blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2025 button stats bikestats.pl Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(8)

Moje rowery

Kross 74136 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wieczorynka

Poniedziałek, 11 grudnia 2017 | dodano: 11.12.2017

  I trasa również wieczorynkowa.


Rower:Kross Dane wycieczki: 23.64 km (1.00 km teren), czas: 01:18 h, avg:18.18 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nad Chycinę

Niedziela, 10 grudnia 2017 | dodano: 10.12.2017

  Poza wiatrem w oczy pogoda w dzisiejsze wczesne popołudnie była zupełnie niczego. Nie zamierzałem wychodzić z domu ale skoro zostałem o to poproszony nie odmówiłem. Po załatwieniu zasadniczego celu wyjazdu wypościłem się na wycieczkę do lasów nad jeziorami bledzewskimi. W lesie trochę kluczyłem różnymi drogami wybierając te mniej błotniste. 
  Za przeprawą przez Strugę Jezierną natrafiłem na wielką budowę, powstaje kolejny odcinek drogi pożarowej. Oczami wyobraźni już widzę ekstra autostradę od Jeziora Cisie, aż do Gorzycy pod Międzyrzeczem. Na razie jednak jest pewien problem z poruszaniem się po terenie budowy i dlatego ruszyłem brzegiem bagnistej dolinki Strugi w kierunku Jeziora Chycińskiego. 


Jezioro Chycińskie.

   Nad jeziorem odwiedziłem leśne pole biwakowe z malowniczym widokiem na jezioro. Wracając nad Obrę nie sposób ominąć ciekawej obsadzonej platanami leśnej alejki.  Powołując się na redaktora Brożka z Gazety Lubuskiej który swoje informacje o walorach Chyciny zaczerpnął z  niemieckiego przewodnika z lat 30. ubiegłego wieku  dowiadujemy się że "rekreacyjne walory okolic docenił cesarz Wilhelm II, który w 1902 r. podczas podróży z Berlina na manewry wojskowe pod Poznaniem zatrzymał się tutaj aż na trzy dni. Odpoczywał w zajeździe na niewielkim cyplu, który na pamiątkę wizyty monarchy nazwano cesarskim półwyspem. Potem na jego cześć drogę do Głębokiego nazwano Wilhelmstrasse (Drogą Wilhelma), zaś most na Obrze - Wilhelmsbrücke (Mostem Wilhelma)."


Cesarska Droga.

  Trudno powiedzieć o który półwysep chodzi, wprawdzie półwysep naprzeciwko pola biwakowego nosił nazwę Kaiserzelt ale jest podmokły i wątpię aby tam istniał kiedykolwiek zajazd. Natomiast wspomniana wcześniej alejka to właśnie Wilhelmstrasse, platany zapewne są o wiele późniejsze niż przejazd Wilhelma. Na miejscu Wilhelmsbrücke do niedawna stał drewniany "Most Bieruta"  kilka lat temu zastąpiony przez potężny przepust rurowy. Z Chyciny do stacji kolejowej w Głębokim jest tędy około 8 km.
    Powtórzyłem na tym odcinku szlak cesarza i w Głębokim zawróciłem do domu. 
    Początkowo musiałem trochę walczyć z wiatrem, od chwili zagłębienia się w las problem zniknął, a w drodze powrotnej z Międzyrzecza mogę powiedzieć że dostałem wiatru w żagle :-). Wyszła zupełnie przyjemna wycieczka.





Rower:Kross Dane wycieczki: 41.10 km (15.00 km teren), czas: 02:35 h, avg:15.91 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

To jednak zima :-)

