- Kategorie:
- gm. Bledzew.61
- gm. Brójce.3
- gm. Deszczno.15
- gm. Miedzyrzecz.62
- gm. Przytoczna.37
- gm. Pszczew.35
- gm. Santok.34
- gm. Skwierzyna.31
- Gorzów.27
- kierunek Kostrzyn.9
- Lubniewice.21
- Łagów.10
- MRU.51
- Nowa Ameryka.1
- okolice Trzciela.18
- ponad 100 km.196
- ponad 200 km.7
- pow. gorzowski.19
- pow. międzychodzki.51
- pow. nowotomyski.4
- pow. słubicki.5
- pow. strzelecko-drezdenecki.32
- pow. sulęciński.67
- pow. świebodziński.28
- Poznań.4
- Puszcza Drawska.8
- Puszcza Gorzowska.8
- Puszcza Notecka.65
- Puszcza Rzepińska.5
- Rodzinne strony.7
- Stare nekropolie i mauzolea.13
- Szamotuły.1
- Wielkopolska.43
- Zachodniopomorskie.10
- Zbąszynek.2
Wpisy archiwalne w kategorii
pow. międzychodzki
Dystans całkowity: | 5373.88 km (w terenie 1122.50 km; 20.89%) |
Czas w ruchu: | 278:52 |
Średnia prędkość: | 16.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 32.80 km/h |
Liczba aktywności: | 51 |
Średnio na aktywność: | 105.37 km i 6h 38m |
Więcej statystyk |
Dormowskie Góry
Wtorek, 19 kwietnia 2022 | dodano: 19.04.2022Kategoria pow. międzychodzki
Po wczorajszej wycieczce na Górę Trębacza dziś spróbowałem zdobyć szczyt kolejnej znacznie wyższej Góry Królewskiej (116 m n.p.m.) leżącej w pobliżu Dormowa. W samym Dormowie bywałem już wcześniej kilkakrotnie. Do Dormowa dotarłem w większości leśnymi zupełnie przyzwoitymi drogami pożarowymi. Przy okazji natknąłem się na znaki czarnego szlaku turystycznego, który trzeba będzie kiedyś sprawdzić.
Wioska leży w malowniczej dolince pomiędzy wzgórzami, jednym z nich jest wspomniana Góra Królewska którą dotychczas jakoś omijałem. W ogóle tamtejszy teren leżący pomiędzy Nowym Gorzyckiem, Międzychodem, Dormowem i Pszczewem jest mocno pomarszczony i jazda tamtejszymi traktami leśnymi jest serią naprzemiennych zjazdów i podjazdów. Ostatni podjazd wyprowadził mnie na kulminację wzniesienia, stamtąd pozostał już tylko zjazd do Dormowa. Szczyt leży w lesie zatem nie można z niego podziwiać żadnych rozległych widoków.
Według miejscowej legendy w schyłkowym okresie III wojny północnej, której częścią była polska wojna domowa 1704-1706 pomiędzy zwolennikami Stanisława Leszczyńskiego a Augusta II Mocnego, na wzgórzach w pobliżu Dormowa okopały się niedobitki armii szwedzkiej nękanej przez wojska polskie wspierane przez saskich dragonów i Kozaków. Na najwyższym z nich obozowała świta Karola XII. Pewnej nocy rozszalała się burza która zniszczyła Szwedom obozowisko i skromne zapasy żywności. Rano rajtarzy zaczęli w okolicy szukać żywności na posiłek dla monarchy. Miejscowi mieszkańcy już wcześniej uciekli zabierając z sobą swój dobytek, dopiero w stodole w Dormowie natknęli się na chłopa który zapewne nie do końca dobrowolnie podzielił się z królem swoimi skromnymi zapasami. Król po śniadaniu zaprosił go na pogawędkę do swojego namiotu. Między innymi zapytał, czy w okolicach Dormowa często zdarzają się takie wichury. Sprytny kmieć odpowiedział, że nawałnice są bardzo częste i powodują mnóstwo szkód. Szwedzi postanowili więc przenieść obóz w bezpieczniejsze miejsce i ruszyli taborem do Międzychodu, natomiast chłop chwalił się potem, że wywiódł w pole Szwedów, a w dodatku zjadł śniadanie z ich królem...
Powrót do domu przez Łowyń, Pszczew i Międzyrzecz.
Podjazd na Górę Królewską w Dormowie.
Dormowo. Pomnik mieszkańców poległych w obydwu wojnach światowych i powstaniu wielkopolskim.
W Dormowie.
Św. Wojciech z Pszczewa. Legenda wiąże działalność św. Wojciecha również z Pszczewem. Kapliczka stoi na miejscu pierwszego, rozebranego jeszcze w XVIII w. drewnianego kościoła pszczewskiego.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
90.95 km (32.00 km teren), czas: 05:51 h, avg:15.55 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Buki nad jeziorem Lutomskim
Czwartek, 24 lutego 2022 | dodano: 24.02.2022Kategoria pow. międzychodzki
Wybrałem się pod Sieraków za sprawą rezerwatu "Buki nad jeziorem Lutomskim". Kiedyś natrafiłem na jakiś opis cyklistów przedzierających się przez rezerwat ścieżką nad brzegami jeziora, opis mnie na tyle zaciekawił że sprawa zwiedzenia rezerwatu stała się kwestią otwartą. W samym Lutomiu bywałem już wcześniej kilkakrotnie, jednak rezerwat leży na przeciwległym brzegu długiego i wąskiego jeziora i jakoś należało się do niego przedostać. Dziś wybrałem się tam tylko i wyłącznie w celu zlokalizowania rezerwatu. Rezerwat odnalazłem, jednak na błotnisty szlak pieszy poprowadzony brzegiem jeziora się nie zapuściłem. Znam miejsca wylotowe szlaku z obydwu stron i być może latem spróbuję go sforsować.
Rezerwat leży w okolicy wioski Grobia i obejmuje wąski pas zachodniego brzegu jeziora Lutomskiego. Jest to stroma krawędź wysoczyzny morenowej opadającej do rynny jeziora porośnięta starym lasem bukowym. Zbocze jest ponacinane licznymi jarami. Teren jest objęty ścisłą ochroną i można go zwiedzić poruszając czerwonym szlakiem turystycznym. Zbaczanie z szlaku jest bezwzględnie zabronione. Teren do złudzenia przypomina, znany mi z dzieciństwa i codziennej drogi do szkoły, las Buczyna na zboczu góry Czub w Zalasowej pod Tarnowem. Tam również buki porastały urwiste zbocze pocięte wąwozami, u którego podnóża leżały liczne bagienka i źródliska.
