blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 70222 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Puszcza Gorzowska

Dystans całkowity:832.97 km (w terenie 191.40 km; 22.98%)
Czas w ruchu:24:53
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:43.20 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:104.12 km i 6h 13m
Więcej statystyk

Zdroisko, Łośno

Sobota, 17 kwietnia 2021 | dodano: 17.04.2021Kategoria Puszcza Gorzowska

   Wycieczka zrobiona na zasadzie dokąd oczy poniosą. Z Gorzowa wypuściłem się przy pięknej, prawie bezchmurnej pogodzie. Wyjechałem w kierunku Santoka z zamiarem przejechania nową żwirówką do Zdroiska. Na żwirówce pojawiły się pierwsze trudności, nadciągnęła szara chmura i zaczęło siąpić. Liczyłem na to że zgodnie z prognozą opad jest przelotny. Niestety nie był przelotny, ale z kurtką przeciwdeszczową do wytrzymania.
    Z trzech możliwości które wstępnie rozważałem odnośnie gdzie dalej z Zdroiska wybrałem najdłuższą, ale najspokojniejszą. Droga Krajowa 22 dla poruszającego się na rowerze jest loterią gdzie stawką jest jego życie. Brak poboczy, kolumny pędzących samochodów skutecznie mnie odstraszyły od próby powrotu do Gorzowa bezpośrednio przez Różanki, lub przez Górki Noteckie, Płomykowo i Santok. Wypadło jechać w kierunku Dankowa.
    Wioski Santoczno i Rybakowo leżą nieco w bok od szosy, z braku czasu nie zbaczam do żadnej z nich. Dopiero w połowie drogi do Dankowa drogowskaz kieruje w kierunku podgorzowskiej Kłodawy i to jest to o co chodziło. Ruch niemal zerowy, jedynie kilka samochodów osobowych na odcinku niemal 20 km. W środku lasu zaledwie dwie osady; maleńkie Lipy i spore Łośno oraz kilka ładnych jezior. 

W Łośnie
W Łośnie.

   Kłodawa to już Gorzów, pozostało jeszcze kilka kilometrów ścieżkami rowerowymi oraz przedrzeć się przez miasto na przeciwległe Janice.
   Pogoda nie rozpieszczała ale skoro wyjechałem w słońcu, należało wrócić a że nie była to najkrótsza droga to trudno, tak wyszło.



Rower:Kross Dane wycieczki: 57.43 km (5.40 km teren), czas: 03:20 h, avg:17.23 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Do Puszczy Gorzowskiej

Sobota, 14 listopada 2020 | dodano: 14.11.2020Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska

   Pomysł na sobotni wypad do Puszczy Gorzowskiej pojawił się nagle i niespodziewanie. Jeszcze w piątek po południu miałem sobotę zaprogramowaną w zupełnie inny sposób, ostatecznie okazało się że nikt nic ode mnie nie wymaga, słowem jestem wolny jak przysłowiowy konik polny. Kiedy jeszcze okazało się że znalazłem towarzysza do jazdy w tamtym kierunku decyzja mogła być tylko jedna kierunek Strzelce Krajeńskie i okolice. Krótki dzień i stosunkowo długa trasa spowodowały że mogliśmy się skupić tylko na kilku miejscach.
  Pierwszy krótki przystanek zrobiliśmy w podstrzeleckiej wiosce Brzoza. Okolice Strzelec nie są mi obce, ale tak się jakoś złożyło że nigdy tu jeszcze nie zajechałem. Z ciekawszych zabytków jest tutaj neoromański kościół zaadoptowany po roku 1952 na cerkiew prawosławną dla potrzeb ludności przesiedlonej tutaj w ramach akcji Wisła. Mniej szczęścia miał pałac w miejscowym majątku, bowiem spłonął w 1945 r. Częściowo zachował się zespół folwarczny.

Cerkiew w Brzozie koło Strzelec Krajeńskich
Cerkiew w Brzozie koło Strzelec Krajeńskich.

  Brzozę opuszczamy drogami gruntowymi kierując się ku widocznym na horyzoncie lasom. Kilka kilometrów kluczenia i lądujemy w Wilanowie maleńkiej osadzie na skraju Puszczy Gorzowskiej. Na końcu wsi rosną dwa pomnikowe drzewa. Jednym z drzew jest 350-letni klon, drugim ponad 400- letni dąb „Sobieski”. Dąb podobno jest najstarszym drzewem powiatu strzelecko-drezdeneckiego.
 
Pomnikowe drzewa w Wilanowie k/Strzelec Krajeńskich
Pomnikowe drzewa w Wilanowie. Na pierwszym planie dąb Sobieski.

