- Kategorie:
- gm. Bledzew.61
- gm. Brójce.3
- gm. Deszczno.15
- gm. Miedzyrzecz.62
- gm. Przytoczna.37
- gm. Pszczew.35
- gm. Santok.34
- gm. Skwierzyna.31
- Gorzów.27
- kierunek Kostrzyn.9
- Lubniewice.21
- Łagów.10
- MRU.51
- Nowa Ameryka.1
- okolice Trzciela.18
- ponad 100 km.196
- ponad 200 km.7
- pow. gorzowski.19
- pow. międzychodzki.51
- pow. nowotomyski.4
- pow. słubicki.5
- pow. strzelecko-drezdenecki.32
- pow. sulęciński.67
- pow. świebodziński.28
- Poznań.4
- Puszcza Drawska.8
- Puszcza Gorzowska.8
- Puszcza Notecka.65
- Puszcza Rzepińska.5
- Rodzinne strony.7
- Stare nekropolie i mauzolea.13
- Szamotuły.1
- Wielkopolska.43
- Zachodniopomorskie.10
- Zbąszynek.2
Wpisy archiwalne w kategorii
ponad 100 km
Dystans całkowity: | 24819.76 km (w terenie 4248.00 km; 17.12%) |
Czas w ruchu: | 1294:39 |
Średnia prędkość: | 16.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.20 km/h |
Liczba aktywności: | 196 |
Średnio na aktywność: | 126.63 km i 7h 31m |
Więcej statystyk |
Ponownie Pszczew i wielkopolskie pogranicze
Piątek, 18 sierpnia 2017 | dodano: 18.08.2017Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew
Ponieważ synoptycy straszyli burzami i przelotnymi opadami wolałem dziś trzymać się terenów bardziej zaludnionych z infrastrukturą w postaci wiat przystankowych. Wprawdzie burze miały być późnym wieczorem ale lekki symboliczny deszczyk dopadł mnie pod Łowyniem.
Tym razem pozwoliłem sobie spenetrować okolice i wioski które leżą na końcowych odcinkach lokalnych dróg i nie są z sobą połączone szosami. Zacząłem od Zielomyśla. Sam Zielomyśl odwiedzałem już wielokrotnie przejeżdżając od Wierzbna w kierunku Pszczewa, ale zasadnicza część wioski leży wzdłuż zupełnie innej ulicy w którą się nigdy nie zapuszczałem. Dziś zaspokoiłem ciekawość. Na końcu ulicy dotarłem pod drogowskazy kierujące w drogi gruntowe do Brzeźna i drugi do Nowego Gorzycka. Żeby nie zawracać kieruję się do Nowego Gorzycka.
Kolejny fragment dróg gruntowych czeka mnie za Stokami. Jedyna szosa która prowadzi do Stoków przechodzi w kilka dróg gruntowych. Jedna z nich prowadzi do Dormowa. Dormowo analogicznie jak Stoki połączone jest z szerokim światem jedyną szosą prowadzącą do drogi Miedzichowo - Trzciel.
Obydwie, sporej wielkości wioski pozbawione są zabytków. W Stokach zatrzymałem się przed kościołem o którym wspominałem wczoraj. Szczególnie sielskie wrażenie sprawia Dormowo. Przy wylocie z Dormowa mijam pomnik poświęcony pamięci poległych w wojnach mieszkańcom wioski. Pomnik powstał w roku 1920, zniszczony przez hitlerowców odbudowano w 1948 r. Na tablicy nazwiska 24 ofiar z lat 1914-18, trzech powstańców wielkopolskich poległych w czasie walk o Kamionną toczonych 19 stycznia 1919 pod Głażewem i trzech osób zabitych w latach 1939-45.
Kościół w Stokach. Jak wspominałem podczas poprzedniej wycieczki, mieszkańcy Stoków odcięci po traktacie wersalskim od swojej dotychczasowej parafii granicą państwową przebudowali na kościół nieużytkowaną owczarnię.
Pomnik w Dormowie.
Tytułowe pogranicze województw pomiędzy Łowyniem (Wielkopolska) a Świechocinem (Lubuskie).
Pod Gorzyniem zawróciłem w kierunku Międzyrzecza. Jedyne odstępstwo od obranej marszruty nastąpiło w Policku. Skusiłem się na kolejną miejscowość w której nigdy nie byłem - Rańsko. Rańsko - kilka gospodarstw otoczonych lasami, rozrzuconych nad brzegiem Obry. Podobnie jak Stoki i Dormowo należy do tych oddalonych, z jedyną drogą asfaltową. W wiosce droga asfaltowa przeszła w gruntową. Na szczęście gruntowa okazała się przejezdna i po wydostaniu się na szosę z Trzciela popedałowałem prosto do domu.Pomnik w Dormowie.
Tytułowe pogranicze województw pomiędzy Łowyniem (Wielkopolska) a Świechocinem (Lubuskie).
Bardzo sympatyczne tereny do jazdy, urozmaicony pofałdowany teren. Szkoda tylko że większość dróg ułożona jest południkowo i tylko z rzadka połączonych między sobą wzdłuż osi wschód-zachód. Cóż taki jest urok pogranicza.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
103.74 km (14.00 km teren), czas: 05:44 h, avg:18.09 km/h,
prędkość maks: 41.70 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przez Radusz do Sierakowa
Piątek, 9 czerwca 2017 | dodano: 09.06.2017Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki
Niespodziewanie w piątek po pracy udało się pokonać trasę liczącą ponad sto km. , do tego znaczna jej część przebiegła drogami utwardzonymi jedynie żwirem. Na wycieczkę wmówił się „niekłopotliwy” kolega z którym mogę pogadać sobie jedynie wtedy gdy jedziemy nowymi nieznanymi mu szlakami i przed niektórymi wątpliwymi skrzyżowaniami, w pozostałych przypadkach pozostaje samotna jazda. Jeżeli nie zmieni swoich zwyczajów mam 100% pewność że wkrótce mi się gdzieś „zgubi”.
Wyjazd był w znacznym stopniu połączeniem dwóch moich starych wycieczek do Radusza i w okolice Sierakowa.
Przejazd przez Puszczę Notecką od Skrzynicy do Lubiatowa zrobiony został po to aby do Radusza można było wjechać od strony Sowiej Góry. W Raduszu byłem już w ubiegłym roku i wtedy opisałem swoje wrażenia z wycieczki. Dzisiejszy szlak "Śladami Radusza" pokonany został w wersji okrojonej, ograniczyliśmy się tylko do twardej i gładkiej drogi szutrowej do historycznego centrum nieistniejącej wioski.
Puszcza Notecka - gazociąg.
Radusz - ślad po dawnej strażnicy granicznej.
Figurka św. Huberta w Raduszu.
Przed leśniczówką Mokrzec.
Pamiątka jubileuszu Koła Łowieckiego Pantera.
Przed opuszczeniem Sierakowa zatrzymałem się pod dwiema leżącymi nieopodal siebie byłymi budowlami sakralnymi.
Pierwszy rzucił się w oczy budynek dawnej synagogi, obecnie w wnętrzu mieści się chyba sklep meblowy. Synagoga wzniesiona w latach dziewięćdziesiątych XIX stulecia jeszcze w okresie międzywojennym została przez gminę żydowską odsprzedana (analogia do Trzciela). W latach trzydziestych w Sierakowie mieszkała już tylko jedna rodzina żydowska. Przed wojną była tu świetlica Związku Strzeleckiego „Sokół”, w czasie okupacji magazyn, a po wojnie kino „Żeglarz”. Obecnie budynek jest własnością prywatną.
Budynek dawnej synagogi w Sierakowie.
W sąsiedniej uliczce prowadzącej nad Wartę stoi szachulcowy kościół ewangelicki, a w zasadzie jego szkielet podtrzymywany przez jakieś współczesne rusztowanie. To co widać jest przekrojem poprzecznym przez budynek ponieważ zachowała się jedynie część nawy i prezbiterium. Kościół został wzniesiony w latach 1782-1785 z fundacji ówczesnego właściciela Sierakowa - Mikołaja Gartenberga-Sadogórskiego. Po roku 1945 przestał pełnić funkcję świątyni i przez wiele lat pozostawał niewykorzystany poza epizodem kiedy mieścił się w nim magazyn GS-u. W latach 90 ubiegłego wieku stał się własnością miasta, opuszczony stopniowo popadał w ruinę. W roku 2008 samorząd Sierakowa bezskutecznie ubiegał się o środki na jego renowację. Późniejsze wydarzenia wyglądają na groteskę, w październiku 2010 zawaliła się wieża kościoła, w ślad za tym miasto otrzymało nakaz odbudowy kościoła do końca czerwca 2012 r. Środki potrzebne na odbudowę zawsze przerastały możliwości samorządu. Trudno mieć pretensje do miasta że odbudowa zabytku nie jest dla niego priorytetem, tak krawiec kraje jak mu materiału staje. Po katastrofie w 2010 r budowla z funduszy miasta została zabezpieczona przed ostatecznym upadkiem widocznymi na zdjęciu drewnianymi wspornikami. Próby pozyskania środków na jego odbudowę i zagospodarowanie jak dotychczas spełzały na niczym.
