blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 69747 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

ponad 100 km

Dystans całkowity:24819.76 km (w terenie 4248.00 km; 17.12%)
Czas w ruchu:1294:39
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:43.20 km/h
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:126.63 km i 7h 31m
Więcej statystyk

Do Bobrowni nad jeziorem Kubek

Sobota, 7 marca 2020 | dodano: 08.03.2020Kategoria ponad 100 km, pow. międzychodzki, Wielkopolska

    O Bobrowni nad jeziorem Kubek słyszałem już dawno ale do tej pory temat ten jakoś zawsze uchodził mojej uwadze. Niedawno grupka znajomych z Międzychodu i Wronek zrobiła sobie wycieczkę nad jezioro i ich zdjęcia znad cieku nad którym w latach trzydziestych znajdowała się hodowla bobrów przywołały zapomniany temat z nową mocą.
    Kilka słów o samym jeziorze, otóż jezioro Kubek którego nazwa podobno pochodzi od imienia Jakub leży na terenie Puszczy Noteckiej kilka kilometrów na północ od Sierakowa na prawym brzegu Warty. Położone między wysokimi wydmami podłużne, płytkie jezioro powstało w zagłębieniu utworzonym przez arktyczne wiatry wywiewające piasek z polodowcowej piaszczystej pustyni jaką 10 tys. lat temu stanowiły obszary zajmowane obecnie przez Puszczę Notecką. Powstała w ten sposób niecka uległa później zalaniu wodą. Jezioro zasilane jest wodą z źródlisk znajdujących się u podnóża wydm znajdujących się na północ od akwenu. Napływającej w ten sposób wody starczało do napędzania turbiny poruszającej maszyny młyna i tartaku w Jeziornie. Właśnie w Jeziornie znajduje się tama która sztucznie utrzymuje poziom wody na obecnym poziomie. Szukając informacji o jeziorze natknąłem się na wzmiankę że w roku 1922 tama ta uległa uszkodzeniu i wody jeziora spłynęły do niżej położonego jeziora Niedziółka. Wydajność wspomnianych źródeł podobno jest na tyle duża że po odbudowie tamy napełniły one nieckę o pojemności kilku mln m³ w ciągu kilku dni.
  Jeśli chodzi o bobry znad jeziora Kubek historia w skrócie wygląda następująco . W latach 20-tych ubiegłego wieku bobry należały do gatunku wymierającego, szacowano że w niedostępnych bagnach naszych północno-wschodnich kresów żyje na wolności kilkanaście kolonii liczących w sumie ok. 100 osobników. Oprócz wprowadzenia prawnej ochrony gatunku próbowano zakładać sztuczne hodowle, jedną z nich była Bobrownia nad jeziorem Kubek. Inicjatorem przedsięwzięcia był znany w Wielkopolsce leśnik,  myśliwy, społecznik i pisarz Władysław Janta-Połczyński. Jak sam później opisywał, powstanie Bobrówka spowodował przypadek. Ktoś obiecał mu ofiarować dwa bobry z Norwegii on zaś zanim do niego dotarły przekazał je ministerstwu rolnictwa. Janta-Połczyński został zobowiązany przez ówczesnego ministra rolnictwa do wyszukania w lasach wielkopolskich odpowiedniego miejsca na ich osiedlenie, wybór padł na jezioro Kubek. Miejsce zostało przygotowane z początkiem roku 1928. Tymczasem okazało się że obiecane bobry z Norwegii nie dotarły, a sprowadzenie ich z Polesia nie powiodło się. Wobec tego Janta-Połczyński zwrócił się do ministerstwa rolnictwa z prośbą o sfinansowanie zakupu gryzoni w Kanadzie. Dwie pary kanadyjskich bobrów dotarły do Bobrowni w listopadzie 1928 r.. dwa lata później dokupiono jeszcze dwie pary w Norwegii. Zwierzęta były bezpieczne od kłusowników i drapieżników bowiem teren był ogrodzony i pilnowany przez specjalną straż. Bobry zaczęły się rozmnażać i w roku 1934 hodowla liczyła już 19 osobników. W tymże roku 1934 z nieznanych przyczyn hodowla została zlikwidowana. Dziś na miejscu Bobrowni można odnaleźć jedynie bagnistą dolinkę z sączącą się z ogromnych wydm krystalicznie czystą wodą, zarośnięty fundament chaty i resztki tamy. W 2007 r. ustanowiono tu „Obszar Natura 2000 Jezioro Kubek”.


Wycinek z przedwojennej mapy WIG z Bobrownią nad jeziorem Kubek.

