blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 69747 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

ponad 100 km

Dystans całkowity:24819.76 km (w terenie 4248.00 km; 17.12%)
Czas w ruchu:1294:39
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:43.20 km/h
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:126.63 km i 7h 31m
Więcej statystyk

W okolice Bogdańca

Sobota, 21 listopada 2020 | dodano: 21.11.2020Kategoria ponad 100 km

    Korzystając z dzisiejszego wyjazdu do Gorzowa powrót do domu wykorzystałem do zaglądnięcia w zakątek w którym jeszcze nigdy nie byłem. Jest to spory obszar gminy Bogdaniec zamknięty pomiędzy drogą do Witnicy a Wartą, z ponad dziesięcioma wioskami. Nazwy niektórych znam jedynie z słyszenia, innych nigdy nie słyszałem. Wioski w większości powstały w XVIII wieku na terenach wydartych nadwarciańskim bagnom i w związku z tym wyglądają niemal identycznie jak te na przeciwległym brzegu rzeki w okolicach Krzeszyc, czyli rozległe płaszczyzny z olenderską rozproszoną zabudową. 
   Zbyt optymistycznie podszedłem do czasu potrzebnego na przejazd tam i powrót, więc kiedy wydostałem się w znane mi okolice jazda do domu zmieniła się w wyścig z czasem. Ponieważ wracałem od strony Krzeszyc, a droga niemal w całości prowadzi przez lasy zależało mi na tym żeby przed zapadnięciem kompletnych ciemności pokonać jak największy jej odcinek. Nie przewidziałem powrotu wieczorem i w swoim czarnowidztwie obawiałem się tam jakiejkolwiek, najdrobniejszej nawet awarii niemożliwej do usunięcia bez latarki.
   Dziś odmówił posłuszeństwa sprzęt do nagrywania obrazu, zdjęć nie będzie.

Rower:Kross Dane wycieczki: 113.31 km (0.00 km teren), czas: 06:03 h, avg:18.73 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Puszczy Gorzowskiej

Sobota, 14 listopada 2020 | dodano: 14.11.2020Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska

   Pomysł na sobotni wypad do Puszczy Gorzowskiej pojawił się nagle i niespodziewanie. Jeszcze w piątek po południu miałem sobotę zaprogramowaną w zupełnie inny sposób, ostatecznie okazało się że nikt nic ode mnie nie wymaga, słowem jestem wolny jak przysłowiowy konik polny. Kiedy jeszcze okazało się że znalazłem towarzysza do jazdy w tamtym kierunku decyzja mogła być tylko jedna kierunek Strzelce Krajeńskie i okolice. Krótki dzień i stosunkowo długa trasa spowodowały że mogliśmy się skupić tylko na kilku miejscach.
  Pierwszy krótki przystanek zrobiliśmy w podstrzeleckiej wiosce Brzoza. Okolice Strzelec nie są mi obce, ale tak się jakoś złożyło że nigdy tu jeszcze nie zajechałem. Z ciekawszych zabytków jest tutaj neoromański kościół zaadoptowany po roku 1952 na cerkiew prawosławną dla potrzeb ludności przesiedlonej tutaj w ramach akcji Wisła. Mniej szczęścia miał pałac w miejscowym majątku, bowiem spłonął w 1945 r. Częściowo zachował się zespół folwarczny.

Cerkiew w Brzozie koło Strzelec Krajeńskich
Cerkiew w Brzozie koło Strzelec Krajeńskich.

  Brzozę opuszczamy drogami gruntowymi kierując się ku widocznym na horyzoncie lasom. Kilka kilometrów kluczenia i lądujemy w Wilanowie maleńkiej osadzie na skraju Puszczy Gorzowskiej. Na końcu wsi rosną dwa pomnikowe drzewa. Jednym z drzew jest 350-letni klon, drugim ponad 400- letni dąb „Sobieski”. Dąb podobno jest najstarszym drzewem powiatu strzelecko-drezdeneckiego.
 
Pomnikowe drzewa w Wilanowie k/Strzelec Krajeńskich
Pomnikowe drzewa w Wilanowie. Na pierwszym planie dąb Sobieski.

  Brukowaną drogę do Santoczna opuszczamy dla dróg prowadzących leśniczówki Przyłęsko. Na szosie ponownie lądujemy na wysokości Rybakowa.
  Kalkulacja czasu pozwala jeszcze na króciutką wizytę w Dankowie, wiosce o bogatej historii, dość powiedzieć że przez pewien okres był otoczonym wałami miasteczkiem. Dziś zaglądamy jedynie na folwarczne podwórze i pod pomnikowy dąb nad jeziorem. Pałac częściowo spłonął za sprawą dziwnej fascynacji ogniem żołnierzy armii radzieckiej i ostatecznie po wojnie został rozebrany. Podobny los spotka zapewne niedługo opuszczone i walące się budynki gospodarcze.
   Opuszczamy Danków kierując się w kierunku Strzelec Krajeńskich, jeszcze tylko krótka wizyta pod mauzoleum rodu von Brandtów. Rodzina Brandtów weszła w posiadanie Dankowa w pierwszej ćwierci XIX wieku. Inicjatorem budowy rodowego mauzoleum był berliński kanonik Camillus von Brandt. Z Brandtami związane są dwie miejscowe legendy. Według jednej z nich Camillus zdecydował się pochować w mauzoleum swojego ojca wbrew jego woli. Ojciec życzył sobie mogiły na wiejskim cmentarzu. Od tego czasu duch starszego von Brandta błąka się po polach złorzecząc na decyzję syna. Według drugiej po okolicy błąka się konno również zjawa samego Camillusa prosząc napotkanych ludzi o wyregulowanie zegarka. Mauzoleum ukryte w wnętrzu piaszczystego stoku ma dwa pomieszczenia, pierwszym jest zamknięta na potężne drzwi kaplica z rozetą przypominającą rozety z średniowiecznych francuskich katedr. Kopuła kaplicy już dawno zapadła się do środka. Do wnętrza można zajrzeć przez dziury w drzwiach i okna. Trzeba tylko uważać aby na głowę nie spadł jakiś fragment budowli. Z kaplicy częściowo zamurowane drzwi prowadzą do sąsiedniego pomieszczenia z niszami na sarkofagi. Trumny z szczątkami von Brandtów podobno w 1945 r wyrzucili do jeziora szalejący w wiosce żołnierze radzieccy.

