blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 69747 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Puszcza Notecka

Dystans całkowity:5063.58 km (w terenie 2055.00 km; 40.58%)
Czas w ruchu:246:27
Średnia prędkość:16.40 km/h
Maksymalna prędkość:40.50 km/h
Liczba aktywności:65
Średnio na aktywność:77.90 km i 5h 14m
Więcej statystyk

Puszcza Notecka, tajemniczy kamień pamiątkowy.

Czwartek, 31 marca 2016 | dodano: 31.03.2016Kategoria Puszcza Notecka

   W Puszczę Notecką wybrałem się dzisiaj z Adamem Cz. Chciałem spróbować odnaleźć jadąc innymi drogami znane mi już wcześniej kamienie pamiątkowe.  Zazwyczaj jeżdżę do nich od strony Jezierc i wtedy droga jest dosłownie dziecinnie prosta, wystarczy wjechać obok leśniczówki w właściwą drogę i nigdzie nie zbaczać. Sprawa jest bardziej skomplikowana jeżeli chce się podjechać od strony Skwierzyny lub Murzynowa, jest tam kilka identycznie wyglądających skrzyżowań z których trzeba wybrać właściwe i wjechać w właściwą drogę. Ogólnie do kamieni udało się dotrzeć. chociaż z wyborem właściwych skrzyżowań trochę nie wyszło.
  Do jednego z nich nazywanego "Alexander-Stein" jeździłem już w lutym bieżącego roku. Znajduje się w pobliżu dość ciężkiego do przejechania odcinka żółtego szlaku rowerowego Dziś darowałem sobie zdjęcia, na mokrej powierzchni kamienia napis jest niemal niewidoczny. Podjechaliśmy do kolejnego z głazów. Znajduje się w niedawno posadzonym młodniku tuż przy drodze pożarowej 57.  Ostatni raz byłem przy nim jesienią ubiegłego roku razem z SSC. Trudno powiedzieć co on upamiętnia, jest zaznaczony na mapie z lat trzydziestych jako "Denkmalstein". Na jednej z powierzchni kamienia jest wykuty krzyż maltański i data 1917. 




   Pozostało jeszcze wydostać się z puszczy i wrócić do Skwierzyny. Z lasu wyjeżdżamy pod Polichnem na rozjazd dróg do Gorzowa i Drezdenka. Światła dziennego wystarczyło akurat na powrót do domu. 



Rower: Dane wycieczki: 40.58 km (14.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Puszczę Notecką

Niedziela, 14 lutego 2016 | dodano: 14.02.2016Kategoria Puszcza Notecka

   
Na dzisiejszy wyjazd nie miałem ściśle sprecyzowanych pomysłów. Rozważałem również dołączenie do cyklistów SSC. Na miejscu zbiórki okazało się że dziś cykliści wybierają się na wycieczkę pieszą. Wróciłem zatem do jednego z wcześniejszych, luźnych pomysłów który zakładał przedarcie się przez Puszczę Notecką z Nowego Dworu do Gościmia, sprawdzenie wypatrzonego na mapie skrótu z Zielątkowa do Goszczanowca i powrót do Skwierzyny szosą przez Lipki i Murzynowo. Już w trakcie jazdy wprowadziłem kilka modyfikacji, ale ogólny kierunek został zachowany.  


Skwierzyna - pomnikowy dąb 

     Jeszcze przed Nowym Dworem skusiła mnie odchodząca od szosy w głąb puszczy droga pożarowa nr 54. Początkowa świetna nawierzchnia stopniowo przeszła w piaszczyste wertepy zryte ciężkim sprzętem pracującym w lesie. Było kilka odcinków tak przemielonych że stały się całkowicie nieprzejezdne. W duchu "pogratulowałem" sobie pomysłu z tą drogą, jednak trzeba jakoś się  stamtąd wydostać. Szczęście moje było przeogromne kiedy po kilku znojnych kilometrach wyjechałem na niebieski szlak rowerowy nieopodal węzła dróg rozchodzących się do Lipek, Lubiatowa i Krobielewko.


Tu skończyło się moje znojne przebijanie drogą pożarową 54

     Dalsza trasa w kierunku Lubiatowa pokrywała się z pierwotnym planem. Pewne zmiany wprowadziłem dopiero przed jeziorem Łąkie. Jadąc zaplanowanym szlakiem ominąłbym je całkowicie. Natomiast trochę nadkładając drogi objechałem je od wschodu aby dotrzeć do brzegu w miejscu gdzie zlokalizowano przeciwpożarowy strategiczny punkt czerpania wody. Właśnie jego elementem są mini-potiomkinowskie schody łączące plac dla samochodów strażackich z taflą jeziora.


Jezioro Łąkie




Strategiczny punkt czerpania wody, zejście do jeziora i plac przewidziany dla samochodów zajeżdżających po wodę. 


Wysuszone koryto strumyka łączącego jeziora Łąkie i Gostomie

      Wracam na zaplanowany szlak, przejeżdżam obok leśniczówki Kościelec (nazwa od pobliskiego jeziora Kirchensee (Kościelne) obecnie Gostomie) i obok stanicy harcerskiej Gościraj wjeżdżam na drogę do Gościmia. Nieodmiennie podziwiam pomysłowość budowniczych tej leśnej drogi. Od leśniczówki wzdłuż drogi biegnie linia średniego napięcia, w pewnym miejscu droga zbacza po to aby na jej środku wyrósł słup i natychmiast wraca na poprzedni tor.