     Właśnie ta Bobrownia intrygowała mnie na tyle że zdecydowałem się na wycieczkę nad jezioro i jego okrążenie. Trasa północnym brzegiem Warty do Sierakowa przejechana przeze mnie tyle razy że nie warto się nad nią więcej rozwodzić. W Sierakowie kieruję się na Wieleń. Droga wojewódzka 133 na wylocie z Sierakowa przechodzi w gruntową i tak ma być przez najbliższe osiem kilometrów. Dziś mnie to nie interesuje bowiem wkrótce ją opuszczę kierując się do osady Jeziorno. Jeziorno to niewysoka tama, kilka domów, stawy i jakieś obiekty związane chyba z hodowlą ryb. Wobec tego że jezioro jest płytkie i w najgłębszym miejscu nie przekracza 4 metrów bez tej tamy pozostałoby jedynie niewielkie bajorko. Tu rozpoczynam okrążanie jeziora. Nieco dalej nad jego zachodnim brzegiem leży leśniczówka Jeleniec. Z przeglądanej przed wyjazdem ściągniętej z internetu starej mapy WIG-u  pamiętam że tuż za zabudowaniami zaczyna się ścieżka którą można dotrzeć na prowizoryczny mostek nad bagnistym strumykiem wypływających spod wydm. Tu popełniam omyłkę wybierając oznakowany szlak pieszy który wyprowadził mnie na drogę pożarową poprowadzoną na stromym stoku wydmy. Stok poniżej ma nachylenie, szacując na oko, ok 60°, piasek ma tu zapewne sporą domieszkę gliny skoro się nie osypuje. Właśnie w tym miejscu spod wydm sączy się woda i spływa w kierunku jeziora. Okrążam bagnistą dolinkę i docieram do wspomnianego wcześniej mostka. W tym momencie dziękuję opatrzności że zbłądziłem, mostek leży w wodzie i przejście suchą nogą na drugi brzeg jest mocno wątpliwe.

Osada Jeziorno nad jeziorem Kubek
Osada Jeziorno.

Jezioro Kubek
Jezioro Kubek.

W Puszczy Noteckiej. Źródliska jeziora Kubek u podnóża wydmy
W dole u podnóża wydmy źródliska jeziora.

Nad jeziorem Kubek
Ząb czasu zniszczył prowizoryczny mostek nad ciekiem płynącym do jeziora.

   Skoro odnalazłem mostek to Bobrownia powinna leżeć nad którymś z kolejnych źródlisk. Następną wydmę z strumykiem wypływającym spod jej stóp zlekceważyłem i dopiero w domu porównując wspomnianą wcześniej mapę ściągniętą z zasobów WIG z śladem Endomondo widzę że popełniłem błąd nie przyglądając się bacznie temu strumykowi bo właśnie nad nim powinny być ukryte ślady po hodowli bobrów. Przed wydostaniem się na szosę mijam jeszcze jedne ale już zdecydowanie mniej dzikie źródliska.
   Dojeżdżając w drodze powrotnej do Sierakowa pomyślałem że nakładając niewiele drogi mogę zobaczyć jedną z atrakcji gminy czyli Górę Głazów w Grobi, zatem w mieście wybieram kierunek na Kwilcz.
   Tuż za Sierakowem mijam cmentarzyk żołnierzy napoleońskich poległych w walkach z kozakami w roku 1813. W lutym 1813 w Sierakowie walczył 17 Pułk Ułanów Litewskich, niewykluczone że mogiła kryje szczątki poległych żołnierzy tego pułku.

A za Wartą Sieraków
A za Wartą Sieraków.

Mogiła żołnierzy napoleońskich w Sierakowie
Mogiła żołnierzy napoleońskich w Sierakowie.

   Góra Głazów to niewielki morenowy pagórek na którego stokach i szczycie zgromadzono wyorywane na pobliskich polach głazy. Na szczycie leży potężny głaz granitowy o obwodzie 9 m przywieziony z pól w Kubowie koło Kwilcza. Gruboziarniste czerwone granity tego typu są nazywane granitem rapakiwi i występują w Finlandii, Egzotycznie brzmiąca nazwa wywodzi się z języka fińskiego i dosłownie oznacza „zgniły kamień”, nazywany tak z powodu jego kruchości i podatności na wietrzenie. Teren wokół głazu stanowi punkt widokowy z rozległą panoramą, natomiast na dole przy szosie urządzono niewielki parking.

Olbrzymi głaz umieszczony na szczycie Góry Głazów.
Olbrzymi głaz umieszczony na szczycie Góry Głazów. 

   Od tej chwili do zmroku zostało mi tylko dwie godziny i nieco ponad 40 km jazdy do domu.  Na domiar złego zaczęło siąpić i dmuchać w twarz. Było ciężko, dobrze że chociaż od czasu do czasu były przerwy w opadach, a i wiatr chwilami dawał nieco odetchnąć.


   Rower:Kross Dane wycieczki: 133.59 km (27.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:13.36 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Diabelskie mostki i kamienie oraz lutomskie castrum doloris

Sobota, 15 lutego 2020 | dodano: 15.02.2020Kategoria ponad 100 km, Wielkopolska

    Kiedyś natknąłem się na wzmiankę o „diabelskim moście” leżącym gdzieś na terenie gminy Kwilcz. Przymiotnik diabelski na tyle mnie zaintrygował że szukałem o nim dalszych informacji i zacząłem się przymierzać do wycieczki w okolice Lubasza a przy okazji do odszukania, również „diabelskiego” , kamienia w Lutomiu.
   Na temat diabelskiego mostka informacje są bardzo skromne. Nic więcej poza tym że leży gdzieś w lasach za leśniczówką w Lubaszu nad głębokim rowem dochodzącym do jez. Białokoskiego i miejscowa tradycja ludowa każe go omijać w nocy (zwłaszcza o północy), gdyż przejazd przez niego o tej porze wróży nieszczęście.
    Przejazd do Lubasza robię jednym skokiem drogą krajową 24. Jazda nieco ryzykowna ale dziś nikt nie chciał mnie zahaczyć lusterkiem ani zepchnąć do rowu i poza ucieczką przed nadjeżdżającym z naprzeciwka dżygitem obyło się bez przygód. Za Lubaszem zagłębiam się w lasy w pobliżu wioski Augustowo. Później analizując zapis GPS widzę że łatwiej i prościej byłoby skierować się wprost do leśniczówki Lubasz, ale ja z braku innych informacji kierowałem się wskazaniami mapy papierowej. Mostek, a właściwie przepust nad głębokim wąwozem z płynącym na dnie strumykiem leży ok. 200 m. za skrzyżowaniem z drogą prowadzącą do leśniczówki.