Ruina kościoła ewangelickiego w Sierakowie.
Kościół ewangelicki w Sierakowie z innej perspektywy.
Kościół ewangelicki w Sierakowie z innej perspektywy.
Kilka słów o fundatorze kościoła. Piotr Mikołaj baron von Gartenberg Sadogórski urodzony ok 1714 r. w Kregome w Danii jako syn luterańskiego proboszcza. Otrzymał solidne wykształcenie studiował medycynę, chemię i górnictwo. Od roku 1749 losy swe związał z Saksonią i ministrem Brühlem. Pracował w saskich mennicach gdzie zajmował się m.in. fałszowaniem monety polskiej przez co wszedł w konflikt z Stanisławem Poniatowskim wówczas starostą przemyskim. Znany z swoich zdolności został w roku 1765 przez swojego dawnego adwersarza – obecnie już króla Stanisława Poniatowskiego sprowadzony do Polski w celu naprawy tego co przedtem jako poddany saski psuł czyli przeprowadzenia reformy monetarnej. W 1776 otrzymał polskie szlachectwo dzięki czemu mógł nabyć Sieraków. W mieście zakłada aptekę, wspiera rozwój gminy ewangelickiej. Po kilku latach, w roku 1780, zadłużony sprzedaje miasto swojemu zięciowi Karolowi Abrahamowi von Frisch. Zmarł w 1786 r w Drezdenku, jego grób znajdował się w wzniesionym przez niego kościele w Sierakowie.
Późne popołudnie nie pozwala już na dalsze kontynuowanie turystyki, czas na powrót do domu. Wracamy przez Górę, Śrem, obok kryptodepresyjnego Jeziora Śremskiego do Chalina i przez Prusim do Kamionnej. Teraz został już do pokonania tylko nieprzyjemny odcinek DK 24, wszystkie inne opcje oznaczają nadkładanie drogi i powrót po zmroku.
Chatka w Chalinie.
Replika armaty na proch czarny z Prusimia.
Replika armaty na proch czarny z Prusimia.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
124.21 km (48.00 km teren), czas: 06:58 h, avg:17.83 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tym razem Sieraków
Sobota, 3 czerwca 2017 | dodano: 03.06.2017Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki
Skusiłem się na przejażdżkę drogami w rejonie Kwilcza, Pniew i Sierakowa, chyba jednymi z ciekawszych które dotychczas zjeździłem. Zostało tam jeszcze sporo różnych możliwości, odnoszę wrażenie że sieć dróg jest tam gęściejsza niż w północnej części lubuskiego, a co skrzyżowanie to nowe kuszące propozycje. Szkoda że większość czasu trzeba poświęcić na to aby tam dotrzeć. Niestety PKP nic tu nie pomoże.
Pierwszy postój zrobiłem na placu kościelnym w Kamionnej. Kościół i jego otoczenie naprawdę jest warte chwili postoju. Tu udało mi się dopaść mojego wycieczkowego towarzysza, będącego połykaczem kilometrów. Po informacji że jedziemy do Pniew ponownie zobaczyłem go właśnie przed obwodnicą Pniew.
XVI- wieczny , gotycki kościół w Kamionnej.
XIX- wieczny kamienny słup milowy z Kamionnej.
Do
Sierakowa mógłbym dojechać o wiele prościej jadąc bezpośrednio
z Międzychodu, ale na wybór takiej a nie innej trasy wpłynęła
niezaspokojona podczas ostatniego przejazdu ciekawość. Zwiedziłem
wtedy kalwiński zbór i cmentarz w Orzeszkowie. Ciekawość moją
budziło jeszcze sąsiadujące z zborem założenie
dworsko-folwarczne, dawna własność Kwileckich. Zarówno podwórze
folwarczne jak sam dwór znajdują się w rękach prywatnych. Tablice
na bramie wjazdowej nie zapraszają do środka, a wręcz odwrotnie,
co jest całkowicie zrozumiałe skoro na placu stoją maszyny i
sprzęt rolniczy należące do obecnego właściciela. Zwiedzanie
zakończyłem na krótkim postoju w bramie folwarku. Podjąłem
jeszcze jedną próbę zbliżenia się do dworku od strony parku i
dawnego zboru. Ścieżka prowadząca w kierunku dawnej ziemiańskiej
siedziby otoczona jest slamsami post-pegeerowskich chlewików i szop
na opał należących zapewne do obecnych mieszkańców. Poczułem
się w tym otoczeniu jak niepożądany gość i również zawróciłem.
Muszę dodać że nigdzie nie widziałem żadnej żywej duszy, nawet
jakiegoś marnego kundla.XIX- wieczny kamienny słup milowy z Kamionnej.
Zawróciłem i ruszyłem w dalszą drogę. W Pniewach już na mnie czeka mój „towarzysz podróży”. Teraz zmieniamy kierunek jazdy kierując się na Chrzypsko. W duchu już się pożegnałem z kolegą oczekując że ponownie zobaczymy się w Sierakowie. I tu się pomyliłem, czekał przed Golgotą w Białokoszycach. Miejsce cokolwiek dziwne na budowę miejsc kultu, ale nigdzie nie znalazłem informacji co zainspirowało jego twórców. Obiekt wznoszony z wielkiej ilości głazów wygląda na będący jeszcze w trakcie budowy.
Białokoszyce - Golgota.
Kolejna miejscowość – Białokosz. O pałacu w Białokoszu, a właściwie hotelu i restauracji informuje jeszcze przed Pniewami przydrożny baner. Pałacyk zbudowano w początku XX wieku. Do lat siedemdziesiątych obok stał starszy XIX-wieczny dwór wykorzystywany jako oficyna. Niestety został rozebrany z względu na swój stan techniczny.
Białokosz- pałacyk (obecnie restauracja i hotel).
Zza kolejnego zakrętu wyłania się wspaniały widok na Jezioro Chrzypskie. W Łężeczkach zbudowano parking i punkt widokowy pozwalający na spokojne kontemplowanie krajobrazu. Ponieważ jestem w tej okolicy pierwszy raz nie wiedziałem że w Chrzypsku można zobaczyć kolejną siedzibę ziemiańską i jeden z ostatnich kościołów w Wielkopolsce które były wznoszone w stylu gotyckim. Miałem również pomysły na jakieś niewielkie zboczenie z trasy, niestety jeżeli chodzi o marszrutę to reżim narzucił mój towarzysz po raz kolejny znikając mi z oczu. Ponownie zobaczyłem go w Sierakowie.
Łężeczki - Jezioro Chrzypskie.
Sieraków – urocze miasteczko, nieco mniejsze od Skwierzyny, ale dla mnie patrzącego świeżym okiem i nie dostrzegającego ewentualnych minusów o wiele od niej piękniejsze. Trochę czasu spędziliśmy wałęsając się główną ulicą miasteczka. Przed przekroczeniem Warty wypadało jeszcze zboczyć pod zamek Opalińskich i do stadniny.
Kościół w Sierakowie.
Zamek Opalińskich.
Zamek nie miał szczęścia przetrwać do czasów współczesnych. Świetna siedziba magnackiego rodu zaczęła podupadać w 1695 r. po śmierci Jana Karola ostatniego męskiego przedstawiciela sierakowskiej linii Opalińskich. Dobra odziedziczyła jego córka Katarzyna, żona króla Stanisława Leszczyńskiego. Kolejną dziedziczką została ich córka Maria, żona Ludwika XV króla Francji. W 1749 r dobra i zamek odkupił saski hrabia von Brühl, pierwszy minister króla Augusta III. Ponieważ kolejni właściciele nie mieszkali na miejscu budowla niszczała, aż pod koniec XVIII wieku dokonano rozbiórki północnego skrzydła zamku. Dzieła zniszczenia dopełnił wielki pożar miasta w 1817 r. W roku 1829 folwark sierakowski odkupił król pruski zakładając w nim stadninę, spalone resztki zamku rozebrano a odzyskany materiał wykorzystano rozbudowując zabudowania stadniny. Z południowego skrzydła zamku zachowały się jedynie piwnice i część parteru zamienione w lodownię. To co obecnie widzimy jest jedynie restytucją południowego skrzydła zamku powstałą przez nadbudowę istniejących piwnic i nakrycie stromym dachem krytym dachówką.
Na koniec krótka wizyta na dziedzińcu stadniny. Ponieważ XIX-wieczne armie opierały się na trakcji końskiej, dla ich wartości bojowej bardzo istotne było utrzymywanie odpowiedniej ilości i jakości tych czworonogów. W roku 1828 władze pruskie uznały Sieraków za miejsce najodpowiedniejsze do założenia stada reproduktorów. Na bazie dawnych koszar zamkowych i folwarku powstały obiekty gospodarcze stadniny. Dyrekcja zajmowała okazały nowo zbudowany w tym celu pałac leżący przy jednym z boków dziedzińca. Na środku dziedzińca rosną cztery pomnikowe dęby kryjące w swoim cieniu płytę wystawową i kamienie z wyrytymi imionami koni. Kamienie są pamiątką po zwycięzcach w próbach wyścigowych z końmi bliźniaczej stadniny w Gnieźnie.