  Brukowaną drogę do Santoczna opuszczamy dla dróg prowadzących leśniczówki Przyłęsko. Na szosie ponownie lądujemy na wysokości Rybakowa.
  Kalkulacja czasu pozwala jeszcze na króciutką wizytę w Dankowie, wiosce o bogatej historii, dość powiedzieć że przez pewien okres był otoczonym wałami miasteczkiem. Dziś zaglądamy jedynie na folwarczne podwórze i pod pomnikowy dąb nad jeziorem. Pałac częściowo spłonął za sprawą dziwnej fascynacji ogniem żołnierzy armii radzieckiej i ostatecznie po wojnie został rozebrany. Podobny los spotka zapewne niedługo opuszczone i walące się budynki gospodarcze.
   Opuszczamy Danków kierując się w kierunku Strzelec Krajeńskich, jeszcze tylko krótka wizyta pod mauzoleum rodu von Brandtów. Rodzina Brandtów weszła w posiadanie Dankowa w pierwszej ćwierci XIX wieku. Inicjatorem budowy rodowego mauzoleum był berliński kanonik Camillus von Brandt. Z Brandtami związane są dwie miejscowe legendy. Według jednej z nich Camillus zdecydował się pochować w mauzoleum swojego ojca wbrew jego woli. Ojciec życzył sobie mogiły na wiejskim cmentarzu. Od tego czasu duch starszego von Brandta błąka się po polach złorzecząc na decyzję syna. Według drugiej po okolicy błąka się konno również zjawa samego Camillusa prosząc napotkanych ludzi o wyregulowanie zegarka. Mauzoleum ukryte w wnętrzu piaszczystego stoku ma dwa pomieszczenia, pierwszym jest zamknięta na potężne drzwi kaplica z rozetą przypominającą rozety z średniowiecznych francuskich katedr. Kopuła kaplicy już dawno zapadła się do środka. Do wnętrza można zajrzeć przez dziury w drzwiach i okna. Trzeba tylko uważać aby na głowę nie spadł jakiś fragment budowli. Z kaplicy częściowo zamurowane drzwi prowadzą do sąsiedniego pomieszczenia z niszami na sarkofagi. Trumny z szczątkami von Brandtów podobno w 1945 r wyrzucili do jeziora szalejący w wiosce żołnierze radzieccy.

Mauzoleum rodu von Brandt w Dankowie
Mauzoleum rodu von Brandt w Dankowie.

   Teraz pozostało spróbować wrócić do domu w świetle dnia. Kolegę pożegnałem w Zwierzyniu, a mnie udało się dotrzeć do domu tuż przed zmrokiem


  
Rower:Kross Dane wycieczki: 132.40 km (18.00 km teren), czas: 06:42 h, avg:19.76 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Wilanów

Wtorek, 11 czerwca 2019 | dodano: 11.06.2019Kategoria ponad 100 km, pow. strzelecko-drezdenecki, Puszcza Gorzowska

  Odwiedziłem Wilanów, ale nie ten pod Warszawą :). Wilanów jest maleńką wioseczką na skraju Puszczy Barlineckiej, oddalony o kilka kilometrów od Strzelec Krajeńskich. W pobliżu leży Puszczykowo ale tam już nie dotarłem.
   Kiedyś już się przymierzałem do odwiedzenia tego zakątka, było to jednak tak dawno że zdążyłem już zapomnieć co chciałem tam zobaczyć ale temat gdzieś w zakamarkach pamięci jeszcze się kołatał.
    Nie zakładałem poszukiwań jakichś lokalnych ciekawostek, jedyne o czym pamiętałem to to że na rondzie w Strzelcach Krajeńskich należy kierować się na Barlinek. Pamiętałem również że w pobliżu szlaku leży strzelecki cmentarz komunalny a na nim nagrobek malarza Ludwiga Nostera, będący dziełem rzeźbiarza Hansa Latta. Obaj artyści byli znani w swoim czasie.
Noster urodzony w 1859 r w Strzelcach był wybitnym malarzem związanym z niemieckim dworem cesarskim, znany był głównie z portretów i pejzaży. Artysta zmarł przedwcześnie w 1910 r, a jego ciało zostało przeniesione do rodzinnych Strzelec. Pomnik na grobie Nostera wykonany z białego marmuru przedstawia kobietę wspartą na postumencie z medalionem i wizerunkiem malarza. Pomnik został odnowiony kilka lat temu z okazji setnej rocznicy śmierci artysty.
   Szlak do Wilanowa przez Piastowo i Wielisławice początkowo prowadzi sympatyczną gruntową aleją obsadzoną lipami aby w Wielisławicach przejść w zupełnie przyzwoity bruk.  Wilanów pozostawia równie sympatyczne wrażenie. Na końcu wsi rosną dwa pomnikowe drzewa. Jednym z drzew jest 350-letni klon, drugim ponad 400- letni dąb „Sobieski”. Dąb podobno jest najstarszym drzewem powiatu strzelecko-drezdeneckiego.
     Wycieczkę kontynuuję czerwonym szlakiem. Nużący wielokilometrowy bruk kończy się w Santocznie. Tu zaczynam się zastanawiać nad powrotem. Wybieram opcje na skróty czyli szosą do Zdroiska, przez rezerwat „Zdroiskie Buki” do Górek, leśną drogą do Płomykowa, znów szosą do Santoka i przez Polichno do domu.
   W Zdroisku wlazłem pod most na Santocznej. Zbudowany w latach trzydziestych betonowy most posiada w przyczółku konstrukcyjną ciekawostkę, jest to tunel z komorami pozwalającymi w razie zagrożenia założyć ładunki wybuchowe i szybko go zniszczyć.
     Była to ostatnie przerwa na trasie.

Strażacy na Noteci
Strażacy ćwiczący na Noteci.

Strzelce Krajeńskie , nagrobek malarza Ludwiga Nestera
Nagrobek malarza Ludwiga Nestera.