Do Sierakowa dostałem się północnym brzegiem Warty jadąc skrajem Puszczy Noteckiej. Powrót przez Kurnatowice, Prusim i Kamionną, skąd już bezpośrednio do domu drogą krajową 24. Pierwotnie zakładałem że w Kamionnej zboczę w kierunku Pszczewa i ominę krajówkę niemal w całości, jednak życie zweryfikowało plany i zwyczajnie zabrakło by około 1,5 godziny czasu do zmroku.
Odbudowany budynek dawnego kościoła ewangelickiego w Sierakowie, teraz ma być siedzibą muzeum.
Panorama Sierakowa.
Nepomuk z brzegu Warty w Sierakowie.
Rezerwat przyrody wita.
Buczyna nad jeziorem Lutomskim.
Wlot jednego z wąwozów.
Powalony olbrzym.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
113.86 km (17.00 km teren), czas: 06:49 h, avg:16.70 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zatom Stary
Poniedziałek, 14 lutego 2022 | dodano: 14.02.2022Kategoria pow. międzychodzki, ponad 100 km
Kolejny piękny wiosenny dzień skłonił mnie do dłuższego wyjazdu. Jako emeryt mam już fajrant po porannym myciu zębów :), czesać się nie muszę. Dopóki nie da się wejść z szpadlem na działkę muszę sobie jakoś zapełnić czas. Ostatnio jeździłem pod Trzciel w poszukiwaniu grodzisk i dziś przyszło mi do głowy grodzisko leżące w okolicy Zatomia Starego pod Międzychodem. Do samego Zatomia Starego też jeszcze nigdy nie zaglądnąłem, chociaż leżący po drugiej stronie Warty Zatom Nowy jest mi dobrze znany. Między obiema wioskami podobno kursuje prom. Według tablicy informacyjnej co 15 minut, ale ja osobiście nigdy go nie widziałem w akcji.
Zatom Stary sprawia sympatyczne wrażenie, w centrum wioski jest spory placyk z figurą Matki Boskiej z Dzieciątkiem, wokół placyku oprócz kilku zagród stoi współczesny kościół i remiza OSP. Na przełomie wieków XIX/XX wieś była zdecydowanie polska i katolicka, tylko nieliczni protestanci byli niemieckojęzyczni. Zarówno katolicy jak i protestanci należeli do swoich parafii w Sierakowie. Wspominam o tym w związku z figurą Matki Boskiej. Obecna jest co prawda z roku 1947, ale została postawiona na miejscu wcześniejszej z roku 1882. Otóż kiedy podczas represji jakie spotkały katolików w czasie Kulturkampfu, i od roku 1877 przez kilka lat pozostawała nieobsadzona parafia w Sierakowie, do Zatomia w przebraniu fryzjera przybył z Poznania ks. Barcikowski. W miejscowej szkole potajemnie odprawiał nabożeństwa dla zatomian i sierakowian. Wkrótce został aresztowany jednak przed odejściem zostawił zakupioną przez siebie figurę która później stanęła w centrum wioski na murowanym cokole. Pierwotną figurę w grudniu 1939 roku zniszczyła młodzież z Hitlerjugend. W 1947 na miejscu poprzedniej ustawiono nową figurę. Kościół jest współczesną budowlą wzniesioną w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Po okrążeniu wioski odszukałem drogę do Aleksandrowa. O Aleksandrowie kiedyś czytałem jako o XIX wiecznym zakładzie produkcyjnym który ostatecznie został zwykłą osadą rolniczą. Według mapy powinna tam prowadzić droga która okazała się piaszczystą drogą gruntową. W samym Aleksandrowie spodziewałem się jakiejś małej ulicówki tymczasem niespodziewanie dla siebie samego znalazłem się na zapleczu jakiegoś dużego gospodarstwa. To było całe Aleksandrowo.
Przemysłowy rodowód Aleksandrowa wywodzi się z zbudowanego tu w roku 1823 wapiennika. Wapiennik korzystał z miejscowego wapienia i nieograniczonej ilości drzewa do jego wypalania z otaczających bezkresnych lasów. Pewną trudnością był wywóz uzyskanego wapna jednak sąsiedztwo Warty pozwalało na skorzystanie z jej nurtu jako dogodnej i taniej arterii komunikacyjnej. Z strony ekonomicznej przedsięwzięcie było strzałem w dziesiątkę, istniejące w dostatecznej ilości surowce o niewielkiej wartości handlowej były przerabiane na poszukiwany produkt i dzięki rzece był tani transport na rynki zbytu. Na miejscu powstała również osada dla rodzin robotników obsługujących wapiennik, która później z początkiem XX wieku przekształciła się w folwark, poprzednik dzisiejszego gospodarstwa.
W sąsiedztwie osady nad jeziorem Białcz widać ślady wczesnośredniowiecznego grodziska (datowanego czasem na 2,5 tys. lat, choć być może oba szacunki są poprawne) zwanego Zielona Chojna I. Leżące pomiędzy rzeczkami Bieliną a Kamionką grodzisko oddzielone jest od otaczającego lasu wodami, łąkami i ogrodzeniem. Zrobiłem jeszcze jeden podjazd drogą pomiędzy rzeczkami ale tam również natrafiłem na płot. Tabliczki na ogrodzeniu ostrzegają przed zwierzętami i to bynajmniej nie przed poczciwymi pieskami lecz znacznie potężniejszą rogacizną. Aż takiego parcia na wejście nie miałem żeby forsować płot, rozpocząłem odwrót do domu.
Z pieskami miałem natomiast przeprawę za Kolnem gdzie z odosobnionego gospodarstwa wybiegły trzy sztuki i zmusiły mnie do zejścia z roweru. Pieszy już nie był dla nich tak interesujący. Z Kamionnej pomimo innych pierwotnych założeń do domu pojechałem DK 24. Znów się udało dotrzeć w całości chociaż św. Piotr czekał w gotowości na rowerzystę rozjechanego przez rozpędzoną ciężarówkę.
Zatom Stary - współczesny kościół.
Figura Matki Boskiej w Zatomiu Starym.
Przeprawa promowa w Zatomiu.
Aleksandrowo, grodzisko Zielona Chojna I.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
100.20 km (16.00 km teren), czas: 06:09 h, avg:16.29 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rezerwat Kolno Międzychodzkie
Czwartek, 3 lutego 2022 | dodano: 03.02.2022Kategoria pow. międzychodzki
Do rezerwatu Kolno Międzychodzkie już kiedyś robiłem dwa podejścia. Oba nieudane za sprawą psów biegających luzem przy skupie katalizatorów w Kolnie. Obok skupu biegła jedyna znana mi droga do rezerwatu a brysie wielkości cielaka wykazywały się dużą czujnością miały najwyraźniej wrogie zamiary względem turysty-intruza, czyli mnie. Wtedy odpuściłem, ale przeprowadziłem rozeznanie i okazało się że do rezerwatu jest znacznie łatwiejsze podejście od strony podmiędzychodzkiego Bielska. Sprawa sprawdzenia nowego szlaku została odłożona do najbliższej sprzyjającej okazji.