Sieraków - stadnina.
"Pałac" - siedziba dyrekcji stadniny.
Dziedziniec stadniny z pomnikowymi dębami.
W
Sierakowie przekraczamy Wartę i zaczynamy powrót do domu. A swojego
kolegę kolejny raz zobaczyłem dopiero po 50 km na moście w
Skwierzynie."Pałac" - siedziba dyrekcji stadniny.
Dziedziniec stadniny z pomnikowymi dębami.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
138.84 km (4.00 km teren), czas: 07:52 h, avg:17.65 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po zachodniej Wielkopolsce
Sobota, 6 maja 2017 | dodano: 06.05.2017Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki, Wielkopolska
Kiedy po godzinie 10 przekroczyłem granicę województwa wielkopolskiego poczułem się jak w Krainie Deszczowców. Karramba, zaczęło mżyć i tak zostało już prawie do końca. Uspokoiło się dopiero w Kwilczu, ale właśnie tam już zawróciłem aby zdążyć przed nocą do domu.
Zanim jeszcze opuściłem lubuskie mijam Chlastwę. Położona na szlaku drewnianych kościołów Regionu Kozła dawno budziła moją ciekawość. Tutejszy XVII-wieczny zespół kościelny składa się z drewnianego kościoła i usytuowanej tuż przy drodze bramy-dzwonnicy. Kościół zbudowano jako świątynię protestancką, dopiero po roku 1945 został przejęty przez katolików, Do jego wnętrza (nie licząc zerknięcia przez okna) nie udało się zaglądnąć, niemniej trochę czasu spędziłem na placu przykościelnym. Ściany kościoła to konstrukcja szachulcowa wypełniona gliną chociaż z zewnątrz tego nie widać ponieważ ściany są szalowane deskami. Kościół za sprawą swojej wieży trochę mi przypominał drewniane kościoły z mojej rodzinnej Małopolski. Okazało się później że wieża jest młodsza od głównej bryły świątyni o co najmniej 250 lat i została zbudowana w 1910 roku, przy czym wzorowano się na którymś z kościołów z południowej części Górnego Śląska. Stąd chyba to podobieństwo
Już na początku XX wieku stan techniczny kościoła kwalifikował go do rozbiórki jednak parafianie i ówczesny właściciel majątku Adalbert von Zakrzewski postawili się w roli konserwatorów zabytku. Jak widać z dobrym skutkiem ponieważ zabytek przetrwał kolejne 100 lat i przynajmniej z zewnątrz wygląda zupełnie przyzwoicie. Drewniana kapliczka przed kościołem pochodzi już z okresu powojennego. Z Chlastawy pochodzi znaczna część portretów trumiennych z zbiorów międzyrzeckiego muzeum.
Naprzeciwko kościoła widoczna okazała stylowa karczma która za pomocą dużych banerów chwali się że gościła w swoich progach panią Gessler. Informuje również że chętnie spełni marzenia potencjalnych klientów urządzając im przyjęcie weselne lub na jakąkolwiek inną okoliczność.
Chlastawa - kompleks kościelny.
Drewniana dzwonnica w Chlastawie.
I sam kościół.
Kolej
na następny punkt dzisiejszej wycieczki, Nowy Tomyśl. Opuszczam Chlastawę i prognozy meteorologiczne z których korzystałem wzięły w łeb, zaczyna siąpić.
Liczyłem że może mżawka wkrótce przeminie, i owszem minęła ale parę godzin
później. Drewniana dzwonnica w Chlastawie.
I sam kościół.
Nowy Tomyśl widywałem dotychczas tylko z okien pociągu jadąc do Poznania. Dziś bardziej od samego miasta interesują mnie drogi którymi można będzie w przyszłości dotrzeć tu od strony Międzyrzecza. Skoro jednak jestem już na miejscu błędem byłoby nie zajrzeć do samego miasta. Przejechałem zatem przez miasto na przełaj. Statystyki mówią że mieszka tu zaledwie 4 tysiące więcej mieszkańców niż w mojej Skwierzynie, miasto wygląda jednak na o wiele większe, piękniejsze i zasobniejsze od Skwierzyny.
Zbudowane nad rzeczką Szarką, prawa miejskie uzyskało dopiero w roku 1786 i wkrótce po tym znalazło się w zaborze pruskim. W roku 1815 było jednym z pięciu miast w nowo utworzonym powiecie bukowskim. Swoją szansę otrzymał Nowy Tomyśl w roku 1848, właśnie wtedy w ramach kary za aktywny udział bukowian w Wiośnie Ludów przeniesiono do Nowego Tomyśla siedzibę bukowskiego landrata. Czterdzieści lat później decyzja ta została przypieczętowana kolejną, tym razem o likwidacji powiatu bukowskiego na którego terenie powstały dwa nowe: nowotomyski i grodziski. O tym jakie znaczenie dla rozwoju miasta ma status stolicy powiatu wiem co nieco jako mieszkaniec miasta które w roku 1961 przestało być jego siedzibą.
Nowy Tomyśl jest lokalnym ośrodkiem wikliniarstwa i uprawy chmielu. Na chmiel się nie natknąłem, ale na akcenty wikliniarskie owszem. Są to największy wiklinowy kosz świata (wpisany do księgi Guinnessa), wigloo, liczne wiklinowe akcenty w parku miejskim. Na muzeum się nie natknąłem ale skądinąd wiem że takowe tam istnieje.
W parku miejskim znajduje się ogród zoologiczny, dostępny do zwiedzających za drobną kilkuzłotową opłatą. Myślę że jest to ewenement jak na miasto tej wielkości. Osobiście nie skorzystałem z oferty, może kiedyś przy lepszej pogodzie się skuszę.
Opuszczając miasto natknąłem się na kościół posiadający ciekawą przeszłość. Niemal do końca XIX wieku Nowy Tomyśl był jedynym miastem w Wielkopolsce bez kościoła katolickiego, a wszyscy katolicy należeli do parafii w odległym o 8 km. Wytomyślu. Decyzję o budowie kaplicy będącej filią macierzystej parafii w Wytomyślu podjęto w czasach pruskiego kulturkampfu stąd spotkała się z zdecydowanym sprzeciwem władz. Pozwolenie uzyskano dopiero dzięki staraniom nowotomyskiego notariusza W. Barteckiego. Z datków wiernych na ziemi darowanej przez małżeństwo Kupczyków zbudowano kaplicę. Dopiero po odzyskaniu niepodległości, w latach dwudziestych parafia uzyskała samodzielność a świątynia została rozbudowana poprzez dodanie wieży i przęsła w przedniej części kościoła.
Nowotomyski rynek i największy kosz świata.
Nowotomyski Bies.
W parku miejskim.
ZOO.
Wigloo.
Kościół o którym wspominałem wyżej.
Sieć
dróg prowadzących w kierunku północnym pozwala na dwie wersje dalszej jazdy; do
Pniew, lub w kierunku Trzciela. Już kiedyś chciałem odwiedzić
Miedzichowo zatem wybieram kierunek Trzciel. Kilometr przed Sępolnem
kilkadziesiąt metrów od szosy wznosi się pomnik upamiętniający
śmierć ponad 100 Polaków rozstrzelanych w tym miejscu w 1941 r.
Aby zatrzeć ślady zbrodni w 1944 ich zwłoki ekshumowano i spalono
a prochy rozrzucono po okolicznych polach.Nowotomyski Bies.
W parku miejskim.
ZOO.
Wigloo.
Kościół o którym wspominałem wyżej.
Ślady martyrologii.
Miedzichowo
(Kupferhammer) w przeszłości było osadą hutniczą. Istniała tu
kuźnica miedzi i żelaza. Do dziś zachowały się pozostałości
dawnego stawu młyńskiego na Czarnej Strudze i korzystająca ze spiętrzenia mała elektrownia wodna. Uwagę zwraca kościół.
Pierwotnie wzniesiony w 1906 r. jako kościół protestancki po roku
1945 przekształcony na katolicki. Po przeciwnej stronie ulicy stoi
budynek Urzędu Gminnego. Tablica na ścianie budynku wspomina że
wcześniej na tym miejscu stał kościół rzymskokatolicki.
Zbudowany w latach dwudziestych przez miejscową ludność polską
przetrwał zaledwie kilkanaście lat. W czasie wojny został zburzony
przez Niemców w ramach zacierania śladów polskości na tym skrawku
Wielkopolski.
W Miedzichowie.