Wilanów - pomnikowe drzewa
Pomnikowe drzewa w Wilanowie.

Wilanów - 350-letni klon
Wilanów - 350-letni klon.

Pomnik przyrody
Pomnik przyrody.

Wilanów - dąb
Wilanów - dąb "Sobieski" .

W Santocznie
W Santocznie.

Tunel minerski pod mostem w Zdroisku
Tunel minerski pod mostem w Zdroisku.




Rower:Kross Dane wycieczki: 101.64 km (40.00 km teren), czas: 06:38 h, avg:15.32 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Pełczyc i Barlinka

Sobota, 26 sierpnia 2017 | dodano: 26.08.2017Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska, Zachodniopomorskie

     W końcu zmobilizowałem się na wielokrotnie odkładany wyjazd w okolice Barlinka. Niestety wyruszyłem dosyć późno, w efekcie na miejscu nie starczyło czasu na przejazd doliną Płoni, a taki był pierwotny cel. Dotarłem jedynie do „Młyna Papiernia”, ale o tym na końcu.
     Do Barlinka wybrałem się trasą omijającą ruchliwe drogi, a częściowo wręcz przez bezdroża. Nie był to najlepszy wybór, ale to okazało się dopiero w trakcie jazdy. Zatem szlak prowadził przez Santok, ścieżką przez rezerwat „Zdroiskie Buki”, w Zdroisku wracam na szosę do Dankowa, dalej w kierunku Barlinka z odskokiem do Pełczyc z metą w Barlinku.
     „Zdroiskie Buki” od strony Górek Noteckich tego lata chyba są rzadko odwiedzane. Droga zamieniła się w wąską zarośniętą ścieżkę, w niektórych miejscach przejazd utrudniają ciężkie do ominięcia kałuże. Jedyne co się nie zmieniło to widok meandrującej na dnie wąwozu Santocznej.
     W Dankowie zatrzymałem się na krótki popas, przejechałem w pobliżu kościoła i dawnego folwarku. Kiedyś piękne, dziś nikomu nie potrzebne budynki folwarczne powoli chylą się do upadku.
     W Krzynce sprawdziłem czy jeszcze pamiętam drogę do nagrobka porucznika Zocha. Głaz odszukałem w ubiegłym roku, a że leży kilkaset metrów od szosy więc można sobie pozwolić na krótką przerwę. Tym razem strzał był bezbłędny. Pomaga znajoma kępa drzew przy drodze, jedyny ślad po leśniczówce Neuhaus, siedzibie zasłużonych dla okolicznych lasów leśników Zochów. Skrajem łąki ledwo widoczną drogą docieram do ściany lasu. Wzdłuż lasu prowadzi znacznie wygodniejsza droga, sęk w tym że nie wiadomo gdzie na nią należało wjechać. Droga lekko pnie się górę, pojawiają się szpalery olbrzymich żywotników i w końcu głaz z inskrypcją. Napis informuje że jest to miejsce wiecznego spoczynku 25-letniego porucznika Georga Zocha. Georg został ranny i zmarł w szpitalu polowym pod Sedanem w październiku 1918 r. na miesiąc przed zakończeniem wojny. Po wojnie rodzina sprowadziła ciało syna i pochowała w pobliżu rodzinnej leśniczówki.

Krzynka - aleja drzewiastych żywotników
Krzynka - aleja drzewiastych żywotników.

Krzynka - nagrobek porucznika Georga Zocha
Krzynka - nagrobek porucznika Georga Zocha.

Ku pamięci porucznika Zocha
Ku pamięci porucznika Zocha  

     Kilkanaście lat wcześniej częstym gościem w leśniczówce bywał generalmajor Zoch (nieznanego imienia) bliski krewny leśniczego. Podczas jednej z wizyt w lipcu 1904 r. generał wybrał się nad jezioro Okunie. Podczas kąpieli zaczął się topić, tonącemu na ratunek ruszył jego ordynans Zawadzki. Utonęli obydwaj. Wydarzeniom tym jest poświęcony kolejny z głazów którego dziś jednak nie odwiedzę.


Zdjęcie z innej wycieczki.

     Czas wracać na szosę. Kilka kilometrów dalej skusił mnie swoją obietnicą drogowskaz „Pełczyce 10 km”. Tak rzadko tu bywam że grzech byłoby nie skorzystać z okazji do zobaczenia miasteczka. Skręcam, sięgam do map żeby sprawdzić co mnie czeka,... i tu spotyka mnie siurpryza. Wyszedłem już nieco na północ poza teren opisany na mojej mapie, zatem jazda w ciemno. Drogowskazy zniknęły, a właściciel drogi uważa że i tak jeżdżą tędy miejscowi więc wiedzą gdzie jadą.
     W Sarniku mijam zdewastowany park otoczony murem, a przez zamkniętą bramę za drzewami majaczą ruiny pałacu. Kilka minut spędziłem przed XVII-wiecznym kościółkiem. Kościółek w zupełnie podobnym stylu lecz bez dzwonnicy napotykam w kolejnej wiosce Niesporowicach.

Kościółek w Sarniku pod Pełczycami
Kościółek w Sarniku pod Pełczycami.