Stary, nieczytelny kamienny drogowskaz przed leśniczówką Kościelec


Jedyny słup na środku drogi. Żeby wypadł centralnie droga specjalnie zbacza w prawo :-). Wszystkie pozostałe na odcinku kilku km. są po prawej stronie drogi 

    Skrót z Zielątkowa do Goszczanowca okazał się całkiem przyjazny, na początku kilkaset metrów przyzwoitej drogi gruntowej , dalej porządny asfalt. Polecam jako skrót z Gościmia do mostu na Noteci za Goszczanowcem. W Goszczanowcu pokręciłem się trochę przed XIX-wiecznym kościołem zbudowanym z kamiennych bloków. Obok kościoła zachował się pomnik 23 tutejszych mieszkańców poległych w latach 1914-19, na którym ustawiono figurę Matki Boskiej. Podobny pomysł zastosowano w Starym Polichnie k. Santoka.  Dalsza droga skrótem przez Duraczewo do Goszczanowa.




Kościół i kriegerdenkmal (wtórnie kapliczka) w Goszczanowcu

   W Goszczanowie zdecydowałem się na jazdę czarnym szlakiem przez puszczę obok Jezierc. Skrót pozwala zaoszczędzić do Skwierzyny ok. 7 km., najistotniejsze jest jednak to że pozwala na spokojną jazdę omijając ruchliwą szosę do Drezdenka. W Jeziercach zboczyłem w kierunku Murzynowa, do dwóch kamieni upamiętniających: jakiegoś zasłużonego Aleksandra tzw "Alexanderstein", i drugiego który jest opisany tylko jako "Denkstein". Alexanderstein ustawiono prawdopodobnie dla uwiecznienia pamięci jakiegoś zasłużonego leśnika. Całkowita wymiana ludności po 45 r. zatarła pamięć o nim i jego zasługach.  Natomiast drugi z nich stoi w miejscu opisanym na XIX-wiecznej mapie jako "Wolfkeith" i podejrzewam że może upamiętniać miejsce w którym ustrzelono ostatniego wilka w zachodniej części Puszczy Noteckiej. Miało to miejsce ok. 1850 r. w okolicy Jezierc. Należałoby wspomnieć że w tamtym okresie wilki były traktowane jako szkodniki i bezlitośnie tępione. 
   W ubiegłym roku odwiedziłem pod Wyszanowem tzw. pomnik wilka, miejsce w którym ustrzelono ostatniego wilka w lasach międzyrzeckich. Fakt ten upamiętnia dwumetrowy obelisk zbudowany z polnych granitowych głazów. Może ten kamień spod Jezierc to była skromniejsza wersja wilczego pomnika.


Fragment mapy z 1934 r. Alexanderstein zaznaczony w środku. Drugi z kamieni w lewym dolnym rogu.




Alexanderstein



Drugi kamień pomnikowy. Od czoła otwory na zakotwienie tablicy. Gdy byłem tu pierwszy raz z jednego otworu sterczała jeszcze resztka zardzewiałej śruby. Za kamieniem jakieś wykopane sztucznie zagłębienie. (wyschnięta sadzawka?)

   Od kamieni wydostałem się na niebieski szlak rowerowy, jeszcze kilka kilometrów w puszczy i obieram kierunek do domu na spóźniony obiad.



Rower: Dane wycieczki: 74.31 km (46.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Puszcza Notecka z Skwierzyńską Sekcją Cyklistów

Środa, 11 listopada 2015 | dodano: 11.11.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Wyjeżdżając z domu nie miałem żadnego pomysłu dokąd chciałbym dziś dotrzeć. Zwykle w takich przypadkach pomysły rodzą się już w siodełku. Przejeżdżając obok miejsca coniedzielnych zbiórek sekcji cyklistów zauważyłem że skwierzyńscy bikerzy też gdzieś się wybierają. Niedawno byłem z nimi w Santoku, więc może i dziś dołączyć do towarzystwa? Tak też i zrobiłem.
     W chwili kiedy dołączyłem decyzja dokąd jechać jeszcze nie była wypracowana. Propozycji było kilka, dyskusja burzliwa :), ale ostatecznie, trochę drogą faktów dokonanych (protestów jednak nie było), ustalono - jedziemy przez Puszczę Notecką do Polichna aby wrócić szosą z wiatrem w plecy.
     Miejsca przez które przejeżdżaliśmy już kiedyś odwiedzałem poszukując trzech kamieni - pomników. Kamyki te jako  "Denkstein" i "Alexanderstein"  zaznaczono na mapach pochodzących z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Dziś poznałem nowe drogi którymi można tam dotrzeć.  W okolicy kamulców  drogi trochę rozmiękczone przez ciężki sprzęt ale przejezdne. Dotarliśmy pod jeden z tych kamyczków. Aby odwiedzić dwa pozostałe należałoby trochę zawrócić. Zauważalnie narastające niezadowolenie społeczne w peletonie spowodowało jednak że prowadzący zrezygnowali z "Alexandra" i drugiego denksteina. Dalsza droga znów się poprawia i w miarę wygodnie docieramy do szosy 159 na skrzyżowaniu pod Polichnem. Pozostał powrót do domu, a wiatr tak jak było zaplanowane tylko w tym pomagał. 