Miedzichowo
opuszczam z planem odwiedzenia Orzeszkowa, wioski sąsiadującej z
Kwilczem. Orzeszkowo zaciekawiło mnie swoim XIX-wiecznym cmentarzem
kalwińskim o którym wspomnę później. Tymczasem trzeba się tam
dostać. Według mojej wizji zamierzałem dotrzeć do Lewic i lokalną
boczną drogą szutrową przedrzeć się do Miłostowa. Kiedyś już
tamte okolice odwiedzałem i wiem że z Miłostowa do
Kwilcza jest już szosa.Droga do Lewic sąsiaduje z nieczynną linią kolejową z Zbąszynia do Międzychodu. Jest to ta sama linia z powodu której Trzciel został tak dziwacznie podzielony granicą. Mijam stacje w Zachodzku i Lewiczynku, dziś zagospodarowane na inne cele. O dziwo pomimo tego że na torowisku rosną sosny o średnicy 30 cm. tory nadal istnieją, a złomiarze nie rozkradli szyn.
Dawna stacja kolejowa Zachodzko.
Nadal na tej samej linii - Lewiczynek.
Dlaczego jeszcze nie rozkradziono??
Nadal na tej samej linii - Lewiczynek.
Dlaczego jeszcze nie rozkradziono??
W Lewicach na wzgórku ciekawy murowany kościół obłożony kamieniem o rodowodzie z końca XVIII wieku. Poniżej kościoła kapliczka z figurą Chrystusa, ufundowana w 1879 roku przez Bernarda Hazę Radlica z małżonką w podzięce za doznane łaski. Wspominam o fundatorze z względu na rodzinę Hazów-Radlitz i jej poplątane losy. Była to niemiecka rodzina szlachecka pochodzenia czeskiego, mieszkająca od średniowiecza na pograniczu Śląska i Wielkopolski. W większości byli ewangelikami. Niektórzy z nich obierali jednak drogę życiową prowadzącą jakby nieco pod prąd. Żyjący w latach 1798-1872 Albert Ludwig von Haza-Radlitz przeszedł na katolicyzm i obrał polską tożsamość narodową nazywając się odtąd Wojciechem Ludwikiem Hazą z Radlic. Był posłem do Reichstagu, gdzie należał do frakcji polskiej, i obrońcą praw narodowych ludności polskiej powiatu międzyrzeckiego. Fundator kapliczki był prawdopodobnie jego synem, natomiast jego wnuk i imiennik Albert von Haza-Radlitz ponownie się zgermanizował. W czasie powstania wielkopolskiego został internowany w poznańskiej Cytadeli. Poniósł tam śmierć, według jednego z moich źródeł został rozstrzelany, według innego zginął od postrzału w czasie próby ucieczki.
Dziś w siedzibie rodu mieści się leśnictwo Kaliski, dwór widoczny jest z drogi którą zamierzałem jechać. Zamierzałem, ponieważ odstraszyła mnie jej nieco błotnista nawierzchnia . Rów z strumykiem na pobliskiej łące to Kamionka która po drugiej stronie drogi wpływa już pomiędzy wzniesienia, meandrując wśród nich w swoim dalszym biegu tworzy malowniczą dolinę. Zawróciłem w kierunku Łowynia. Już poza wioską pożegnała mnie drewniana figura biskupa umieszczona na poboczu drogi.
Kościół w Lewicach.
XIX-wieczna kapliczka fundacji Hazy Radlica.
Lewice żegnają.
W Łowyniu kolejne zetknięcie z wspomniana wcześniej linią kolejową, doskonale oznaczony przejazd, budynek stacji. Przez Łowyń przemknąłem bez zatrzymywania się. Tym razem miałem nadzieję że istnieje jakaś lokalna szosa z Głażewa przez Mnichy i Tuczępy do Kwilcza. W Gralewie za Głażewem ostatnie pożegnanie z towarzyszącą mi od Miedzichowa linią kolejową. Za plecami zamajaczył mi budynek stacji, dziś prywatne domostwo i wjeżdżam na zbocza doliny Kamionki. W dole Mnichy i Mniszki. Mnichy ominąłem, zatrzymałem się natomiast przed zespołem dworsko folwarcznym w Mniszkach. Z dawnej siedziby ziemiańskiej została połowa dworu, oraz wzniesiona na początku XX wieku w odległości kilkunastu metrów od dworu, willa w stylu szwajcarskim. Na północ od obiektów dworskich usytuowany jest duży dziedziniec dawnego folwarku. Dziś w obiektach znajduje się Centrum Edukacji Przyrodniczej i Regionalnej, w wnętrzach zgromadzono zbiory przyrodnicze, sprzętów i narzędzi rolniczych. Muzeum zachęca do wejścia w swoje progi.
Mniszki zachowany fragment dworu.
Willa w zespole dworskim.
Willa w zespole dworskim.
Obiekty Centrum Edukacji Przyrodniczej i Regionalnej.
Po opuszczeniu Mniszek wspinam się po zboczu doliny do Tuczęp. Droga prowadząca do Miłostowa okazała się być drogą polną. Nie pozostało nic innego jak skierować się do szosy Poznań – Skwierzyna co też uczyniłem.
Ostatni punkt wycieczki to Kwilcz i dwie sąsiadujące miejscowości Orzeszkowo i Rozbitek. Do Rozbitka ściągnęła mnie ciekawość pałacu Georga von Reiche. Pałac został zaprojektowany prawdopodobnie przez architekta z kręgu Fryderyka Augusta Stülera, bądź nawet niego samego. Dziełem Stülera jest między innymi ratusz w Skwierzynie i pałac w Dąbrówce Wielkopolskiej. Pałac w Rozbitku jest nawet zbudowany w podobnym duchu jak w ten z Dąbrówki. Niestety pałac jest niedostępny dla osób przypadkowych. Przez zamkniętą na kłódki bramę widać jedynie aleję prowadzącą do wejścia głównego. Tablica informuje że teren jest prywatny i chyba nawet zawiera jakieś nieczytelne groźby skierowane pod adresem nieproszonych gości. Próba spojrzenia na pałacyk z innej perspektywy spełzła na niczym, udało się jedynie zajrzeć na folwarczne podwórze. Pałac podobno jest własnością kompozytora muzyki filmowej Jana Kaczmarka i jest siedzibą Instytutu Rozbitek, miejsca spotkań artystów filmu, muzyki i teatru.
Rozbitek, pałacu w całej okazałości niestety nie widać.
Zabudowania folwarczne w Rozbitku.
Zabudowania folwarczne w Rozbitku.
Z Rozbitka przeskoczyłem na przeciwległą stronę Kwilcza, czyli Orzeszkowa. Wspomniany wcześniej cmentarz kalwiński leży tuż przy drodze do Poznania. Pochowanych jest na nim wielu wybitnych Wielkopolan i rodzin ziemiańskich wyznania ewangelickiego. Już z drogi rzuca się w oczy obelisk ufundowany za sprawą Libelta przez mieszkańców Księstwa Poznańskiego dla Jana Kassyusza, potomka czeskiego rodu Kaszkowskich który osiedlił się w Polsce w XVII wieku uchodząc z Spiszu przed prześladowaniami religijnymi.
Jan był nauczycielem, kaznodzieją i działaczem społecznym bez udziału którego nie działo się nic ważnego w ówczesnym Wielkim Księstwie Poznańskim. Spoczywa tu pastor Karol Bogumił de Diehl, współpracownik Staszica. Pod skromnym krzyżem spoczywają szczątki generała Zygmunta Kurnatowskiego, uczestnika powstania wielkopolskiego z 1806 roku i kampanii napoleońskich, oficera armii Królestwa Polskiego. Pewien cień na osobę generała rzuca odmowa uczestnictwa w powstaniu listopadowym. Ponadto znajdują się tu grobowce i nagrobki ziemiańskich rodów Bronikowskich, Kurnatowskich, Bukowieckich.
Orzeszkowo, na dawnym cmentarzu kalwińskim.
Jeden z zachowanych nagrobków.
Kwatera Kurnatowskich, skromny krzyż na grobie generała Zygmunta Kurnatowskiego.
Groby familii Kurnatowskich z Chalina.
Grobowiec Bronikowskich.
Obelisk Kassyusza.
Z cmentarza widać dawny zbór kalwiński. Kwilcz w XVI i XVII wieku był znaczącym ośrodkiem religijnym braci czeskich i pokrewnym im kalwinów. Kiedy w roku 1644 kalwini zostali zmuszeni do oddania katolikom kwileckiej świątyni dzięki dziedzicowi Orzeszkowa, Dobrogostowi Kurnatowskiemu otrzymali tu miejsce na budowę swojego kościoła. Do zbudowanej w 1646 roku świątyni zjeżdża na nabożeństwa okoliczna szlachta dysydencka, niestety w 1721 roku światynia spłonęła. Obecny kościół zbudowano w roku 1788 i swoją funkcję spełniał aż do roku 1945. Potem świątynia niszczała, a obecnie jest własnością osoby prywatnej. Granica działki była dziś oznaczona sznurkiem rozciągniętym na palikach, pozwoliłem sobie lekko ją naruszyć nie zbliżając się zanadto do budynku bez zgody właściciela.
Dawny zbór kalwiński w Orzeszkowie.
