wygodnie docieramy do szosy 159 na skrzyżowaniu pod Polichnem. Pozostał powrót do domu, a wiatr tak jak było zaplanowane tylko w tym pomagał. 


Z murawy wystaje jeden z kamieni. Na jednej z ścian wygrawerowany krzyż i data "1917". Trudno odpowiedzieć co on upamiętnia. Przynajmniej ja nie zetknąłem się z odpowiedzią. Podobnie jak z odpowiedzią na pytanie kogo lub czego dotyczy napis "Alexander-Stein 18 Marz 1863-1923" na kolejnym głazie którego dziś nie zobaczyliśmy.





Rower: Dane wycieczki: 39.58 km (17.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Po zapomnianych puszczańskich cmentarzach

Niedziela, 8 listopada 2015 | dodano: 08.11.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Wczorajsza wizyta na cmentarzyku w Jeziercach posunęła mi pomysł aby jeszcze teraz na początku listopada odwiedzić wszystkie znane mi cmentarzyki które przetrwały po nieistniejących już dziś osadach. Początkowo myślałem o wolnym dniu 11-go, ale skoro małżonka zaproponowała że dobrze byłoby gdybym zniknął z domu na jakieś trzy-cztery godziny, skorzystałem z okazji i wyrwałem się z domu na godzin pięć. Zapakowałem do sakwy zakupione po drodze w Netto znicze i w drogę.
    Pierwszy cmentarz leży całkiem blisko bo na ósmym kilometrze, jeszcze przed Świniarami. Kiedyś służył on niemieckim mieszkańcom pobliskiej kolonii tzw "Hojlandu". Za drzewami majaczą zabudowania pobliskiego gospodarstwa. Zapalone znicze świadczą że ktoś był tutaj stosunkowo niedawno.




"Hojland"

    Kolejny kilka kilometrów dalej, na czternastym kilometrze. Spoczywają na nim mieszkańcy pobliskiej, dziś nieistniejącej kolonii leżącej pomiędzy Świniarami, a Nowym Dworem. Położony malowniczo na grzbiecie piaszczystego pagórka. Dziś ktoś tu już był i zostawił zapalone znicze.






Na pagórku.

   Trzeci z cmentarzy, tuż za Nowym Dworem, na czternastym kilometrze mojej wyprawy. Służył mieszkańcom Nowego Dworu. Tu już nie było nikogo. Pomimo tego że leży tuż przy drodze odszukanie kilku zachowanych nagrobków zajęło mi sporo czasu. Najlepiej widoczny jest z drogi do Międzychodu. Zostawiam zapalony znicz i ruszam w dalszą drogę. 




Nowy Dwór.

    Kolejny mógłby być w Skrzynicy, niestety na jego miejscu rośnie tylko pojedyncza tuja, a wokół jej pnia leży kilka taczek gruzu z zniszczonych nagrobków. Kilka kilometrów dalej porzucam szosę i wjeżdżam w puszczę. Mniej więcej na dwudziestym kilometrze istniała wioska Hoffnung. Jako Nadziejewki przetrwała w urzędowym spisie miejscowości prawie do końca dwudziestego wieku, jednak już od bardzo dawna nikt tam nie mieszkał, nawet nigdy nie udało mi się znaleźć śladów po zabudowaniach. Na stoku pagórka gdzie spoczywają zmarli z Nadziejewek zachowało się kilka nagrobków i parę słupków z ogrodzenia. Wypalony znicz świadczy że ktoś tu już był kilka dni temu.


Nadziejewki.