     Od strony z której przyjechałem jak wspomniałem nie uświadczysz drogowskazu. Droga zaczęła skręcać na południe, pojawiły się pierwsze wątpliwości. Jak się później okazało były całkowicie uzasadnione.
     Dojeżdżam do Niesporowic. Na wprost ukazuje się okazała brama prowadząca do dawnego folwarku. Nad wjazdem herby właścicieli, a za bramą trwała ruina czyli kamienne mury zabudowań pozbawione dachów. Drzewa rosnące w wnętrzach budowli już dawno wyrosły ponad mury. Dla sprawiedliwości trzeba dodać że część zabudowań jest zadbana i użytkowana. Ja jednak wracam na drogę oznaczoną znakiem pierwszeństwa przejazdu. Dzieci siedzące na środku jezdni z zdziwieniem spojrzały na przejeżdżającego cyklistę. Za chwilę wszystko się wyjaśniło, droga przechodzi w bruk, a kawałek dalej pojawiają się olbrzymie zielone stawy, a może to były tylko kałuże. Znak że nie tędy droga. Zawracam i teraz w Sarniku jak byk widać drogowskaz kierujący do Pełczyc. Szkoda że jak jechałem wcześniej był odwrócony do mnie plecami. Teraz poszło jak z płatka.

Monumentalna brama do majątku w Niesporowicach, wewnątrz wygląda znacznie gorzej
Monumentalna brama majątku w Niesporowicach, wewnątrz wygląda nieco gorzej. Po lewej ściany budynku bez dachu. Wewnątrz kilkunastoletnie drzewa.

     Po kilku kolejnych kilometrach ukazują się Pełczyce, sympatyczne, kilkutysięczne miasteczko na wzgórzach, otoczone jeziorami. Z tej racji że nie przygotowywałem się do odwiedzenia Pełczyc nie miałem wiedzy o interesujących miejscach. Intuicyjnie dotarłem pod mający XIII-wieczną metrykę kościół. Dopiero później dowiedziałem się że jest on częścią założenia klasztornego cysterek i w jego otoczeniu należałoby jeszcze poszukać ocalałego skrzydła klasztoru i dawnego folwarku klasztornego. O dawnym zamku von der Ostenów przypomina nazwa pobliskiej ulicy – Zamkowa. Na koniec krótka przerwa na Rynku Bursztynowym przed siedzibą władz gminy. Zastanawiałem się skąd przymiotnik bursztynowy przy nazwie rynku. Nie natknąłem się na żadną informację o handlu bursztynami, ale natrafiłem na wzmiankę że przez krótki okres w 1945 r. Pełczyce nosiły nazwę Bursztynowo, tłumaczone od jego niemieckiej nazwy Bernstein. Teraz pozostało tylko pożegnać się z Pełczycami i kontynuować podróż do Barlinka. Myślę że jeszcze tu kiedyś zawitam i poświęcę miasteczku więcej czasu.

W Pełczycach
Kościół w Pełczycach. Stanowił część założenia klasztornego cysterek. Klasztor został zbudowany na miejscu wcześniejszego grodziska.

Pełczycki Rynek Bursztynowy
Pełczycki Rynek Bursztynowy.

    Niestety w Barlinku zabrakło czasu na dolinę Płoni. Zwiadowczo dotarłem tylko do „Młyna Papiernia”. Znajdujący się na przedłożeniu ul. św. Bonifacego obiekt liczy sobie niemal 300 lat. Powstał na początku XVIII w jako papiernia należąca do rodziny Meisnerów. Półtorej wieku później w roku 1869 papiernia została przebudowana na młyn zbożowy i jako taki funkcjonował przez kolejny wiek, do roku 1972. Wtedy młyn ostatecznie zamknięto i przeznaczono do rozbiórki. I znów do obiektu uśmiechnął się los, urokliwym miejscem zainteresowała się grupka studentów i pracowników naukowych Instytutu Architektury Politechniki Szczecińskiej. W stare budynki tchnięto nowe życie. „Młyn Papiernię” można zwiedzać w soboty i niedzielę w godz. 11ºº-17ºº , a ja pojawiłem się tam tuż po 17ºº.

Barlinek - Młyn Papiernia
Barlinek - "Młyn Papiernia" w dolinie Płoni.

     Zawróciłem do Barlinka, tam odwiedziłem przejazdem szkolnego kolegę z którym ostatni raz widzieliśmy się na początku lat dziewięćdziesiątych. Było to jeszcze przed erą telefonów komórkowych, ba telefon stacjonarny był jeszcze wtedy dobrem niedostępnym dla szerszego ogółu. Dopiero niedawno, po ćwierćwieczu ponownie nawiązaliśmy z sobą kontakt telefoniczny . Po króciutkiej wizycie i po szybkiej kawie ruszyłem do domu. Jechało się wyjątkowo dobrze, i gdyby nie zapadający zmrok pewnie skusiłbym się na dodatkowe kilkadziesiąt kilometrów.