Rzut oka na zegarek i na tablicę informującą że do Skwierzyny jest 46 km. sprowadził mnie na ziemię. Zrezygnowałem z pomysłu zapuszczenia się pod Sieraków, przed powrotem do domu zatrzymałem się jedynie w centrum Kwilcza.
Kwilcz, kościół.
Tablica ku czci ppłk. Cieplińskiego jednego z żołnierzy wyklętych z kwileckiemi korzeniami.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
141.47 km (2.00 km teren), czas: 08:09 h, avg:17.36 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wolsztyn - parada lokomotyw
Sobota, 29 kwietnia 2017 | dodano: 01.05.2017Kategoria ponad 100 km, okolice Trzciela, Wielkopolska
Wśród swoich najbliższych mam pewnego czteroletniego faceta który jeszcze
jako osesek zakochał się w parowozach i właśnie on był dla
dziadka źródłem informacji o dzisiejszej paradzie parowozów w
Wolsztynie. Za sprawą dogodnego połączenia kolejowego z
Zbąszynkiem droga do Wolsztyna okazała się łatwiejsza niż
myślałem. Zapakowałem się z swoim bicyklem do pociągu i dopiero
od Zbąszynka rozpocząłem podróż na własnych dwóch kołach. W
samym Wolsztynie jeszcze nigdy nie byłem chociaż już się kiedyś
zapuszczałem w tamte okolice docierając do Chobienic więc teren
miałem w pewnym sensie oswojony. Po drodze zrobiłem kilka zdjęć mijanych obiektów sakralnych.
Widowisko swoim klimatem robi wrażenie, szkoda tylko że pogoda trochę nie dopisała.
Para i dym.
Najszybszy sprawny parowóz świata.
Ze zbiorów wolsztyńskiej parowozowni.
Wypada wspomnieć o jeszcze jednym jubilacie. Swój jubileusz 100-lecia obchodził parowóz Ok1-359. Wyprodukowany w 1917 r. jest najstarszym parowozem w Polsce będącym nieprzerwanie w eksploatacji. Pojazdy tej serii uznawano za "najdoskonalsze konstrukcje pruskiej szkoły budowy parowozów", a przez maszynistów nazywane były "pannami do wszystkiego", ponieważ mogły być wykorzystywane zarówno w ruchu osobowym, jak i kursach pośpiesznych. Jak zrozumiałem staruszek nie był pokazywany na dzisiejszej paradzie. W Wolsztynie znajduje się również będący już w stanie spoczynku młodszy brat jubilata, jest to Ok 1-322. Parowóz ten został wyprodukowany w 1921 roku. Do Wolsztyna przybył w roku 2001 z Choszczna.
Po ostatniej defiladzie połączonych maszyn, pożegnałem się z Mikołajem i jego rodzicami i ruszyłem w drogę powrotną.
Tym razem wybrałem się drogą przez Zbąszyń, chciałem przyjrzeć się bliżej drodze do Chlastawy lub Dąbrówki, wybór pozostawiałem przypadkowi. A ostatecznie na rozjeździe przed wiaduktem kolejowym w Zbąszyniu zmieniłem plany i pojechałem do Trzciela.
Kilkaset metrów za Chobienicami natknąłem się na dwójkę sympatycznych młodych ludzi z Gorzowa. Zamierzali dotrzeć do Międzyrzecza i dalszą drogę odbyć pociągiem. Udało mi się do nich podczepić na dalszą jazdę. Niestety młodzi w Zbąszyniu zrezygnowali z towarzystwa staruszka udając się w sobie tylko znanym kierunku. Tak, tak, jeszcze kilkanaście lat temu uważałem 60- letnich ludzi za staruszków a teraz nie mogę przywyknąć że sam już dawno przekroczyłem tą granicę.
Do Trzciela pojechałem po to żeby zostać w tematach kolejowych. Kiedyś już wspominałem że w wyniku postanowień traktatu wersalskiego Trzciel został podzielony granicą polsko-niemiecką w ten sposób że po stronie polskiej została linia kolejowa a reszta miasteczka znalazła się w Niemczech. Niemcy z konieczności wybudowali po drugiej stronie Obry nowy dworzec i 9 km. odcinek torów łączących Trzciel z linią kolejową przebiegającą przez pobliski Lutol Suchy. Po roku 1939 linia ta pozostała niewykorzystana i ostatecznie została zlikwidowana. Właśnie ten dworzec był powodem mojego przejazdu przez Trzciel. Dziś znajduje się on na terenie prywatnym będącym własnością przedsiębiorstwa branży drzewnej, ale uchylony szlaban pozwolił na nielegalne wtargnięcie na dawny plac dworcowy.
W drodze powrotnej zajrzałem jeszcze do Panowic. Kiedyś znajdował się tam piękny neogotycki pałac z wieżą, zbudowany około roku 1890. Niestety pałacu nie dane było mi obejrzeć ponieważ latem ubiegłego roku strawił go pożar pozostawiając ruinę. Kolejny zabytek zniknął z lubuskiego pejzażu.
Teraz zaczęło robić się już późno i grzecznie wróciłem do domu.
Postaram się powtórzyć jeszcze kiedyś wyprawę do Wolsztyna, ale już na spokojnie, bez tłumów ludzi.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Średniowieczny kościółek w Kosieczynie. Jest niemal rówieśnikiem bitwy pod Grunwaldem.
Kościół w Chobienicach.
Siedlec.
Samolot Iskra przed Zespołem Szkół Rolniczych i Technicznych w Powodowie. Należy wspomnieć że w ramach zespołu działa Technikum Lotnicze.
Wracając
do tematu, czyli parady parowozów w Wolsztynie, dzisiejsza parada jest
zorganizowana już po raz 24-ty. Parowozownia w Wolsztynie według
deklaracji miejscowych kolejarzy jest ostatnią działającą na
świecie. Dodatkową okazją do świętowania jest jej 110-lecie.
Parowozownię zostawiłem sobie do zwiedzania na inną okazję, dziś
ograniczyłem się tylko do podziwiania parowozów. Pogoda w Wolsztynie nie
rozpieszczała widzów, a widowisko rozpoczęło się z lekkim
opóźnieniem. W paradzie uczestniczyło 10 parowozów w tym 2 z
Wolsztyna, pozostałe były Wrocławia i Chabówki oraz z Czech i
Niemiec. Maszyny prezentowały się widzom w różnych układach;
pojedynczo, połączone po kilka i na koniec całą dziesiątką.
Jako kompletnemu laikowi typy maszyn nie mówią mi nic. Wyraźnie
odróżniała się niemiecka lokomotywa opalana mazutem, zbudowana w
latach sześćdziesiątych typu „18 201”. Obecnie jest to najszybsza
sprawna maszyna parowa mogąca osiągnąć szybkość 180km/h.
Kościół w Chobienicach.
Siedlec.
Samolot Iskra przed Zespołem Szkół Rolniczych i Technicznych w Powodowie. Należy wspomnieć że w ramach zespołu działa Technikum Lotnicze.
Widowisko swoim klimatem robi wrażenie, szkoda tylko że pogoda trochę nie dopisała.
Peron w Wolsztynie.
Para i dym.
Najszybszy sprawny parowóz świata.
Ze zbiorów wolsztyńskiej parowozowni.
Wypada wspomnieć o jeszcze jednym jubilacie. Swój jubileusz 100-lecia obchodził parowóz Ok1-359. Wyprodukowany w 1917 r. jest najstarszym parowozem w Polsce będącym nieprzerwanie w eksploatacji. Pojazdy tej serii uznawano za "najdoskonalsze konstrukcje pruskiej szkoły budowy parowozów", a przez maszynistów nazywane były "pannami do wszystkiego", ponieważ mogły być wykorzystywane zarówno w ruchu osobowym, jak i kursach pośpiesznych. Jak zrozumiałem staruszek nie był pokazywany na dzisiejszej paradzie. W Wolsztynie znajduje się również będący już w stanie spoczynku młodszy brat jubilata, jest to Ok 1-322. Parowóz ten został wyprodukowany w 1921 roku. Do Wolsztyna przybył w roku 2001 z Choszczna.
Po ostatniej defiladzie połączonych maszyn, pożegnałem się z Mikołajem i jego rodzicami i ruszyłem w drogę powrotną.
Młodszy brat dostojnego 100 - letniego jubilata z wolsztyńskiej parowozowni.
Wolsztyn - ostatni rzut oka.
Wolsztyn - ostatni rzut oka.
Tym razem wybrałem się drogą przez Zbąszyń, chciałem przyjrzeć się bliżej drodze do Chlastawy lub Dąbrówki, wybór pozostawiałem przypadkowi. A ostatecznie na rozjeździe przed wiaduktem kolejowym w Zbąszyniu zmieniłem plany i pojechałem do Trzciela.
