blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 69727 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

pow. świebodziński

Dystans całkowity:3047.89 km (w terenie 346.35 km; 11.36%)
Czas w ruchu:154:56
Średnia prędkość:16.67 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:108.85 km i 6h 27m
Więcej statystyk

Pod Lubrzę i Jordanowo

Poniedziałek, 22 lipca 2019 | dodano: 23.07.2019Kategoria pow. świebodziński

   Improwizowana trasa w kierunku Lubrzy. Do samej Lubrzy jednak nie dotarłem ponieważ w Staropolu zawróciłem do Nowego Dworku. Utwardzona droga gruntowa prowadzi wzdłuż dawnej linii kolejowej z Międzyrzecza do Toporowa. W Nowym Dworku następuje zmiana nawierzchni na bruk do Jordanowa.
  Boczna uliczka w Jordanowie wyprowadza mnie na mostek nad Paklicą. Teren i uliczka pod murem za mostkiem to już Gościkowo a mur otacza dawny klasztor cystersów w Paradyżu.
   Paklica w tym miejscu przez kilka wieków stanowiła granice państwową. Taka bliskość granicy stanowiła czasem dla klasztoru źródło problemów ponieważ część jego majątku znajdowała się na terenie kontrolowanym przez Prusy. Jeden z takich sporów z pruskimi sąsiadami spowodował w 1741 r. najazd na klasztor przez pruski regiment stacjonujący w Sulechowie, sprawie nadano pewien rozgłos. W efekcie z obawy utrudnień administracyjnych stawianych przez władze pruskie gdyby dotychczasowy opat pozostał w Paradyżu przełożony polskiej prowincji zakonnej nakazał mu objęcie funkcji opata w Bledzewie gdyż wszystkie ziemie tamtego klasztoru leżały w granicach Polski. Opatem tym był Józef Michał Gorczyński. To właśnie jego staraniom Rokitno będące wówczas prepozyturą klasztoru zawdzięcza podniesienie sprawy odłożonej ćwierć wieku wcześniej budowy sanktuarium maryjnego . Ponieważ w chwili przybycia do Bledzewa był już starszym człowiekiem budowę dokończyli już jego następcy.
  Nawiasem mówiąc klasztor w Gościkowie miał więcej szczęścia od bledzewskiego, przetrwał do dziś i ma w nim siedzibę zielonogórsko-gorzowskie seminarium duchowne podczas gdy bledzewski został rozebrany do fundamentów ponad półtora wieku temu.
  Uliczka pod klasztornym murem wyprowadziła mnie na dawną trójkę, teraz pozostało tylko wracać do domu. Jeszcze tylko na południowym węźle obwodnicy Międzyrzecza zagłębiłem się w las aby zobaczyć co zostało po wyburzonej w latach sześćdziesiątych wieży Bismarcka. A pozostał tylko kopiec z fundamentami i kilka kamieni.

Gościkowo Paradyż
Gościkowo Paradyż.

Pozostałość po międzyrzeckiej wieży Bismarcka
Pozostałość po międzyrzeckiej wieży Bismarcka.



Rower:Kross Dane wycieczki: 77.30 km (9.00 km teren), czas: 04:53 h, avg:15.83 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Sulęcin, Wzgórze Poźrzadelskie, Łagów

Sobota, 11 maja 2019 | dodano: 12.05.2019Kategoria ponad 100 km, pow. świebodziński

   Trasa początkowo prowadziła drogą krajową 24, w Wałdowicach zrobiłem zwrot w kierunku Lubniewic i Sulęcina, następnie do Torzymia skąd wróciłem przez Łagów.   Do Sulęcina jechałem oklepaną, wielokrotnie powtarzaną trasą, więc obyło się bez specjalnych atrakcji. Odcinek Sulęcin-Torzym też już kiedyś pokonałem, było to jednak na tyle dawno że już o tym prawie zapomniałem. Do samego Torzymia jednak nie dotarłem. Tym razem skusiłem się na odwiedzenie leżących na skraju poligonu Grabowa i Walewic, a gdzieś w pobliżu po prawej stronie zostały Kownaty znane w lubuskim z parku rozrywki Majaland.
  Grabów i Walewice były dla mnie zupełnie nieznane. Jednym z zabytków Grabowa jest szkieletowy XIX wieczny kościółek. Dobudowany w latach siedemdziesiątych przedsionek psuje nieco harmonię budowli. W stojącej na uboczu drewnianej dzwonnicy wisi dzwon z 1530 r.
   W Korytach docieram z powrotem na znane mi tereny. Przez chwilę miałem ochotę odwiedzić Drzewce z oryginalną stacją kolejową i miejscem jednej z najtragiczniejszych katastrof mających miejsce na  niemieckich kolejach (w grudniu 1941 r., na stojący pociąg z cysternami wpadł pociąg osobowy, doszczętnie spłonęło wtedy kilka wagonów osobowych z pasażerami).  Jednak wobec perspektywy dodatkowych kilometrów skapitulowałem.
  Zatem pozostało Poźrzadło i powrót do domu przez Łagów. Można byłoby uniknąć jazdy do Poźrzadła ruchliwą drogą krajową 92, ale to oznaczałoby jazdę całymi kilometrami bruków. Poszedłem na łatwiznę, dobrze przynajmniej że dawna dwójka posiada szerokie pobocza.
  Bruków jednak nie uniknąłem. Jeszcze przed Łagowem zaciekawiła mnie odchodząca w prawo droga do punktu czerpania wody ppoż. Skoro została wybrukowana więc prowadziła do jakiejś miejscowości. W ten sposób znalazłem się na miejscu nazywanym „Koło Tomczaka”. W pobliżu stoi tablica z mapą i opisem szlaku na Wzgórze Poźrzadelskie. O wzgórzu słyszałem już wielokrotnie a skoro trafiłem na informacje o drodze to czemu z nich nie skorzystać.
   Chyba trochę opacznie odczytałem mapę ponieważ teren na który wjechałem kierując się wskazówkami był zbyt płaski i zacząłem się zbliżać do miejsca w którym wjechałem na bruk. Zawróciłem i na szczyt wszedłem dosyć dzikim szlakiem dla piechurów. Na szczycie znajduje się wiata z serii tych które stoją na Bukowcu i Gorajcu a nieco poniżej szczytu dostrzegalnia ppoż. Od dostrzegalni do miejsca w którym rozpocząłem wspinaczkę serpentynami w dół prowadzi stroma droga. A dalszy bruk od Tomczaka prowadzi prawdopodobnie do Gronowa, ale teraz już nie czas na sprawdzanie. Pojawiają się pierwsze krople deszczu.  Za mostkiem nad strumykiem Łagowa bruk się rozgałęzia, wybieram odnogę prowadzącą w kierunku Łagowa.
   Zostało jeszcze prawie trzy godziny drogi, a wobec wiszących nad głową chmur nie można już przesadzać z turystyką.
   Zatrzymałem się tylko na chwilę w Sieniawie przed jakimś obiektem służącym niegdyś do załadunku na wagony węgla brunatnego z pobliskiej kopalni. Dziś linia kolejowa wygląda na nieczynną a i sama kopalnia z swoimi wyrobiskami przeniosła się bliżej Wielowsi zatem na przeciwległy kraniec Sieniawy. Właśnie na pagórku przed obecną kopalnią zobaczyłem nową kapliczkę. Kapliczka św. Józefa w wydrążonym głazie pojawiła się dopiero niedawno. Widzę ją po raz pierwszy. To była ostatnia pauza.
  Padać zaczęło już po powrocie. Znów udało się oszukać aurę i synoptyków.