Powstańcom Wielkopolskim, Lubosz
W hołdzie Powstańcom Wielkopolskim, Lubosz .

Diabelski Most, okolice Lubasza
Diabelski Most.

  Ciekawość mostka zaspokoiłem, a teraz należałoby wydostać się z lasu. Wprawdzie mostek leży na niebieskim szlaku rowerowym ale w tym przypadku zaoszczędzono na farbie, znaki rozmieszczono zbyt rzadko i łatwo je ominąć. Ostatecznie na szosę prowadzącą do Lutomia wydostałem się w Niemierzewie.
    Po drodze mijam Mościejewo z dworkiem Chłapowskich i zabytkowym kościółkiem, osadę Lutomek i wjeżdżam do leżącego nad długim jeziorem Lutomia. Jezioro i jego otoczenie jeszcze kiedyś odwiedzę, dziś jednak zaglądam do kościoła którego wnętrze można obejrzeć przez zamkniętą kratę. Interesuje mnie jedyne zachowane w Polsce castrum doloris castrum doloris .

Mościejewo, pałac Chłapowskich
Mościejewo, pałac Chłapowskich.

Jeszcze raz pałac Chłapowskich
Jeszcze raz pałac Chłapowskich.

Kościół w Mościejewie
Kościół w Mościejewie.

Lutomek, kapliczka i lipy
Lutomek, kapliczka i lipy.

Panorama Lutomia
Panorama Lutomia.

Kościół w Lutomiu
Kościół w Lutomiu.

Lutom. Prawdopodobnie jedyne zachowane w Polsce castrum doloris.
Prawdopodobnie jedyne zachowane w Polsce castrum doloris znajduje się w lutomskim kościele. 

    Do wyczerpania programu pozostaje jeszcze odszukać diabelski kamień. Leży gdzieś nad czarnym szlakiem pieszym. Na szlak natrafiam przy drodze prowadzącej do Ryżyna. Droga gruntowa prowadzi do leżącego ok. kilometr za wsią lasku. W obniżeniu terenu leży głaz. Z legendami na jego temat posłużę się cytatem zaczerpniętym z opisu pieszych szlaków wokół Sierakowa.
  "...Z Diabelskim Kamieniem związane są liczne legendy. Jedna z nich mówi, że gdy biedny chłop zwrócił się do diabła o pomoc finansową, diabeł się zgodził, ale w zamian zażądał duszy chłopa. Ten się zgodził i od tego czasu żył w dostatku. Gdy pod koniec życia chłopa ponownie zjawił się diabeł, chłop powiedział, że odda duszę, ale w zamian diabeł ma zbudować nocą most na jeziorze Lutomskim. Diabeł pracował całą noc i był bliski ukończenia zadania. Jednak w chwili, gdy niósł ostatni kamień, sprytny chłop obudził koguta, którego pianie obwieściło nadejście dnia. Diabeł miał upuścić kamień w miejscu, gdzie usłyszał pianie koguta, a chłop w ten sposób ocalił duszę...
   Inna legenda mówi, że pod kamieniem ukryte są tajemne drzwi do piekieł. Niegdyś dwóch śmiałków podkopało kamień i ujrzeli te drzwi. Weszli do środka, ale wtedy kamień niespodziewanie zamknął się nad nimi. Zaś aby nikt inny nie schodził już tamtędy, diabeł podobno co rok dociska kamień, przez co ten coraz bardziej zapada się w ziemi...”

Diabelski Kamień z Lutomia
Diabelski Kamień z Lutomia.

   Do szosy ponownie dotarłem gdzieś w połowie drogi między Ryżynem a Lesionkami.  Na zatrzymywanie się w Sierakowie i Międzychodzie zwyczajnie zabrakło czasu. Do Skwierzyny dotarłem tuż przed zmrokiem.

Most kolejowy (nieczynny) nad Oszczenicą
Nieczynny most kolejowy nad Oszczenicą w Lesionkach.




Rower:Kross Dane wycieczki: 124.52 km (26.00 km teren), czas: 07:23 h, avg:16.87 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Niedziela z "Jednośladem"

Niedziela, 26 stycznia 2020 | dodano: 26.01.2020Kategoria ponad 100 km, Puszcza Drawska