Kilkaset metrów za Chobienicami natknąłem się na dwójkę sympatycznych młodych ludzi z Gorzowa. Zamierzali dotrzeć do Międzyrzecza i dalszą drogę odbyć pociągiem. Udało mi się do nich podczepić na dalszą jazdę. Niestety młodzi w Zbąszyniu zrezygnowali z towarzystwa staruszka udając się w sobie tylko znanym kierunku. Tak, tak, jeszcze kilkanaście lat temu uważałem 60- letnich ludzi za staruszków a teraz nie mogę przywyknąć że sam już dawno przekroczyłem tą granicę.
Do Trzciela pojechałem po to żeby zostać w tematach kolejowych. Kiedyś już wspominałem że w wyniku postanowień traktatu wersalskiego Trzciel został podzielony granicą polsko-niemiecką w ten sposób że po stronie polskiej została linia kolejowa a reszta miasteczka znalazła się w Niemczech. Niemcy z konieczności wybudowali po drugiej stronie Obry nowy dworzec i 9 km. odcinek torów łączących Trzciel z linią kolejową przebiegającą przez pobliski Lutol Suchy. Po roku 1939 linia ta pozostała niewykorzystana i ostatecznie została zlikwidowana. Właśnie ten dworzec był powodem mojego przejazdu przez Trzciel. Dziś znajduje się on na terenie prywatnym będącym własnością przedsiębiorstwa branży drzewnej, ale uchylony szlaban pozwolił na nielegalne wtargnięcie na dawny plac dworcowy.
Trzciel - ślady po kaplicy na miejscowym cmentarzu ewangelickim.
Pozostałości jednego z nielicznych nagrobków.
Pozostałości jednego z nielicznych nagrobków.
Zachowana tablica z nagrobka miejscowego mistrza wikliniarstwa.
Budynek międzywojennej stacji kolejowej w niemieckiej części Trzciela.
Budynek międzywojennej stacji kolejowej w niemieckiej części Trzciela.
W drodze powrotnej zajrzałem jeszcze do Panowic. Kiedyś znajdował się tam piękny neogotycki pałac z wieżą, zbudowany około roku 1890. Niestety pałacu nie dane było mi obejrzeć ponieważ latem ubiegłego roku strawił go pożar pozostawiając ruinę. Kolejny zabytek zniknął z lubuskiego pejzażu.
Pogorzelisko pałacyku w Panowicach.
Teraz zaczęło robić się już późno i grzecznie wróciłem do domu.
Postaram się powtórzyć jeszcze kiedyś wyprawę do Wolsztyna, ale już na spokojnie, bez tłumów ludzi.
Rower:
Dane wycieczki:
124.69 km (3.00 km teren), czas: 07:41 h, avg:16.23 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Puszczę Rzepińską
Wtorek, 18 kwietnia 2017 | dodano: 18.04.2017Kategoria ponad 100 km, Łagów, pow. sulęciński, pow. świebodziński, Puszcza Rzepińska
Po niedawnym spontanicznym wyjeździe w okolice Bytnicy miałem zamiar ponownie zawitać w te strony, ale już bardziej przygotowany na to czego się można spodziewać w mijanych miejscowościach. Nie sadziłem że nastąpi to już po dwóch tygodniach. Dzisiejszą trasę trochę zmodyfikowałem w stosunku do poprzedniej mianowicie zrezygnowałem z Bytnicy, a zajrzałem do Drzewc na małą stacyjkę zagubioną w lasach w okolicy Torzymia, i do Ciborza.
W związku z Drzewcami muszę wspomnieć o dwóch katastrofach. Podczas drogi pomiędzy rezerwatem „Pawski Ług” a miejscowością Koryta natrafiłem na znak kierujący do pomnika lotnika. Zaintrygowany skręciłem zgodnie z wskazówkami. Natrafiłem na stelę upamiętniającą miejsce upadku amerykańskiego śmigłowca typu Apache AH-64. Katastrofa miała miejsce w październiku 2001 roku w trakcie międzynarodowych ćwiczeń „Victory Strike II”. Jeden z pilotów, Michael E. Rice, poniósł wtedy śmierć. Miejscem opiekują się harcerze z Łagowa.
O drugiej z katastrof dowiedziałem się z anonsów prasowych dotyczących działalności Stowarzyszenia Pomost, które w ubiegłym roku dokonywało na cmentarzu w Korytach ekshumacji szczątków kilkunastu jej ofiar. Katastrofa ta miała miejsce krótko po północy 27 grudnia 1941, i była jedną z najtragiczniejszych w historii niemieckich kolei. Zbliżającym się do ówczesnej stacyjki Leichholz (dzisiejsze Drzewce) pociągiem pospiesznym podróżowało około 300 osób. W śnieżnej nawałnicy maszynista pociągu osobowego prawdopodobnie nie zauważył stojącego kilkaset metrów przed stacją pod semaforem pociągu towarowego na którego końcu znajdowały się cysterny z paliwem. Pociąg osobowy z pełnym impetem uderzył w cysterny. W wyniku zderzenie nastąpił wybuch paliwa, i pożar który zwęglił doszczętnie kilka wagonów wypełnionych po brzegi kolejarzami, i wracającymi z przepustek do okupowanej Polski żołnierzami. Większość ofiar, których liczbę szacuje się na około 260, w wyniku olbrzymiej temperatury po wybuchu paliwa doszczętnie spłonęła lub została rozerwana na strzępy. Kilkanaście z około 30 odnalezionych ciał pochowano na cmentarzu w oddalonych o kilka kilometrów Korytach. Sprawa została wtedy praktycznie utajniona.
Niezwykły budynek stacyjny od dawna nie pełni już żadnej funkcji dworcowej, został zamieniony na mieszkalny. Wygląda jakby został przeniesiony z innych czasów i okolic.
Do kolejnej miejscowości na dzisiejszym szlaku ruszyłem leśną drogą przez Kosobudki i Kosobudz. Nie obyło się bez niewielkiego błędu w nawigacji. Okazuje się że nie zawsze lepsza droga jest tą ważniejszą. Po korekcie trasy trafiłem do Kosobudza i szosą do Toporowa.
Miejscami mogącymi zainteresować turystę w Toporowie są:
- kościół i wolno stojąca na wprost wejścia kaplica- mauzoleum rodu Rissmanów,
- dwa stare dęby rosnące na placu kościelnym, według podania pod jednym z nich noszącym nazwę „Dąb Piotra” jadł śniadanie car Piotr Wielki podczas swojej podróży do Holandii. Pod drugim mniejszym znajdują się resztki rodzinnego cmentarzyka następnych posiadaczy Toporowa rodu von Manteuffel.
- pałac myśliwski z wspaniale wyglądającą wieżą, obecnie siedziba DPS-u, nazwa „myśliwski” nadana od malowideł zwierząt wewnątrz pomieszczeń pałacowych.
- resztki mauzoleum kolejnych właścicieli Toporowa Mullerów.
Po śmierci Mullera wdowa kazała na zakończeniu jednej z alejek parkowych wznieść mauzoleum. Grobowiec ukończono w roku 1910. Była to ośmiokątna budowla na wysokim cokole. Pośrodku mauzoleum umieszczono trumnę Roberta, a w 1913 r. na podwyższeniu obok trumny urnę z prochami jego żony. W roku 1930 przy murze mauzoleum pochowano pod kamiennym krzyżem Martina Richtera, teścia ostatniego właściciela Toporowa. Po roku 1945 mauzoleum uległo zniszczeniu i stanowi ruinę.
Powrót wypadł okrężnymi drogami przez Niedźwiedź, Podłą Górę, Międzylesie. W Międzylesiu nie odmówiłem sobie przyjemności zwiedzenia Ciborza.
Cibórz, (do 1945 Tiborlager) obecne osiedle i szpital powstał pod koniec lat trzydziestych jako wielki kompleks koszarowy zbudowany na potrzeby Wermachtu na leśnej polanie nad jeziorem Ciborze. Docelowo miał pomieścić około 6000 żołnierzy. W roku 1941 przez kilka miesięcy część tego kompleksu wykorzystywano na obóz jeniecki dla oficerów belgijskich. Po roku 1945 w koszarach przez krótko stacjonowały wojska radzieckie, które w następnym roku zastąpione zostały przez jednostki Wojska Polskiego. Po redukcji armii w roku 1956 zbędne dla wojska koszary przejął szpital psychiatryczny funkcjonujący obecnie jako Wojewódzki Szpital Specjalistyczny dla Nerwowo i Psychicznie Chorych. Całość założenia, i zastosowanych w Ciborzu rozwiązań przypomina nieco koszary w Kęszycy Leśnej (Regenwürmerlager).
Dalsza podróż prowadziła drogami dobrze znanymi z poprzednich wycieczek w rejon Świebodzina.
Zamek w Łagowie - widok od Bramy Polskiej.
Łagów - widok na zamek od Bramy Marchijskiej.
Brama Marchijska w Łagowie.
W lesie pod Łagowem - pomnik pilota.
Koryta - kościół.
Drzewce - niezwykły budynek dawnej stacji kolejowej.
Ten sam budynek od strony placu dworcowego.
Kosobudz - centrum wioski.
Toporów - stacja kolejowa.
Toporów - kościół i mauzoleum Rissmanów.
Toporów - Dąb Piotra.