Jeszcze dziś wyjeżdżając w kierunku Międzychodu nie przesądzałem czy zdążę dotrzeć nad Jezioro Koleńskie. „Kolno Międzychodzkie”, jest rezerwatem leśnym malowniczo położonym między jeziorami Koleńskim i Kludno. Z opisu rezerwatu wynika że najciekawszych wrażeń należałoby oczekiwać w okresie wiosennego rozkwitu przyrody, natomiast dziś przeprowadziłem tylko rekonesans.
Nie chciałem zawracać z rezerwatu do punktu wyjścia w Bielsku i omijając wspomniane wcześniej pieski ruszyłem wypatrzonym czerwonym szlakiem rowerowym w nieznane. W suchszej porze roku szlak może jest przyjemny, dziś jednak droga w sporej części była błotnista a czasem wręcz nieprzejezdna dla roweru. Poprawiło się dopiero się przy moście nad Kamionką, droga na którą tam wyjechałem również była gruntowa ale sucha i twarda. Wybrałem kierunek który moim zdaniem powinien mnie wyprowadzić gdzieś na drogę z Dzięcielina do Skrzydlewa. Ostatecznie znalazłem się ponownie w Międzychodzie.
Dwie godziny do zmroku to był czas wystarczający na powrót do domu, ale tylko najkrótszą i niebezpieczną drogą krajową 24. Znów się udało przetrwać.
Kamionka pod Bielskiem.
Rezerwat Kolno Międzychodzkie.
Kamionka, mostek do rezerwatu.
Pomnikowe dęby wspomniane w opisie rezerwatu.
Riksza wodna.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
84.17 km (12.00 km teren), czas: 05:21 h, avg:15.73 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Muchocin
Piątek, 3 grudnia 2021 | dodano: 03.12.2021Kategoria pow. międzychodzki
W miniony poniedziałek byłem w okolicach Strychów i Nowin, a po wycieczce robiąc wpis na bikestats wspomniałem o pamiątkach po wersalskim pograniczu. Temat wywołał pewien oddźwięk na jednym z portali społecznościach i w następstwie wzbudził moje zainteresowanie Muchocinem leżącym po przeciwnej stronie dawnej granicy. W Muchocinie bywałem już wielokrotnie a dziś wybrałem się kolejny raz poszukać śladów po młynie Nadolnik i ewentualnie jakichś śladów dawnego pogranicza.
Muchocin leży w bezpośredniej bliskości (3,5 km) Miedzychodu. Do roku 1945 majątek w Muchocinie był własnością jednej z gałęzi rodziny Kalckreuthów osiadłej od XVII wieku w okolicy Międzyrzecza . Obecnie w majątku mieści się Zakład Doświadczalny Technologii Produkcji Pasz i Akwakultury należący do struktur poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego.
Do Muchocina podjeżdżam od strony Międzychodu. Jeszcze przed Muchocinem, tuż za oczyszczalnią ścieków na wysokim brzegu Warty zachowało się wklęsłe czworoboczne grodzisko wznoszące się 21 metrów nad poziom rzeki. Wyniki badań archeologicznych, a raczej ich brak, nie pozwoliły na ustalenie chronologii grodziska. W tradycji wzgórze nosiło nazwę Zbójeckiej Góry, występowało również pod nazwą Szwedzki Okop. Nazwa ta sięgała III wojny północnej. W roku 1705 podczas pobytu Karola XII w Międzychodzie Szwedzi podejrzewali Polaków o przygotowywanie zdradzieckiego napadu. Król szwedzki kazał nawet sypać szańce na Zbójeckiej Górze chcąc ostrzelać miasto. Miejscowy pastor odwiódł go jednak od tego zamiaru i uratował miasto, stąd Szwedzki Okop, jak zwano grodzisko jeszcze przed 1945 r. Obecnie wróciło do nazwy Zbójecka Góra nawiązującej do legendarnego przekazu o siedzibie zbójców którzy z wzgórza przy cichym pozwoleniu właścicieli miasta kontrolowali ruch na Warcie ściągając nielegalne myto. Inna legenda wspomina o trzech mieszkających tu siostrach do których smalili cholewki bogato ubrani młodzieńcy. Już po zaręczynach dziewczyny potajemnie udały się za chłopcami do lasu, na miejscu okazało się że narzeczeni parają się zbójectwem. Uciekające dziewczyny skoczyły do Warty i utonęły. Odtąd wzgórze nazywano Zbójecką Górą, a urwisty brzeg rzeki – Dziewiczym Skokiem. Ustawiono tam krzyż, pod którym w południe i północy widywano czarnego kota, straszącego przechodniów. Kto zaś w tym miejscu wpadnie do wody, nie ma dla niego ratunku. Dziś do grodziska skutecznie utrudnia dostęp ogrodzenie elektrowni solarnej. Natomiast na rozjeździe dróg do Muchocina i Starego Gorzycka stoi krzyż. Nie wiem czy to jest to samo miejsce ale wspominając na legendy po zmroku czułbym się tam nieswojo.
Krzyż w pobliżu Szwedzkiego Okopu.
Szwedzki okop.
W listopadzie 1713 r Muchocin był świadkiem procesu czarownicy. Wprawdzie do skazania i spalenia nieszczęsnej kobiety nie doszło ale chyba tylko dlatego że podsądna nie przeżyła tortur.
Przez wioskę przepływa Dormowska Struga która napędzała dwa młyny. Jeden z nich, większy, znajdował się w samej wsi i podobno miał aż 6 kół. Ostatecznie budynek został zlikwidowany w połowie ubiegłego wieku, dziś na jego miejscu mieści się wylęgarnia ryb. Ja natomiast odwiedziłem miejsce gdzie znajdował się mniejszy z młynów, Nadolnik, który miał trzy koła. Do dziś zachował się po nim efektowny wodospad w pobliżu leśniczówki.
Ponieważ wyjazd był nieco spontaniczny nie zdążyłem sprawdzić lokalizacji infrastruktury granicznej o której wspominał kolega. Podobno w domu nr 2 w okresie międzywojennym mieścił się posterunek straży granicznej, a na odgałęzieniu drogi do Strychów stał szlaban.