Mauzoleum rodu von Brandt w Dankowie
Mauzoleum rodu von Brandt w Dankowie.

   Teraz pozostało spróbować wrócić do domu w świetle dnia. Kolegę pożegnałem w Zwierzyniu, a mnie udało się dotrzeć do domu tuż przed zmrokiem


  
Rower:Kross Dane wycieczki: 132.40 km (18.00 km teren), czas: 06:42 h, avg:19.76 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

W okolice Strzelec Krajeńskich

Środa, 11 listopada 2020 | dodano: 11.11.2020Kategoria ponad 100 km, pow. strzelecko-drezdenecki

  Pomysły na szczegóły dzisiejszej wycieczki rodziły się dopiero w trakcie jazdy. Ogólne założenia zakładały wyjazd w poszukiwaniu nowych szlaków  w okolice Strzelec Krajeńskich z powrotem przez Santok, bez przesądzania trasy. Do przeprawy przez Noteć w Goszczanowcu nie ma wielkiego wyboru, alternatywy są dwie: szosą wzdłuż zachodniego skraja Puszczy Noteckiej, lub na przełaj przez puszczę. Wybrałem jazdę na przełaj.

Staw Goszczanowski
Staw Goszczanowski.

   Więcej możliwości otwiera się na północnym brzegu Noteci. Część z nich przerobiłem podczas wcześniejszych wyjazdów, część pozostaje dla mnie przysłowiową białą plamą na mapie. Jedną z takich dróg na którą nigdy nie wjeżdżałem jest boczna droga do Sarbiewa i Sławna i dalej do Strzelec. Z Strzelec zrezygnowałem na skrzyżowaniu w centrum Sławna. Zakładałem że asfaltowa droga z pierwszeństwem przejazdu prowadzi do Strzelec, natomiast dwie pozostałe w nieznane. Wybrałem bardziej obiecującą, w lewo. Było kilka kilometrów przyjemnej jazdy z przeprawą przez mostek nad rzeczką Pełcz (Pełcz już jako skanalizowana Polka wpada do Noteci w Santoku). Szosa na którą się wydostałem początkowo wydawała mi się całkowicie nieznana, bardziej intuicyjnie niż świadomie wybrałem kierunek w prawo i to było to o co chodziło, znalazłem się w Przyłęgu. Teraz pozostało przedostać się do Zdroiska i ponownie przez las do Santoka.

Gdzieś pomiędzy Sarbiewem a Przyłęgiem
Gdzieś pomiędzy Sarbiewem a Przyłęgiem.

Stawy pod Sarbiewem
Stawy pod Sarbiewem.

Rzeka Pełcz
Rzeczka Pełcz.

Nad Pełczą
Nad Pełczą.

  Jazda drogą krajową 22 jest porównywalna do jazdy 24-ką i również nie należy do przyjemności. W Zdroisku droga przekracza rzeczkę Santoczną. Konstrukcja mostku zawiera w sobie ciekawy zabytek architektury militarnej który w swoim czasie mógł zablokować ważną dla międzywojennych Niemiec drogę "Reichsstrasse 1" łączącą zachód Niemiec z wschodem. Jest to umieszczony w zachodnim przyczółku mostu chodnik minerski z niszami na ładunki. Santoczna na północ i południe od mostku tworzy rozlewiska, a zniszczenie mostu dodatkowo utrudniłoby spływ wody.  Podobne tunele z komorami na ładunki znajdują się w ciągu tej samej drogi na oddalonym o ok 40 km na wschód  moście nad Drawą w Starym Osiecznie. W chwili gdyby Drawa została przekroczona przepust w Zdroisku miał pełnić funkcję drogi ewakuacyjnej zaś jego zniszczenie powodowało że wróg tracił na tym odcinku najważniejszą drogę i byłby zmuszony do poszukiwania dróg zastępczych lub oczekiwania na oddziały inżynieryjne zdolne do tymczasowej naprawy. Uzyskany czas pozwalał by na przygotowanie do obrony pobliskiego Gorzowa. W trakcie działań wojennych w roku 1945 podjęto próbę wysadzenia mostu nad Drawą, zadziałała tylko część założonych ładunków i powstałe szkody były niewielkie. Tunel w Zdroisku jest dostępny dla zainteresowanych, o ile w ogóle wiedzą o jego istnieniu.

Zdroisko, most nad Santoczną
Zdroisko, mostek nad Santoczną.

Most w Zdroisku , element umocnień Wału Pomorskiego tunel minerski w przyczółku mostowym
Most w Zdroisku, tunel minerski w przyczółku mostowym.