   Teraz muszę niestety porzucić okolice zamieszkałe i ruszać w leśne ostępy. Ruszam na poszukiwanie cmentarza który pozostał po niezasiedlonej osadzie Pechlüge. Niektórzy usiłują używać dla tego miejsca nazwy Trąbki. Obecnie znajduje się tam kilka poletek używanych przez koła łowieckie. Chciałem sobie ułatwić dojazd do cmentarzyka, a w rezultacie dołożyłem kilka kilometrów błądząc wśród bliźniaczo podobnych dróg, poletek i sosen. W końcu dotarłem na miejsce, jest to trzydziesty pierwszy kilometr dzisiejszego wyjazdu. Na cmentarzyków żadnych śladów że ktoś tu już był wcześniej.




Pechlüge.

   O tej tajemniczej osadzie nie znalazłem nigdzie żadnych wiadomości. Czasem przewija się tylko jej nazwa. Dotarłem tylko do informacji że mieszkało tu kilka rodzin żyjących z uprawy kilkudziesięciu hektarów ziemi i pracy w lesie. Tu również urodził się Karl Giering, brunatna postać epoki nazizmu. Giering pracował w centrali gestapo, był szefem referatu zajmującego się zwalczaniem dywersji. Jego szczególnymi osiągnięciami było;
- śledztwo w sprawie zamachu na Hitlera w 1939 r. w Monachium,
-  rozstrzelanie w Moskwie i spalenie pod kotłami elektrociepłowni grupy kłopotliwych dla Stalina niemieckich komunistów którzy zostali w 1940 przekazani dla gestapo pod warunkiem że nie zostaną wywiezieni z Rosji,
- a na koniec rozbiciem francuskiej części siatki szpiegowskiej znanej jako "Czerwona Orkiestra".
Umknął sprawiedliwości dziejowej umierając na nowotwór w roku 1945.
   Opuszczam Pechlüge i ruszam w dalszą drogę do Kozy. W latach trzydziestych nazwę zamieniono na niemiecką -Waldluch. Koza również nie została zasiedlona. Zachował się jedynie szpaler pomnikowych drzew rosnących przy wiejskiej drodze i spory cmentarz. Jest to trzydziesty piąty kilometr jazdy. Wypalone znicze świadczą że ktoś był tu już wcześniej. Zostawiam znicz i czas wracać do Skwierzyny.




Koza.

    Zostały jeszcze odległe o 17 km. Jezierce. I znów zostawiam kolejny znicz, sprzątam zauważoną wczoraj butelkę i w drogę do domu. Muszę cofnąć wczorajsze podejrzenie to nie była butelka po wódce. Nie wiem po czym ona była, ale to nie zmienia faktu że nie powinna być wyeksponowana na najbardziej widocznym nagrobku.
  Teraz tylko liczę na to, że jutro rano nie usłyszę o olbrzymim pożarze Puszczy Noteckiej spowodowanym przez nieodpowiedzialnego osobnika który zostawił zapalone znicze bez dozoru.
   

Rower: Dane wycieczki: 67.20 km (50.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot cyklistów; Santok, Stare Polichno

Sobota, 7 listopada 2015 | dodano: 07.11.2015Kategoria gm. Santok, Puszcza Notecka