Pozostałość po młynie Nadolnik.
Leśniczówka przy Nadolniku.
Dawna szkoła w Muchocinie.
Dwór Kalckreuthów w Muchocinie.
Na nieczynnej linii kolejowej Wierzbno-Międzychód.
Bez komentarza.
Kamień graniczny.
Przy drodze do Strychów.
Strychy, kolejny dworek który nie miał szczęścia w nowych warunkach.
Barokowy kościół w Goraju.
Powrót do domu ponownie przez Muchocin i z względu na moją awersję do drogi krajowej 24 drogami gruntowymi i brukami przez Strychy, Goraj, Przytoczną, Rokitno i Chełmsko.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
80.67 km (37.00 km teren), czas: 05:17 h, avg:15.27 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Sieraków, Pszczew
Poniedziałek, 27 września 2021 | dodano: 27.09.2021Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki
Kolejna wyprawa na szlaki leżące w okolicy Sierakowa. Piękne, urozmaicone krajobrazy i niezłe drogi to jest to co lubię. Trochę szkoda że aby tam dotrzeć trzeba jechać zupełnie nieciekawą drogą krajową 22, lub żeby ją ominąć skrajem Puszczy Noteckiej, albo przez Pszczew. W obu wypadkach trzeba nadłożyć sporo drogi. Dziś skorzystałem z obydwu możliwości, tam dojechałem skrajem Puszczy, wróciłem przez Pszczew. Długość dnia nie pozwoliła na więcej jak na przejazd przez Sieraków, Górę, Śrem, Chalin i Prusim. Po drugiej stronie DK 22 przez Mnichy, dolinę Kamionki, Głażewo, Łowyń i wracam do naszego województwa w Świechocinie pod Pszczewem. Od Stołunia drogami terenowymi przez Lubikowo, Rokitno.
Dawno nie byłem w Sierakowie, w międzyczasie mocno posunęły się do przodu prace przy odbudowie dawnego kościoła ewangelickiego. Kościół został wzniesiony w drugiej połowie XVIII wieku dla miejscowej parafii ewangelickiej. Fundatorem kościoła był Mikołaj Gartenberg-Sadogórski. Do roku 1945 korzystali z niego ewangelicy, później przez wiele lat pozostawał niewykorzystany, przez pewien czas służył jako magazyn, ostatecznie stał się własnością miasta. Stopniowo popadał w ruinę, aż w roku 2010 zawaliła się wieża kościelna. Odbudowany stanie się siedzibą Muzeum Rybactwa Śródlądowego i Ochrony Wód.
Podczas prac archeolodzy natrafili pod posadzką kościoła na kryptę w której prawdopodobnie pochowany jest fundator kościoła. Zapadła decyzja że krypta nie zostanie otwarta, a być może tylko wyeksponowana. Piotr Mikołaj von Gartenberg-Sadogórski, barwna i nieco kontrowersyjna postać w historii Polski pochodził z Danii. Do roku 1763 w mennicach saskich króla Augusta III fałszował polską monetę. Po śmierci swojego protektora za tę działalność został w Saksonii skazany na karę śmierci. Zycie uratowały mu zgromadzone wcześniej talary i listy polskiego dworu. Po elekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego jako specjalista został sprowadzony do Polski dla ponownego zorganizowanie nieczynnych od kilkudziesięciu lat mennic polskich. Został dzierżawcą mennic królewskich w Warszawie i Krakowie i udało mu się zreformować system wybijania monet w Polsce. Jego interesy w Polsce podkopała konfederacja barska. W latach 1768-1780 był właścicielem Sierakowa. W pamięci mieszkańców miasta zapisał się dobrze. Nie szczędził im pomocy po wielkim pożarze miasta w 1770 roku, który został wywołany przez Moskali. Ufundował aptekę, stworzył szkołę ewangelicką, przyczynił się też do budowy kościoła ewangelickiego, który powstał za jego czasów i działał w mieście do 1945 roku. Piotr Mikołaj Gartenberg-Sadogórski zmarł 6 stycznia 1786 roku w Drezdenku, kilka miesięcy po zakończeniu jego budowy, więc został pochowany właśnie we wnętrzach tej świątyni jako jej dobrodziej.
Dlaczego ma tam powstać muzeum rybactwa śródlądowego, otóż jeszcze w okresie międzywojennym wielkopolscy i pomorscy rybacy postanowili że tu powstanie ośrodek szkolenia rybaków. Jeszcze przed rokiem 1939 została tu otwarta pierwsza w Polsce, a trzecia w Europie szkoła rybacka, tradycje te kontynuuje Technikum Rybackie.
Istniejący do dziś dworek w Chalinie zbudowała w XVIII wieku rodzina Kurnatowskich. Z wcześniejszym dworem związana jest XVII-wieczna burzliwa historia Barbary Berezianki z Goraja. Historia rozpoczyna się w 1615 kiedy to 16-letnia Barbara wychodzi za mąż za Tomasza Śremskiego właściciela rozległych dóbr, w tym wsi Chalin i Śrem. Po kilku miesiącach małżeństwa Tomasz umiera, a majętna młoda wdowa wkrótce wychodzi ponownie za mąż. Drugi mąż również umiera po kilku tygodniach. W roku 1618 niewiasta wychodzi po raz trzeci za mąż tym razem za Andrzeja Obornickiego. I tym razem szczęście małżeńskie nie trwa długo, pojawia się kolejny mężczyzna którym jest zainteresowana Barbara, jest to sekretarz królewski, Piotr Bniński. Na przeszkodzie kochankom stoi małżonek. Barbara wraz z matką i bratem postanawia usunąć ten problem. O planowanej zbrodni dowiedział się ojciec Andrzeja i przybywa do chalińskiego dworu aby ostrzec syna, którego jednak tam nie zastaje. Namówiony przez Barbarę i jej matkę zostaje na kolacji w trakcie której podano mu zatrutego kurczaka po którego spożyciu wkrótce umiera. W kilka dni później Andrzej nieświadom tych wydarzeń wraca do Chalina. W okolicznych lasach nasłani przez małżonkę zbójcy przygotowują zasadzkę w której ma on zostać zgładzony. Kiedy cudem udaje mu się z niej wyrwać i dotrzeć do Chalina, własnoręcznie go zastrzeliła pozorując napad. Wkrótce wdowa poślubia czwartego męża Piotra Bnińskiego. Już, jako żona czwartego z kolei męża, została pozwana o to zabójstwo przed sąd przez krewnych trzeciego męża. Dekretem trybunału skazana została w 1625 r. na banicję i infamię, jednak rok później prawdopodobnie dzięki wpływom męża zostaje uniewinniona. Z Piotrem Bnińskim przeżyli razem około 40 lat, zmarli 18 stycznia 1661 r. napadnięci i poturbowani przez własnego syna Stanisława w sporze majątkowym. W czasie potopu szwedzkiego jako katoliczka była nieformalnym przywódcą miejscowej drobnej szlachty. W 1650 r. skutecznie dowodziła obroną kościoła w Kamionnej który Szwedzi i międzychodzcy luteranie chcieli złupić. Była to skromniejsza, wielkopolska analogia do obrony Jasnej Góry. Później jej oddział aż do ostatecznego wypędzenia Szwedów zwalczał miejscowych kolaborantów i sprzyjających im innowierców. W ten sposób Barbara walką z najeźdźcą odkupiła swoje wcześniejsze grzechy. Dziś podobno w dworskich pokojach i parkowych alejkach snuje się czasem duch Barbary.