Rower:Kross Dane wycieczki: 155.44 km (12.00 km teren), czas: 08:13 h, avg:18.92 km/h, prędkość maks: 43.20 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

W Puszczy Gorzowsko- Barlineckiej

Sobota, 11 czerwca 2016 | dodano: 12.06.2016Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska

  Na sobotę zaplanowałem sobie wyjazd do Gorzowa i jak się uda to wyprawę do Barlinka. W Gorzowie miałem do odebrania wyniki badań, a potem do własnej dyspozycji całą resztę dnia. Tuż za Gorzowem dostałem informację że jest bardzo wskazane abym pojawił się w domu około siedemnastej. Z oczywistych przyczyn na Barlinek zabrakło czasu, ale pozwoliłem sobie trochę powałęsać się po otulinie Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego.
  Na początek miejsce które widziałem ponad rok temu – Marzęcin. Miejsce w lesie nad Kłodawką, kilka kilometrów za Mironicami gdzie do stycznia 1945 istniała spora wioska Marienspring. Byt Marienspring został przerwany po tym jak przy dogodnej przeprawie przez dolinę Kłodawki kilka niemieckich czołgów usiłowało stawić bezskuteczny opór kolumnie radzieckich czołgów. Po walce Rosjanie prawdopodobnie w akcie zemsty za poległych kolegów metodycznie spalili pobliską wioskę. W jednym z płonących domów zginęła dziewięcioletnia dziewczynka Erika Sommerfeld. Kikuty spalonych domów zostały uprzątnięte w latach osiemdziesiątych. Dziś na miejscu wioski nadleśnictwo Kłodawa urządziło parking z wiatami i miejsce na ognisko, na pobliskim stromym stoku w miejscu starego cmentarza urządzono lapidarium, zbudowano schodki i barierki do Źródła Marii, a dzieci z szkoły w Kłodawie ufundowały tablicę na grobie małej Eriki. Przy wejściu na teren wita turystę dzwonnica i kriegerdenkmal poświęcony pamięci poległym w I wojnie światowej mieszkańcom wsi.


Marzęcin - dzwonnica.


Kriegerdenkmal


Grób małej Eriki


Źródło Marii. Miała być krystalicznie czysta i smaczna woda, naprawdę jest ohydna i zalatująca bagnem.


Stary kamienny drogowskaz do Marienspring. Napisy nieczytelne.

   W drodze do Marzęcina obok ośrodka "Azyl" powodowany ciekawością wjechałem w leśną boczną drogę. Przede mną skręcało tam kilka samochodów, więc jest tam coś co je ściągnęło. Samochody pojechały gdzieś dalej, ale droga okazała się zbyt piaszczysta do dalszej jazdy. Za to odkryłem tam urocze jeziorko o nazwie Leśne z sporą wiatą i amfiteatralnie ułożonymi ławami i stołami. Piękne miejsce na imprezę w plenerze.


Nad Jeziorem Leśnym

    Tym razem opuszczając Marienspring pominąłem pomnik leśniczego który w latach dwudziestych zginął w pobliżu z rąk kłusowników.  Pomnik postawili mu koledzy leśnicy. Do pomnika trzeba byłoby zboczyć około kilometra w przeciwnym kierunku, a ja ponadto opuściłem teren jadąc dawną uliczką wioskową i musiałbym dodatkowo zawracać kilkaset metrów.
   Droga z Mironic do Marzęcina i dalej, to były wielokilometrowe bruki. Wydostałem się wprawdzie na nawierzchnie bitumiczne gdzieś na wysokości drogi do leśniczówki Mszaniec, ale tylko po to by po jej przekroczeniu wjechać na szlaki podobne i gorsze.
   Skoro Barlinek odpadł nieodwołalnie zdecydowałem się na jazdę lasami do Zdroiska z wszelkimi wariantami jakie się nasuną w trakcie podróży. Czasu powinno wystarczyć aż nadto.
   Na początek cel najbliższy Mszaniec. Mszaniec okazał się być małą kilku zagrodową osadą z leśniczówką. Na skwerku przed leśniczówką tablica informująca że w latach sześćdziesiątych częstym gościem bywał tu znany przyrodnik, literat i myśliwy Włodzimierz Korsak.
   Dalszą drogę wskazuje oznakowany szlak rowerowy. Chciałbym uniknąć zbędnego błąkania się, toteż na wszelki wypadek postanawiam trzymać się tych znaków. Niedługo potem przecinam brukowaną drogę. Droga ta prowadzi między innymi do leśniczówki Okno. Miałem przyjemność jechać tym brukiem miesiąc temu wracając z Barlinka.
  Kilka kilometrów leśnych dróg różnej jakości i wyjeżdżam w miejscu którego właściwie nie oczekiwałem, ale mapa nie kłamie to musi być Łośno. Tu już byłem dwukrotnie, ale nie próbowałem jeszcze drogi do Santoczna. Podczas pierwszego pobytu rozpytywana na tą okoliczność mieszkanka Łośna miała wątpliwości czy jest ona przejezdna. Skoro jednak jak byk na skrzyżowaniu stoi drogowskaz kierujący na bruk do Santoczna zakładałem że taka nawierzchnia będzie do samego końca, więc skąd te wątpliwości. Jak się później okazało nie były one bezpodstawne, bruk się wkrótce skończył żeby pojawić się ponownie dopiero w Santocznie, ale poza dwoma krótkimi odcinkami nie było najgorzej.


W Santocznie. Obok w krzakach stał jeszcze post-militarny Ził 131


Lapidarium urządzone na skraju dawnego ewangelickiego cmentarza w Santocznie.