Kierunek Kostrzyn n/O
Kierunek Wałdowice.

Kościółek w Grabowie.
Kościółek w Grabowie.

W Korytach
W Korytach.

Piramida Horusa w Poźrzadle.
"Piramida Horusa" w Poźrzadle. Jest to centrum restauracyjno-konferencyjne.

Koło Tomczaka
Koło Tomczaka.

Na szczycie.
Na szczycie.

W Łagowie
W Łagowie.

Tu była stacja w Łagowie
Tu była stacja w Łagowie.

Sieniawa - Osiedle Górnicze
Sieniawa - dawny punkt załadunku węgla brunatnego przy Osiedlu Górniczym.

Kapliczka św.Józefa w Sieniawie
Nowa kapliczka św.Józefa przy kopalni w Sieniawie.

Pod Zarzyniem
W polach pod Żarzyniem.



Rower:Kross Dane wycieczki: 127.67 km (20.00 km teren), czas: 08:02 h, avg:15.89 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Wolsztyn, parada lokomotyw

Sobota, 4 maja 2019 | dodano: 05.05.2019Kategoria ponad 100 km, gm. Miedzyrzecz, pow. świebodziński, Wielkopolska

   Zasadniczo to wybrałem się do Wolsztyna na paradę lokomotyw ale w efekcie wyszło nieco inaczej. Po pierwsze trochę źle oceniłem czas potrzebny do pokonania teoretycznych 80 km, w praktyce wyszło 90 km i miałem pół godziny spóźnienia. Po drugie Wielkopolska powitała i pożegnała mnie deszczem. Po przejechaniu wzdłuż torów przed lokomotywownią zrezygnowałem z przepychania się z rowerem przez tłum moknących ludzi w poszukiwaniu miejsca z jakimkolwiek lepszym widokiem na przejeżdżające maszyny.
   Po przejeździe parowozów parami ruszyłem na zwiedzanie Wolsztyna. Po chwili widząc zakorkowane ulice miasteczka zawróciłem. W drodze powrotnej na przejeździe kolejowym zobaczyłem jeszcze grupowy przejazd maszyn, i na tym widowisko zostało skończone. Wracam do domu
   A deszcz skończył padać wraz z ponownym przekroczeniem granicy Wielkopolski. Granice województw pokrywają się w tym miejscu z międzywojenną granicą państwową, W połowie drogi pomiędzy Zbąszyniem a Dąbrówką Wielkopolską istniał posterunek straży granicznej, dziś w tym miejscu jest parking z szeregiem tablic opowiadających o tamtych czasach.
   Jeszcze tylko kilka zdjęć z Dąbrówki i przeskakuję do Lutola Suchego. W drodze do Bukowca zboczyłem do Łagowca i Starego Dworu. Czas pozwolił na zajechanie w głąb Bukowca i w drodze do Międzyrzecza pod Pomnik Wilka.

Parada parowozów w Wolsztynie
Parada parowozów.

Leśny parking na miejscu przedwojennego przejścia granicznego w Zbąszyniu
Leśny parking na miejscu przedwojennego przejścia granicznego pod Zbąszyniem.

Jak ustalano granice w latach 1919-1920

Stop! Granica Państwa

Posterunek Zbąszyń-Rogatka

O Dąbrówce Wlkp.

O deportacji Żydów w 1938 r.

Pałac w Dąbrówce Wlkp.
Pałac w Dąbrówce Wlkp. 

Remiza jednej z najstarszych OSP w Polsce. Straż pożarna w Dąbrówce powstała w 1843 r
A propos dzisiejszego święta strażaków, remiza jednej z najstarszych OSP w Polsce. Pierwsze pisemne wzmianki o straży pożarnej w Dąbrówce pochodzą 1843 r.

Kościółek w Łagowcu
Współczesny kościółek w Łagowcu. Zabytkowy, drewniany z XVI w. spłonął w 1997 r.

Na cmentarzu w Łagowcu
Na cmentarzu w Łagowcu.

Budynek bramny do dawnego założenia pałacowego w Bukowcu. Pałac spłonął w 1945 r.
Budynek bramny dawnego założenia pałacowego w Bukowcu. Pałac spłonął w 1945 r.

Obelisk nazywany pomnikiem wilka
Obelisk nazywany Pomnikiem Wilka



Rower:Kross Dane wycieczki: 180.24 km (3.00 km teren), czas: 11:20 h, avg:15.90 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Do Szczańca

Niedziela, 2 grudnia 2018 | dodano: 02.12.2018Kategoria ponad 100 km, pow. świebodziński