Mnichy wymagałyby napisania oddzielnego wielostronicowego opracowania. Kolejny obiekt, dzwonnica w Świechocinie powstała w okresie międzywojennym dla uczczenia przyłączenia wioski do odradzającej się Polski. Została w czasie okupacji zdewastowana, a sam dzwon zarekwirowany. Odbudowana została dopiero stosunkowo niedawno.
Dawny kościół ewangelicki w Sierakowie. Rewitalizowana świątynia ma być w przyszłości siedzibą muzeum rybołówstwa śródlądowego.
Jeszcze do niedawna był w takim, a nawet gorszym stanie.
Dworek w Chalinie.
Dwór w Mnichach.
Elektrownia wiatrowa w okolicach Łowynia.
Świechocin.
Dzwonnica na centralnym placu Świechocina.
Świątek z Świechocina.
Przeżytek.
Jeszcze do niedawna był w takim, a nawet gorszym stanie.
Dworek w Chalinie.
Dwór w Mnichach.
Elektrownia wiatrowa w okolicach Łowynia.
Świechocin.
Dzwonnica na centralnym placu Świechocina.
Świątek z Świechocina.
Przeżytek.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
122.28 km (24.00 km teren), czas: 07:56 h, avg:15.41 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krzyżkówko
Sobota, 28 sierpnia 2021 | dodano: 29.08.2021Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki
Wyjazd początkowo bez określonej marszruty. Ostatecznie wypadło na lubuskie pogranicze z wielkopolskimi powiatami Międzychód i Nowy Tomyśl.
Przypomniałem sobie leśną drogę nad doliną Kamionki z olbrzymim kilkutonowym głazem i zardzewiałym drogowskazem do Krzyżkówka. Miałem wrażenie że nigdy tam wcześniej nie byłem więc teraz nadszedł czas na sprawdzenie dokąd prowadzi. Ciekawość zaspokoiłem, Krzyżkówko to niewielka wioseczka z stawami na Kamionce i doskonałą drogą do Lewic.
Jesień idzie.
Do Krzyżkówka.
Krzyżkówko, stawy na Kamionce.
Dawny młyn na Kamionce.
Kiedyś była to linia kolejowa Zbąszyń-Międzychód.
Dawny młyn na Kamionce.
Kiedyś była to linia kolejowa Zbąszyń-Międzychód.
Dla urozmaicenia na powrót z Lewic do ojczystego powiatu wybrałem stary XIX-wieczny szlak dyliżansów pocztowych z Poznania do Berlina. Dziś na odcinku z Lewic do Silnej szlak ten stracił swoje znaczenie i jest to po prostu przyzwoita droga szutrowa. Drogą tą w wrześniu 1828 dwukrotnie podróżował Fryderyk Chopin jadący do Berlina z przyjacielem ojca, profesorem zoologii Feliksem Jarockim. Jarocki wybrał się do Berlina na kongres naukowy przyrodników, Chopin korzystając z okazji ruszył z nim dla zobaczenia wielkiego świata.
W Lewicach przejeżdżam obok tablicy upamiętniającej miejsce katastrofy lotniczej w której zginął podchorąży WOSL Dęblin. Dla plutonowego podchorążego Jacka Bayera był to 56 samodzielny lot, ale jeden z pierwszych na samolocie Lim 6. Komisja MON która badała później przyczyny katastrofy doszła do wniosku że Jacek Beyer popełnił błąd w technice pilotażu. Koledzy Beyera wspominali później że podczas latania wiele wrażeń może oderwać uwagę od wskaźników i ta sekunda zauroczenia decyduje czasem o locie.
Lewice, 1888.
Niedawno w Silnej miała miejsce uroczystość poświęcenia nagrobka jednej z pierwszych ofiar II wojny światowej. Antoni Paluch bo o nim mowa służył w Straży Granicznej jako kierownik placówki w Silnej. Placówka była jedną z najbardziej na zachód wysuniętych pozycji granicznych. 1 września 1939 r. w godzinach nocnych dyżur na przejściu pełnił Antoni Paluch, widząc zbliżający się od strony Pszczewa oddział Wehrmachtu stawił mu opór. Zginął w trakcie walki, raniony śmiertelnie w głowę. Podczas potyczki zginął również żołnierz niemiecki. Obaj zostali pochowani na cmentarzu w Silnej. W latach sześćdziesiątych rodzina Palucha zleciła ekshumację i przeniesienie szczątków na cmentarz w Trzcielu. Jak się niedawno niespodziewanie okazało zlecenie to zostało wykonane niedbale, bądź wcale, ograniczając się do przeniesienia nagrobka. W ubiegłym roku Fundacja Pomost zajmująca się poszukiwaniem niemieckich grobów wojennych prowadziła prace na cmentarzu w Silnej. W mogile znaleziono szczątki niemieckiego żołnierza Richarda Alberta Gustawa pochodzącego z niedalekiego Trzemeszna. Jednak ku ogólnemu zdziwieniu, obok niego spoczywało ciało polskiego żołnierza. Ustalono że są to szczątki Antoniego Palucha, nagrobek został odtworzony i uroczyście poświęcony z udziałem społeczeństwa, władz i wojska.
Mogiła Antoniego Palucha, jednego z pierwszych poległych w wojnie obronnej1939 r.
Na granicy wersalskiej.
Posterunek graniczny pod Silną.