Z murawy wystaje jeden z kamieni. Na jednej z ścian wygrawerowany krzyż i data "1917". Trudno odpowiedzieć co on upamiętnia. Przynajmniej ja nie zetknąłem się z odpowiedzią. Podobnie jak z odpowiedzią na pytanie kogo lub czego dotyczy napis "Alexander-Stein 18 Marz 1863-1923" na kolejnym głazie którego dziś nie zobaczyliśmy.





Rower: Dane wycieczki: 39.58 km (17.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Po zapomnianych puszczańskich cmentarzach

Niedziela, 8 listopada 2015 | dodano: 08.11.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Wczorajsza wizyta na cmentarzyku w Jeziercach posunęła mi pomysł aby jeszcze teraz na początku listopada odwiedzić wszystkie znane mi cmentarzyki które przetrwały po nieistniejących już dziś osadach. Początkowo myślałem o wolnym dniu 11-go, ale skoro małżonka zaproponowała że dobrze byłoby gdybym zniknął z domu na jakieś trzy-cztery godziny, skorzystałem z okazji i wyrwałem się z domu na godzin pięć. Zapakowałem do sakwy zakupione po drodze w Netto znicze i w drogę.
    Pierwszy cmentarz leży całkiem blisko bo na ósmym kilometrze, jeszcze przed Świniarami. Kiedyś służył on niemieckim mieszkańcom pobliskiej kolonii tzw "Hojlandu". Za drzewami majaczą zabudowania pobliskiego gospodarstwa. Zapalone znicze świadczą że ktoś był tutaj stosunkowo niedawno.




"Hojland"

    Kolejny kilka kilometrów dalej, na czternastym kilometrze. Spoczywają na nim mieszkańcy pobliskiej, dziś nieistniejącej kolonii leżącej pomiędzy Świniarami, a Nowym Dworem. Położony malowniczo na grzbiecie piaszczystego pagórka. Dziś ktoś tu już był i zostawił zapalone znicze.






Na pagórku.

   Trzeci z cmentarzy, tuż za Nowym Dworem, na czternastym kilometrze mojej wyprawy. Służył mieszkańcom Nowego Dworu. Tu już nie było nikogo. Pomimo tego że leży tuż przy drodze odszukanie kilku zachowanych nagrobków zajęło mi sporo czasu. Najlepiej widoczny jest z drogi do Międzychodu. Zostawiam zapalony znicz i ruszam w dalszą drogę. 




Nowy Dwór.

    Kolejny mógłby być w Skrzynicy, niestety na jego miejscu rośnie tylko pojedyncza tuja, a wokół jej pnia leży kilka taczek gruzu z zniszczonych nagrobków. Kilka kilometrów dalej porzucam szosę i wjeżdżam w puszczę. Mniej więcej na dwudziestym kilometrze istniała wioska Hoffnung. Jako Nadziejewki przetrwała w urzędowym spisie miejscowości prawie do końca dwudziestego wieku, jednak już od bardzo dawna nikt tam nie mieszkał, nawet nigdy nie udało mi się znaleźć śladów po zabudowaniach. Na stoku pagórka gdzie spoczywają zmarli z Nadziejewek zachowało się kilka nagrobków i parę słupków z ogrodzenia. Wypalony znicz świadczy że ktoś tu już był kilka dni temu.


Nadziejewki.

   Teraz muszę niestety porzucić okolice zamieszkałe i ruszać w leśne ostępy. Ruszam na poszukiwanie cmentarza który pozostał po niezasiedlonej osadzie Pechlüge. Niektórzy usiłują używać dla tego miejsca nazwy Trąbki. Obecnie znajduje się tam kilka poletek używanych przez koła łowieckie. Chciałem sobie ułatwić dojazd do cmentarzyka, a w rezultacie dołożyłem kilka kilometrów błądząc wśród bliźniaczo podobnych dróg, poletek i sosen. W końcu dotarłem na miejsce, jest to trzydziesty pierwszy kilometr dzisiejszego wyjazdu. Na cmentarzyków żadnych śladów że ktoś tu już był wcześniej.




Pechlüge.

   O tej tajemniczej osadzie nie znalazłem nigdzie żadnych wiadomości. Czasem przewija się tylko jej nazwa. Dotarłem tylko do informacji że mieszkało tu kilka rodzin żyjących z uprawy kilkudziesięciu hektarów ziemi i pracy w lesie. Tu również urodził się Karl Giering, brunatna postać epoki nazizmu. Giering pracował w centrali gestapo, był szefem referatu zajmującego się zwalczaniem dywersji. Jego szczególnymi osiągnięciami było;
- śledztwo w sprawie zamachu na Hitlera w 1939 r. w Monachium,
-  rozstrzelanie w Moskwie i spalenie pod kotłami elektrociepłowni grupy kłopotliwych dla Stalina niemieckich komunistów którzy zostali w 1940 przekazani dla gestapo pod warunkiem że nie zostaną wywiezieni z Rosji,
- a na koniec rozbiciem francuskiej części siatki szpiegowskiej znanej jako "Czerwona Orkiestra".
Umknął sprawiedliwości dziejowej umierając na nowotwór w roku 1945.
   Opuszczam Pechlüge i ruszam w dalszą drogę do Kozy. W latach trzydziestych nazwę zamieniono na niemiecką -Waldluch. Koza również nie została zasiedlona. Zachował się jedynie szpaler pomnikowych drzew rosnących przy wiejskiej drodze i spory cmentarz. Jest to trzydziesty piąty kilometr jazdy. Wypalone znicze świadczą że ktoś był tu już wcześniej. Zostawiam znicz i czas wracać do Skwierzyny.