Sobota, 9 grudnia 2017 | dodano: 09.12.2017

    Zdecydowanie nie doceniłem dziś wrogich i podstępnych sił natury. Według mojej oceny sytuacji przed południem miał być krótki epizod z jakimś opadem (nie wykluczałem śniegu) a potem kilka godzin w miarę suchych. Zakładałem że zdążę w tym czasie dotrzeć do Łagowa, a przy odrobinie szczęścia może nawet do Torzymia i z powrotem przez Sulęcin. Sto parę kilometrów wydawało się całkiem realne.
   Wyjeżdżam przy sympatycznej pogodzie, na razie nie zapowiada się że nastąpi coś nieprzewidzianego. Po kilku kilometrach pojawiają się spadające, na razie jeszcze pojedyncze płatki śniegu, za chwilę w powietrzu robi się od nich gęsto i biało. Byłem na to mentalnie i logistycznie przygotowany, zresztą za parę minut było po wszystkim. Morale nadal wysokie.
    Kolejny tym razem niespodziewany atak śnieżycy już po godzinie jazdy, w Templewie. Wypadek kładę na nieprecyzyjne rozpoznanie sytuacji, później powinno już być tylko lepiej.
    Teraz z Templewa trzeba dotrzeć do Wielowsi, stamtąd do Sieniawy to już żabi skok i kolejny do Łagowa. Z różnych możliwych opcji wybieram jazdę do Templewka oddalonego o 5 km od macierzystej wsi, stamtąd 2 km leśnej drogi do dawnego radzieckiego składu głowic jądrowych i kolejne 2 km poradzieckiego bruku do jeziora Buszno. Tu dopada mnie kolejna zamieć. Pojawiają się pierwsze wątpliwości w słuszność celów, ale na razie nie zakładam zmiany planów.
    Tym razem już nic nie wskazuje że będzie lepiej, dociągnąłem w tych warunkach do Wielowsi i tu nastąpił u mnie całkowity spadek odporności na destrukcyjne oddziaływanie przyrody, zanikła gotowość do poświęceń i wiara w zwycięstwo. Klasyczny upadek morale. Zmieniam plany, wracam przez Międzyrzecz.
   Powrót do domu to wypadkowa pomiędzy drogami których nie lubię, a tymi które chciałem ominąć. W Żarzyniu wybór pada na wariant drogi przez Boryszyn i Wysoką. Miałem jeszcze chęć okrążyć Międzyrzecz przez Szumiącą, Nowy Dwór i Bukowiec. Przerwy między kolejnymi falami opadów coraz krótsze. Wreszcie w Kaławie kapituluję, wracam do domu.

Lubrza wita śniegiem
Lubrza żegna (lub wita).




Rower:Kross Dane wycieczki: 76.25 km (3.00 km teren), czas: 04:34 h, avg:16.70 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Wokół Deszczna

Piątek, 8 grudnia 2017 | dodano: 08.12.2017

   Przed wyjazdem pogoda zrobiła się tak dynamiczna że patrząc w górę można było zobaczyć równocześnie słońce, błękit nieba i ciemne chmury.  Zaryzykowałem wyjazd a w trakcie jazdy wszystko się wyjaśniło, sypnęło jakąś kaszką, pokazała się tęcza,  na koniec zrobiło się szaro i tak już zostało do zmroku.
    Dzisiejszy kierunek to jezioro Glinik.  Nad jezioro podjechałem przez las od strony DK-24. Nad wodą szaro, wjazd na mały półwysep zablokowany zwalonym drzewem. Skusiłem się na leśną ścieżkę dydaktyczną na drugim brzegu cieku wypływającego z Glinika, ona również okazała się ciężko przejezdna. Tu zrezygnowałem z wałęsania się po leśnych bezdrożach.
    Dalsza trasa to Glinik, Deszczno, Osiedle Poznańskie gdzie otarłem się o granice Gorzowa, Ciecierzyce, Borek, Brzozowiec i Trzebiszewo. Do domu dotarłem już grubo po zmroku.



Rower:Kross Dane wycieczki: 48.73 km (8.00 km teren), czas: 02:29 h, avg:19.62 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wieczorynka

Czwartek, 7 grudnia 2017 | dodano: 07.12.2017

  I trasa wieczorynkowa. Całkiem przyjemny wieczór.


Rower:Kross Dane wycieczki: 22.24 km (2.00 km teren), czas: 01:11 h, avg:18.79 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pomiędzy Pszczewem a....... Trzcielem?

Niedziela, 3 grudnia 2017 | dodano: 03.12.2017Kategoria gm. Pszczew, okolice Trzciela