Granica państwowa w okolicy Pszczewa została wyznaczona na podstawie plebiscytu, i zgodnie z wolą mieszkańców gmina została podzielona. Pszczew pozostał w Niemczech natomiast wschodnia część gminy przypadła w Polsce. Czasem jednak w niektórych miejscowościach granica przebiegała poprzez gospodarstwa dzieląc podwórza na dwie części, przykładem słynny warsztat mistrza koszykarskiego Konopki w Trzcielu, czy gospodarstwo Ottona Mehlinga w Moczydłach pod Drezdenkiem. Czasami prowadziło to do zabawnych sytuacji. Wspomniany Mehling posiadał dom, stodołę i chlewnię w Niemczech natomiast oborę i wygódkę w Polsce. Ponieważ pogranicznicy niejednokrotnie się nudzili więc dla kawału czatowali na Mehlinga pod sraczem. Mehling wychodząc za potrzebą bywał zmuszany do zabierania z sobą przepustki.Rower:Kross
Dane wycieczki:
100.50 km (21.00 km teren), czas: 06:52 h, avg:14.64 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Sieraków, Chrzypsko i Orzeszkowo
Niedziela, 30 maja 2021 | dodano: 30.05.2021Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki, Wielkopolska
Niedzielny wypad do sąsiadów zza wielkopolskiej między nie prowadził jakimiś nowymi szlakami, był raczej odświeżeniem dawno zjeżdżonych szlaków poza jednym niewielkim odstępstwem które polegało na opuszczeniu doliny Oszczenicy nieznaną mi drogą do Gnuszyna. Liczyłem że istnieją tam jakieś drogi które wyprowadzą mnie z powrotem w znane mi okolice. Dzięki przejazdowi przez Gnuszyn natknąłem się na cmentarzyk rodowy dawnych właścicieli Białokosza von Massenbachów.
Pierwszy etap do Sierakowa potraktowałem wyłącznie jako jazdę do celu wycieczki. Pozwoliłem sobie tylko na niewielkie odstępstwo od trasy na sprawdzenie w jakim stanie zachował się stary cmentarz ewangelicki w Mierzynie. Cmentarzyk ten odkryłem kiedyś podczas jednej z wycieczek zaciekawiony kępą starych drzew w pobliżu dawnej szkoły. Stan zachowania nie odbiega od innych podobnych, czyli busz, resztki nagrobków i metalowych płotków otaczających mogiły. Następny przystanek będzie dopiero w Sierakowie.
Na Warcie W Skwierzynie.
Nieczynny cmentarz ewangelicki w Mierzynie.
Już z prawego brzegu Warty widać że przestał w Sierakowie straszyć szkielet XVIII wiecznego kościoła ewangelickiego. Kościół służył miejscowej wspólnocie ewangelickiej do roku 1945. W drugiej połowie ubiegłego wieku pozostawał niewykorzystany, przez pewien czas pełnił funkcje magazynu GS-u. Ostatecznie stał się własnością miasta. Opuszczony budynek zaczął się chylić ku nieuchronnemu upadkowi. Podczas ostatniego mojego pobytu w Sierakowie resztki szachulcowej budowli przed ostatecznym zwaleniem chroniły drewniane wsporniki. Obecnie trwa odbudowa obiektu w którym władze miasta zamierzają urządzić Muzeum Rybactwa Śródlądowego.
Przed opuszczeniem Sierakowa zajechałem jedynie pod zamek Opalińskich. Z pierwotnego zamku do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zachowały się tylko przyziemia południowego skrzydła. Obecna budowla powstała przez nadbudowanie ocalałych piwnic i nakrycie ich stromym dachem. Od strony rzeki zaznaczono zarys murów skrzydła północnego. Przez dawny dziedziniec obecnie przebiega droga obok której zachowała się studnia zamkowa zabezpieczona kratą. Piwnice pod dziedzińcem prawdopodobnie zostały zasypane.
Odbudowa dawnego kościoła ewangelickiego w Sierakowie.
Odbudowane skrzydło zamku Górków w Sierakowie.
Kościół parafialny w Sierakowie.
Kościół parafialny w Sierakowie.
Punktem od którego miałem zawracać było Chrzypsko Wielkie i Małe z opuszczonym mostem kolejowym. Wiadukt wznosi się na 15 metrów nad dno doliny rzeczki Oszczenicy. Zbudowany jako ceglany most sklepiony na początku XX wieku na linii kolejowej łączącej Szamotuły z Międzychodem. Podczas kampanii wrześniowej został wysadzony przez polskich saperów, a w 1941 odbudowany przez Niemców z użyciem stalowej kratownicy w miejsce zniszczonych przęseł. W takiej postaci przetrwał do dnia dzisiejszego. Wchodzenie na konstrukcję jest możliwe jednak zmurszałe drewniane elementy nie zapewniają bezpieczeństwa dla śmiałków.
Dawna stacja kolejowa w Ryżynie.
Dworek w Chrzypsku Wielkim.
Średniowieczny kościół w Chrzypsku.
Średniowieczny kościół w Chrzypsku.
Opuszczony wiadukt kolejowy w Chrzypsku Małym.
Pniewy nie były brane pod uwagę, skoro jednak zrezygnowałem z przejazdu polną drogą na rzecz stromo wznoszącej się szosy do Gnuszyna Pniewy wynikły same z siebie. Ostatecznie wizyta w Pniewach skończyła się na jednym skrzyżowaniu. Jazda przez Gnuszyn pozwoliła zwiedzić cmentarzyk rodowy von Massenbachów w Białokoszycach. Założycielem linii z Białokoszyc był Chrystian von Massenbach który osiedlił się tu pod koniec XVIII w. Postać barwna i nieco kontrowersyjna, pruski pułkownik, uczestnik wojen napoleońskich. Zajmował się opracowywaniem planów reorganizacji zaniedbanego sztabu generalnego armii pruskiej i część jego pomysłów została później wcielona w życie. Jednak jako oficer sztabu korpusu armii pruskiej dowodzonego przez księcia Hohenlohe nie popisał się zbytnio swoją kompetencją. Ponieważ uzyskał na księcia znaczny wpływ był częściowo odpowiedzialny za klęskę pod Jeną oraz kapitulację pod Prenzlau, wydarzenia te spowodowały katastrofę i klęskę Prus w wojnie 1806-07 r. Po klęsce Napoleona został aresztowany i skazany na 12 lat więzienia. Ułaskawiony na rok przed swoją śmiercią w 1826 r. Był budowniczym pałacu i pomysłodawcą utworzenia rodowego cmentarzyka na którym zresztą spoczął jako pierwszy pogrzebany. Na pewno nie był pruskim szowinistą skoro przyjaźnił się z nim polski patriota Jan Kassyusz o którym jeszcze wspomnę.
W pobliskich Białokoszycach mijam miejsce kultu religijnego stworzone staraniami przedsiębiorcy pana Kawy pracującego w branży spożywczej.
Cmentarzyk von Massenbachów.
Pałacyk w Białokoszu.
Obiekt sakralny w Białokoszycach.