    W ubiegłym tygodniu zauważyłem że zaprzyjaźniony "Jednoślad Drezdenko" zaplanował wycieczkę w ten rejon Puszczy Drawskiej który zamierzałem odwiedzić jeszcze w ubiegłym roku ale jak to w życiu bywa, plany idą swoją drogą a ich realizacja swoją, jednym słowem rozjechały się. W międzyczasie dni zrobiły się krótkie i jakoś nikt nie kwapił się na taką wycieczkę. Dopiero wczoraj pomimo wielkich wątpliwości zdecydowałem się dołączyć do drezdenczan. Wątpliwości nie dotyczyły dystansu (ok 150 km) a raczej czasu potrzebnego do jego pokonania i jego relacji do długości dnia. Nie lubię jazdy po zmroku odludnymi drogami po obrzeżu Puszczy Noteckiej. Jak się potem okazało wracałem jeszcze bardziej odludnymi okolicami bo przez Wiejce, a jazdy po zmroku nie udało się uniknąć. Na szczęście było to ostatnie 10 km.
  Podczas dzisiejszego rajdu nie nastawiałem się na zwiedzanie, a raczej na zapoznanie się z topografią tamtych rejonów. Na dogłębne zwiedzanie przyjdzie czas w cieplejszych porach roku. Obrany kierunek jest mi częściowo znany. Podczas wcześniejszych wyjazdów byłem przejazdem dwukrotnie w Zagórzu, natomiast nigdy nie zdarzyło się mi dotrzeć do Lubiewa. Dziś miejsce dodaję do listy czekających na cel którejś z wiosennych wycieczek. Kolejne miejscowości; Drawiny i Przeborów też już kiedyś odwiedzałem. Droga w kierunku Podleśca i pozostałe w okolicach Dobiegniewa to częściowo nowe, nieznane mi wcześniej szlaki. Byłem tam tylko jeden raz w Mierzęcinie , dziś tylko zasygnalizowanym.  Cel rajdu jak dla mnie całkowicie spełnił oczekiwania i w przyszłości, jeżeli się tam wybiorę wiem czego tam oczekiwać.
   Żeby nie wracać tym samym szlakiem którym dotarłem rano do Drezdenka wybrałem się w kierunku Międzychodu z zamiarem okrążenia lubuskiej części Puszczy Noteckiej od południa. Kosztowało mnie to kilka dodatkowych kilometrów i ok. pół godziny jazdy po zmroku.


Zbiórka na Placu Wileńskim w Drezdenku.






Ruiny kościółka w Przeborowie.




Nad Drawą


Na półmetku.




Rower:Kross Dane wycieczki: 150.03 km (20.00 km teren), czas: 09:43 h, avg:15.44 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Rajd noworoczny z "Jednośladem" i "Dynamem"

Niedziela, 5 stycznia 2020 | dodano: 05.01.2020Kategoria ponad 100 km

   Skorzystałem z zaproszenia na rajd noworoczny organizowany przez Jednoślad Drezdenko i Dynamo Krzyż. Tradycyjnie od lat obydwa kluby organizują wspólny rajd noworoczny w pierwszy weekend Nowego Roku. Jesienią udało mi się nawiązać kontakt z kolegami z Drezdenka stąd te zaproszenie.
  Dziś pogoda dopisała, frekwencja również, podobno było nas 51. Oprócz gospodarzy widziałem znajomych cyklistów z Trzcianki, z Wronek, silną grupę z Międzychodu i kolegę z Pszczewa który porwał się na jazdę aż do Krzyża żeby wrócić do Drezdenka z cyklistami Dynama.
   Osobiście na miejsce zbiórki w Drezdenku nie zdążyłem, zresztą nawet tego nie zakładałem, udało mi się jedynie dotrzeć do granic miasta i do kolumny rajdowiczów dołączyłem w Osowie. Rajd poprowadzony terenami które dotąd zawsze omijałem, stąd były one dla mnie nowością. Krajobrazowo nie odbiegają one wiele od leżących niżej wzdłuż Noteci po drugiej stronie drogi do Strzelec Krajeńskich ale dobrze było je poznać.
  Ognisko wieńczące imprezę zapłonęło przed Leśna Wiatą Edukacyjna w Goscimiu, mieliśmy tam okazję zapoznać się z planami imprez organizowanych przez obydwa kluby w nadchodzącym roku, porozmawiać z znajomymi i trzeba było się żegnać żeby zdążyć do domu przed zmrokiem. Dziś zdecydowałem się na powrót znakowanymi szlakami na przełaj przez Puszczę.

Skwierzyński rynek o wczesnym niedzielnym poranku
Skwierzyński rynek o wczesnym niedzielnym poranku.



Rower:Kross Dane wycieczki: 104.10 km (30.00 km teren), czas: 06:33 h, avg:15.89 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Jesienny Rajd Rowerowy

Niedziela, 17 listopada 2019 | dodano: 18.11.2019Kategoria ponad 100 km, Puszcza Notecka

    Z przypadkowych spotkań na rowerowych trasach z członkami Stowarzyszenia Cyklistów Jednoślad z Drezdenka narodziło się moje zainteresowanie ich imprezami.
Muszę przyznać że trochę im zazdroszczę integracji, pomysłów i możliwości. Śledzę na facebooku ich aktywność dlatego próbuję się wkręcić przynajmniej na niektóre z ich imprez.
   Na dzisiejszą niedzielę Nadleśnictwo Karwin wspólnie z Jednośladem zorganizowało cykliczną imprezę Jesienny Rajd Rowerowy połączoną z otwarciem zmodyfikowanego i odświeżonego zielonego szlaku rowerowego. Impreza otwarta, szkopuł tylko w tym że aby dojechać na miejsce zbiórki przed siedzibą nadleśnictwa w Drezdenku trzeba pokonać prawie 50 km. Jednak trasa poprowadzona została w ten sposób że przynajmniej część drogi powrotnej da się pokonać w ramach rajdu.
    Impreza znakomita, pogoda wyjątkowo dopisała, atmosfera doskonała, frekwencja przeszła oczekiwania organizatorów. Spotkałem kilku znajomych z wcześniejszych imprez, poznałem nowych, ponadto dowiedziałem się o kilku ciekawostkach które mam nadzieje odszukać w przyszłych wyjazdach. Jest plus.
   Pomimo że wyruszyłem z domu jeszcze przed świtem na miejsce zbiórki wpadłem na kilka minut przed startem. Trochę czasu straciłem jednak przy mijanych stacjach kolejowych w Lipkach i samym Drezdenku.
    Poruszaliśmy się w terenie który częściowo był mi znany z wcześniejszych wypadów do Puszczy Noteckiej ale od mojego ostatniego przejazdu na niektórych odcinkach wiele zmieniło się na plus.
    Po wspólnym ognisku w Leśnej Wiacie Edukacyjnej w Gościmiu część uczestników zwłaszcza ci którzy nie musieli wracać do Drezdenka rozjechała się do swoich domów. Wracając na przełaj przez puszczę sprawdziłem jedną z dróg w okolicy jeziora Łąkie, zabłądziłem pod wiertnię PGNiG pod Goszczanowem i nieco wydłużoną trasą przez Jezierce dotarłem do domu zaliczając przy okazji nieco ponad 100 km.