     Wybrałem się na krótką wycieczkę do Pszczewa, ale tak świetnie się jechało że przedłużyłem ją w okolice Trzciela aby ostatecznie wylądować w Lutolu Suchym. Przy tej okazji zahaczyłem o wszystkie sześć gmin powiatu międzyrzeckiego. Miało być krótko, a wyszło jak wyszło. Po powrocie na domowe pielesze nie spotkałem się z zrozumieniem, niestety.
Do Pszczewa wybrałem sobie trasę w wariancie mocno terenowym przez Rokitno, Lubikowo, Szarcz. W sumie oprócz tych odcinków szos których nie da się uniknąć daje to niemal 20 km dróg szutrowych.
    Dziś miejsce w którym jest zlokalizowany Pszczew nie wyróżnia się jakimiś szczególnymi walorami komunikacyjnymi, jednak w zamierzchłych czasach długa rynna jeziorna rozciągająca się niemal od Wolsztyna na południu prawie do Warty na północy stanowiła poważną przeszkodę komunikacyjną. W tym ciągu przeszkód wodnych tylko w kilku miejscach istniały warunki do dogodnej przeprawy. Jednym z nich był przesmyk między jeziorem Chłop i Miejskim w Pszczewie. Tędy w średniowieczu przebiegał szlak zwany lubuskim lub frankfurckim, a nawet jeszcze w początkach XIX tędy przejeżdżały dyliżanse do Berlina. Dopiero później w momencie pojawienia się kolei żelaznych i budowy dróg bitych szlak ten stracił na znaczeniu na rzecz Zbąszynia i Trzciela. Tymczasem dopóki jeszcze tędy wędrowali kupcy z zachodu na wschód, i wdzierały się tędy obce wojska., miejsce aż się prosiło o stworzenie jakiegoś systemu obronnego.
W trakcie dzisiejszej wycieczki oprócz innych miejsc zajrzałem na obydwa znane mi pszczewskie grodziska. Główną warownią był gród na wcinającym się w Jezioro Miejskie półwyspie Katarzyna z rozległym podgrodziem i mniejszy gród stożkowy nieopodal kościoła i plebanii również otoczony podgrodziem. Niejako przy okazji zajrzałem pod dawny pałac biskupów poznańskich.
Wjeżdżając do centrum Pszczewa od strony Szarcza mamy po lewej stronie drogi stożkowe wzniesienie. Sztucznie usypany pagórek ma wysokość ok. 20 m. i jest świetnie zachowanym grodziskiem. Na szczycie wznosiła się niegdyś drewniana, wzmocniona polepą wieża mieszkalno-obronna., dziś jest tam zlokalizowany punkt widokowy. Kiedyś na szczyt prowadziła spiralna ścieżka, obecnie dla wygody turystów na szczyt prowadzą schody. Pagórek znany jest pod różnymi nazwami; a to jako Góra Wieżowa, lub Góra Ślimacza, czy też czasem od niemieckiej nazwy „Schneckenberg” - Górą Sznekową.
U podnóża Góry Sznekowej z jednej strony wznoszą się zabudowania barokowej plebanii, a z drugiej szkoła. Naprzeciwko po drugiej stronie ulicy widzimy późnorenesansowy kościół z XVII w.

Pszczew - grodzisko stożkowe (Góra Sznekowa)
Pszczew - grodzisko stożkowe (Góra Sznekowa)

Plebania w Pszczewie
Plebania w Pszczewie.

Psczew - kościół
Pszczew- kościół.

    A propos przebiegającej nieopodal ulicy Sikorskiego i jej znaczenia dla edukacji jako ciekawostkę mogę wspomnieć o istniejącej przy niej w XIX wieku słynnej pszczewskiej „szkole oszustów” w której oprócz edukacji adeptów złodziejskiego rzemiosła produkowano różne przydatne w tym fachu narzędzia. Szkoła z osiągnięć swoich absolwentów była doskonale znana berlińskiej policji.
    Udając się do drugiego grodziska chciałem sobie ułatwić wyplątanie się z jednokierunkowych uliczek uparcie kierujących mnie ponownie w kierunku rynku i zjechałem na promenadę nad jeziorem. Wygodna ścieżka kończy się przy placu zabaw nieopodal leśniczówki, jednak do dalszej jazdy brzegiem skusiło mnie widoczne z daleka porządne nabrzeże. Nie była to fortunna decyzja, zresztą dziś nie jedna. Jakimś cudem udało się przebrnąć przez bagno do półwyspu Katarzyna. Nawiasem mówiąc w leśniczówce którą przed chwilą minąłem mieszka autor "Blogu leśniczego" .
   Sam półwysep jest niewielkim cypelkiem wcinającym się w jezioro, od lądu oddziela go niewielki wał. Przed wałem ustawiono kamienną stallę informującą o średniowiecznym grodzisku i drewnianą rzeźbę legendarnej Katarzyny. Tablica informacyjna rzuca nieco światła na historię Pszczewa i grodu. Gród został zniszczony w XII wieku prawdopodobnie podczas wyprawy Fryderyka Rudobrodego w 1157 r. i już nigdy nie został odbudowany. Pomimo zniszczenia grodu w XII w., trakt lubuski jeszcze przez długie wieki przekraczał tu bagnistą rynnę jezior i Pszczew nadal rozwijał się i zachował swoje znaczenie. Dopiero wybudowanie wspomnianych wcześniej linii kolejowych i dróg bitych omijających Pszczew przyczyniło się do jego upadku, aż do utraty praw miejskich włącznie.