   Wybrałem się na wycieczkę do niezbyt odległej ale nigdy nie odwiedzanej przeze mnie gminy Szczaniec. Aby nie wracać tą samą trasą do Szczańca wybrałem się drogą prowadzącą do Zbąszynka, pamiętałem że w Rogozińcu stoi drogowskaz kierujący do Bolenia i że bezpośrednio za Boleniem leży Szczaniec. Kilka kilometrów drogi szutrowej to tylko niewielkie urozmaicenie.
   W lesie pomiędzy Rogozińcem, Dąbrówką Wielkopolską a Boleniem (przysiółek Dąbrówki) w ostatniej ćwiartce XIX wieku armia kajzera za pieniądze z francuskich reparacji po wojnie 1870 r. zbudowała olbrzymie składy amunicji gromadzonej na potrzeby przyszłej wojny z Rosją. Po pierwszej wojnie składy zgodnie z warunkami pokoju wersalskiego musiały być zlikwidowane. Zostały tylko niepotrzebne koszary po załodze i ochronie składów.
   W okresie międzywojennym były zagospodarowane na cele mieszkaniowe. Dziś w dawnych koszarach mieści się Technikum Leśne, budynki zostały dostosowane do nowych potrzeb, a jedyny który zachował się w niewiele zmienionej formie niszczeje opuszczony. Natomiast w lesie na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych zachowały się tylko stuletnie fundamenty budynków i nasypy po bocznicach kolejowych.
   Za lasem mijam kilka domów, to był właśnie Boleń, zupełnie przyzwoitą drogą szutrową docieram do mostku na Gniłej Obrze i wjeżdżam do Szczańca. Do zmroku zostaje niewiele ponad dwie godziny, z konieczności maksymalnie skracam pobyt, nie zajeżdżam pod widoczne ruiny pałacu, mijam szkołę i stojący przed nią pomnik poświęcony pamięci Polaków walczących na wszystkich frontach II wojny światowej. Kilka minut poświęcam siedzibie władz gminnych i kościołowi i ruszam w kierunku Świebodzina.
  Odległy o ok. 10 km Świebodzin omijam dawną dwójką, dziś bodajże drogą 92. Gdzieś po lewej stronie od czasu do czasu na tle zamglonego nieba mignie jakiś fragment olbrzymiej figury świebodzińskiego Chrystusa i wjeżdżam na dawną trójkę.
  Pozostałe 40 km przejechałem ścigając się z nadciągającym deszczem. Udało się rzutem na taśmę, pomagał południowy wiaterek :).

Pruskie koszary z końca XIX w. w Rogozińcu (na terenie Technikum Leśnego)
Pruskie koszary z końca XIX w. w Rogozińcu (na terenie Technikum Leśnego).

Ślady po składach amunicji pod Rogozińcem (zlikwidowane decyzją traktatu wersalskiego)
Ślady po składach amunicji pod Rogozińcem. Widoczne fundamenty budynków i nasyp po bocznicy kolejowej.

Stuletnie fundamenty zlikwidowanych składów amunicji pomiędzy Rogozińcem a Szczańcem
Wiekowe (w sensie dosłownym) ruiny fundamentów po zlikwidowanych magazynach amunicji.

Szczaniec  - pomnik upamiętniający Polaków walczących na wszystkich frontach II wojny światowej
Szczaniec - pomnik upamiętniający Polaków walczących na wszystkich frontach II wojny światowej.

Urząd gminy w Szczańcu
Urząd gminy w Szczańcu.

Kościół w Szczańcu
Kościół w Szczańcu.

I zbędny wiadukt
Zbędny wiadukt pod Nietoperkiem. Zjechałem z szosy bo zaintrygował mnie rząd kamiennych słupków prowadzących w głąb lasu. Słupki doprowadziły do wiaduktu na nieczynnej (nieistniejącej) linii kolejowej Międzyrzecz-Toporów.

Nieprzejezdna linia kolejowa Międzyrzecz-Toporów
Oficjalnie linia kolejowa Międzyrzecz-Toporów jest "nieprzejezdna".




Rower:Kross Dane wycieczki: 104.69 km (6.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:17.84 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

W Puszczę Rzepińską

Wtorek, 18 kwietnia 2017 | dodano: 18.04.2017Kategoria ponad 100 km, Łagów, pow. sulęciński, pow. świebodziński, Puszcza Rzepińska