Wnętrze tunelu z niszami na ładunki
Wnętrze tunelu z niszami na ładunki.

  Z Zdroiska do pod santockiego Płomykowa zbudowano nową znakomitą drogę pożarową. Dziś ją wypróbowałem, a sądząc po ilości mijanych cyklistów będzie miała wśród nich sporą popularność. Z Santoka trasa prowadzi tradycyjnie przez Polichno i Murzynowo.



  




Rower:Kross Dane wycieczki: 100.27 km (28.00 km teren), czas: 05:46 h, avg:17.39 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Łagów

Sobota, 7 listopada 2020 | dodano: 08.11.2020Kategoria ponad 100 km, Łagów

   Udało się w końcu zrobić długo (jak się okazało zbyt długo) odkładaną wycieczkę do Łagowa. Listopad nie jest już dobrym okresem do stukilometrowych wycieczek z rozbudowanymi planami zwiedzania. Tym razem zrezygnowałem z Jemiołowa, Poźrzadła i innych okolicznych atrakcji, zakładałem jedynie że wdrapię się na Górę Sokolą do opuszczonego cmentarza ewangelickiego i zachowanego na jej szczycie maleńkiego grodziska, a jeżeli się uda wejdę do punktu widokowego na zamkowej baszcie i zajrzę do wnętrza kościoła leżącego u stóp zamku. Powrót zaplanowałem przez Żelechów, Lubrzę i Międzyrzecz.
   Do Łagowa jadę poligonowymi skrótami. Już od Templewka zapuszczam się w lasy aby na chwilę pojawić się na szosie obok jeziora Buszno i zaraz ponownie zniknąć na czarnym szlaku rowerowym na zboczach Bukowca. Sam Bukowiec był również brany pod uwagę, popełniłem jednak jakiś błąd nawigacyjny i nieoczekiwanie znalazłem się po drugiej stronie wzniesienia. Nie było sensu zbaczać z szlaku aby wspinać się na górę i ponownie z niej zjeżdżać.

Łagowskie buczyny
Łagowskie buczyny.

Budowla hydrotechniczna znad jeziora Buszno
Budowla hydrotechniczna znad jeziora Buszno.

Tu była leśniczówka

Smętne resztki fundamentów leśniczówki spalonej w 1945 r. przez szabrowników
Smętne resztki fundamentów leśniczówki spalonej w 1945 r. przez szabrowników.

  Zwiedzanie Łagowa udało się jedynie połowicznie, otóż za sprawą covid-19 baszta jest zamknięta do odwołania. Zaś kościółek bywa otwarty podczas nabożeństw i sprzątania, a żadna z tych okoliczności nie miała miejsca. Z zamkiem i kościołem związana jest legenda o duchu rycerza, który ma się ukazywać wiosną i latem podczas burzy wyłącznie mężczyznom.  Duchem jest zjawa XVI-wiecznego komtura Andrzeja von Schliebena. Komtur żył i działał w czasie kiedy w Nowej Marchii władał margrabia Jan z Kostrzyna. Margrabia w roku 1538 przeszedł na luteranizm a w ślad za nim brandenburscy joannici. Ówczesny komandor łagowski von Thümen podchodził do zmian z pewną rezerwą, ale już jego następca von Schlieben w pełni je popierał. Brandenburscy joannici pomimo przejścia na luteranizm zachowali formalną zależność od katolickiego Wielkiego Przeoratu. Komtur Andrzej w 1543 r jako jeden z pierwszych komandorów joannitów ożenił się. Przed jego małżeństwem jedną z zasad zakonnych, nawet po przejściu na luteranizm, było pozostawanie rycerza w stanie bezżennym. Chodziło w tym wypadku o zachowanie majątków w władaniu zakonu. Małżeństwo komtura odbiło się głośnym echem ale ostatecznie przez zwierzchność Wielkiego Przeoratu zostało zaakceptowane i wkrótce komtur znalazł naśladowców. Z czasem aż do jego rozwiązania w 1810 r. luterańska gałąź zakonu zmieniła się w rodzaj elitarnego stowarzyszenia rycerskiego. W łagowskim kościele znajduje się płyta nagrobna komtura i jego młodocianego syna, również Andrzeja.

Łagów, ostatni rzut oka na zamek

Zamek Łagów z Sokolej Góry
Łagowski zamek joannitów

Łagów Brama Polska
Łagów Brama Polska.

Łagów Brama Brandenburska
Łagów Brama Marchijska.

Hotel w okresie międzywojennym należał do Pineckiego, swiatowej sławy siłacza z Stołunia

Tablica poświęcona siłaczowi z Stołunia
Z Łagowem był związany światowej sławy siłacz Leon Pinecki pochodzący spod międzyrzeckiego Stołunia. Hotel będący w okresie międzywojennym własnością Pineckiego i poświęcona jego pamięci tablica.

   Cmentarz na Górze Sokolej zachowany w stanie podobnym do innych opuszczonych po roku 1945. Nieco powyżej cmentarza zachowane ślady średniowiecznego założenia obronnego w postaci potrójnego systemu wałów i fos. W miejscu wcześniejszego grodziska do XIV wieku stał tutaj dwór obronny joannitów i leżała otwarta osada. Dwór został opuszczony wkrótce po zbudowaniu zamku na przesmyku między jeziorami, natomiast osada została opuszczona po pożarze w roku 1569.