Pszczew grodzisko na półwyspie Katarzyna
Pszczew grodzisko na półwyspie Katarzyna.

Pszczew - legendarna Katarzyna z grodziska na półwyspie
Pszczew - legendarna Katarzyna z grodziska na półwyspie.

Panorama Pszczewa widziana z półwyspu Katarzyna
Panorama Pszczewa widziana z półwyspu Katarzyna.

    Jedna z legend mówi że z tego grodu miała pochodzić jedna z pogańskich żon Mieszka I i temu miał zawdzięczać że nie został złupiony i spalony przez wojska piastowskie podczas procesu skupiania drobnych państewek plemiennych w państwo Mieszka. I rzeczywiście w przeciwieństwie do okolicznych osad archeolodzy nie znaleźli tu śladów zniszczenia w X w.
Współczesne pole uprawne rozciągające się w kierunku drogi do Świechocina zajmuje teren dawnego podgrodzia. Na szczęście skrajem tego pola prowadzi droga gruntowa która pozwoliła uniknąć bagna w drodze powrotnej do współczesności.
    Droga powrotna do centrum Pszczewa prowadzi obok pałacu , dworu biskupów poznańskich. Ponieważ Pszczew w swojej historii pełnił rolę letniej siedziby biskupów poznańskich powstał tu na ich potrzeby reprezentacyjny dwór. Po rozbiorach majątek przejął rząd pruski i sprzedał prywatnym właścicielom. Jednym z nich był baron Gartringen i jemu pałac zawdzięcza obecną formę.




Pszczew - dawny pałac biskupów poznańskich.

    Podczas pobytu na placu przed pałacem zaintrygowały mnie dawne maszyny rolnicze walające się w zielsku pod drzewem, a zwłaszcza jedna z nich która jeszcze bywała w użyciu w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Miałem kilka razy wątpliwą przyjemność załapać się do ekipy obsługującej taką maszynę. Była to ciężka i niewdzięczna praca w tumanach kurzu. Oto i ona, akurat ktoś ustawił ją do góry nogami, wygląda na trochę przerobioną i brakuje jej kilka mniej istotnych elementów.


Jak myślicie co to za maszyna?

    Jej widok uzmysłowił mi że w rolnictwie i budownictwie na moich oczach nastąpiła prawdziwa rewolucja sprzętowa. Młocarnia szerokomłotna, bo o nią chodzi, w czasach mojego dzieciństwa w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku była na Pogórzu Karpackim podstawową maszyną służącą do omłotów i posiadali ją tylko nieliczni gospodarze użyczając w zamian za pomoc przy pracy w własnym gospodarstwie. Młocarnie z wialnią pojawiły się dopiero później. Istotne było to że po opuszczeniu maszyny słoma pozostawała niezniszczona i mogła służyć do wyrobu kiczek potrzebnych do naprawy popularnych jeszcze wtedy na Pogórzu strzech.
    Opuszczając Pszczew skusiłem się na przedłużenie wycieczki i zamiast bezpośrednio do Międzyrzecza skręciłem w szosę do Trzciela. Zaczęły mi się roić mrzonki o dotarciu do Brójc i dalej do Kaławy. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie skromniejsza. Za mostem na Obrze przed Rybojadami kiedyś wypatrzyłem czerwony szlak rowerowy prowadzący w głąb lasu i mający wyprowadzić mnie pod Szarcz.
   Przy skrzyżowaniu z leśnymi drogami sterczy ukryta za drzewami pozostałość po dawnej granicy polsko-niemieckiej, jest to ceglano-betonowe stanowisko karabinu maszynowego. Niegdyś istniał w tym miejscu posterunek niemieckiej straży granicznej, a zachowany bunkier był ukryty w bryle budynku strażnicy i miał osłaniać pobliską przeprawę mostową. Wewnątrz budynku leży sterta śmieci, jakieś garnki, talerze i sztućce oraz drabina prowadząca na górną kondygnację. A droga na tym odcinku okazała się zupełnie przyzwoita.