    Po niedawnym spontanicznym wyjeździe w okolice Bytnicy miałem zamiar ponownie zawitać w te strony, ale już bardziej przygotowany na to czego się można spodziewać w mijanych miejscowościach. Nie sadziłem że nastąpi to już po dwóch tygodniach. Dzisiejszą trasę trochę zmodyfikowałem w stosunku do poprzedniej mianowicie zrezygnowałem z Bytnicy, a zajrzałem do Drzewc na małą stacyjkę zagubioną w lasach w okolicy Torzymia, i do Ciborza.
   W związku z Drzewcami muszę wspomnieć o dwóch katastrofach. Podczas drogi pomiędzy rezerwatem „Pawski Ług” a miejscowością Koryta natrafiłem na znak kierujący do pomnika lotnika. Zaintrygowany skręciłem zgodnie z wskazówkami. Natrafiłem na stelę upamiętniającą miejsce upadku amerykańskiego śmigłowca typu Apache AH-64. Katastrofa miała miejsce w październiku 2001 roku w trakcie międzynarodowych ćwiczeń „Victory Strike II”. Jeden z pilotów, Michael E. Rice, poniósł wtedy śmierć. Miejscem opiekują się harcerze z Łagowa.
   O drugiej z katastrof dowiedziałem się z anonsów prasowych dotyczących działalności Stowarzyszenia Pomost, które w ubiegłym roku dokonywało na cmentarzu w Korytach ekshumacji szczątków kilkunastu jej ofiar. Katastrofa ta miała miejsce krótko po  północy 27 grudnia 1941, i była jedną z najtragiczniejszych w historii niemieckich kolei. Zbliżającym się do ówczesnej stacyjki Leichholz (dzisiejsze Drzewce) pociągiem pospiesznym podróżowało około 300 osób. W śnieżnej nawałnicy maszynista pociągu osobowego prawdopodobnie nie zauważył stojącego  kilkaset metrów przed stacją  pod semaforem pociągu towarowego na którego końcu znajdowały się cysterny z paliwem.  Pociąg osobowy z pełnym impetem uderzył w cysterny. W wyniku zderzenie nastąpił wybuch paliwa, i pożar który zwęglił doszczętnie kilka wagonów wypełnionych po brzegi kolejarzami, i wracającymi z przepustek do okupowanej Polski żołnierzami. Większość ofiar, których liczbę szacuje się na około 260, w wyniku olbrzymiej temperatury po wybuchu paliwa doszczętnie spłonęła lub została rozerwana na strzępy. Kilkanaście z około 30 odnalezionych ciał pochowano na cmentarzu w oddalonych o kilka kilometrów Korytach. Sprawa została wtedy praktycznie utajniona.
   Niezwykły budynek stacyjny od dawna nie pełni już żadnej funkcji dworcowej, został zamieniony na mieszkalny. Wygląda jakby został przeniesiony z innych czasów i okolic.
   Do kolejnej miejscowości na dzisiejszym szlaku ruszyłem leśną drogą przez Kosobudki i Kosobudz. Nie obyło się bez niewielkiego błędu w nawigacji. Okazuje się że nie zawsze lepsza droga jest tą ważniejszą. Po korekcie trasy trafiłem do Kosobudza i szosą do Toporowa.
   Miejscami mogącymi zainteresować turystę w Toporowie są:
  Najsłynniejszym XIX-wiecznym właścicielem Toporowa był pruski feldmarszałek Edwin Hans Karl von Manteuffel, majątek otrzymał w darze od cesarza za ofiarną służbę dla Niemiec. Uczestniczył w wojnie duńskiej (1864), po której został pruskim gubernatorem w Szlezwiku , po wojnie francusko-pruskiej w latach 1871-1873 dowodził niemiecką armią okupacyjną we Francji, a od roku 1879 aż do śmierci w 1885 r. był gubernatorem Alzacji i Lotaryngii. Feldmarszałek rezydował głównie w Strasburgu pozostawiając bieżące kierowanie majątkiem zarządcy który nie zawsze wypełniał literalnie polecenia właściciela. Po śmierci feldmarszałka jego  najstarszy syn Edwin narobił długów i doprowadził majątek do upadku. Rodzina Manteuffel po 12 latach w Toporowie straciła prawa do  posiadłości na rzecz Roberta Mullera. 
  Po śmierci Mullera wdowa kazała  na zakończeniu jednej z alejek parkowych wznieść mauzoleum. Grobowiec ukończono w roku 1910.  Była to ośmiokątna budowla na wysokim cokole. Pośrodku mauzoleum umieszczono trumnę Roberta, a w 1913 r. na podwyższeniu obok trumny urnę z prochami jego żony. W roku 1930 przy murze mauzoleum pochowano pod kamiennym krzyżem Martina Richtera, teścia ostatniego właściciela Toporowa. Po roku 1945 mauzoleum uległo zniszczeniu i stanowi ruinę.
  Powrót wypadł okrężnymi drogami przez Niedźwiedź, Podłą Górę, Międzylesie. W Międzylesiu nie odmówiłem sobie przyjemności zwiedzenia Ciborza.
  Cibórz, (do 1945 Tiborlager) obecne osiedle i szpital powstał pod koniec lat trzydziestych jako wielki kompleks koszarowy zbudowany na potrzeby Wermachtu na leśnej polanie nad jeziorem Ciborze. Docelowo miał pomieścić około 6000 żołnierzy. W roku 1941 przez kilka miesięcy część tego kompleksu wykorzystywano na obóz jeniecki dla oficerów belgijskich. Po roku 1945 w koszarach przez krótko stacjonowały wojska radzieckie, które w następnym roku zastąpione zostały przez jednostki Wojska Polskiego. Po redukcji armii w roku 1956 zbędne dla wojska koszary przejął szpital psychiatryczny funkcjonujący obecnie jako Wojewódzki Szpital Specjalistyczny dla Nerwowo i Psychicznie Chorych. Całość założenia, i zastosowanych w Ciborzu rozwiązań przypomina nieco koszary w Kęszycy Leśnej (Regenwürmerlager).
   Dalsza podróż prowadziła drogami dobrze znanymi z poprzednich wycieczek w rejon Świebodzina. 

Łagów - zamek, widok od Bramy Polskiej
Zamek w Łagowie - widok od Bramy Polskiej.

Łagów - widok na zamek i Bramę Marchijską
Łagów - widok na zamek od Bramy Marchijskiej.

Brama Marchijska w Łagowie
Brama Marchijska w Łagowie.

Łagów - pomnik pilota
W lesie pod Łagowem - pomnik pilota.

Koryta - kościół
Koryta - kościół.

Drzewce - niezwykły budynek dawnej stacji kolejowej
Drzewce - niezwykły budynek dawnej stacji kolejowej.

Drzewce - budynek stacyjny od strony placu dworcowego
Ten sam budynek od strony placu dworcowego.

Kosobudz - centrum wioski
Kosobudz - centrum wioski.

Toporów - stacja kolejowa
Toporów - stacja kolejowa.

Toporów - kościół i mauzoleum Rissmanów
Toporów - kościół i mauzoleum Rissmanów.

Toporów - Dąb Piotra
Toporów - Dąb Piotra.

Toporów - cmentarzyk rodu von Monteuffel
Toporów - pod dębami, cmentarzyk rodu von Monteuffel.

Toporów - ruiny mauzoleum Mullerów
Toporów - ruiny mauzoleum Mullerów.

Toporów - kamienny krzyż z grobu Martina Richtera
Toporów - kamienny krzyż z grobu Martina Richtera.

Toporów - pałac myśliwski
Toporów - pałac myśliwski.

Toporów - wieża pałacowa
Toporów - wieża pałacowa.

Niedźwiedź- oryginalny drewniany kościół
Niedźwiedź- oryginalny drewniany kościół.

Zawisze - opuszczony pałac
Zawisze - opuszczony i niszczejacy pałac.

Kościółek w Międzylesiu
Kościółek w Międzylesiu.

Cibórz - dawny budynek koszarowy
Cibórz - dawny budynek koszarowy.

Cibórz - budynki koszarowe
Cibórz - budynki koszarowe.

Cibórz - niszczejący budynek dawnej kuchni i stołówki
Cibórz - niszczejący budynek dawnej kuchni i stołówki.

Rozlewiska rzeczki Ołobok
Rozlewiska rzeczki Ołobok.

Dziwny cmentarz komunalny nr 2 w Skąpem
Dziwny cmentarz komunalny nr 2 w Skąpem. Wygląda jak cmentarz wojenny, ale pochówki stosunkowo niedawne.

Rudgerzowice - wiejska uliczka z kościołem
Rudgerzowice - wiejska uliczka z kościołem.

Lubinicko - ruiny wieży widokowej w przypałacowym parku
Lubinicko - ruiny wieży widokowej w przypałacowym parku.