Toporów - pod dębami, cmentarzyk rodu von Monteuffel.
Toporów - ruiny mauzoleum Mullerów.
Toporów - kamienny krzyż z grobu Martina Richtera.
Toporów - pałac myśliwski.
Toporów - wieża pałacowa.
Niedźwiedź- oryginalny drewniany kościół.
Zawisze - opuszczony i niszczejacy pałac.
Kościółek w Międzylesiu.
Cibórz - dawny budynek koszarowy.
Cibórz - budynki koszarowe.
Cibórz - niszczejący budynek dawnej kuchni i stołówki.
Rozlewiska rzeczki Ołobok.
Dziwny cmentarz komunalny nr 2 w Skąpem. Wygląda jak cmentarz wojenny, ale pochówki stosunkowo niedawne.
Rudgerzowice - wiejska uliczka z kościołem.
Lubinicko - ruiny wieży widokowej w przypałacowym parku.
Rower:
Dane wycieczki:
168.63 km (25.00 km teren), czas: 10:08 h, avg:16.64 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krosno Odrzańskie
Sobota, 1 kwietnia 2017 | dodano: 03.04.2017Kategoria ponad 100 km, Puszcza Rzepińska
O tym że znajdę się dziś razem z moim welocypedem w Krośnie Odrzańskim nie wiedziałem jeszcze na pół godziny przed wyjazdem. Przez cały poprzedni tydzień przeglądałem mapy pogranicza lubusko-wielkopolskiego z okolic Nowego Tomyśla i Międzychodu, szukałem ciekawostek, tymczasem o kierunku jazdy zadecydował rzut monetą.
Do towarzyszenia w wyprawie zgłosił się kolega którego kiedyś przeciągnąłem po leśnych bezdrożach zamkniętych w trójkącie Silna-Lewice-Trzciel i do dziś reaguje alergicznie na samą myśl o tamtym kierunku. W ramach odtrutki dostał kilkanaście kilometrów bruków przez lasy na łagowskich obrzeżach wędrzyńskiego poligonu. Sam tak wybrał :-).
Część tego szlaku już kiedyś przemierzyłem, były tam jednak odcinki które widziałem po raz pierwszy. Nowością dla mnie był odcinek z Łagowa do Niedźwiedzia przez Toporów. Myślę że za jakiś czas może być tematem do kolejnego wyjazdu.
Odcinek Niedźwiedź-Gryżyna-Bytnica już kiedyś pokonałem, nowością natomiast była dalsza część od Bytnicy przez Krosno , Radnicę i Skąpe. Na znane drogi wróciłem w Radoszynie. Byłem tu w ubiegłym roku.
Tereny ciekawe, rowerowo dostępne, szkoda tylko że leżą na granicy zasięgu jednodniowych wyjazdów. Chociaż gdyby skorzystać z usług PKP i zacząć podróż z Sulechowa, tylko kto mnie zmusi do wyjazdu o 5:36 ?
W łagowskich lasach.
Droga na Gorajec.
"Pałac myśliwski" - Dom Pomocy Społecznej w Toporowie.
W Niedźwiedziu.
Niedźwiedź - drewniany kościółek.
Niedźwiedź - galeria rzeźby pod chmurką.
Jak wyżej.
Miśki w Niedźwiedziu.
Bytnica - siedziba władz.
Bytnica.
Bytnica.
Radoszyn - na pierwszym planie kościół ewangelicki w stanie ruiny, w głębi średniowieczny katolicki.
Rower:
Dane wycieczki:
171.74 km (15.00 km teren), czas: 09:44 h, avg:17.64 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trzciel i Żelazna Brama
Sobota, 25 marca 2017 | dodano: 27.03.2017Kategoria ponad 100 km, okolice Trzciela
Dzisiejsza wycieczka była kontynuacją wczorajszej, tym razem celem był Trzciel i grodzisko na Żelaznej Bramie. Z powodów rodzinnych nie udało się wyjechać przed godziną 10:00, i z tych samych powodów obiecałem zameldować się w domu najpóźniej o godz. 17:30. Oczywiście jak to zwykle ze mną bywa trochę źle skalkulowałem czas i znów podpadłem.
Żelazną Bramą określa się przesmyk na wysokim wale oddzielającym jeziora: Głębokie, Proboszczowskie i Rybojadło.
Do Jezior Pszczewskich dotarłem leśnymi drogami prowadzącymi wzdłuż Obry. Przesmykiem pomiędzy jeziorami Chłop i Wędromierz przedostałem się na ich wschodnią stronę . W dotarciu do grodziska pomogła informacja o przebiegającym w pobliżu niebieskim szlaku pieszym z Trzciela do Pszczewa. Wał na którym znajduje się grodzisko miejscami ma szerokość nie większą niż 20-30 metrów i wynosi się na kilkanaście metrów ponad poziom otaczających go jezior. Miejsce to z natury obronne dostępne jest tylko z jednej strony. W epoce żelaza była w tym miejscu osada obronna ludności kultury łużyckiej. Wykopaliska przeprowadzone na terenie grodziska ujawniły obecność wałów ogradzających teren zbliżony do trójkąta o długości ok 200 m. oraz bram.
Nad jeziorem Wędromierz.
Grodzisko na Żelaznej Bramie. Przesmyk między jeziorami jest w tym miejscu niewiele szerszy niż widoczny na zdjęciu odcinek wału.
Na Żelaznej Bramie, widok obwałowań od wnętrza grodziska.
Miejsce i widoki na pobliskie jeziora są tu wspaniałe. Z pewnością na przesmyk jest jakiś łatwiejszy dostęp z leżących po drugiej stronie jeziora Rybojadów spotkałem bowiem w okolicy kilka osób spacerujących z aparatami fotograficznymi. Teraz kolej na Trzciel.
W drodze do Trzciela. Do leśniczówki Królewiec. Dziękuję :-), pojechałem prosto.
Cmentarz ewangelicki w Jabłonce Starej.
Na cmentarzu w Jabłonce Starej.
Na cmentarzu w Jabłonce Starej.
W myśl ustaleń Traktatu Wersalskiego Trzciel został podzielony w ten sposób że jego większa część pozostała w Niemczech, natomiast linia kolejowa z stacją przypadła Polsce. Stało się tak na wyraźne żądanie Polski. Zadziałał tu podobny mechanizm jak na Zaolziu z Koleją Koszycko-Bogumińską, chodziło o kontrolę nad linią kolejową Zbąszyń-Mięzychód która w ten sposób w całości znalazła się w rękach polskich, natomiast samo miasto zostało odcięte od połączeń kolejowych z Niemcami. Wzbudziło to ogromne poczucie krzywdy u niemieckich mieszkańców Trzciela
Za sprawą międzynarodowej komisji, obradującej w szkole katolickiej w Trzcielu w dniu 14 czerwca 1920 r. granica została wyznaczona w odległości 10 m od toru kolejowego, po drodze przecięła w pół dom w którym mieszkał handlarz wikliną Albert Konopka. Dom ten stał się w Niemczech swoistą atrakcją wymienianą w przewodnikach. Inną niedogodnością związaną z takim przebiegiem granicy było to że po stronie polskiej pozostał również cmentarz katolicki, co w początkowym okresie zmuszało mieszkańców miasteczka do wywożenia swoich zmarłych za granicę państwową. Natomiast w Niemczech pozostały domy kolejarzy mieszkających na ulicy sąsiadującej z dworcem.
Niemcy z konieczności wybudowali po drugiej stronie Obry nowy dworzec i 9 km. odcinek torów łączących Trzciel z linią kolejową przebiegającą przez pobliski Lutol Suchy. Po roku 1939 linia ta pozostała niewykorzystana i ostatecznie została zlikwidowana. Podczas zwiedzania Trzciela próbowałem również rzucić okiem na budynek tej stacji, niestety narzucone z góry limity czasowe nie pozwoliły na dowolnie długie błąkanie się po miasteczku. Ostatecznie do stacji nie dotarłem, a do domu spóźniłem się niemal o godzinę.
Trzciel- współczesny dom zbudowany na miejscu słynnego domu Alberta Konopki przeciętego wpół przedwojenną granicą państwową.
Trzciel- budynek dawnej strażnicy polskiej straży granicznej.
Trzciel - budynek niemieckiej straży granicznej. Za narożnikiem ogrodzenia biegła granica.
Stacja kolejowa w Trzcielu.
Trzciel - budynek pełen zalet dla oczekujących na pociąg w Trzcielu. Prawda że budowniczowie zadbali o jego estetykę?
Wieża wodna na stacji w Trzcielu.
Trzciel - młyn na Czarnej Wodzie.
Młynówka.
Trzciel - remiza strażacka (dawna synagoga).
Trzciel - remiza (z boku bardziej czytelne cechy charakterystyczne dla pierwotnego przeznaczenia budynku).
Trzciel - dawna gazownia.
Trzciel - budynek dawnej szkoły ewangelickiej, po drugiej stronie ulicy znajduje się pusty plac po zburzonym kościele luterańskim.