Koza.

    Zostały jeszcze odległe o 17 km. Jezierce. I znów zostawiam kolejny znicz, sprzątam zauważoną wczoraj butelkę i w drogę do domu. Muszę cofnąć wczorajsze podejrzenie to nie była butelka po wódce. Nie wiem po czym ona była, ale to nie zmienia faktu że nie powinna być wyeksponowana na najbardziej widocznym nagrobku.
  Teraz tylko liczę na to, że jutro rano nie usłyszę o olbrzymim pożarze Puszczy Noteckiej spowodowanym przez nieodpowiedzialnego osobnika który zostawił zapalone znicze bez dozoru.
   

Rower: Dane wycieczki: 67.20 km (50.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot cyklistów; Santok, Stare Polichno

Sobota, 7 listopada 2015 | dodano: 07.11.2015Kategoria gm. Santok, Puszcza Notecka

   Uczestniczyłem dziś w zlocie cyklistów w Santoku i Starym Polichnie. Znalazły się tam ekipy z północno-wschodnich krańców lubuskiego i okolic. Były ekipy z Gorzowa, Międzyrzecza, Skwierzyny, Krzyża (to już Wielkopolska), Drezdenka, a nawet jeśli się nie mylę z południa zachodniopomorskiego. Moja obecność w tym towarzystwie była zupełnie przypadkowa - po prostu spotkałem w pracy lidera skwierzyńskiej sekcji cyklistów Janka K. który zasygnalizował imprezę i zaproponował że mogę do nich dołączyć. Nazwę sekcji piszę celowo z małej litery ponieważ według mojej wiedzy formacja jest całkowicie nieformalną, aczkolwiek prężnie działającą grupą zapaleńców. To właśnie ci sami ludzie rokrocznie na początku lata organizują Samochodowy Rajd Szlakiem Bobrów który doczekał się już XV edycji.
    Natomiast co do samego zlotu - zaczął się dla mnie niezbyt fortunnie. W drodze do Santoka dwukrotnie wymieniałem dętkę. Pierwszy raz nie wykazałem się należytą starannością przy sprawdzaniu opony i potwierdziła się zasada że pośpiech jest wskazany jedynie przy łapaniu pcheł. Przy drugim podejściu okazało się że w oponie tkwił wbity odłamek szkła. Poprosiłem współtowarzyszy aby nie psuli sobie wyjazdu, a ja dołączę do nich po usunięciu problemu. W rezultacie do Santoka dotarłem spóźniony i ufaflany w błocie jak nieboskie stworzenie.
    Spotkanie rozpoczęło się w santockiej filii gorzowskiego muzeum. Ponieważ dotarłem już w trakcie imprezy, załapałem się jedynie na końcówkę prelekcji o historii santockiego grodu. Natomiast główna część spotkania odbyła się w "Przystani na kilometrze" w Starym Polichnie. Wójt Santoka w krótkim wystąpieniu przywitał przybyłych, wspomniał o perspektywach rozwoju bazy turystycznej gminy, rozdał materiały promocyjne i oddał głos p. Markowi Skrobańskiemu. Myślę że mogę wymieniać to nazwisko bez obaw o konsekwencje prawne, ponieważ p. Marek jest w pewnym sensie osobą publiczną. Zainteresowani mogą sobie wygooglować. P. Marek opowiedział o swoich wyprawach rowerowych. Hasłowo padło kilka pomysłów na przyszłość, a liderzy grup pochwalili się osiągnięciami swoich zespołów. Na zakończenie sponsorzy zaprosili na poczęstunek dla nabrania sił do powrotu.




    Reasumując, byłem na ciekawej imprezie, spotkałem i poznałem osobiście wirtualnych znajomych z bloga (P. Małgosiu, pozdrawiam), oraz innych których znam jedynie z zdjęć z cudzych blogów. Dotychczas podchodziłem sceptycznie do wszelkich pomysłów integrowania się z środowiskiem bikerów, ale po dzisiejszym dniu nie wykluczam że byłem w błędzie.
    W drodze powrotnej urwałem się naszej grupie przy rozjeździe do Lipek. Chciałem przekroczyć dystans 50 km. i z moich pobieżnych kalkulacji wynikało że jadąc przez Puszczę Notecką powinno się to udać. Jak widać udało się. Leśne drogi złapały już odpowiednią ilość wilgoci aby związać piaski na bardziej grząskich odcinkach, jechało się zatem gładko i szybko. W Jeziercach zwyczajowo zaglądam na cmentarzyk. W tym roku zamiast znicza ktoś postawił na jednym z nagrobków tylko pustą butelkę po małpce. Nie jest to zbyt budujące, trochę mnie nawet zabolało.  Na obszarze rozciągającym się pomiędzy Wiejcami, Lubiatowem i Lipkami znam sześć takich zapomnianych cmentarzy. Takie miejsca przypominają o przemijaniu wszystkiego; życia, pamięci a nawet szacunku dla zmarłych. Jeżeli pogoda i nieprzewidziane okoliczności nie przeszkodzą spróbuję 11-go zapakować w sakwę trochę zniczy i objechać te miejsca.