Rower: Dane wycieczki: 168.63 km (25.00 km teren), czas: 10:08 h, avg:16.64 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zbąszyń, Babimost

Sobota, 28 maja 2016 | dodano: 28.05.2016Kategoria ponad 100 km, pow. świebodziński, Wielkopolska


    Synoptycy straszyli deszczem, zapakowałem w sakwy pelerynę, zaryzykowałem i wybrałem się na długodystansową wycieczkę do Zbąszynia. Korzystając z okazji zahaczyłem o Babimost i lubuskie "Heathrow", czyli port lotniczy Zielona Góra/Babimost w Nowym Kramsku. Zabrakło mi tylko kilkunastu kilometrów do Wolsztyna. Wolsztyn wprawdzie nie był ujęty w najśmielszych planach, ale nie spodziewałem się że dotrę aż tak daleko.
      Cele dalekosiężne zrealizowałem, na cele bliższe zabrakło czasu. Jak zwykle, zresztą.
      Żeby nie wracać tą samą trasą wybrałem się okrężną drogą przez Pszczew i Trzciel. Do Pszczewa jadę swoimi tradycyjnymi ścieżkami z przewagą dróg gruntowych. Podobnie ma się sprawa z odcinkiem do Trzciela.
    Jedynym przystankiem na który sobie pozwoliłem przed Zbąszyniem było Wzgórze św. Wojciecha w Pszczewie. Jakoś tak się składało że zawsze je omijałem, a jest to najstarsza część miasteczka. Dziś znajduje się ono w zasadzie już poza miastem. Po drugiej stronie drogi do Świechocina rozciąga się pole uprawne znajdujące się na terenie średniowiecznego podgrodzia należącego do grodu z półwyspu Katarzyna. Na wzgórzu był zbudowany najstarszy kościół w Pszczewie, a wokół kaplicy rozciągał się cmentarz katolicki. Obok kościoła rosła lipa którą wg. legendy posadził św. Wojciech wtykając w ziemię swój kij podróżny. Kościół został rozebrany u schyłku XVIII wieku, a starą lipę powaliły burze. Później na miejscu rozebranego kościoła postawiono figurkę św. Wojciecha, a na miejscu starej lipy rośnie jej następczyni.


Pszczew. Wzgórze św. Wojciecha

   W pobliżu kościoła funkcjonował średniowieczny szpital będący w istocie czymś w rodzaju przytułku. Dziś na jego miejscu stoi kolonia domków. W okresie międzywojennym w domkach tych mieszkali funkcjonariusze z pobliskiego przejścia granicznego w Silnej. O przejściu tym wspominałem w wcześniejszych wpisach.



   Za Silną muszę ponownie skorzystać z leśnych dróg które częściowo poznałem za swojej poprzedniej bytności w tamtej okolicy. Szosa pojawia się dopiero w Jabłonce Starej. Mijam Trzciel na drogowskazach zaczynają się pojawiać znajome nazwy. Przejeżdżam przez Lutol ale tym razem Mokry (w Suchym bywałem już wcześniej). Dojeżdżam do Zbąszynia.


Trzciel. Cmentarz żydowski.

Ozdobny żeliwny krzyż na starym nagrobku w Lutolu Mokrym.

   Tempo trochę ekspresowe, sam Zbąszyń, podobnie jak Babimost zasługują na oddzielne wycieczki i pewnie jeszcze kiedyś tu zajadę. Ale dziś w Zbąszyniu interesują mnie tylko relikty dawnej twierdzy i rynek. Jedyną pozostałością po twierdzy jest wieża wjazdowa, fosa i fragmenty ziemnych obwałowań.


Zbąszyń.




Zbąszyń. Wieża wjazdowa na teren twierdzy.


Most nad fosą.

    Historia twierdzy w wielkim skrócie wygląda następująco. W latach 1560-77 nad brzegiem Jeziora Zbąszyńskiego Abraham Zbąski wybudował zamek, jego wnuk Abraham Ciświcki przekształcił ją w latach 1613-27 w warownię otoczoną od strony lądu wałem ziemnym wzmocnionym fosą. Wewnątrz znajdowała się rezydencja właściciela, ogród i budynki gospodarcze. Forteca uległa zniszczeniu kilkadziesiąt lat później podczas potopu szwedzkiego, natomiast reszta ocalałych budynków była nadal użytkowana. Dziś na terenie twierdzy istnieje park miejski, natomiast w dawnych budynkach działa hotel z restauracją.
   W centrum miasta przy rynku zwracają uwagę okazały XVIII-wieczny kościół parafialny, a naprzeciw kościoła budynek dawnej szkoły ewangelickiej z drugiej połowy XIX wieku w którego murach mieści się Muzeum Ziemi Zbąszyńskiej i Regionu Kozła. Nazwa regionu urobiona od kozła, ludowego instrumentu, odmiany dud, używanego w okolicach Zbąszynia. Do tej tradycji nawiązuje rzeźba chłopaka grającego na koźle stojąca na skwerku w narożniku rynku.






    Zbąszyń opuszczam przejeżdżając przez Przyprostynię. Do Babimostu prowadzi wprawdzie inna droga obok dworca PKP, ale musiałbym się nieco cofnąć i przejechać przez Zbąszynek, a Zbąszynek chciałem sobie zostawić na drogę powrotną. Trochę mnie zaniepokoiła tablica informująca że do Wolsztyna jest jedynie 14 km. Mapa jednak uspokaja, zaraz będzie rozjazd do Wolsztyna i Babimostu.
    Jeszcze kilka kilometrów i wjeżdżam do Babimostu. Pierwsza widoczna wieża kościelna należy do nieczynnego od 1945 r. kościoła ewangelickiego. Kolejne widoczne wieże to kościół parafialny. Króciutka uliczka łączy plac kościelny z rynkiem. Podobnie jak w Trzcielu droga przecina rynek po przekątnej. Po obydwu stronach drogi na kolumnach figury Matki Boskiej i św, Wawrzyńca. Kolumny stoją dokładnie w miejscach gdzie podczas potopu szwedzkiego męczeńską śmiercią zginęli dwaj księża babimojscy. Szwedzi spalili ich na stosach. Naprzeciwko ratusz.


Nieczynny kościół ewangelicki w Babimoście.


Babimojski rynek.