Dawna stacja kolejowa w Lipkach Wielkich
Dawna stacja kolejowa w Lipkach Wielkich o świcie. Jedna z piękniejszych stacji na tym nieistniejącym już szlaku. Składała się z budynku stacyjnego na podwyższeniu (w głębi) do którego wchodziło się po schodach i dwóch kolejowych bloków mieszkalnych przy placyku poniżej.

Dawna stacja kolejowa w Drezdenku
Dawna stacja kolejowa w Drezdenku.

Jesienny Rajd Rowerowy z Nadleśnictwem Karwin
Jesienny Rajd Rowerowy z Nadleśnictwem Karwin.


Na szlaku rajdu
Na szlaku rajdu.

Przy leśnej wiacie edukacyjnej w Gościmiu
Przy leśnej wiacie edukacyjnej w Gościmiu.

W nieznane drogi
W nieznane.

Stuletni granitowy puszczański drogowskaz padł w starciu z współczesnością
Stuletni granitowy puszczański drogowskaz przegrał w starciu z współczesnością. Tak przywykłem wzrokowo do tego słupka na rozjeździe że gdy dziś go brakło przez chwilę nie poznałem terenu.




Rower:Kross Dane wycieczki: 114.73 km (56.00 km teren), czas: 07:13 h, avg:15.90 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Mężyk. Wieleń

Sobota, 19 października 2019 | dodano: 19.10.2019Kategoria ponad 100 km, Puszcza Notecka, Wielkopolska

    Na wycieczkę wybrał się ze mną kolega Januszek. Wycieczka z założenia miała być długa, ciężka i ciekawa. Długa była, ciężka również, dość wspomnieć o przejeździe leśnymi drogami w poprzek Puszczy Noteckiej od Kaplina do Piłki. Część turystyczna zawierała trzy punkty: Park Grzybowy w Piłce; Rów Syzyfa w Mężyku i drewniany kościółek w Herburtowie.
   Sprawdzenie trasy na Mapy Google wykazało że optymalną pod względem odległości będzie trasa częściowo przemierzona w ubiegłym tygodniu a więc Radusz a później zupełnie mi nieznane leśne drogi prowadzące do Piłki i dalej drogi poznane podczas wcześniejszych eskapad w tamte okolice. Powrót przez Wieleń, Krzyż i Drezdenko, chodziło o to aby nie wracać tym samym szlakiem i o kościółek w Herburtowie.
   W raduskim lesie natknęliśmy się na sosnę o której wspominał w ubiegłym tygodniu kolega z Drezdenka, sosna o tyle jest ciekawa że posiada pień skręcony jak nie przymierzając świński ogon. Spirala ma co prawda tylko jeden zwój ale trudno od natury wymagać aby dalej udziwniała ten egzemplarz drzewa. Potem kilkanaście kilometrów leśnej głuszy po różnej jakości drogach, po drodze mijamy zagubioną w lasach osadę Dębowiec znaną mi z wcześniejszej wycieczki Traktem Drezdeneckim do Sierakowa. Dębowiec oznacza że wkrótce powinna pojawić się osada Nowe Kwiejce i szosa.
  Przejeżdżając przez Piłkę nie można ominąć Parku Grzybowego. Powodujemy się potrzebą chwili wytchnienia, a Januszek dodatkowo ciekawością ponieważ nigdy tu nie był. 
  Teraz przyszła kolej na odwiedzenie Mężyka z Rowem Syzyfa.  Imponujący rów o długości 170 metrów, 10 metrów szerokości i 5 metrów głębokości został w całości wykopany siłą mięśni jednego starszego człowieka. Paweł Jechalik bo o nim mowa w chwili rozpoczęcia pracy miał 72 lata. Chcąc odprowadzić nadmiar wody z swoich łąk nad jeziorem Zdręczno i dysponując jedynie łopatami i kolebą przerzucił niemal 4 tys. metrów sześciennych piasku i ziemi kopiąc rów melioracyjny do sąsiedniego jeziora Górnego.
     Obydwa te miejsca miałem już przyjemność  odwiedzić ale w odwrotnej kolejności.
   Z Mężyka leśną drogą docieramy do Wielenia, przeprawiamy się przez Noteć. Januszka fascynują magnackie rezydencje, niestety pałac Sapiechów jest własnością prywatną, bramy na teren pałacowy zamknięte na cztery spusty i podobno jest on monitorowany przez groźne psy. Jedyne co można byłoby zobaczyć z bliska to cmentarzyk i ruiny kaplicy grobowej rodów von Blankensee i von Schulenberg. Można byłoby ale wymagałoby przedzierania się przez krzaki wzdłuż muru cmentarnego, a czas zaczynał pilić.
   Herburtowo okazało się leżeć tuż za Wieleniem. Drewniany kościółek w Herburtowie powstał w ostatnim ćwierćwieczu XVIII w. Budowla jest o tyle ciekawa że jej ściany od wewnątrz są konstrukcji zrębowej, a z zewnątrz słupowo-ramowej bez wypełniania. Kościółek pokryty dachem gontowym bez wieży. Panie porządkujące kościół przed jutrzejszym nabożeństwem pozwoliły obejrzeć wnętrze. Tablica na przykościelnej figurze maryjnej upamiętnia ukraiński mord w Łozowej pod Tarnopolem (1944). Tablica została posadowiona w 2014 przez potomków Łozowian. 
   Po Herburtowie pozostał nam tylko powrót. Przerwy miały miejsce tylko w sytuacjach nadzwyczajnych a i tak ostatnie dwadzieścia kilometrów pokonaliśmy po zmroku.