Przydrożny krzyż w Sierczu. Krzyż postawili w podzięce za uratowanie życia z pożogi wojennej dwaj bracia, repatrianci z obwodu tarnopolskiego. Początkowo krzyż był cały drewniany i stał na polu jednego z braci. Po jakimś czasie polnym krzyżem zainteresowały się ówczesne władze z Trzciela i nakazały zlikwidować budowlę. Gospodarz nie ugiął się przed szykanami władz i nadal krzyż stał aż którejś nocy gdzieś zniknął. Bardzo to zbulwersowało mieszkańców Siercza. Fundator skradzionego krzyża nie dał za wygraną, a z racji, że był cieślą, wykonał jeszcze masywniejszy krzyż z metalowym krucyfiksem. Jego brat wykonał okolicznościowy napis, którego treść już się zatarła.
Tajemnicze napisy na przydrożnym kamieniu.
Rower:
Dane wycieczki:
104.72 km (50.00 km teren), czas: 06:46 h, avg:15.48 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Puszcza Notecka
Sobota, 11 marca 2017 | dodano: 12.03.2017Kategoria ponad 100 km, Puszcza Notecka
Jednym z celów ubiegłotygodniowej wyprawy było zwiedzenie terenu pokrytego kurhanami w pobliżu Lipek Wielkich. Wspomniałem wtedy że moje wyobrażenie o kurhanach rozmija się z tym co zobaczyłem na miejscu. Wątpliwościami tymi podzieliłem się z kolegą z Lipek, i pomimo tego że nie mógł mi poświęcić zbyt wiele czasu zgodził się podprowadzić mnie w miejsce gdzie prezentują się najbardziej okazale. W poprzednim tygodniu ominąłem ten fragment lasu prawdopodobnie dlatego że był zasłonięty młodnikiem, w każdym razie chybiłem o jakieś 100-150 m. Tym razem pokazały się w całej swojej okazałości.
Lipki Wielkie - grupka kurhanów.
Lipki Wielkie - jeden z większych kurhanów.
Zachodzę w głowę co w tej okolicy mogło być atrakcyjnego dla ludności z epoki brązu, której podstawą bytu było głównie rolnictwo i hodowla, skoro jedynym bogactwem najbliższej okolicy są tylko piaszczyste wydmy, a pobliska dolina Noteci była zabagniona jeszcze do XVIII w. Niemniej kurhany są więc jak widać znaleźli dla siebie tu jakąś niszę.
Skoro już znalazłem się w tym rejonie odwiedziłem miejsce znane mi z map Messtischblatt jako „Arbeitdienstlager”. Znajduje się ono w pobliżu jeziora Łąkie i zanikłego już jeziorka Granicznego. W drugiej połowie lat trzydziestych wznosiły się tam baraki obozu R.A.D. Abteilung 5/46 Gottschim. Obóz ten został założony w 1933 r., a w 1937 r. przeniesiony do Lichenia (gm. Strzelce Krajeńskie), natomiast zwolnione budynki przeznaczono na obóz pracy dla kobiet. Wspomniano o nim na facebookowej stronie poświęconej historii Strzelec Krajeńskich ( https://www.facebook.com/historiastrzelec/photos/a...) . Dziś widoczny jest tu spory splantowany plac porośnięty kilkudziesięcioletnimi sosnami i schodki prowadzące do podziemnego pomieszczenia którego nie mogłem spenetrować z braku jakiegokolwiek źródła światła. Myślę że nie był to schron, a raczej magazyn ziemiopłodów na potrzeby obozu.
Teren dawnego obozowiska, ślady baraków usunięte.
Jedyny obiekt po dawnym obozie - podziemne pomieszczenie pod jednym z baraków.
Jedyny obiekt po dawnym obozie - podziemne pomieszczenie pod jednym z baraków.
R.A.D. - Reichsarbeitsdienst była organizacją stworzoną po dojściu do władzy w Niemczech przez NSDAP. Kierownictwo partii zainteresowało się wtedy działalnością Konstantina Hierla prowadzącego wśród młodzieży działalność polegającą na kształtowaniu jej postaw obywatelskich poprzez pracę. Początkowo do organizacji prowadzony był zaciąg ochotniczy. W 1935 r. wprowadzono w III Rzeszy obowiązek sześciomiesięcznej pracy na rzecz państwa, a obowiązek ten miał być wypełniony przez pracę w Reicharbeitsdienst. Obowiązkowi podlegali mężczyźni w wieku 18-25 lat, a od września 1939 r. również kobiety. Służba Pracy Rzeszy była traktowana, jako honorowy obowiązek dla narodu niemieckiego, tak więc junacy pracowali nieodpłatnie na rzecz państwa. Najczęściej były to prace melioracyjne, uprawa roli i prace gospodarcze.
Junacy byli umundurowani i skoszarowani w utworzonych w tym celu obozach.
Najbliżej tego obozu położona była osada Koza i nieistniejąca już dziś leśniczówka nad Jeziorem Łąkie. Właśnie od Kozy do Jeziorka Granicznego i dalej do Łąkiego prowadzi imponujący długością i rozmiarami kanał melioracyjny mający odprowadzać z tamtejszych pól i łąk nadmiar wody, sądzę że jest on dziełem junaków z R.A.D.
Kościół w Lubiatowie.
Pozostałą część trasy do Gościmia, poprzez Sowią Górę do Międzychodu i stamtąd do Skwierzyny przejechałem bez zatrzymywania. Dla uniknięcia brukowanego odcinka w Nowym Dworze opuściłem prawy brzeg Warty wracając przez Przytoczną.
Rower:
Dane wycieczki:
106.47 km (30.00 km teren), czas: 05:49 h, avg:18.30 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Żywotnikowy las na zakończenie roku
Sobota, 31 grudnia 2016 | dodano: 31.12.2016Kategoria ponad 100 km, gm. Miedzyrzecz, okolice Trzciela
Cudowna pogoda skłoniła mnie do ostatniej w tym roku wycieczki. Na tapetę poszła ciekawostka z lasów Nadleśnictwa Trzciel - las tujowy. O lesie żywotnikowym usłyszałem kiedyś w jakiejś audycji radiowej. Google wypluł tylko informację że w kwietniu ubiegłego roku wspominał o nim lesniczy Jarek redaktor Bloga Leśniczego i to własnie od niego uzyskałem namiary tego lasku.
Żywotniki należą do rodziny cyprysowatych i pochodzą z Ameryki Północnej gdzie odgrywają sporą rolę w gospodarce leśnej, u nas są bardziej znane jako krzewy lub małe drzewka rosnące na posesjach.
Do Europy zostały sprowadzone w 1853 r. jako drzewa parkowe. Kilka lat później wprowadzono je na powierzchnie doświadczalne do upraw leśnych. W Polsce jako zwarte powierzchnie leśne występują na 21 stanowiskach i są pamiątką po eksperymentach z wprowadzaniem nowych gatunków. Stanowisko obok leśnictwa Jasieniec ma taką samą genezę i zostało obsadzone około 1914 r. Obecnie rośnie tam dorodny las z licznie występującym naturalnym odnowieniem. Jedno z drzew jest podobno dziewiątym co do wielkości w Polsce.
Las żywotników.
Tuje podobnej wielkości widziałem w okolicy głazu poświęconego pamięci Georga Zocha w okolicy Krzynki pod Barlinkiem. Tam jednak nie stanowią zwartego lasu, zostały bowiem wysadzone w innym celu i rosną w szpalerach
Ponieważ rano "po drodze" musiałem zajechać do Zemska zaświtała mi myśl aby w okolice Lutola Mokrego w miarę możliwości dotrzeć drogami terenowymi. Trasa była modyfikowana na bieżąco i niemal się udało. Pewnych miejscowości i niektórych odcinków szos jednak nie można było ominąć ad hoc, bez zaglądania do mapy. Takimi punktami węzłowymi były; Gorzyca, Nietoperek, Szumiaca, Nowy Dwór, Brójce i Rogoziniec. Sporo korzystałem z szlaków oznakowanych. Bardzo dużo było czerwonego, myślę że przypadkiem natrafiłem na różne szlaki do oznakowania których użyto tego samego koloru. Bardzo atrakcyjny widokowo lecz ciężki do pokonania jest odcinek czerwonego szlaku nad stawami pomiędzy Kolonią Kęszycką a Nietoperkiem.
W Gorzycy.
W Szumiącej.
Powrót szosą przez Trzciel, Bobowicko, Międzyrzecz. Tu już wizja powrotu po zmroku podziałała dopingująco i zrobiłem ten odcinek bez zbaczania, a miałem takie pomysły żeby odwiedzić jeszcze Rańsko. I w ten sposób zakończyłem rowerowy rok 2016.
Wszystkim zaglądającym na mojego bloga życzę na nadchodzący Nowy Rok 2017 dużo zdrowia, ciekawych tras i wszystkiego najlepszego.
Rower:
Dane wycieczki:
106.83 km (43.00 km teren), czas: 06:38 h, avg:16.11 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)