   Został jeszcze port lotniczy i mogę zawracać. Sam port znajduje się w Nowym Kramsku kilka kilometrów od Babimostu w kierunku Zielonej Góry. Jestem rozczarowany tym naszym lubuskim aeroportem. Wszystko pozamykane, jedyne co tam żyje to pewnie jakaś niewidoczna ochrona. A miało być tak wspaniale, miała być konkurencja dla Poznania i Berlina, tymczasem w mojej ocenie laika na pierwszy rzut oka jest kicha.


    Żeby nie zawracać do Babimostu wypatrzyłem boczną drogę z Nowego Kramska do Podmokli. Początkowo brukowa nawierzchnia mnie trochę wystraszyła. Na szczęście zaraz za wioską bruk przeszedł w asfalt. Teraz już zwiększam tempo jazdy. Mam pomysł na zajechanie do Brójc i sprawdzenie pewnej drogi prowadzącej z Nowego Dworu do Wyszanowa. Nie mogę jednak pominąć drewnianego kościoła w Kosieczynie. Analiza dendrologiczna pni z których zbudowany jest korpus wykazała że zostały one ścięte około 1388 r. , zatem za panowania Jagiełły. Jest to zatem jeden z najstarszych, o ile nie najstarszy drewniany kościół w Polsce. Otwarte drzwi zachęcają do wejścia. Od fotografowania powstrzymała mnie obecność wiernych i przygotowania do nabożeństwa.




Zbliża się osiemnasta, gwałtownie zaczyna brakować czasu na eksperymenty z Brójcami i Wyszanowem. Przed wieczorem nie ryzykuję wałęsania się po nieznanych szlakach, tym bardziej w lasach. Rezygnuję z bólem serca i jadę prosto do domu kontemplując mijane po drodze widoki. Brójce i Wyszanów jeszcze poczekają.

Kuźnik pod Międzyrzeczem. Stary młyn wodny na Paklicy.


Naprzeciw mała elektrownia wodna


Międzyrzecz. Stara remiza strażacka.



Rower: Dane wycieczki: 154.09 km (25.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Chociule pana Józka

Sobota, 9 kwietnia 2016 | dodano: 09.04.2016Kategoria ponad 100 km, pow. świebodziński

   Chociule wypatrzyłem dwa tygodnie temu podczas wycieczki do Świebodzina. Przypomniał mi się kabaretowy pan Józek - znany hodowca kurczaków z Chociul i własnie dlatego ta miejscowość zwróciła moją uwagę. Zatem dziś była wyprawa do Chociul – miejscowości leżącej przy trasie z Świebodzina do Krosna Odrzańskiego i okolicznych ciekawych miejscowości. W wycieczce towarzyszył mi Janusz N.
  Do Świebodzina jedziemy przez Lubrzę, trasą przetartą dwa tygodnie temu.
  Korzystając z okazji zatrzymaliśmy się na chwilę przy prywatnym panzerwerku PzW 694 w Lubrzy. Stosowna tablica informuje że znajduje się on na terenie prywatnym. Utrzymane w żartobliwym tonie ostrzeżenie zabrania wstępu jeśli nieproszonemu gościowi jest miłe życie. Dopuszcza jednak taką możliwość za zgodą właściciela obiektu i podaje numer telefonu. Do roku 2000 teren był własnością gminy i stanowił nieformalne wysypisko śmieci. Władze gminy dawno zapomniały o istniejącym pod tonami gruzu i śmieci panzerwerku. Jeszcze wcześniej, w latach sześćdziesiątych saperzy z Wędrzyna metodą minerską oddzielili od bunkra ważącą 70 ton kopułę pancerną. Po roku 2000 teren stał się własnością prywatną. Właściciel zajął się oczyszczeniem terenu i na tyle ile to było możliwe renowacją obiektu. Odtworzył stalowe drzwi prowadzące do wnętrza. Miejsce wywiezionej do huty kopuły pancernej zajęła imitacja wykonana z styropianu i szpachli. Z tego co wiem wewnątrz bunkra właściciel urządził małą izbę pamięci ponadto uzupełnił go częściowo w oryginalne wyposażenie. Obiekt jest podobno całkowicie funkcjonalny i wyposażony w własne ujęcie wody i odprowadzenie ścieków. Trzeba będzie kiedyś podjechać i zobaczyć co mieści wnętrze.


Prywatny panzerwerk w Lubrzy

W Świebodzinie kierujemy się w kierunku Krosna.Tuż przed wiaduktem przy ulicy Łużyckiej przykuwa uwagę piękny zabytkowy budynek z charakterystycznymi wieżami. Jest to zbudowana w 1902 r. Villa Sallet.


Villa Sallet przy ul. Łużyckiej

   Do Chociul prowadzi doskonała ścieżka dla rowerów i pieszych. Mijamy na niej sporą ilość cyklistów, biegaczy i uprawiających nordic walking. W wiosce można obejrzeć pałac i dwa kościoły, niestety wszystko z zewnątrz. Pałac stanowi własność prywatną, obecnie w remoncie, z bramą ujada kundlowaty brytan niezbyt zadowolony z tego że naruszam mu spokój podjeżdżając do ogrodzenia. Widok na ciekawą bryłę budynku psują posadzone przed frontem tuje. Całość założenia parkowo- pałacowego ogrodzona oryginalnym murem z basztami. Do 2011 r. w pałacu funkcjonował dom dziecka. Natomiast kościoły to użytkowany obecnie przez katolików pochodzący z 1908 r. dawny zbór ewangelicki, i stojący niemal po przeciwnej stronie ulicy będący w ruinie budynek XVI wiecznego kościoła katolickiego. Niedawno ruina została zabezpieczona przez nałożenie na mury nowego dachu, dostępu broni dosyć szczelne ogrodzenie.








Chociule

   Następny przystanek – Radoszyn. W panoramie wsi również widać dwie wieże kościelne. Stan zachowania kościołów zdecydowanie się różni. Tym razem mniej szczęścia miał zbudowany w początku XIX wieku zbór ewangelicki, prosty budynek z wieżą zwieńczoną kopulastym hełmem z latarnią . Straszący oczodołami okien zbór znajduje się na niewielkim wzniesieniu tuż przy drodze. Teren zabezpieczony ogrodzeniem i tablicami informującymi że budynek grozi zawaleniem a wchodzący robi to na własną odpowiedzialność. Nisko umieszczone duże okna ułatwiają jednak spojrzenie do wnetrza budowli. Na sąsiedniej posesji na tym samym wzniesieniu stoi gotycki kościół ufundowany pod koniec XV w. przez trzebnickie cysterki. Ma charakterystyczną kwadratową wieżę wspartą na potężnych przyporach i rozczłonkowane szczyty ozdobione blendami.