Wszyscy w Jeziercach fotografują leśniczówkę tymczasem obórka też ma swój urok.




   Jechało się wspaniale i pewnie pojechałbym dalej aż do Krobielewka, gdyby do rzeczywistości nie przywołał mnie telefon z domu - zjawili się niespodziewani goście i byłoby mile widziane gdybym zechciał wrócić na rodzinne pielesze. I tak też uczyniłem.
 Endomondo nie zapisało dziś ok. 0,9 km. Aplikacja ma chyba pewną bezwładność, a ja uruchomiłem ją już w trakcie jazdy.


Rower: Dane wycieczki: 50.10 km (20.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Puszcza Notecka i Lipki Małe

Sobota, 17 października 2015 | dodano: 17.10.2015Kategoria Puszcza Notecka, gm. Santok

   Aura dzisiejsza okazała sie na tyle łaskawa że mogłem pozwolić sobie na wycieczkę po Puszczy Noteckiej i do wioseczek położonych nad Notecią za Lipkami Wielkimi. Pierwotny plan zakładał że przedostanę sie tylko do Goszczanowa, przez Goszczanówko dotrę do Baranowic i Lipek Małych, a jeżeli czas pozwoli chciałem poszukać drogi przez Mąkoszyce do Lipek Wielkich. Ostatecznie okazało się że czas już nie pozwolił na Mąkoszyce
   Już w trakcie jazdy wprowadziłem pewne poprawki. Pomyślałem że mógłbym sprawdzić dokąd prowadzi świeżo zbudowana droga pożarowa nr. 42 którą zauważyłem w pobliżu jeziora Łąkie jadąc latem do Gościmia, po cichu liczyłem że prowadzi gdzieś pod Goszczanowo. Skoro już będę nad jeziorem Łąkie to mógłbym spenetrować dokąd prowadzi kanał który pokazał mi latem Staszek P. Zatem na początek kierunek Lubiatów.
    Przed zagłębieniem się w puszczę jadę do Nowego Dworu. Zwykle staram się unikać tamtejszego bruku zjeżdżając za Świniarami na zielony szlak, dziś jednak zniechęciły mnie do tego kałuże. W Nowym Dworze koniec szosy , ponownie zobaczę ją dopiero po drugiej stronie puszczy w Goszczanowie.


Nowy Dwór. Podziwiam robotę brukarzy sprzed wieku. Na całym odcinku od Świniar nie ma nigdzie wybitych wybojów. Dziś nie do pomyślenia. Ale jazda rowerem po niej i tak nie sprawia przyjemności.

    Zaczynam od wspomnianego wcześniej kanału. Po kilkunastu kilometrach jazdy przez puszczę docieram do celu. W pobliżu leżała kiedyś wioseczka Koza. Dokument opisujący
granicę Wielkopolski i Nowej Marchii wspomina o leżącym w tym miejscu jeziorze Czegen otoczonym bagnem. W XVIII w. powstała w pobliżu olenderska osada która przetrwała do 1945 r. Dziś po Kozie została tylko duża śródleśna polana z oczkiem pośrodku i leżący nieopodal zapomniany cmentarzyk. Aby odprowadzić okresowy nadmiar wody zbudowano obok Kozy przepompownię i kilkukilometrowy kanał odprowadzający wodę do jeziorka Grenzsee i prawdopodobnie przedłużony dalej do jeziora Łąkie. Razem z Staszkiem latem przemierzyliśmy dnem kanału odcinek od Kozy do miejsca w którym krzyżował się z drogą do Lubiatowa. Dziś poszedłem jego dnem dalej w kierunku byłego Grenzsee. Co jakiś czas w dnie wykopu widać dziury wygrzebane nie wiadomo w jakim celu, przy okazji wywalono na powierzchnię kawałki gruzu z kamionkowej rury którą kiedyś odpływała przepompowywana woda. Wkrótce kanał skończył się nad bagnem, a moja pasja odkrywcy przygasła. Bagno okazało się użytkiem ekologicznym "Owalne Bagno", tylko tyle zostało z jeziorka Granicznego.




Skrzyżowanie z drogą do Kozy. Z lewej strony, za słupkiem wylot kanału.




Można tu spo
cząć na chwilę.



Dobrowolnie wpuszczam się w dalszą część kanału.


Koniec kanału znajdował się za tym młodnikiem.

   Jadę nad jezioro Łąkie. Od czasu mojego ostatniego pobytu zbudowano w pobliżu drogi "Strategiczny punkt czerpania wody".


Do czego mogą w lesie służyć takie dyby? Spotkałem to nad jeziorem Łąkie w pobliżu fundamentów dawnej leśniczówki.








Nad jeziorem Łąkie.

   Nadszedł czas na kolejny punkt ; zbadanie dokąd prowadzi droga pożarowa nr 42, i czy jej istnienie może być przydatne dla jazdy po puszczy. Okazało się że biegnie ona równolegle do drogi z której zazwyczaj korzystam, a jej przydatność dla mnie raczej niewielka. Teraz zostały tylko Goszczanówko i Lipki Małe. Zaraz za Goszczanowem licząc w kierunku Drezdenka drogowskaz wskazuje kierunek na Duraczewo i leżące za nim Goszczanówko. W Goszczanówku już kiedyś byłem. Zabudowa miejscowości rozproszona, w środku wioseczki sklep i kościółek. 