Wybryk natury?
Pokręcona sosna. Wybryk natury? 

Park Grzybów w Piłce

I jeszcze raz Piłka

Piłka - ciąg dalszy
Park Grzybów w Piłce.

Rów Syzyfa

Mężyk - wózek Syzyfa z Puszczy Noteckiej
Obydwie części rowu i wózek Syzyfa z Puszczy Noteckiej.

Wieleń - cmentarz rodowy z kaplicą-mauzoleum rodziny von Blankensee i von Schulenberg
Wieleń - cmentarz rodowy z kaplicą-mauzoleum rodzin von Blankensee i von Schulenberg.

Zabytkowy XVIII-wieczny drewniany kościółek w Herburtowie
Zabytkowy XVIII-wieczny drewniany kościółek w Herburtowie.

Kosin - spóźnione dożynki?
Kosin - spóźnione dożynki? 

Waga ciężka
Ciężki koń pociągowy.



Rower:Kross Dane wycieczki: 165.14 km (30.00 km teren), czas: 10:14 h, avg:16.14 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Radusz i ruiny kopalni "Wanda"

Niedziela, 13 października 2019 | dodano: 13.10.2019Kategoria ponad 100 km, Puszcza Notecka

   Wyprawa z "Jednośladem" Drezdenko do Radusza i kopalni "Wanda".
   Żeby dołączyć do cyklistów z Drezdenka należało dotrzeć na umówioną godzinę do Sowiej Góry więc niekoniecznie najkrótszą ale za to poprowadzoną w całości przez tereny leśne drogą pożarową nr 3 machnąłem 20 km. W Sowiej Górze miałem ich już w nogach 40.
   Jeżeli chodzi o historię Radusza nie będę wyważał otwartych drzwi skoro w sieci można zaleźć chociażby to . Po Raduszu zostały tylko ślady domostw, kościoła i cmentarze. Współczesne tablice informacyjne zostały ustawione podczas wytyczania szlaku.
   W trakcie jazdy padł pomysł odwiedzenia miejsca gdzie nad jeziorem Bralin funkcjonowała głębinowa kopalnia i  brykieciarnia węgla brunatnego "Wanda" . Tu również ograniczę się do relacji z mojej dawnej wycieczki w okolice Sierakowa podczas której odwiedziłem miedzy innymi ruiny kopalni. Do ruin prowadzi czerwony szlak skomunikowany z niebieskim którym poruszaliśmy się do tej pory ale ostatecznie przegapiliśmy rozjazd i niespodziewanie znaleźliśmy się na szosie Międzychód-Sieraków. Stanowiło to nawet swojego rodzaju ułatwienie pozwalając na jazdę do Zatomia asfaltem. Przy ruinach kopalni pożegnaliśmy się z "Jednośladowcami" i rozpoczęliśmy powrót do swoich domów. Mówię w liczbie mnogiej ponieważ żegnających się z drezdeńczykami było więcej.
  Pogodna była wymarzona na wycieczki, towarzystwo sympatyczne, więc wyprawa również była bardzo udana. 

Radusz - tu była poczta i karczma
Radusz - tu była poczta i karczma.

Radusz - św. Hubert
Radusz - św. Hubert.

Zatom Nowy tu była kopalnia węgla brunatnego
Zatom Nowy - tu była kopalnia węgla brunatnego "Wanda".

Ruiny brykieciarni przy kopalni
Ruiny brykieciarni przy kopalni "Wanda".




Rower:Kross Dane wycieczki: 107.37 km (53.00 km teren), czas: 06:43 h, avg:15.99 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Mierzęcin

Sobota, 21 września 2019 | dodano: 22.09.2019Kategoria ponad 100 km, pow. strzelecko-drezdenecki, Stare nekropolie i mauzolea