Jeden z najstarszych budynków Santoczna. Dawny magazyn hutniczy z
aadoptowany w 1767 r na potrzeby kultu . 


Do budowy pierwszej niemieckiej maszyny parowej użyto blach wyprodukowanych w Santocznie


Widzę w tym inspiracje rzeźbami Hasiora. Skala może mniejsza niż w Koszalinie i Szczecinie, ale w sam raz na miarę Santoczna :)

   W Santocznie zrobiłem rundkę po centrum miejscowości. Wioska w swoich początkach w XVIII w. była osadą przemysłową. Istniejący tu zakład metalurgiczny produkował początkowo amunicję potrzebną do pruskich dział podczas wojen napoleońskich, później produkcja była bardziej pokojowa, a mianowicie były to blachy, gwoździe i narzędzia rolnicze. Tu również wyprodukowano części do pierwszej niemieckiej maszyny parowej. Zakład działał do 1945 r. w swojej ostatniej fazie produkując lemiesze do pługów ze zużytych kół kolejowych.
   W Santocznie zobaczyłem drogowskaz "Różanki 6 km", jest zatem możliwość ominięcia Zdroiska. Skoro tak można to czemu nie skorzystać. Nie jest to wprawdzie szosa ale ulepszona droga leśną. Szczególnie malownicze miejsca na tym odcinku znajdują się na przesmyku między jeziorami Jeż i Ostrowite. Spotykam kilkoro cyklistów, zapewne wypuścili się na spacery z pobliskiego ośrodka nad jeziorem Nierzym.
 W Różankach byłem o zupełnie przyzwoitej porze, a skrót do Janczewa już dawno przetestowany. Jest szansa że do siedemnastej znajdę się w Skwierzynie.


W Czechowie

    I pewnie by się udało gdyby nie pomysł zjechania z Janczewa w dolinkę na dnie której leży Czechów. Dla mnie ta droga jest feralna, jak dotychczas połowa zjazdów kończyła się kapciami. Nie inaczej stało się dzisiaj, na domiar złego obie dętki zapasowe w moim przekonaniu dobre, okazały się dziurawe. Pozostało klejenie jednej z nich. A dziura w starej powstała z przyczyn naturalnych, pewnie wskutek zmęczenia materiału. Muszę przyznać że spotkałem się dziś z sporą dawką życzliwości od przejeżdżających bikerów. Dosłownie nikt mnie nie minął bez pytania czy nie potrzebuję pomocy. Dziękuję koledzy za dobre chęci !
    Do domu jednak trochę się spóźniłem. Wszystko zwaliłem na awarię przezornie nie wspominając że po drodze wstąpiłem jeszcze do znajomego w Lipkach po książki międzyrzeckiego regionalisty p. Andrzeja Chmielewskiego. Znajomy uczestniczy w przygotowywaniu ich do druku i w swojej życzliwości dzieli się ze mną swoimi egzemplarzami autorskimi. 


Rower: Dane wycieczki: 122.59 km (63.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

W sercu Puszczy Gorzowskiej

Sobota, 21 listopada 2015 | dodano: 21.11.2015Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska

   O tym że dziś będę w Gorzowie wiedziałem od kilku dni. Pozostawało tylko pytanie czy pojadę rowerem, czy jakimś innym środkiem lokomocji. Na szczęście pogoda pozwoliła na rower, zatem zrobiłem poranne zakupy i w drogę. Droga do Gorzowa w wersji przez Santok. W Gorzowie wpadam na kilka minut do szpitala na Dekerta i jestem wolny na całą resztę dnia. Jadę w dalszą drogę, dziś zobaczę Łośno. Dlaczego zainteresowało mnie Łośno o tym niżej.
      Kiedyś podczas pobytu w Marzęcinie http://jorg.bikestats.pl/1313538,Marzecin-wioska-k... dotarłem do pomnika Hermana Schulza. Przypadkiem tak się składa że dziś jest niemal 92 rocznica wydarzeń które były przyczyną zbudowania tego postumentu. Otóż 18 listopada 1923 r trzech panów, mieszkańców Łośna wybrało się na kłusowanie. Zostali przyłapani na gorącym uczynku przez leśniczego Schulza.  Przy próbie zatrzymania kłusowników został przez nich pobity i porzucony. Jakimś cudem zdołał dotrzeć do swojej leśniczówki, wyszeptać "kłusownicy" i skonał. Leśniczówka Schulza istnieje do dzisiaj, nazywa się Gośniewiec i znajduje się mniej więcej naprzeciwko ośrodka "Azyl" w Mironicach. Po kilku dniach kłusownicy wpadli w sidła i dostali się w ręce gorzowskiego wymiaru sprawiedliwości. Zapadł surowy wyrok; dwóch skazano na karę śmierci, jednego na kilka lat więzienia. Trzeba dodać że w ręce kata trafił tylko jeden z skazanych, drugi sam go wyręczył popełniając w celi samobójstwo. Natomiast koledzy zamordowanego leśnika postawili mu pomnik o którym wspomniałem na początku.
     Dziś chciałem odwiedzić wioskę dawnych kłusowników, a potem według mojej wizji miałem przedostać się do Santoczna i Zdroiska. Następnie z Różanek drogami terenowymi dotrzeć do Janczewa i przez Santok wrócić do domu. 
W Kłodawie na moje pytanie o drogę do Łośna dwóch obywateli niezależnie od siebie udzieliło mi niespójnych , a nawet trochę się wykluczających informacji. Dopiero mapa, a później drogowskaz ostatecznie rozwiały moje wątpliwości. Co do Santoczna to wszelkie wcześniejsze pomysły upadły już przed Łośnem na widok drogowskazu kierującego na bruk ciągnący się w las aż po horyzont. W Łośnie przed kościołem wdałem się w pogawędkę z sympatyczną starszą panią. Dowiedziałem się od niej że do Zdroiska można również dotrzeć asfaltem, ale to daleko - trzeba jechać do Lip, potem jeszcze kilka kilometrów przez las, aż do drogi z Dankowa, następnie oddalając się od Dankowa mam zostawić po prawej stronie Rybakowo i Santoczno aż dotrę do celu. Natomiast na tamtejsze bruki wybiorę się kiedyś przy dłuższym dniu, widziałem że jest ich tam więcej, np. do Mszańca.