Łagów cmentarz na Sokolej Górze

Stan zachowania nekropolii na Sokolej Górze

Jeden z nagrobków

Nagrobek leśniczego
Łagów cmentarz na Sokolej Górze.

Fosa gródka na Sokolej Górze
Fosa gródka na Sokolej Górze.

    Droga do Żelechowa prowadzi w wąwozie pod kolejnym  zasługującym na uwagę zabytkiem Łagowa. Zbudowany z cegły i granitu w roku 1909 wiadukt kolejowy ma około 25 m wysokości i ok 40 m długości. Z tego co wiem nadal odbywa się po nim ruch pociągów towarowych do kopalni węgla brunatnego w Sieniawie i wchodzenie na wiadukt jest zabronione chociaż rozciąga się z niego wspaniały widok na Łagów. Jak widać na zdjęciu nie wszyscy chcą się zastosować do zakazu.

Wiadukt w Łagowie
Wiadukt w Łagowie.

   Żelechów w XVII wieku udzielił schronienia grupie polskich arian którzy po potopie szwedzkim byli zmuszeni do opuszczenia ojczyzny. Tutaj zmarł znany teolog i przywódca braci polskich Jonasz Szlichtyng. W wiosce godne zobaczenia neorenesansowy XIX wieczny pałacyk i XVII wieczny kościół. 

Opuszczony dworek w Żelechowie
Opuszczony dworek w Żelechowie.

Kościółek w Żelechowie
Kościółek w Żelechowie.
   Od Żelechowa należało już się sprężyć aby zdążyć przed zmrokiem do domu. Krótkie przerwy na zrobienie kilku zdjęć zrobiłem tylko pod pomnikiem amerykańskich lotników w Buczu i przed ruinami bunkra na skrzyżowaniu w Staropolu.

Bucze, kamień poświęcony pamięci amerykańskich lotników strąconych i poległych w rejonie wioski 18 marca 1945 r.
Bucze, kamień poświęcony pamięci amerykańskich lotników strąconych i poległych w rejonie wioski 18 marca 1945 r. 

Na skwerze w Staropolu
Na skwerze w Staropolu.

Nad Pętlą Nietoperską (MRU)
Nad Pętlą Nietoperską (MRU).

Pod Kęszycą
Pod Kęszycą.



Rower:Kross Dane wycieczki: 101.55 km (30.00 km teren), czas: 06:43 h, avg:15.12 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Marzęcin

Sobota, 24 października 2020 | dodano: 24.10.2020Kategoria ponad 100 km, pow. gorzowski

    Ponieważ wyskoczyła mi konieczność wyjazdu do Gorzowa należało znaleźć jakiś ciekawy cel wycieczki w bliższej lub dalszej okolicy miasta, zatem wypadło na Marzęcin. Byłem tam już wcześniej dwukrotnie, po raz pierwszy przed pięcioma laty, i rok później jeszcze raz.  Od jazdy w głąb lasów gorzowsko-barlineckich trochę odstraszają bruki (skądinąd świetnie zachowane), ale dla Marzęcina warto się nieco pomęczyć.
   Marzęcin to w rzeczywistości oddalone o kilka kilometrów od Kłodawy uroczysko - miejsce w lesie gdzie do końca stycznia 1945 r. istniała niemiecka miejscowość Marienspring.
   Wioska powstała w XVIII w. jako osada przemysłowa. Za czasów Fryderyka II wzrosło zapotrzebowanie państwa pruskiego na produkty kuźnic, wtedy w miejscowej fabryczce napędzanej kołem wodnym o średnicy ponad 3 m. produkowano m.in. kartacze - rodzaj rozpryskowych pocisków artyleryjskich. Kiedy produkcja kuźnicy stała się nieopłacalna odkupił ją landsberski fabrykant papieru Ernst Gotthilf Rätsch i przerobił na młyn-papiernię, a pobliskie źródełko nazwał imieniem swojej córki Marii "Marienspring". Nazwa przeszła również na osadę.
   W późniejszych latach papiernię zastąpił młyn zbożowy. Ostatecznie w 1942 r. młyn przebudowano na mieszkania dla pracowników leśnych i jednoklasową szkołę
  Wieś była całkiem spora, w 1939 r. mieszkały tu 133 osoby. Oprócz szkoły z boiskiem była tu gospoda, remiza strażacka, strzelnica i dwa cmentarze. Obok dzwonnicy znajdował się "kriegerdenkmal" upamiętniający siedmiu mieszkańców Marienspring poległych za swój Vaterland w I wojnie światowej. 
    W styczniu 1945 r.  w pobliżu Marienspring, przy dogodnej przeprawie przez Kłodawkę kilka niemieckich czołgów usiłowało stawić bezskuteczny opór radzieckiej kolumnie pancernej. Po walce Rosjanie, prawdopodobnie w odwecie za poległych kolegów, metodycznie spalili pobliską wioskę. W jednym z płonących domów zginęła dziewięcioletnia dziewczynka Erika Sommerfeld. Kikuty spalonych domów zostały uprzątnięte w latach osiemdziesiątych. Kilka lat temu na miejscu wioski nadleśnictwo Kłodawa urządziło parking z wiatami i miejsce na ognisko, na pobliskim stromym stoku w miejscu starego cmentarza urządzono lapidarium, zbudowano schodki i barierki do Źródła Marii, a dzieci z szkoły w Kłodawie ufundowały tablicę poświęconą pamięci małej Eriki. 
  Dziś warunki do jazdy były znakomite. jedynym felerem był trochę późny wyjazd. Na wycieczkę zabrał się ze mną kolega z pracy.
  Aby dotrzeć do Marzęcina oprócz przeprawy przez Gorzów należało jeszcze pokonać kilka kilometrów brukowanej drogi prowadzącej w głąb lasu. Samo uroczysko jest oddalone od tej drogi o kilkaset metrów.
  W miejscu gdzie należy z niej zjechać stoi również drogowskaz kierujący do pomnika leśniczego. Pomnik leśniczego został pierwszym punktem wycieczki. Około dwóch kilometrów w kierunku przeciwnym do Marzęcina znajduje się głaz ustawiony przez międzywojennych niemieckich leśników dla uczczenia pamięci swojego kolegi Hermana Schulza. Leśniczy Schulz 18 lutego 1923 r. przyłapał w tym miejscu na gorącym uczynku trzech kłusowników z pobliskiego Łośna. Podczas próby zatrzymania ze skłusowaną sarną został przez nich dotkliwie pobity i zmarł wkrótce po dotarciu do leśniczówki. Dzięki zaangażowaniu kolegów leśników i pracowników leśnych sprawcy zbrodni zostali szybko ustaleni i ujęci. Przed gorzowskim sądem zapadły surowe wyroki; dwie kary śmierci i jeden wyrok długoletniego więzienia. Nawiasem mówiąc jeden z skazanych na śmierć wyręczył kata popełniając samobójstwo. Na miejscu zbrodni koledzy zamordowanego ustawili kamień z napisem "Wierny aż do śmierci w rzetelnym wywiązywaniu się ze swych obowiązków padł w tym miejscu 18 listopada 1923 r w walce z kłusownikami leśniczy Hermann Schultz z leśniczówki Gośniewiec. Pomnik wystawili pracownicy leśni gorzowskich lasów"