Radoszyn

   Szukając w domu materiałów na temat widzianych obiektów natrafiłem na historię sprzed kilku lat którą pamiętam ale nie kojarzyłem z miejscem. Otóż w 2010 r. na terenie dawnej żwirowni w Radoszynie odkryto trzy masowe mogiły z których przedstawiciele Stowarzyszenia "Pomost" z Poznania ekshumowali szczątki 53 osób które zginęły w ostatnich dniach stycznia 1945, wśród nich była jedna obywatelka Norwegii. Według świadectwa p. Michalskiego (który osiedlił się tu wraz z rodziną jeszcze przed wojną) w wiosce miało miejsce starcie zabłąkanego oddziału pancernego Wehrmachtu z żołnierzami Armii Czerwonej. Wobec przewagi przeciwnika Niemcy wkrótce się poddali. Rosjanie w zemście za poległych kolegów ustawili wszystkich jeńców naprzeciw ewangelickiego zboru i rozstrzelali. Los jeńców podzielili mieszkańcy domów w pobliżu których toczyła się walka, oraz mający polskie korzenie proboszcz miejscowej parafii.
   W czasie masakry zginęła również 21-letnia obywatelka Norwegii - Sylveig House - narzeczona pochodzącego z Radoszyna żołnierza o nazwisku Hartman.
   W Radoszynie kończymy oddalanie się od domu, wykonujemy zwrot w prawo w kierunku Ołoboku. W Ołoboku zatrzymujemy się tylko przy śluzie na kanale Ołobok. Kanał przed budową umocnień MRU był 30-kilometrową rzeką wypływającą z pobliskiego jeziora Niesłysz i uchodzącą do Odry w okolicy Nietkowic. W czasie budowy umocnień zamieniono ją w kanał forteczny na którym powstało dziewięć jazów i sześć mostów przesuwnych z towarzyszącymi im schronami bojowymi. Rzeczka w każdej chwili mogła stać się trudną do przebycia przeszkodą wodną. Dzisiaj jest wykorzystywana jako szczególny szlak kajakowy.






Śluza w Ołoboku

W dalszej drodze mijamy Niesulice, Mekkę żeglarzy nad jeziorem Niesłysz i kilkukilometrowym brukiem docieramy do Przełazów. W Przełazach zajeżdżamy pod zamkniętą bramę neorenesansowego pałacu i ciekawy w formie kościół. Obydwie budowle mają XIX-wieczną metrykę.




Przełazy

   Kontynuujemy jazdę w kierunku Mostków. Jeszcze przed Mostkami na zalesionym stoku zbaczamy do tajemniczej wieży, przez miejscowych niesłusznie nazywaną wieżą Bismarcka. Jest to raczej resztka jakiegoś założenia widokowego. Od tego miejsca późne popołudnie wymusza na nas aby zacząć się sprężać z powrotem do Skwierzyny. W samych Mostkach mijamy neorenesansowy pałac mieszczący szkołę, kościół i obelisk upamiętniający polskich arian przybyłych do Mostków w 1658 r po ich wygnaniu z Polski.










Mostki

   Kolejne mijane miejscowości to Bucze, Żelechów, Sieniawa. Z Sieniawy do Żarzynia ryzykujemy jazdę brukiem. Bruk zupełnie przyzwoity, zwłaszcza kiedy jedzie się środkiem drogi. Wokół bardzo malownicze widoki, polecam trasę tym którzy przedkładają piękno otaczającego krajobrazu nad komfort jazdy. W Żarzyniu jesteśmy dziś po raz drugi, bowiem przejeżdżaliśmy przez wioskę już rano. Żeby nie powielać porannej trasy w Pieskach skręcamy do Międzyrzecza i stąd do domu został tylko żabi skok. Jako wisienka do tortu posłużył panzerwerk leżący w lesie tuż za Pieskami nieopodal drogi do Międzyrzecza.


XVII-wieczny kościół w Żelechowie


Kościół w Sieniawie.






Panzerwerk - wisienka

Poznałem kawał nowego terenu i nieznanych dotychczas dróg. Będą do dalszego wykorzystania przy kolejnych pobytach w tamtych okolicach.



Rower: Dane wycieczki: 131.12 km (19.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Świebodzin

Sobota, 26 marca 2016 | dodano: 26.03.2016Kategoria ponad 100 km, pow. świebodziński

   Kierunek dzisiejszego wyjazdu został ustalony tydzień temu. Wracając z Januszem z Zbąszynka widzieliśmy na horyzoncie trzy kręcące się elektrownie wiatrowe. Kierunek ogólny do wiatraków to gdzieś na Świebodzin. A z czego znany jest w całej Polsce Świebodzin? .. oczywiście z monumentalnej figury Chrystusa. Żaden z nas nie był nigdy u jej podnóża więc zapada decyzja,... przy najbliższej okazji jedziemy do Świebodzina. A wiatraki jak się dziś okazało kręcą po drugiej stronie S3 w pobliżu Glińska, za Jordanowem.
    Pierwszą przerwę urządzamy przed klasztorem w Gościkowie-Paradyżu. Imponujący zespół budynków klasztornych robi wrażenie. Dziś w dawnym opactwie cystersów mieści się Wyższe Seminarium Duchowne. Siedzący na furcie kleryk informuje że wejście na teren jest możliwe tylko z przewodnikiem. Pozostało nam jedynie przejechać się wzdłuż muru ogrodzenia. Liczyłem że gdzieś od drugiej strony będzie lepiej widoczna fasada klasztornego kościoła. Niestety po około 100 m droga kończy się przy kładce nad Paklicą. Może przy przeciwległym murze jest jakaś ścieżka, ale sprawdzę to już przy innej okazji. Elewacje klasztoru zachwycają barokowymi białymi dekoracjami na tle łososiowych tynków. Trzy narożniki budynku klasztornego zdobią dobudowane w XVIII w. wieże w formie nakrytych dzwonowatymi hełmami baszt.




Klasztor w Gościkowie-Paradyżu.