   O pałacu w Mierzęcinie słyszałem już dawno od kolegów szosowców którzy pałętali się w tamtej okolicy i później przy okazji cyklicznej imprezy zwanej Dniem Konia, jednak jakoś nigdy nie było mi po drodze.
  Latem tego roku byłem w Zagórzu koło Drezdenka, zaledwie kilka kilometrów od Mierzęcina. Jednak wtedy nie starczyło czasu na przedłużenie wycieczki, dopiero dziś udało się sprawdzić co kryje się dalej . Szosa prowadząca do Zagórza za wioską przechodzi w bruk, miejscami nawet bruk zanika ale jedzie się nią zupełnie przyjemnie zaś mijane wąwozy i stoki wzgórz cieszą oko i nie pozwalają na znużenie monotonią, a ja właśnie tych ośmiu kilometrów najbardziej się obawiałem.   Gdyby ktoś zbłądził, właściwą drogę wskazują stare kamienne drogowskazy. Problemem może być to że wskazywane miejscowości noszą nazwy niemieckie ale już od średniowiecza tereny te leżały na terytorium brandenburskiej Nowej Marchii. Po drugiej stronie lasu docieram do linii kolejowej Poznań-Szczecin, obok przejazdu mijam stacyjkę Podlesiec i ponownie pokazuje się asfalt tym razem już do Mierzęcina. 
 Za Mierzęcinem nadmiernie zaufałem nawigacji i wyprowadziła mnie w pole i to dosłownie. Droga w którą mnie wypuściła ostatni raz była przejezdna kilkanaście lat temu a od tego czasu zamieniła się w pas chaszczy. Zawracać nie było sensu skoro za polem już było widać Dobiegniew. Przebrnąłem po oranym korzystając z śladów pozostawionych przez ciągnik.
   Wracając do Mierzęcina, pałacyk po remoncie jest teraz centrum hotelowo-konferencyjnym. Przy bramie tablica informuje że teren jest własnością prywatną i za wstęp obowiązuje opłata. Sęk w tym że nie bardzo było gdzie jej dokonać. Możliwe że opłaty pobierają w recepcji ale do wnętrza nie zamierzałem wchodzić ograniczając się do obejrzenia rezydencji z zewnątrz.
   Od 1721 r. w Mierzęcinie gospodarowała niemiecka szlachecka rodzina von Waldow, dalecy krewni von Waldowów z pobliskich mi Lubniewic. Rezydencja powstała w latach 1861-63 w stylu modnego wówczas neogotyku angielskiego. Ostatnim właścicielem był poległy w lutym 1944 r na froncie wschodnim Norbert. Po jego śmierci uregulowanie spraw spadkowych odłożono do zakończenia wojny.  Do 1945 mieszkali w niej członkowie rodziny von Waldow, później przez kilka lat była siedzibą domu dziecka prowadzonego przez siostry zakonne, dalej po utworzeniu PGR-u była siedzibą dyrekcji i mieszkaniami i wreszcie po jego likwidacji obracał się w ruinę.
   W 1998 r. całą posiadłość wykupili dwaj poznańscy biznesmeni którzy rozpoczęli i ukończyli z sukcesem rekonstrukcję zespołu pałacowego z przeznaczeniem na nowoczesny hotel. Podczas odbudowy nowi właściciele nawiązali przyjacielskie kontakty z żyjącymi w Niemczech przedstawicielami rodziny ostatnich właścicieli. Po kilku latach zaskoczyła ich wiadomość że zaprzyjaźniony z nimi emerytowany profesor architektury Aleksander von Waldow, kuzyn ostatniego właściciela majatku oświadczył że jest prawnym reprezentantem jego sióstr, spadkobierczyń majątku i jego zdaniem po wejściu Polski do Unii Europejskiej polscy nabywcy mają zwrócić posiadłość rodzinie von Waldow. Okazało się również że jest on jednym z założycieli Powiernictwa Pruskiego, które domaga się zwrotu majątków pozostawionych przez Niemców w północnej i zachodniej Polsce. Z swej strony nowi właściciele oświadczyli że od tej chwili Aleksander jest w Mierzęcinie niemile widziany, a jeżeli już przyjedzie będzie traktowany jak każdy inny gość na zasadzie odpłatności.
  Zwiedziłem część przypałacowego parku. Żałuję że nie zapuściłem się w obniżenie terenu w zachodniej części parku, tam bowiem za drzewami był ukryty staw z wyspą zamieniony w ogród japoński z bramą Tori, altaną i mostkiem. Zobaczyłem je dopiero przez płot po opuszczeniu parku.
   Na terenie parku pod kamiennym krzyżem z epitafium „Die Liebe höret nimmer auf” (Miłość nie przemija nigdy) spoczywają Bernard Sigismunt von Waldow i jego pierwsza żona Ulrika rodzice wspomnianego wcześniej Norberta.
   Opuszczając teren parku zapuściłem się na cmentarz którego ewangelicka część z kwaterą von Waldowów leży jeszcze na terenie należącym do rezydencji. Reszta cmentarza z leżącymi tuż za płotem ruinami mauzoleum rodowego jest użytkowana jako współczesny cmentarz komunalny.
   Przed powrotem odwiedziłem Dobiegniew. W kierunku Drezdenka wracałem inną, bardzo przyjazną drogą. Nie dość że ciekawa widokowo to na dodatek cały czas prowadziła w dół. Drezdenko ominąłem a przez Noteć przeprawiłem się w Gościmcu. Przez Lipki, Dobrojewo i Murzynowo przeskoczyłem jednym skokiem. Do domu udało się dotrzeć jeszcze przed zmrokiem.

Stary puszczański drogowskaz, Podlesiec (niem. Waldowshof). Zagórze (Langs Teerofen) Kosinek (Lücks Teerofen)
Stary puszczański drogowskaz. Wskazuje kierunki do Podlesca (niem. Waldowshof). Zagórza (Langs Teerofen) Kosinka (Lücks Teerofen).

To jest ( czy też do niedawna była?) droga wojewódzka 161. Zresztą bardzo miło się nią jechało
Przez las prowadzi droga wojewódzka 164. Nawierzchnia brukowana ale bardzo miło się nią jechało.

Pałac w Mierzęcinie
Pałac w Mierzęcinie.

Ku pamięci mierzęckich von Waldowów

Tablice nagrobne von Waldowów
W przypałacowym parku. Miejsce wiecznego spoczynku Sigismunta i Ulriki von Waldow.