Kłodawa k/Gorzowa
Kłodawa k/Gorzowa.


Pomnik Leśnika.

Uroczysko Marzęcin, Kriegerdenkmal
Uroczysko Marzęcin, Kriegerdenkmal.


Symboliczna dzwonnica.


Tablica postawiona przez dzieci z Kłodawy dla uczczenia pamięci Eriki Sommerfeld

Lapidarium na dawnym cmentarzu
Lapidarium na dawnym cmentarzu. Pięć lat temu wyglądało to znacznie lepiej.

Jedyna zachowana tablica spoczywających tu dawnych mieszkańców Marzęcina
Jedyna zachowana tablica spoczywających tu dawnych mieszkańców Marzęcina.  


Tak wyglądała pięć lat temu.

Nad Źródełkiem Marii


Nad Źródełkiem Marii.
Marzęcin, stawy na miejscu dawnych łąk
Marzęcin, stawy na miejscu dawnych łąk.

 Po opuszczeniu Marzęcina podjęliśmy próbę wydostania się na dawną trójkę, były kolejne kilometry bruku do Rybakówki Kabatek i dalej aż niemal do Marwic. W Marwicach pojawił mi się pomysł dotarcia do Nowin przekroczenia Warty przez most w Świerkocinie i jazdy drogą krajową 24. Zapadający wieczór storpedował ten pomysł w Bogdańcu. Znacznie przyjemniej po ciemku jedzie się przez zamieszkałe tereny niż przez kilkadziesiąt kilometrów leśnych pustkowi.

Lapidarium w Marwicach
Lapidarium w Marwicach. 

XIII - wieczny kościół w Marwicach
XIII - wieczny kościół w Marwicach.

Kolorowe pola
Kolorowe pola.








Rower:Kross Dane wycieczki: 126.19 km (18.00 km teren), czas: 07:50 h, avg:16.11 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Góra Trębacza i spontaniczne wybory

Niedziela, 18 października 2020 | dodano: 18.10.2020Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew

   Poranny deszczyk spowodował że wcześniejsze plany odwiedzenia Łagowa wzięły w łeb. Luka pogodowa miała potrwać przez jakieś 4 godziny, więc w sam raz aby zajechać w dawno nie odwiedzany zakątek pod Pszczewem, czyli do wieży widokowej w Zielomyślu. Nawiasem mówiąc wycieczka na Górę Trębacza była pierwszą moją  wycieczką z bikestats sprzed sześciu lat. Wtedy jeszcze nie było tam wieży a jedynie świeżo wycięta w chaszczach droga prowadząca na wierzchołek tego kopca. 

W Przytocznej posypały się wióry
Latem w Przytocznej posypały się wióry. Ostatni turla się chyba od śmiechu?

  Dziś na drodze krajowej w kierunku Poznania panował wyjątkowy spokój wobec tego odpuściłem sobie jazdę bezdrożami na rzecz gładkich asfaltów. Asfalt porzuciłem dopiero za Brzeźnem, maleńką wioseczką nad zarastającym Jeziorem Brzeskim. Szlak którym teraz jechałem to prawdopodobnie stara droga do Stołunia, w każdym razie przynajmniej do podnóża góry uczęszczana i dosyć twarda. Nazwa góry nawiązuje do legendy o szwedzkim trębaczu który miał zginąć na jej wierzchołku. Znam co najmniej dwie wersje legendy które różnią się jedynie okolicznościami śmierci. Otóż sprawa miała miejsce w czasach potopu szwedzkiego, w jego schyłkowym okresie kiedy w okolicach Pszczewa za uchodzącymi Szwedami pojawiły się oddziały polskie. Według jednej wersji legendy trębacz był jednym z nielicznych ocalałych z rozgromionego oddziału. Kiedy wydawało mu się że z pomocą boską uszedł pogoni wszedł na pagórek i zaczął grać na chwałę Pana. Okazało się że jego radość była przedwczesna a pogoń była tuż za plecami. Zginął z rąk pogoni. Według drugiej wersji u podnóża pagórka biwakował oddział Szwedów, a trębacz zagrał na alarm widząc nadciągających Polaków, zginął od strzały wypuszczonej przez polskiego łucznika.
  Wieża na szczycie polodowcowego pagórka za sprawą umiejscowienia i widoków z platformy widokowej jest najszczęśliwiej umiejscowiona spośród trzech identycznych na terenie gminy Pszczew.