Przedostatni dłuższy
postój zrobiłem w Orzeszkowie. Odległe o kilometr od Kwilcza
Orzeszkowo od XVII w. Było dużym ośrodkiem kalwinizmu. Dziś po
polskich kalwinach zostały tylko będąca obecnie w rękach
prywatnych opuszczona XIX wieczna kaplica i cmentarz. Kaplica wygląda
jeszcze dosyć krzepko i nie wygląda na to że chyli się ku
upadkowi jednak od kilku lat nie widać żeby właściciel miał w
stosunku do niej jakieś plany.
Cmentarz kalwiński założony na początku XIX wieku kryje doczesne szczątki wielu wybitnych postaci; jak np. Jana Wilhelma Kassyusza którego przodkowie byli uchodźcami religijnymi z Czech. Jan był pastorem, nauczycielem i polskim patriotycznym działaczem społecznym. Widać płytę nagrobną księdza Karola Diehl który przybył do Wielkopolski z Królestwa Kongresowego aby organizować pomoc dla uczestników Powstania Listopadowego. Znajdują się tutaj nagrobki zasłużonych rodów Bronikowskich, Kurnatowskich wśród których leży generał wojsk Królestwa Kongresowego Zygmunt Kurnatowski, uczestnik powstania wielkopolskiego 1806 r. , w armii Księstwa Warszawskiego walczył do końca wojen napoleońskich. Po powrocie do kraju został dowódcą brygady w armii Królestwa Polskiego, a od 1828 adiutantem cara Mikołaja I. Był przeciwnikiem powstania listopadowego ale złożył przysięgę wierności narodowi i podał się do dymisji. Po klęsce powstania został działaczem Towarzystwa Rolniczego w Warszawie. Najbardziej rzuca się w oczy obelisk Kassyusza ufundowany przez mieszkańców Wielkiego Księstwa Poznańskiego za staraniem Karola Libelta.
Dawna świątynia kalwińska w Orzeszkowie.
Obelisk na grobie Jana Kassyusza pastora kalwińskiego, nauczyciela i działacza społecznego.
Płyta nagrobna księdza Karola Diehla.
Nagrobek gen. Zygmunta Kurnatowskiego i jego ojca.
Nagrobek gen. Zygmunta Kurnatowskiego i jego ojca.
Grobowiec Bronikowskich.
Nagrobki z cmentarza w Orzeszkowie.
Kościół w Kamionnej z ciekawą dzwonnicą.
Ozdobny szczyt kościoła w Kamionnej.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
138.83 km (8.00 km teren), czas: 07:58 h, avg:17.43 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Okolice Chalina, mityczny Lilinek
Niedziela, 13 grudnia 2020 | dodano: 13.12.2020Kategoria pow. międzychodzki
Za sprawą niepewnej pogody wybrałem się do Chalina nieco na wariackich papierach, ale ostatecznie niemal się udało. Dlaczego Chalin? Otóż w ubiegłym tygodniu znajomy z Międzychodu szukał tam i znalazł wzgórze Lilinek. Nigdzie nie ma o nim wzmianki, jedynie na mapach Google zaznaczono miejsce, jako miejsce o znaczeniu religijnym. Podobno na sporej polanie jest tam usypany kopiec. Według legendy wspomnianej przez znajomego kopiec usypał miejscowy pastor w podzięce za uzdrowienie żony. Temat wydał mi się na tyle ciekawy że zaryzykowałem wyprawę do Chalina, tym bardziej że chciałem zajrzeć w głąb Jarów Chalińskich i sprawdzić drogę Chalin-Kłosowice.
Siąpić zaczęło przed Prusimiem, na szczęście trwało to około pół godziny i w Chalinie było już po opadach. Pozostało jednak spore utrudnienie, mokre zarośla nie zachęcały do zapuszczania się w chaszcze a tego należało się tam spodziewać.
Gdzie dziś pojedziemy? Decyzja już zapadła, do Chalina :).
Kamień poświęcony pamięci 300 poległych nieopodal konfederatów barskich.
Kamień poświęcony pamięci 300 poległych nieopodal konfederatów barskich.
O tym kamieniu, starciu konfederatów z kozakami i związkach tych wydarzeń ze Skwierzyną już kiedyś wspominałem przy okazji jazdy po ziemi sierakowskiej .
W jary nad jeziorem Chalinek prowadzi żółty szlak pieszy, częściowo przejezdny, częściowo z względu na zwalone drzewa i trudno dostępny teren należałoby pokonać go pieszo. Pieszo zszedłem na brzeg stawów, z ciekawostek zostały do zobaczenia ruiny młyna które zostawiłem na suchszą porę roku.
Lilinek pozostał na razie niezdobyty. Wykonałem tam kilka prób zapuszczenia się nad jezioro Śremskie ale wszystkie chybione. Błędy zostały już przeanalizowane i wiem w którym miejscu należało nieco przedłużyć spacer przez zarośla. Zresztą na mokrej ściółce już dogłębnie przemoczyłem buty i zrobiło się jakby mało komfortowo. Sprawa Lilinka odłożona zostaje na inną wyprawę.
Droga Chalin - Kłosowice okazała się bardzo fajnym szlakiem w typie alei. Mniej więcej w połowie drogi, w pobliżu strumienia łączącego jeziora Śremskie i Putnik stoi przy drodze prosty drewniany krzyż. Według informacji wyszukanych w sieci krzyżem opiekują się leśnicy. Krzyż został ustawiony w okresie międzywojennym w miejscu zabójstwa listonosza.
Z Kłosowic zawróciłem do Międzychodu, zbliżała się piętnasta a chciałem jeszcze za dnia przedostać się przez Muchocin i Strychy do Goraja. Przy okazji chciałem obejrzeć wiadukt i przepust w jednym, zasygnalizowany również w ubiegłym tygodniu przez znajomych z Międzychodu.
Trzy w jednym; przepust dla strugi, tunel dla drogi i na szczycie tory linii kolejowej. Po widocznym w głębi posłaniu z kupą liści odnoszę wrażenie że nieużytkowany tunel spełnia również czwarta funkcję i jest sypialnią bezdomnego.
Kilkaset metrów dalej był wiadukt który został w latach dwudziestych ubiegłego wieku zdemontowany z względu na przebiegającą nieopodal granicę państwową. Sama linia również została na pewnym odcinku zdemontowana, ale likwidacja wiaduktu ułatwiała pogranicznikom ochronę tego odcinka przed nielegalnym przekraczaniem granicy.
Linia kolejowa do Międzychodu, stan dzisiejszy. Jest nadzieja że w najbliższych latach znów ożyje.