Kościółek w Łośnie - początek XX w. Na pierwszym planie fragmenty "Kriegerdenkmal" - pomnika poległych w I wojnie światowej mieszkańców Łośna.

     Drogę z Dankowa już znam, byłem tam latem. Miałem ochotę skręcić do Rybakowa, (w Santocznie już byłem) ale ostatecznie dałem spokój. Z braku czasu dałem również spokój z niepewnymi eksperymentami na odcinku z Różanek do Janczewa. Z Zdroiska do Płomykowa przejechałem szlakiem przez rezerwat. Chwilowo nie polecam ewentualnym naśladowcom. Przy wjeździe w Zdroisku i wyjeździe pod Górkami Noteckimi ciężkie do pokonania błoto. 
    Do Skwierzyny wjeżdżam na resztkach dziennego światła. Rano wyjeżdżając z miasta miałem nadzieję że wieczorem uda się (trochę nielegalnie) przejechać nową przeprawą przez Wartę. Nie udało się, drogowcy jeszcze kładli asfalt.


W dole meandrująca Santoczna.


Na platformie widokowej nowe elementy - dwie ławeczki.


Rower: Dane wycieczki: 109.47 km (10.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Zdroiskie Buki

Czwartek, 7 maja 2015 | dodano: 07.05.2015Kategoria pow. strzelecko-drezdenecki, Puszcza Gorzowska

   Wyjazd z serii nieplanowanych, trasa spontaniczna, sukces połowiczny.
   W drogę zabrał się ze mną Januszek o którym wspominałem już w wcześniejszych wpisach. Pewne obawy budziły przepływające chmurki chcące się pozbyć nadmiaru wody. Deszczu udało się szczęśliwie uniknąć, chociaż gdzieś nas wyprzedzał bo kilku miejscach szosa była świeżo zmoczona.
Trasa ze Skwierzyny przez Santok i Płomykowo. Do rezerwatu wjechaliśmy od strony Górek Noteckich. Założeniem było dojechać do Zdroiska, a potem się zobaczy. Dotarliśmy doliną Santocznej mniej więcej do połowy, a mianowicie tylko do platformy widokowej. Niebo od chmur zrobiło się aż granatowe,  więc zdecydowaliśmy "trzeba wracać". Możliwe że tak to wyglądało tylko z dna lasu, bo na otwartej przestrzeni znów się przejaśniało.


Napis na kamieniu, pomniku leśników opiekujących się buczyną nad Santoczną, coraz bardziej nieczytelny. Kto o nim nie wie, ten nawet na głaz nie zwróci uwagi.


Droga prowadząca wzdłuż Santocznej, przez całą długość rezerwatu.


Trochę to dziwne, ale platforma zachowała jeszcze dziewiczą świeżość.

   Manierą Januszka jest jazda daleko w przodzie. Dziś zrobił  również tak samo. Nie ma kompletnie rozeznania w tamtych okolicach, a w drodze powrotnej majaczył mi tylko gdzieś tam na horyzoncie na prostych odcinkach. Widziałem że pogonił do Górek Noteckich. Trzeba było jechać za "zgubą". Za karę do Santoka wróciliśmy przez Brzezinkę. Miałem z tego złośliwą satysfakcję bo facet cierpi jeżdżąc po wybojach, a tamtejsza droga niczym tarka do prania należy do poprzecznie prążkowanych. 


Przez chwilę pokazała się tęcza.

   Dalszy powrót standardowy przez Santok, Polichno, Murzynowo.  


Rower: Dane wycieczki: 72.00 km (20.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Marzęcin - wioska której już nie ma

Sobota, 2 maja 2015 | dodano: 03.05.2015Kategoria Puszcza Gorzowska, pow. gorzowski

   Zupełnie niespodziewanie dla samego siebie znalazłem się dziś w Marzęcinie, miejscu gdzie ongiś znajdowała się wioska Marienspring.
   Wspomniałem niedawno Arturowi że planuję wyjazd do Marzęcina. Kiedyś tam jeździł, więc próbowałem go podpytać o wskazówki jak tam dotrzeć. Dziś rano zaproponował "pakujemy się z rowerami na pociąg do Gorzowa i jedziemy do Marzęcina". Sobotni rozkład jazdy nie bardzo nam sprzyjał, wyjechaliśmy dopiero po trzynastej. Następnie przejazd do Kłodawy i dalej do Mironic. W Mironicach robimy króciutką przerwę na placu gdzie kiedyś stał kościół, a teraz pozostały tylko fundamenty i fragment ołtarza. Tablica informuje że został zbudowany na początku XX w. (kilkanaście lat wcześniej spalił się dotychczas używany stary kościół pozostały jeszcze po zsekularyzowanym klasztorze cystersów). Uszkodzony w trakcie działań wojennych stał nie używany. W latach 60. w ramach akcji "1000 szkół na tysiąclecie" został rozebrany a pozyskany materiał został zużyty na budowę szkół.