Kriegerdenkmal w Goszczanówku. 


Kościółek w Goszczanówku.

    Zaraz za Goszczanówkiem droga do Baranowic zmienia się w szutrówkę, a na całej długości towarzyszy jej szeroki kanał. Bliżej Lipek pojawiają się zabudowania i w końcu docieram do biegnącej po nasypie drogi do Lipek Małych. Wkraczam na teren nieznany. Lipki Małe leżą nad samym brzegiem Noteci. W centrum miejscowości pomnikowy 300 letni dąb z olbrzymią dziuplą, kościółek i kilka zabudowań. Reszta domów rozproszona wśród pól.


Droga do Lipek Małych. Kończy się na wale przeciwpowodziowym nad Notecią. Do centrum wioski trzeba kilkaset metrów jechać szutrówką wzdłuż wału.


Pomnikowy 300-letni dąb szypułkowy w Lipkach Małych.


Kolejny Kriegerdenkmal.




Kościółek z roku 1806, przebudowany w 1907.


Zagadkowy obiekt przed kościołem w Lipkach Małych. Przypomina odwróconą do góry nogami chrzcielnicę. Płaskorzeźba wygląda na doklejoną już w czasach późniejszych, może nawet współczesnych.

 Dokąd teraz dalej? Miały być Mąkoszyce, ale dochodzi osiemnasta. Nie mam ochoty na błąkanie się wśród pól po nieznanych drogach. Niechętnie, ale muszę część drogi do Lipek Wielkich odbyć tą samą drogą którą tu przyjechałem. Później okazało się że droga nad którą się zastanawiałem przed kościołem, była tą o którą chodziło i spokojnie mogłem nią jechać do Mąkoszyc i dalej do Lipek, a może nawet udałoby się dotrzeć do Ludzisławic.
Dalsza jazda to już tylko szybki powrót do domu.



Rower: Dane wycieczki: 90.60 km (40.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Jezierce jeszcze raz..

Wtorek, 22 września 2015 | dodano: 22.09.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Powtórzyłem wczorajszą wycieczkę, nawet w towarzystwie tego samego amatora grzybów. Dziś jednak postanowiłem nie dać się sprowokować do postojów z powodu miejsc wyglądających obiecująco, i wszystko szło pięknie aż do dostrzegalni pożarowej przed Jeziercami.  Niebezpieczeństwo pojawiło się za sprawą samochodów zaparkowanych na leśnym parkingu. Koleś stwierdził że skoro w lesie są ludzie to muszą być również grzyby. Machnąłem ręką, w myśli żegnając się z szansą dotarcia do leśniczówki. Początkowo nic nie znaleźliśmy (ja nawet do końca :)), a wręcz przeciwnie, jak się później okazało zgubiliśmy. Po którymś tam z kolei postoju trafił na kilka grzybków i zorientował się że zgubił fikuśną lampę rowerową mocowaną na jakiś zaczep magnetyczny. Do zmroku zostało jakieś 40 minut, zatem wracamy do domu. Lepiej przecież przemknąć bokami kilka kilometrów od skraju lasu do domu, niż gonić bez oświetlenia 20 km szosą. Po przejechaniu 2 km trafiamy na zgubę, zatem robimy ponownie w tył zwrot i jedziemy do Jezierc. Czasu zostało tylko tyle aby przed nocą dotrzeć pod leśniczówkę, zajrzeć na cmentarzyk dawnych mieszkańców zlikwidowanej wioseczki i dojechać na skraj puszczy w Lipkach Wielkich.


Czarny szlak rowerowy z Skwierzyny do Goszczanowa.




Dziś było już zbyt ciemno. Zdjęcia Jezierc pochodzą z poprzednich wyjazdów.

  Dalsza jazda do domu odbyła się już po zmroku, szosą. Czas wycieczki porównywalny z wczorajszym, ale dystans znacznie większy.


Rower: Dane wycieczki: 45.30 km (18.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Gościm

Sobota, 20 czerwca 2015 | dodano: 20.06.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Na sobotę przygotowywałem się do wyjazdu do Dankowa. Już po wczorajszej prognozie pogody wiedziałem że pomysł trzeba odłożyć na bardziej sprzyjające warunki, a będzie bardziej rozsądnie gdy ograniczę się do jakiejś lokalnej wycieczki. Rano okazało się że może jechać ze mną Artur, a o tym dokąd jedziemy zadecydowaliśmy dopiero w drodze.
   Wypadło na Puszczę Notecką. Za mostem na Warcie spotykamy gościa w kamizelce odblaskowej pchającego przed sobą wózek sklepowy. Tego samego gościa z wózkiem po kilku godzinach widzimy 20 km dalej w Lipkach. My tymczasem skręcamy w kierunku Międzychodu, jednak nie jest on celem naszej wycieczki. Celem w zależności od aury mógł być Lubiatów lub Gościm. Za dawną cegielnią zagłębiamy się w las. Musimy dotrzeć do drogi pożarowej nr. 3. W połączeniu z innymi drogami pożarowymi daje ona możliwość dotarcia do niemal wszystkich miejscowości otaczających zachodni skraj puszczy aż do Wiejc, Lubiatowa i Gościmia. Przewalające się po niebie chmury zniechęciły nas do dalszej wersji z Lubiatowem jako punktem od którego zawracamy.