Wieża widokowa na Górze Trębacza
Wieża widokowa na Górze Trębacza.

Do Góry Trębacza.
Do Góry Trębacza

Widok z wieży na Górze Trębacza
Widok z wieży.

   Na zejściu z wieży skończyły się plany a zaczęła przypadkowa część wycieczki. Z Zielomyśla wypuściłem się drogami gruntowymi które intrygowały mnie wcześniej ale zawsze brakowało czasu na ich eksploracje. Na początek trafiłem do Stoków. Wioska z średniowiecznym rodowodem, należała do dóbr biskupów poznańskich. Po rozbiorach dobra kościelne zostały przez państwo pruskie zsekularyzowane, jednak w Stokach uchował się ok 500 hektarowy majątek należący do probostwa w Pszczewie. Kiedy po traktacie wersalskim granica państwowa podzieliła teren parafii w Pszczewie na dwie części z których jedna z kościołem parafialnym w Pszczewie przypadła Niemcom, dotychczasowi parafianie z Stoków, Dormowa, Łowynia, Świechocina i Silnej zostali osieroceni. Powstała potrzeba stworzenia na tym terenie nowej struktury kościelnej. W różnych miejscowościach rozwiązano to w różny sposób, powstały nowe parafie, zbudowano nowe kościoły, pozostałe miejscowości przyłączono do nowo tworzonych parafii. Jedna z tych parafii została utworzona w Stokach. Aby zaoszczędzić na wydatkach na budynek kościelny zaadoptowano dawną owczarnię majątku kościelnego. Patrząc na świątynię trzeba przyznać że wyszło im to całkiem nieźle.

Kościółek w Stokach
Kościółek w Stokach.

  Kolejną drogą gruntową która budziła dotychczas moją ciekawość była droga z Dormowa w kierunku Świechocina. Z Stoków do Dormowa dojazd jest również drogą gruntową. Obydwie mają całkiem niezła twardą nawierzchnię. W Świechocinie wjechałem w kolejną drogę prowadzącą w nieznane. Liczyłem że skończy się w Pszczewie, jednak tu lekko chybiłem, okazało się że wylądowałem ponownie w Stokach. 

Silna potrzeba prywatności
Silna potrzeba prywatności.

W Świechocinie. Pielgrzym na Szlaku św. Jakuba
W Świechocinie. Pielgrzym na Szlaku św. Jakuba.

Dokąd zmierza polskie rolnictwo? :)
Dokąd zmierza polskie rolnictwo? :) Dla uspokojenia, te gospodarstwo wyglądało na opuszczone

    Teraz pozostało dotrzeć do Pszczewa i wracać jedną z kilku możliwych tras. Wybór padł na Szarcz z opcją przedarcia się przez lasy do Kalska. Tym razem droga, która jak przypuszczałem powinna wypaść na którąś z znanych mi dróg pod Kalskiem skończyła się w środku lasu. Próba wyszukania nowej drogi skończyła się na jakichś łąkach w pobliżu jeziorka Głęboczek. Tę rundę z nieznanym przegrałem, potulnie ruszyłem pierwszą lepiej wyglądającą drogą gdzieś na południowy zachód. Trafiłem do Kuligowa.
  Za Kuligowem podjąłem ostatnią próbę jazdy w nieznane, chociaż niezupełnie, bo już kiedyś tamtędy jechałem ale odpuściłem ze względu na straszliwe piachy. Po opadach piaski wyglądały na sklejone, niestety tuż przed Międzyrzeczem małe dotychczas kałuże zmieniły się w całe oceany które zajmowały 100% szerokości drogi. W końcu dotarłem na os. Piastowskie w Międzyrzeczu. Pozostało wyjechać na szosę do Skwierzyny i wrócić na rodzinne pielesze.
   Żeby wynik zaokrąglić do setki nieco wydłużyłem trasę zbaczając do Popowa i Zemska.



Rower:Kross Dane wycieczki: 101.70 km (38.00 km teren), czas: 06:17 h, avg:16.19 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do rezerwatu Łubówko

Niedziela, 11 października 2020 | dodano: 11.10.2020Kategoria ponad 100 km, pow. strzelecko-drezdenecki, Puszcza Drawska

    Ciąg dalszy wycieczki sprzed tygodnia, wtedy zabrakło czasu na rezerwat Łubówko. Ponieważ jezioro Łubówko leży kilka kilometrów na północ od Drezdenka zasadniczą częścią wycieczki jest sama trasa do Drezdenka.  
    Niedawno czytałem że w ramach budżetu obywatelskiego Drezdenka będzie zrewitalizowany skwer nad tzw. "Kolejówką". Zaciekawiony zajechałem zobaczyć ten zakątek. Miejsce trochę odludne ale dosyć sympatyczne. To będzie urocze miejsce rekreacji. Gdybym wiedział że nad Starą Notecią jest w tym miejscu przerzucona kładka w ogóle nie zapuszczałbym się do miasta. Nawiasem mówiąc "Kolejówka" jest połączeniem mostu kolejowego z pancernym jazem zastawkowym. Jaz jest jednym z elementów dawanych niemieckich fortyfikacji, który razem z potężnym jazem na Noteci pozwalał zalać znaczną połać nadnoteckich łąk czyniąc je niedostępnymi dla ewentualnego ataku z strony wojsk polskich.