   Uczestniczyłem dziś w zlocie cyklistów w Santoku i Starym Polichnie. Znalazły się tam ekipy z północno-wschodnich krańców lubuskiego i okolic. Były ekipy z Gorzowa, Międzyrzecza, Skwierzyny, Krzyża (to już Wielkopolska), Drezdenka, a nawet jeśli się nie mylę z południa zachodniopomorskiego. Moja obecność w tym towarzystwie była zupełnie przypadkowa - po prostu spotkałem w pracy lidera skwierzyńskiej sekcji cyklistów Janka K. który zasygnalizował imprezę i zaproponował że mogę do nich dołączyć. Nazwę sekcji piszę celowo z małej litery ponieważ według mojej wiedzy formacja jest całkowicie nieformalną, aczkolwiek prężnie działającą grupą zapaleńców. To właśnie ci sami ludzie rokrocznie na początku lata organizują Samochodowy Rajd Szlakiem Bobrów który doczekał się już XV edycji.
    Natomiast co do samego zlotu - zaczął się dla mnie niezbyt fortunnie. W drodze do Santoka dwukrotnie wymieniałem dętkę. Pierwszy raz nie wykazałem się należytą starannością przy sprawdzaniu opony i potwierdziła się zasada że pośpiech jest wskazany jedynie przy łapaniu pcheł. Przy drugim podejściu okazało się że w oponie tkwił wbity odłamek szkła. Poprosiłem współtowarzyszy aby nie psuli sobie wyjazdu, a ja dołączę do nich po usunięciu problemu. W rezultacie do Santoka dotarłem spóźniony i ufaflany w błocie jak nieboskie stworzenie.
    Spotkanie rozpoczęło się w santockiej filii gorzowskiego muzeum. Ponieważ dotarłem już w trakcie imprezy, załapałem się jedynie na końcówkę prelekcji o historii santockiego grodu. Natomiast główna część spotkania odbyła się w "Przystani na kilometrze" w Starym Polichnie. Wójt Santoka w krótkim wystąpieniu przywitał przybyłych, wspomniał o perspektywach rozwoju bazy turystycznej gminy, rozdał materiały promocyjne i oddał głos p. Markowi Skrobańskiemu. Myślę że mogę wymieniać to nazwisko bez obaw o konsekwencje prawne, ponieważ p. Marek jest w pewnym sensie osobą publiczną. Zainteresowani mogą sobie wygooglować. P. Marek opowiedział o swoich wyprawach rowerowych. Hasłowo padło kilka pomysłów na przyszłość, a liderzy grup pochwalili się osiągnięciami swoich zespołów. Na zakończenie sponsorzy zaprosili na poczęstunek dla nabrania sił do powrotu.




    Reasumując, byłem na ciekawej imprezie, spotkałem i poznałem osobiście wirtualnych znajomych z bloga (P. Małgosiu, pozdrawiam), oraz innych których znam jedynie z zdjęć z cudzych blogów. Dotychczas podchodziłem sceptycznie do wszelkich pomysłów integrowania się z środowiskiem bikerów, ale po dzisiejszym dniu nie wykluczam że byłem w błędzie.
    W drodze powrotnej urwałem się naszej grupie przy rozjeździe do Lipek. Chciałem przekroczyć dystans 50 km. i z moich pobieżnych kalkulacji wynikało że jadąc przez Puszczę Notecką powinno się to udać. Jak widać udało się. Leśne drogi złapały już odpowiednią ilość wilgoci aby związać piaski na bardziej grząskich odcinkach, jechało się zatem gładko i szybko. W Jeziercach zwyczajowo zaglądam na cmentarzyk. W tym roku zamiast znicza ktoś postawił na jednym z nagrobków tylko pustą butelkę po małpce. Nie jest to zbyt budujące, trochę mnie nawet zabolało.  Na obszarze rozciągającym się pomiędzy Wiejcami, Lubiatowem i Lipkami znam sześć takich zapomnianych cmentarzy. Takie miejsca przypominają o przemijaniu wszystkiego; życia, pamięci a nawet szacunku dla zmarłych. Jeżeli pogoda i nieprzewidziane okoliczności nie przeszkodzą spróbuję 11-go zapakować w sakwę trochę zniczy i objechać te miejsca.


Wszyscy w Jeziercach fotografują leśniczówkę tymczasem obórka też ma swój urok.




   Jechało się wspaniale i pewnie pojechałbym dalej aż do Krobielewka, gdyby do rzeczywistości nie przywołał mnie telefon z domu - zjawili się niespodziewani goście i byłoby mile widziane gdybym zechciał wrócić na rodzinne pielesze. I tak też uczyniłem.
 Endomondo nie zapisało dziś ok. 0,9 km. Aplikacja ma chyba pewną bezwładność, a ja uruchomiłem ją już w trakcie jazdy.


Rower: Dane wycieczki: 50.10 km (20.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)