      Drugi człon nazwy - Paradyż odnosi się tylko do klasztoru i wywodzi się od polskiej wersji nazwy nadanej temu miejscu przez cystersów - Paradius Matris Dei (Raj Matki Boskiej). Cystersi przebywali w tutejszym opactwie od 1230 r. aż do kasaty zakonu w 1834 r.  Fakt że od 1538 r. na mocy decyzji króla Zygmunta Starego aż do końca istnienia klasztoru opatem w Paradyżu mógł być tylko Polak spowodował że był on silnym ośrodkiem polskości i wydatnie przyczynił się do zachowania mowy, obyczaju i religii przez mieszkających tu Polaków. Po kasacie zakonu władze pruskie urządziły w zabudowaniach klasztornych seminarium nauczycielskie. Dla samego klasztoru było to szczęśliwe zrządzenie losu. Obiekt do końca II wojny światowej był w rękach władz szkolnych.
   Kiedy w 1836 r. władze pruskie poszukiwały lokalizacji dla tego seminarium pod uwagę był brany również Bledzew. Paradyż miał wtedy więcej szczęścia, wykorzystywane zabudowania zachowały się w niezłym stanie, natomiast po bledzewskim klasztorze cystersów pozostała tylko pamięć.
    Z Paradyżem związana jest również postać patrona gorzowskiej PWSZ Jakuba z Paradyża, wybitnego XV- wiecznego teologa, filozofa, kaznodzieję i nauczyciela akademickiego który właśnie tu rozpoczynał swoją karierę zakonną.
    W bezpośrednim sąsiedztwie Gościkowa, oddzielona od niego tylko przepływającą Paklicą leży kolejna wioska – Jordanowo. Uwagę zwracają dwa stojące obok siebie kościoły: późnogotycki użytkowany do dziś kościół katolicki i leżący w pobliżu pochodzący z XIX w. zamknięty na głucho zbór ewangelicki. Zbór od zakończenia II wojny światowej powoli niszczeje, ktoś jednak jest właścicielem kościoła i nie dopuszcza do jego kompletnej dewastacji, na drzwiach widać nową kłódkę, coś było robione przy dachu i rynnach. Może w końcu po 70 latach zabytkowy budynek znajdzie sensowne wykorzystanie. Przy kościele katolickim zachowało się kilka starych pochodzących z przełomu XIX i XX w. nagrobków pokazujących pokręconą historię miejscowej ludności, gdzie obok niemieckiego nazwiska po mężu widać polsko brzmiące nazwisko panieńskie.


Biblioteka publiczna w Jordanowie.


Nieczynny zbór ewangelicki w Jordanowie.


Kościół katolicki w Jordanowie.

    Świebodzin wart jest odrębnego wyjazdu. Dziś ograniczyliśmy się tylko do przejazdu przez miasto, z krótką przerwą na rynku. Oprócz kamieniczek i pochodzącego z XIV w. ratusza na rynku uwagę zwraca ławeczka-pomnik Czesława Niemena związanego rodzinnie z Świebodzinem. Tu również do tej pory mieszkają krewni artysty. Przy ławeczce Niemena doczepił się do nas jakiś nachalny amator "dykty" któremu zabrakło 50 groszy do "bułki".


Świebodziński ratusz - obecnie siedziba muzeum.


Kamieniczki przy rynku.


Ławeczka Niemena.


Zachowany fragment murów miejskich

   Ostatni punkt programu w Świebodzinie – rekordowa figura przedstawiająca Chrystusa. Figura stoi na sztucznie usypanym 12 metrowym kopcu. Teren w tym miejscu jest w naturalny sposób wyniesiony, co w połączeniu z kopcem i 33- metrową figurą sprawia że jest ona widoczna już z sporej odległości. Inicjatorem budowy był proboszcz i kustosz pobliskiego sanktuarium nieżyjący już ksiądz Sylwester Zawadzki. W wnętrzu kopca u podnóża figury spoczywa serce Zawadzkiego. Pamiętam że z tym pochówkiem związane były jakieś prawnicze przepychanki po śmierci proboszcza gdzie przewijał się temat zbezczeszczenia ludzkich zwłok. Jak widać sprawa znalazła swój szczęśliwy finał.


   Kilka danych dotyczących figury można odnaleźć na tablicy przy parkingu. O wysokości i kopcu już wspominałem. Tors figury składa się z ośmiu segmentów wykonanych z betonu na zbrojeniu z prętów i siatki, dwa górne segmenty wykonano z pianki poliuretanowej pokrytej warstwą żywicy. Całość waży około 260 ton. Montaż figury zakończono w listopadzie 2010 r.
    Powrót do domu drogą przez Lubrzę, Boryszyn i Pieski. Droga mi nie znana, przynajmniej na odcinku z Świebodzina do Lubrzy. Lubrza i Boryszyn leżą już w okolicach które znam z wcześniejszych wyjazdów. Krótką przerwę robimy pod pojazdem pancernym na cokole w Lubrzy.
   Lubrza na początku XIV wieku jako siedziba zarządcy jednego z dystryktów księstwa głogowskiego konkurowała z pobliskim Świebodzinem. Przechodząc całkowicie na własność klasztoru cysterskiego w Paradyżu, straciła swoje znaczenie polityczno-administracyjne, na rzecz rozwijającego się prężniej świeckiego Świebodzina. 
  Kolejne kilka minut spędzamy przy jazie obok przystani kajakowej. Jaz na rzeczce Rakownik jest jedną z budowli wzniesionych w ramach MRU. Jego otwarcie pozwalało w razie potrzeby zalać wodami jeziora Goszcza leżący poniżej teren.Powstałe rozlewisko rozciągałoby się się aż do jeziora Paklicko czyniąc ten obszar niedostępnym dla nacierającego przeciwnika. W rejonie Lubrzy nastąpiło ostateczne przełamanie przez wojska radzieckie fortyfikacji MRU. Sięgające 40% zniszczenia były przyczyną degradacji miasteczka do roli wsi.  


Kameralny kościółek w Ługowie pod Świebodzinem.


Pojazd pancerny z cokołu w Lubrzy. Podobno jest to lekki czołg pływający PT-76


Śluza na rzece Rakownik


Ruiny bunkra w Staropolu.

     Ostatni przystanek robimy obok ruin bunkra w centru Staropola, stamtąd już bez zatrzymywania dojeżdżamy do Skwierzyny.
     Droga ta okazała się zupełnie przyzwoita i bardziej urozmaicona od oklepanej dawnej drogi do Zielonej Góry tzw. "trójki".



Rower: Dane wycieczki: 100.59 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)