Książątka z Gościmia
Książątka z Gościmia.

Stara Noteć
Stara Noteć.

Kolejówka na Starej Noteci. Pancerny jaz zastawkowy, element międzywojennych fortyfikacji
Kolejówka na Starej Noteci. Most i pancerny jaz zastawkowy, element międzywojennych niemieckich fortyfikacji.

  Ciekawość dawnej linii kolejowej wyprowadziła mnie aż pod wiadukt nad drogą do Krzyża, skąd o krok nad Noteć do wspomnianego wcześniej jazu fortecznego. Z nasypu kolejowego widać nieczynny most kolejowy i kilka potężnych betonowych budowli kryjących w swoich wnętrzach schrony dla obsługi i maszynownię zniszczonego jazu. Sam wiadukt również posiada wnęki pozwalające na zamontowanie szandorów. W ten sposób cały odcinek nasypu kolejowego od Drezdenka aż do samego jazu stanowiłby tamę blokującą odpływ spiętrzonych w razie potrzeby wód Noteci.

Jaz forteczny na Noteci
Jaz forteczny na Noteci.


  Drogowskaz kierujący nad Łubówko widziałem kiedyś z drogi łączącej Nowe Drezdenko z Zagórzem. Kieruje on w leśną alejkę poprowadzoną przez mocno pofałdowany teren. Rezerwat obejmuje jezioro i jego otoczkę. Samo jezioro nie jest specjalnie duże, na oko ma jakieś 20 ha. Dziś tego nie było widać, ale bywają dni kiedy lustro jego wody ma barwę turkusową, jest to efekt pozostały po działającej tu w XIX wieku kopalni kredy jeziornej.

Stary drogowskaz z Puszczy Drawskiej
Stary drogowskaz z Puszczy Drawskiej.

Nad jezioro Łubówko
Nad jezioro Łubówko.

Jezioro Łubówko
Jezioro Łubówko.

  Czarny szlak rowerowy wyprowadził mnie na piękną nową drogę pożarową, ciekawość kusiła aby sprawdzić co kryje się na jej północnym krańcu, rozsądek podpowiada aby jednak skierować się na południe. Chodzi o czas niezbędny na to aby wrócić do domu przed zmrokiem. Droga wyprowadziła ponownie w Drezdenku o kilkadziesiąt metrów od miejsca gdzie wjeżdżałem w drogę do Zagórza.
  Powrót do domu przez Stare Kurowo, Pławin, Gościmiec. W Pławinie przejeżdżałem obok hodowli danieli, niestety stado jeleniowatych wypasało się na odległym krańcu pastwiska. W Goszczanowie wjechałem w nieznaną mi dotychczas asfaltową drogę. Na znane mi drogi wyjechałem kilka kilometrów dalej, w Goszczanówku. Odtąd aż do domu bez żadnych eksperymentów.

Wszystko przemija
Wszystko przemija.

Kościółek w Goszczanówku

W Goszczanówku
Kościółek w Goszczanówku.



Rower:Kross Dane wycieczki: 127.03 km (42.00 km teren), czas: 07:47 h, avg:16.32 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

W okolice Krzyża

Sobota, 3 października 2020 | dodano: 03.10.2020Kategoria ponad 100 km, pow. strzelecko-drezdenecki, Wielkopolska

    Koleżeńska dwuosobowa wycieczka w okolice Krzyża. Mieliśmy zamiar odszukać stopień wodny na Noteci w Drawskim Młynie, przemknąć przez most w Drawinach aby dotrzeć do Lubiewa i jeżeli starczy czasu do rezerwatu nad jeziorem Łubówko.
   Na przełomie XIX i XX wieku przeprowadzono regulację Noteci. Na odcinku od Nakła do Krzyża płynącą dotychczas zakosami rzekę wyprostowano wykonując ok 100 przekopów. Ułatwiony odpływ wody spowodował obniżenie jej poziomu i utrudnienia w żegludze, w związku z tym pojawiła się konieczność budowy stopni piętrzących. Powstało wówczas 14 stopni wodnych z śluzami. Przedostatnim z nich jest zbudowany w 1898 r stopień piętrzący w Drawskim Młynie. W skład stopnia wchodzi jaz, przepławka dla ryb i leżące po przeciwnej stronie rzeki a więc dziś niedostępne dla nas: śluza komorowa i budynki: mieszkalny, gospodarczy i administracyjny.