   Jedziemy do Gościnowa, po drodze mijamy rozjazd do jez. Łąkie, leśniczówkę Kościelec, jez. Gostomie. Do cywilizacji wydostajemy się w Gościnowie po pokonaniu 22 km. zupełnie znośnych dróg pożarowych.




Przed Gościmiem.

   Do Skwierzyny wracamy szosą przez Goszczanowo, Lipki i Murzynowo. Wprawdzie w Goszczanowie kusiła nas leśna droga (czarny szlak rowerowy) prowadząca do Jezierc, a dalej do Skwierzyny. Zrezygnowaliśmy jednak z tego skrótu na rzecz bardziej komfortowej ale dłuższej jazdy szosą. Jak się później okazało decyzja ta uratowała nas przed kompletnym przemoczeniem. W lesie bylibyśmy bez szans, a tak szczęśliwym zbiegiem nadciągający rzęsisty deszcz dopadł nas 100 m od wiaty przystankowej w Murzynowie.




Kilkadziesiąt metrów za tablicą z poprzedniego zdjęcia zachowały się ślady peronu po przystanku kolejowym Goszczanowiec na dawno zlikwidowanej linii kolejowej Skwierzyna-Krzyż.

   Dzisiejsze pierwsze 15 km. ma bardzo luźny związek z wyjazdem w puszczę, właściwa wycieczka to tylko 68 km. A Danków znów odłożony. Mam nadzieję że nie ad Kalendas Graecas. 



Rower: Dane wycieczki: 83.00 km (22.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Puszcza Notecka i kamyki

Poniedziałek, 15 czerwca 2015 | dodano: 15.06.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Jakieś dwa tygodnie temu zainspirowany informacjami i zdjęciami otrzymanymi od Staszka (Led) przyjrzałem się bliżej, starym przedwojennym mapom fragmentu puszczy gdzie leży kamień nazywany umownie "Alexanderstein". W pobliżu zauważyłem  zaznaczone na mapie  jeszcze dwa podobne kamienie pamiątkowe.
     Odszukanie Alexandra było stosunkowo proste, jest duży i leży tuż przy drodze. Podobno jeszcze do niedawna leżał odwrócony napisem do dołu. Co ciekawe - jak słyszałem, leśnicy nie wiedzą kto obrócił go z powrotem napisami do wierzchu. Sądząc z jego objętości waży pewnie ok. tony, zatem nie zostało to zrobione, ot tak mimochodem.
    Natomiast dwa pozostałe kamyki udało mi się odszukać podczas dzisiejszego wyjazdu. Jeden z nich znajduje się w niedawno posadzonym młodniku. Podczas orki został lekko przechylony, trochę zarósł trawą i z odległości kilku metrów jest ciężki do odróżnienia od pni ściętych sosen. Upamiętnia on jakieś wydarzenie z roku 1917 czyli sprzed niemal stu lat.
Z mapy wydanej w roku 1898 wynika że gdzieś w pobliżu znajdowały się zabudowania folwarku. Folwark zniknął na początku XX w. ponieważ na mapie z lat trzydziestych już nie jest oznaczony. Podczas szukania informacji o Jeziercach natknąłem się na wzmiankę o istniejących w pobliżu dwóch folwarkach które zostały zlikwidowane z powodu słabych gleb.  Może istniał jakiś związek pomiędzy tym folwarkiem a wspomnianym wyżej kamieniem.
   Drugi z kamieni leży kilkaset metrów dalej po przeciwnej stronie Alexandra, nad dołem który kiedyś mógł być stawem. Na jednej  z jego płaszczyzn zachowały się zakotwienia na których mogła być przymocowana tablica z inskrypcją. Czego ona dotyczyła pewnie się już nigdy nie dowiemy. Na tej samej mapie z roku 1898, w pobliżu tego miejsca znajduje się opis "Wolfs Keithe" . Czyżby podobnie jak pomnik wilka pod Wyszanowem kamień ten miał coś wspólnego z ostatnim wilkiem upolowanym około 1850 r pod Jeziercami.
   Z lasu wyjechałem niebieskim szlakiem rowerowym, w przeciwieństwie do żółtego jest niemal autostradą w puszczy. Droga zbudowana kilka lat temu, niektóre fragmenty utwardzone prawdopodobnie destruktem sfrezowanym z jakieś szosy asfaltowej. Jeżeli ktokolwiek ma zamiar wjeżdżać na zachodnim skraju puszczy do lasu, to polecam właśnie tę drogę. Początek znajduje się obok byłej stacji kolejowej w Murzynowie.


Skwierzyna - z punktu widokowego za Wartą.


Przejeżdżałem koło Jezierc. Leśniczówka- widok od strony jeziorka.


Pierwszy z opisanych kamieni. Pod krzyżem napis "1917".


Alexanderstein - obok miejsce na którym prawdopodobnie
leżał jeszcze do niedawna.


Na kamieniu wyżłobiony napis "Alexander-Stein    18 Marz 1863-1923".


Łąka i staw przy drodze do drugiego kamienia. 


Drugi z kamieni. Obok kamienia niewidoczny na zdjęciu sporych rozmiarów dół który w przeszłości mógł być stawem.