W sumie pomimo sporej dawki wilgoci wyjazd był udany i dostarczył trochę przygód i wielu doznań estetycznych.
Trzy w jednym; przepust dla strugi, tunel dla drogi i na szczycie tory linii kolejowej. Po widocznym w głębi posłaniu z kupą liści odnoszę wrażenie że nieużytkowany tunel spełnia również czwarta funkcję i jest sypialnią bezdomnego.
Kilkaset metrów dalej był wiadukt który został w latach dwudziestych ubiegłego wieku zdemontowany z względu na przebiegającą nieopodal granicę państwową. Sama linia również została na pewnym odcinku zdemontowana, ale likwidacja wiaduktu ułatwiała pogranicznikom ochronę tego odcinka przed nielegalnym przekraczaniem granicy.
Linia kolejowa do Międzychodu, stan dzisiejszy. Jest nadzieja że w najbliższych latach znów ożyje.
W sumie pomimo sporej dawki wilgoci wyjazd był udany i dostarczył trochę przygód i wielu doznań estetycznych.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
92.73 km (22.00 km teren), czas: 05:43 h, avg:16.22 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Międzychodzkie grodziska
Sobota, 5 grudnia 2020 | dodano: 05.12.2020Kategoria pow. międzychodzki
Dziś wybrałem się w nieznane mi okolice leżące gdzieś na międzychodzkich odludziach pomiędzy Wartą, Bielskiem a Ostrowem. Niedawno przeglądałem jakiś przewodnik po miejscach o ciekawej historii leżących w okolicach Międzychodu i zaintrygowały mnie grodziska leżące w bezpośredniej bliskości miasta. Dwa z nich w zupełnie mi nieznanej okolicy maleńkiej osady Ostrów i jedno nad jeziorem Koleńskim. Z kalkulacji czasu wynikało że pomimo krótkiego dnia zdążę dotrzeć do Międzychodu, powałęsać się po bezdrożach za Bielskiem, przeskoczyć na drugą stronę drogi do Sierakowa dotrzeć do Kolna, a wracając zahaczyć o rezerwat za jeziorem. Zatem w drogę.
Z zasady unikam drogi krajowej 24, chociaż dziś nie do końca się to udało. Jadąc do Międzychodu skorzystałem z spokojnej trasy przez Wiejce ale w drodze powrotnej straciłem ochotę na jazdę drogami gruntowymi i poddałem się pokusie jazdy wygodniejszą, ale wymagającą wielkiej czujności, ruchliwą krajówką.
Leśna kapliczka za siedzibą międzychodzkiego nadleśnictwa.
Z międzychodzką historią i legendami zetknąłem się tuż po przekroczeniu Warty, na przykościelnym placu. Pod kościołem p.w. Męczeństwa Jana Chrzciciela zatrzymałem się dla zrobienia zdjęcia. Niewielki XVI-wieczny kościółek zachwyca swoją architekturą. Przechodzący starszy pan widząc że wyciągam aparat zachęcił mnie do przejścia na drugą stronę budowli i obejrzenie wieży z wbudowaną cegłą-maską. Historia maski według legendy jest związana z budową kościoła, otóż XVI-wieczny właściciel miasta ewangelik Jan Ostroróg zdecydował się na zmianę wyznania i postanowił zbudować nowy kościół katolicki. Jako właściciel w pełni dysponował swoim majątkiem i uznał że najlepszym do tego celu będzie miejsce gdzie dotychczas stał zbór luterański. Zaczął więc od zburzenia zboru i wraz z katolickimi mieszczanami rozpoczął budowę kościoła. Oburzeni międzychodzcy luteranie utrudniali im pracę niszcząc w nocy zbudowane w ciągu dnia mury. Podczas jednej z takich nocy udało się mieszczanom złapać 4 dywersantów niszczących mury nowo wznoszonego kościoła. Już następnego ranka stanęli przed katem który w obecności licznych gapiów obciął im prawe dłonie za to że odważyli się je podnieść na świątynię i zlekceważyli rozkaz królewski nakazujący jej budowę. Ponadto na polecenie J. Ostroroga miejscowy strycharz wykonał w cegle podobizny ich twarzy, po czym dla przestrogi wmurowano je w fasadę kościoła.
Międzychodzki kościół Jana Chrzciciela.
Maska z kościelnej wieży.
Pierwsze dwa grodziska powinny leżeć gdzieś nad ujściem Kamionki do Warty. Nie znając terenu wypuściłem się czarnym szlakiem pieszym który powinien przebiegać gdzieś w pobliżu jednego z nich. Po drodze widziałem ślady okopów, z dużym prawdopodobieństwem można założyć że pochodzą z czasów powstania wielkopolskiego, natomiast nie zauważyłem żadnych śladów grodziska. Dopiero w domu analizując trasę stwierdziłem że przejeżdżałem u podnóża pagórka z grodziskiem w chwili kiedy już odpuściłem sobie jego poszukiwanie. Zatem wiem gdzie leży i mogę na spokojnie tam zajechać przy innej okazji. Drugie z nich leży po drugiej stronie Kamionki na przeciwległym brzegu jeziorka Białcz. Widziałem je za jeziorem jako kępę drzew. Próbę forsowania rzeczki odrzuciłem, może kiedyś spróbuję w bardziej sprzyjającej porze roku :). Poważnie mówiąc, myślę że pomimo stojącej na drodze rzeczki Bieliny istnieje tam jakiś dostęp od strony Ostrowa.
Grodzisko z Kolna.
Na szczycie grodziska.
Na szczycie grodziska.
Grodzisko nad jeziorem Koleńskim wznosi się na trójkątnym półwyspie wcinającym się w wody jeziora, przy szlaku którym już kiedyś przejeżdżałem. Przedstawia sobą pagórek wznoszący się kilka metrów nad otaczający teren i ok. 20 metrów ponad taflę wody. Podobno w samej wsi można odnaleźć ślady jeszcze jednego znacznie większego grodu. Nigdzie nie natknąłem się na wzmianki o czasach kiedy grodziska były zamieszkałe.
Będąc w Kolnie chciałem korzystając z okazji zaglądnąć do rezerwatu leżącego między jeziorami Koleńskim, Kludno i Bialskim. Jedyna droga prowadzi czarnym szlakiem przebiegającym obok zabudowań w których mieści się skup zużytych katalizatorów. Dziś na środku tej drogi oczekiwały na śmiałka dwa Cerbery wielkości sporego cielaka. Potraktowałem pieski z należnym respektem i potulnie zawróciłem do wioski. Zresztą pora dnia wymuszała już powrót do domu.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
95.24 km (18.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:15.87 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)