Jaz w Drawskim Młynie

  Lubiewo kusi oryginalnym wystrojem kościoła ale aby tam dotrzeć trzeba przeprawić się przez Noteć do Krzyża, w Łokaczu Wielkim przedostać się na drugi brzeg Drawy i pokonać kilka kilometrów leśnej utwardzonej drogi.
  Przeprawa w Łokaczu jest mostem Bailey’a znanym entuzjastom militariów z okresu II wojny światowej. Były to składane przenośne mosty metalowe nadające się do szybkiego stawiania na trasie nacierających wojsk. Całość składała się z stalowych kratownic łączonych za pomocą śrub i sworzni montowanych w rekordowym tempie. Po złożeniu odpowiedniego odcinka wystarczyło przepchnąć go na rolkach nad przeszkodą i zamocować. Pierwszy most Bailey'a rozstawiono w warunkach bojowych w 1942 nad rzeką Medjerda w Tunezji. O użyteczności tych konstrukcji może świadczyć fakt że tylko w trakcie walk w Włoszech powstało około 2,8 tys. takich przepraw. Brytyjczycy do końca wojny wyprodukowali taką ilość paneli która wystarczyłaby na zbudowanie ponad 320 km ciągłego mostu.
  Po II wojnie światowej Polska potrzebowała wszelkiej pomocy w odbudowie, palącym problemem była szybka odbudowa sieci komunikacyjnej i mostów niszczonych praktycznie przez wszystkie armie podczas odwrotów. Problem występujący w całej Europie został zauważony przez organizację powołaną do odbudowy po zniszczeniach wojennych UNRRA, a rozwiązaniem okazały się pochodzące z demobilu mosty Bailey'a dostarczane do różnych miejsc na świecie, w tym również do Polski.
   Ten w Łokaczu o nośności 10 ton pozwala znakomicie skracać drogę z Krzyża do leżących na przeciwległym brzegu Drawin. Droga jest co prawda brukowana ale pozwala zaoszczędzić wg. mojej oceny ok. 10 km.

Most Bailey’a na Drawie w Łokaczu Wielkim
Most Bailey’a na Drawie w Łokaczu Wielkim.

   Niedawno odnowione wysiłkiem mieszkańców oraz leśników i myśliwych wnętrze kościoła w Lubiewie ma niepowtarzalny klimat. Niestety zwiedzenie wnętrza jest możliwe jedynie w niedziele po mszy św. Dziś przez okna dało się jedynie dostrzec żyrandol wykonany z poroży jeleni.
   Rezerwat nad jeziorem Łubówko odpuściliśmy i jak się okazało decyzja ta była strzałem w dziesiątkę, ponieważ do granic Skwierzyny dotarliśmy razem z zapadającym się za horyzont słońcem. Temat może jeszcze zostanie podjęty w późniejszym terminie.

 
W Drezdenku.


Rower:Kross Dane wycieczki: 147.35 km (34.00 km teren), czas: 08:25 h, avg:17.51 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Po ziemi sierakowskiej i Puszczy Noteckiej

Niedziela, 20 września 2020 | dodano: 24.09.2020Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki

     Po noclegu w wiatraku czas ruszać w drogę powrotną. Przed przekroczeniem Warty w Sierakowie powałęsaliśmy się nieco po pagórkach w okolicy Góry i Lutomia. Zajrzeliśmy na punkt widokowy na Górze Głazów, oraz pod Diabelski Kamień w Lutomiu. W Sierakowie przerwa na pączka i ruszamy na drugi brzeg, w Puszczę Notecką. Część trasy do Kaplina po obrzeżu puszczy, w Kaplinie zapuszczamy się na szlak prowadzący do Radusza aby ponownie wydostać się na szosę w Sowiej Górze. W Sowiej Górze rozstajemy się z drezdeńczykami i ponownie zapuszczamy się w lasy. Tym razem na szosę wyjeżdżamy w Rąpinie. Tu nasza grupka ponownie się rozpada, część zawraca do Międzychodu, część kontynuuje jazdę w kierunku Trzebicza, a ja z kolegą z Skwierzyny odbijamy do Gościmia. Stamtąd już prosto do domu.

Góra Głazów, granit rapakiwi z Grobi
Góra Głazów w Grobi, granit rapakiwi.

Diabelski Kamień z Lutomia
Diabelski Kamień z Lutomia.

Rower:Kross Dane wycieczki: 102.33 km (24.00 km teren), czas: 05:36 h, avg:18.27 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na MRU z Jednośladem

Sobota, 22 sierpnia 2020 | dodano: 25.08.2020Kategoria ponad 100 km

    W długą majówkę Jednoślad zamierzał zorganizować rajd do MRU. Wtedy jednak w związku z koronowirusem wprowadzono radykalne ograniczenia i wyprawa została zawieszona. Do pomysłu udało się powrócić dopiero w miniony weekend.
  W planach dwudniowego rajdu było zwiedzenie Pszczewa, wizyta na zamku w Międzyrzeczu, zejście do podziemi MRU, nocleg w agroturystyce w Gorzycy i powrót przez wybrane fragmenty północnego odcinka MRU do domu. Udało się to jedynie częściowo ponieważ nastąpiło załamanie pogody. Już w Pszczewie zaczynało kropić, zamierzaliśmy to przeczekać pod wiatą na targowisku. Wyglądało jednak na to że na naszym kierunku jazdy niebo się przejaśnia. O tym jak było to złudne wrażenie przekonaliśmy się już po kilkunastu minutach kiedy dotychczasowa mżawka zmieniła się w rzęsisty deszcz a najbliższa dostępna wiata przytrafiła się dopiero w Policku. W Międzyrzeczu już nie starczyło czasu na wejście na zamek, chętni obejrzeli go jedynie zza fosy. W pełnym zakresie udało się jedynie zejście do podziemi. 


Rower:Kross Dane wycieczki: 102.21 km (8.00 km teren), czas: 05:44 h, avg:17.83 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)