Żelbetowe stanowisko karabinu maszynowego pod Rybojadami.

   Szosa z Trzciela do Międzyrzecza zawsze wydawała mi się nieciekawa i monotonna dlatego ucieszyłem się widząc znaczek czerwonego szlaku prowadzący w kolejny kompleks lasów. Nie zabrałem map, ale przewidywałem że wyląduję gdzieś pod Panowicami. To był zbytni optymizm, w głębi lasu natrafiłem na miejsce gdzie zetknęły się szlaki czerwony i zielony. Wybrałem zielony i trafiłem jak kulą w płot, droga stawała się coraz gorsza. W końcu przeszła w bezdroże ale cały czas widoczne były znaki szlaku. Wielka była moja radość kiedy w końcu zobaczyłem tory linii kolejowej do Międzyrzecza. Przy torach biegła ledwie widoczna ścieżynka ale na jej krańcu majaczyły zabudowania stacji kolejowej Lutol Suchy.

Zielony szlak rowerowy ;-)
Zielony szlak rowerowy ;-)

   Po wydostaniu się do szosy zrezygnowałem z dalszych pomysłów na urozmaicanie tej wycieczki i grzecznie skierowałem się do domu. Nawet w tej skromniejszej wersji zmrok dopadł mnie w Międzyrzeczu. A w domu dowiedziałem się że podobno obiecałem wrócić najpóźniej o 16;00. Znów wyszło jak zwykle :-).



Rower:Kross Dane wycieczki: 90.54 km (22.00 km teren), czas: 05:07 h, avg:17.70 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Jeszcze jedna wieczorynka w tym tygodniu

Środa, 29 listopada 2017 | dodano: 29.11.2017

    Pociągnąłem serię wieczorynek do dzisiaj, i na tym koniec w tym tygodniu. Trasa taka sama jak w poniedziałek i wtorek.
    W poniedziałek wspominałem o strumyku płynącym jezdnia w Starym Dworku, dziś widać mocno zaawansowane prace przy budowie nowego chodnika. Trudno jednoznacznie powiedzieć czy strumyk nadal płynie, na pewno jest tam mokro i kupa błota.   
   Zresztą nie tylko tam. W ogóle na tamtejszych drogach jest nadmiar wilgoci, już poza wioską  woda z ostatnich opadów zamiast spłynąć do rowów na kilkudziesięciu metrach trzyma się pasa jezdni. Akurat w tamtym miejscu zarówno wczoraj jak i dziś musiałem się wymijać z  nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem. Prosty manewr a ile towarzyszących mu emocji :-).



Rower:Kross Dane wycieczki: 23.46 km (2.00 km teren), czas: 01:14 h, avg:19.02 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Wieczorynka

Wtorek, 28 listopada 2017 | dodano: 28.11.2017

 Powtórzenie wczorajszego wyjazdu. Trasa ta sama. Wrażenia też te same.


Rower:Kross Dane wycieczki: 22.23 km (2.00 km teren), czas: 01:05 h, avg:20.52 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

I znów wieczorynka

Poniedziałek, 27 listopada 2017 | dodano: 27.11.2017

     O tej porze roku już w kilka minut po szesnastej popołudnie przechodzi w wieczór. W tych warunkach turystyki uprawiać się nie da ale wyjazdy rekreacyjne jak najbardziej. I właśnie dzisiejszy wyjazd był rekreacyjny. Widać było niewiele więcej niż to co w świetle lampy, wiatr z kierunku neutralnego, droga sucha, przez godzinę natknąłem się może na dwa samochody, czyż to nie rekreacja?
Trasa prowadziła przez Popowo, Zemsko i Stary Dworek
    Z tą suchą drogą to może nie do końca jest prawda. W Starym Dworku już mniej więcej od miesiąca środkiem drogi płynie dosyć wartki strumyk. Źródełko tryska kilka metrów od hydrantu, więc nie są to chyba wody oligoceńskie. Widocznie użytkownicy miejscowego wodociągu wolą płacić za wyciekającą wodę niż za naprawę rury. 
    Teraz przez jakiś czas po pracy pozostaje tylko taka trasa. Ma ona jednak dwa niewygodne akcenty- bruki w Popowie i Zemsku (~ 2 km). Ale nikt nie powiedział że zawsze ma być komfortowo.