Kwatera rodowa von Waldowów
Kwatera rodowa von Waldowów.

Ruiny mauzoleum rodowego von Waldowów w Mierzęcinie
Ruiny mauzoleum rodowego von Waldowów.

Kościół w Mierzęcinie
Kościół w Mierzęcinie .

Dobiegniew - muzeum oflagu Woldenberg
Dobiegniew - muzeum oflagu Woldenberg.



Rower:Kross Dane wycieczki: 150.18 km (35.00 km teren), czas: 09:38 h, avg:15.59 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Wronek

Sobota, 7 września 2019 | dodano: 07.09.2019Kategoria ponad 100 km, Wielkopolska

   Wyjazd bez sprawdzenia prognoz jest nieco ryzykowny. Tak było z dzisiejszym wyjazdem w okolice Wronek. Prognozami na resztę dnia zainteresowałem się dopiero w okolicy Chojny kiedy poczułem na nosie pierwsze krople deszczu. Prognoza przewidywała co najmniej trzygodzinne opady i potem jeszcze dokładkę. Trzeba było się zastanowić co dalej, tym bardziej że dziś wybrałem się z kolegą który kurtkę przeciwdeszczową zostawił przy innym rowerze. Wybór był niewielki, sprawdziłem rozkład jazdy PKP, okazało się że kilka minut po trzynastej z Wronek będzie pociąg do Kostrzyna przez Gorzów, krótka decyzja wracamy koleją. Czasu zostało tylko tyle że zdążyliśmy do Wronek na kilkanaście minut przed odjazdem.
   Lubuskie przywitało nas pochmurnym niebem, ale suchymi drogami. Wysiadamy w Santoku, pozostałe dwadzieścia parę kilometrów zostawiając sobie na własne koła. Niestety wielkopolska pogoda dogoniła nas w połowie drogi z Santoka, ale już w granicach rodzinnej gminy.
   Reasumując wypad skończył się lekkim niedosytem turystycznym, z drugiej strony nasunął mi kilka pomysłów na spenetrowanie tamtejszej części Puszczy Noteckiej. 


Południowe podnóże Wrzosowych Wydm koło Chojna. Wrzosowiska ciągną się powyżej na wierzchołkach wydm. Temat na wycieczkę w przyszłości, podobno da się przejechać rowerem.




Rower:Kross Dane wycieczki: 104.03 km (2.00 km teren), czas: 06:21 h, avg:16.38 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W okolice Rzepina

Sobota, 10 sierpnia 2019 | dodano: 12.08.2019Kategoria ponad 100 km, pow. sulęciński

   Mam w zapasie do odwiedzenia kilka odległych miejsc. Jednym z nich było i nadal pozostało wspomniane kiedyś na blogu przez MLJ grodzisko koło Tarnawy Rzepińskiej. W domu powinienem zjawić się ok 15-16 więc w założeniu miałem dotrzeć do Wystoku i potem leśną drogą prowadzącą w kierunku Rzepina podjechać na miejsce obejrzeć wały i wrócić przez Krzeszyce. Zgodnie z planem dojechałem tylko do Brzeźna za Sulęcinem. Najpierw nawigacja upierała się aby skierować mnie do Tarnawy przez Świebodzin, a kiedy już pogodziła się z jazdą przez Sulęcin usiłowała mnie wysłać do Torzymia. Ostatecznie gdybym jeszcze przed Brzeźnem zaglądnął w mapę to nie byłbym zdziwiony że znalazłem się w Kownatach pod Torzymiem tylko nieco z innej strony niż sugerowała nawigacja. W tym momencie stało się jasne że rezerwa czasu na szukanie grodziska została wyczerpana, pozostało przedrzeć się DK 92 do Boczowa i zawrócić do domu.
   Być może przy odrobinie szczęścia i bezbłędnym podejściu udałoby się od strony Tarnawy lub Starościna dotrzeć do wspomnianego grodziska. Okazało się że najbliższa od Tarnawy przeprawa przez Ilankę znajduje się tuż przed Rzepinem, a na domiar złego w miejscu w którym należało się rozglądnąć nad jakąś dróżką prowadzącą do celu rozwarstwił się pancerz linki od przedniej przerzutki i łańcuch zjechał na najmniejszą zębatkę. W oczy zajrzała perspektywa jazdy w ślimaczym tempie przez ok 60 km. Przy pomocy klina z kawałka ułamanej gałęzi udało się przerzutkę ustawić na środkową zębatkę, i zacząłem jazdę w kierunku domu. Muszę powiedzieć że prowizorka wytrzymała całą drogę, a patyk wyrzuciłem dopiero w domu podczas wymiany pancerza.

Majaland Kownaty od zaplecza
Park rozrywki "Majaland" w Kownatach - widok od strony głębokiego zaplecza (drogi do Torzymia).

Rynek w Torzymiu
Rynek w Torzymiu.

Lubuskie Centrum Pulmonologii - dawne koszary
Lubuskie Centrum Pulmonologii w Torzymiu - dawna siedziba dowództwa i koszary pododdziałów 19 Dywizji Zmechanizowanej.

Dolina Ilanki
Egzotyczna dolina Ilanki.

Kościółek w Wystoku
Kościółek w Wystoku. Stan jak widać na fotografii.

Poewangelicki kościół w Lubieniu
Poewangelicki XIX-wieczny kościół w Lubieniu. Budowla zauroczyła mnie od czasu kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy.



Rower:Kross Dane wycieczki: 142.37 km (10.00 km teren), czas: 08:43 h, avg:16.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)