Rower: Dane wycieczki: 44.00 km (29.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Wyjazd w Puszczę Notecką

Niedziela, 31 maja 2015 | dodano: 31.05.2015Kategoria Puszcza Notecka

   Dzisiejszy wyjazd w Puszczę Notecką oraz trasa wycieczki nie były wcześniej planowane. Wychodząc z domu pomyślałem o Staszku (Led). Mieszka przecież na obrzeżach Puszczy, może zechce mi towarzyszyć. Zechciał, za co mu dziękuję. Ponieważ ma zacięcie regionalisty sporo się od niego dowiedziałem o miejscach które odwiedziliśmy.
Spotkaliśmy się na węźle szlaków i dróg się w środku lasu mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Lipkami i Krobielewkiem. Dojechałem tam drogą pożarową od strony Murzynowa. Droga zbudowana jakieś trzy lata temu, ciągnie się na przestrzeni wielu kilometrów, od ubiegłego roku oznaczona jest jako niebieski szlak rowerowy. Nigdy na niej nie spotkałem żywego ducha, dobra do jazdy i różnego rodzaju przemyśleń. 


Droga przez puszczę. Doskonała do przemyśleń- kręcisz nogami, wyłączasz myślenie. Najwyżej potkniesz się na szyszce.


Tu obok tego kamienia zaczynają się i kończą wszystkie ważniejsze drogi na zachodnim skraju Puszczy.


   Miejsca które dziś odwiedziliśmy kiedyś tętniły życiem, istniały tam puszczańskie osady drwali, smolarzy, rolników. Dziś opuszczone, a o ich istnieniu świadczą tylko zapomniane cmentarzyki, szpalery drzew, czasami kupki ceglanego gruzu po nieistniejących zabudowaniach.  Pierwszym z odwiedzonych miejsc była polana na której w pierwszej połowie ubiegłego wieku stała osada i leśniczówka Jabłonka, w ramach zniemczania słowiańskich nazw zamieniona na Hirschheide.


Jabłonka (Hirschheide).

   Następną była osadą drwali i smolarzy, którzy po części zajmowali się również rolnictwem. Jest to osada Pechlüge (na współczesnej mapie oznaczona jako Trąbki). Osada znajdowała się ok 5 km na północ od Krobielewka - w 1925 r. w istniało w niej osiem gospodarstw domowych i mieszkało 35 mieszkańców, poza pracą w lesie uprawiali oni ok. 30 ha. ziemi.  Obecnie w tym miejscu znajduje się pole uprawiane przez myśliwych. Pozostały również wystające spod mchów fundamenty budynków oraz spory cmentarzyk (ok 30 grobów). Pechlüge zostało założone na początku XIX w. przez osadników niemieckich i w przeciwieństwie do pobliskiej Kazy i Jabłonki nigdy nie miało polskiej nazwy. Nazwa Trąbki to radosna twórczość powojenna.


Poletko koła łowieckiego.



 
Zapomniana nekropolia w Pechlüge. Tablice nagrobne które leżały tu jeszcze kilka lat temu można zobaczyć w lapidarium w Krobielewku.

   Kolejnym miejscem które zamierzaliśmy odwiedzić była Kaza. Osada założona w połowie XVIII w. przez osadników wywodzących się spod polskiego Międzychodu. Słowiańska nazwa została zmieniona w latach trzydziestych na niemiecką Waldluch. Po roku 1945 nie została zasiedlona. Mimo zachowanych starych drogowskazów nie obyło się bez gubienia drogi. Nieoceniony okazał się GPS Staszka.


W wersji uboższej. Do istniejącego Gościmia i nieistniejącej leśniczówki Ziegelei (obecnie miejsce nosi nazwę Ceglarnia).




W wersji bogatszej. Do Kazy (górny) i Wiejc oraz Lubiatowa (dolny).

   Do dziś w Kazie zachował się szpaler drzew rosnących niegdyś wzdłuż drogi przebiegającej przed zagrodami, pomnikowa lipa i stary cmentarzyk. Acha, i jeszcze spora kilku hektarowa łąka z oczkiem pośrodku. Oczko jest resztką jeziora Czegen wspominanego już w średniowieczu przy okazji opisywania przebiegu granicy pomiędzy Polska i Nową Marchią.




Cmentarz w Kazie.


Pomnikowa lipa.

   Znów zmyliłem drogę. Ale nie ma tego złego, wyjechaliśmy nad podmokłą łąkę. Staszek wyszperał na starych mapach że kiedyś stała tam przepompownia odprowadzająca nadmiar wody z Kazy w kanał prowadzący do jeziorka Grenz-see (Granicznego- obecnie jest to użytek ekologiczny Kołowe Bagno). Niedawno ktoś robił wykopy w dnie kanału. Okazuje się że pod warstwą piasku ukryte były kamionkowe rury kanalizacyjne o średnicy ok 400 mm.


Kanał o którym wspominałem wyżej.

   Dnem kanału doszliśmy aż do drogi prowadzącej do Lubiatowa. Od tego miejsca rozpoczęliśmy powrót. Było trochę jazdy, trochę pchania. Muszę przyznać że w tamte rejony rzadko kogo udaje mi się wyciągnąć, więc byłem tam może trzy lub cztery razy. Dziś miałem trochę ograniczony czas, a warto byłoby trochę pochodzić po samym terenie. Może kiedyś jeszcze da się kogoś skusić na dłuższy pobyt pod lipami w Kazie.


Rower: Dane wycieczki: 64.00 km (48.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)