Rower:Kross Dane wycieczki: 22.65 km (2.00 km teren), czas: 01:09 h, avg:19.70 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pod Międzyrzecz

Piątek, 24 listopada 2017 | dodano: 24.11.2017Kategoria gm. Miedzyrzecz

     Dzisiejszy wyjazd to asekuracja przed jutrzejszą niepewną pogodą. Planowałem na jutro dłuższą wycieczkę w okolice Lubowa, Boczowa i Torzymia. Byłem tam ponad dwadzieścia lat temu i chciałem sprawdzić czy rozpoznam tamte drogi i wioski. Zajrzałem po pracy w prognozy meteo na sobotę i to co zobaczyłem naprawdę nie napawa optymizmem. Na wszelki wypadek gdyby trzeba było siedzieć w domu zrobiłem sobie dziś wycieczkę popołudniową.
    Dwie godziny do zmroku nie pozwalają na wielki wybór, ruszyłem w kierunku Międzyrzecza a którędy wypadnie powrót zostawiłem przypadkowi. Przed Głębokim zdecydowałem wypuścić się do Gorzycy i wracać przez Zamostowo, Chycinę i Bledzew.
    Kilka lat temu wyszukiwałem na Messtischblattach miejsca oznaczone znaczkami pomników i próbowałem odszukać je w terenie. Jeden z takich znaczków z opisem "Denkmal" znajdował się w zakolu Obry w pobliżu Gorzycy. O obelisku słyszałem również od kajakarzy spływających Obrą od stanicy w Świętym Wojciechu do Gorzycy. Na którymś z kolejnych wyjazdów udało się natrafić na właściwe zakole i zupełnie przypadkowo w gęstych zaroślach na poszukiwany pomnik.
   Kamień widzieli zapewne wszyscy którzy kiedykolwiek spływali kajakami Obrą od Świętego Wojciecha w dół rzeki. Trudno go zresztą nie zauważyć, ponad dwumetrowej wysokości kamień zwieńczony krzyżem sterczy metr od brzegu rzeki. Znajomi kajakarze przekazali mi opowiastkę o zakochanym który po zamarzniętej Obrze usiłował przedostać się do wybranki. Przeprawa skończyła się tragicznie, lód się załamał i nieszczęsny amant opuścił ziemski padół.
    Naprawdę ma on jednak pewien związek z przeprawą przez rzekę i tragedią ale innego rodzaju.
    W październiku 1882 r właściciel majątku w Gorzycy Leonard August Kalckreuth zorganizował polowanie. W trakcie przeprawy przez Obrę wywróciła się łódź z myśliwymi. Dla uczestników przeprawy przygoda zakończyła się tylko nieprzyjemną kąpielą w lodowatej wodzie, ale jeden z myśliwych stojących na brzegu zmarł na zawał serca. Był to 70-letni ojciec organizatora polowania – Leonard Karl Kalckreuth, właściciel majątku w Chycinie i w Kursku. W następnym roku syn dla upamiętnienia ojca wzniósł ten obelisk. Na kamieniu zachowało się miejsce z maleńkim fragmentem żeliwnej tablicy inskrypcyjnej.
     W pobliżu tego miejsca przebiega żółty szlak rowerowy do Międzyrzecza i pomyślałem że można byłoby zajrzeć pod kamień, a potem wydostać się na most pod Świętym Wojciechem i na szosę z Gorzycy i dalej w kierunku Sulęcina, aby w Pieskach spróbować wrócić na zaplanowana wcześniej drogę przez Chycinę.

Obelisk na brzegu Obry w lasach pomiędzy Św. Wojciechem a Gorzycą
Obelisk na brzegu Obry.

    Kamień nadal stoi, trochę bardziej widoczny niż w sezonie wegetacyjnym okolicznych krzaków i pokrzyw. Wszystko w odcieniach szarości. Pokręciłem się chwilę w jego otoczeniu i wróciłem na szlak. A dalsza droga zgodnie z założeniem i bez zatrzymywania się, robiło się szaro i chodziło o jak najmniejszy odcinek do pokonania po zmroku.
Wyjazd przypadkowy, ale okazał się całkiem sympatyczny.



Rower:Kross Dane wycieczki: 60.70 km (10.00 km teren), czas: 03:16 h, avg:18.58 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)