Fundamenty po kościele w Mironicach.

   Od tego momentu przemierzyliśmy wiele kilometrów po brukach lub drogach gruntowych. Po kilku kilometrach jazdy mijamy leśniczówkę i ośrodek "Azyl". Jeszcze kilka kilometrów i kamień z strzałką i napisem "Pomnik leśniczego" sygnalizuje że jesteśmy na miejscu. Marzęcin znajduje się kilkadziesiąt metrów w kierunku przeciwnym niż wskazuje strzałka.
Co dowiedziałem się o samym Marzęcinie. Otóż wioska powstała w XVIII w. jako osada przemysłowa. Za czasów Fryderyka II wzrosło zapotrzebowanie państwa pruskiego na produkty kuźnic, wtedy w miejscowej fabryczce napędzanej kołem wodnym o średnicy ponad 3 m. produkowano m.in. kartacze - rodzaj rozpryskowych pocisków artyleryjskich. Kiedy produkcja miejscowej kuźnicy stała się nieopłacalna odkupił ją landsberski fabrykant papieru Ernst Gotthilf Rätsch i przerobił na młyn-papiernię, a pobliskie źródełko nazwał imieniem swojej córki Marii "Marienspring". Nazwa przeszła również na osadę. W późniejszych latach papiernię zastąpił młyn zbożowy.
   Wieś była całkiem spora, w 1939 r. mieszkały tu 133 osoby. Była szkoła z boiskiem, gospoda, remiza strażacka strzelnica i dwa cmentarze. Obok dzwonnicy znajdował się "kriegerdenkmal" upamiętniający siedmiu poległych w I wojnie mieszkańców Marienspring. Ósme nazwisko z pomnika należy do leśniczego Hermana Schulza który nie zginął w latach wojny ale kilka lat później z rąk kłusowników.


Kriegerdenkmal w Marzecinie.

   W styczniu 1945 w miejscu dogodnym do przeprawy przez Kłodawkę kilka czołgów niemieckich zastawiło zasadzkę na zbliżającą się kolumnę czołgów radzieckich. Nieszczęśliwie dla Niemców na ich tyłach pojawił się pojedynczy uszkodzony radziecki czołg. W powstałym zamieszaniu niemieckie czołgi zostały zaskoczone i zniszczone przez nadjeżdżającą kolumnę czołgów radzieckich. Rosjanie po zniszczeniu czołgów spalili metodycznie całą miejscowość, dom po domu . W jednym z domów zginęła 9-letnia mieszkanka Marienspring - Erika Sommerfeld, jej samotny grób znajduje się po drugiej stronie Kłodawki. Resztki domów rozebrano w 1983 r.


Grób Eriki Sommerfeld odrestaurowany staraniem dzieci z szkoły w Kłodawie.

   Na skarpie starego cmentarza  z zachowanych nagrobków utworzono lapidarium. Nie dano mi sprawdzić czy zachowały się jakieś ślady w dalszej części wioski po drugiej stronie wjazdu.


Lapidarium.


Nazwisko Thiele musiało być w tych okolicach popularne, napotkałem je np. na cmentarzu w Goruńsku i nie tylko tam.


Źródełko Marii.


Stawy zostały spuszczone, po dnie sączy się Kłodawka.

   Około dwóch kilometrów po przeciwnej stronie brukowanej drogi którą tu dotarliśmy znajduje się pomnik - głaz, ustawiony dla uczczenia pamięci leśniczego Hermana Schulza. Leśniczy Schulz 18 lutego 1923 r. przyłapał w tym miejscu na gorącym uczynku trzech kłusowników z pobliskiego Łośna. Podczas próby zatrzymania z skłusowaną sarną został przez nich dotkliwie pobity i zmarł wkrótce po dotarciu do leśniczówki. W miejscu zbrodni koledzy leśnicy wystawili mu pomnik.


Pomnik leśnika.

   Z Marzęcina podjechaliśmy do miejsca gdzie bruk rozchodzi się w kierunku Rybakówki Kabatek oraz w kierunku szosy Gorzów - Barlinek. Nas interesowała już tylko szosa. Powrót do Skwierzyny przez Kłodawę - Wojcieszyce- Wawrów i dalej przez Santok.
  PS. Kamienie poniżej wkleiłem jako przykład niezbyt udanej informacji turystycznej. Nic mi ta mapa nie wyjaśniła. Dopiero w domu odszukałem w internecie starą tablicę która stała w Marzęcinie i te znaczki stały się zrozumiałe, ale chyba nie o to w tym chodzi.






Rower: Dane wycieczki: 82.00 km (23.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)