blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(6)

Moje rowery

Kross 69012 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

okolice Trzciela

Dystans całkowity:1953.24 km (w terenie 521.00 km; 26.67%)
Czas w ruchu:113:11
Średnia prędkość:16.34 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:108.51 km i 6h 39m
Więcej statystyk

Wycieczka do linii kolejowej 373

Sobota, 1 czerwca 2019 | dodano: 01.06.2019Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew, okolice Trzciela, Wielkopolska
    Niedawno na Facebooku natknąłem się na stronę Prądówki co sprowokowało mnie do próby spenetrowania części szlaku dawnej linii kolejowej 373 z Zbąszynia do Międzychodu. Spora część tego szlaku mniej więcej od Zachodzka w kierunku Międzychodu jest mi znana z wcześniejszych wycieczek. Jest ona zachowana w lepszym stanie i od Łowynia chyba nawet chyba
okazjonalnie wykorzystywana.
  Otworzona w 1908 r linia kolejowa o długości 44 km miała duże lokalne znaczenie dla wsi olenderskich w okolicach Zbąszynia, Trzciela i Międzychodu. Dotychczasowy brak dogodnych dróg utrudniał wywóz i zbyt produktów rolnych których spore nadwyżki powstawały w prężnie rozwijających się gospodarstwach. Wcześniej Zbąszyń otrzymał połączenia kolejowe do Gubina, Poznania. Frankfurtu nad Odrą i do Leszna.
  Tuż po pierwszej wojnie światowej linia ta odegrała pewną rolę przy wytyczaniu granicy międzypaństwowej pomiędzy Niemcami a Polską ponieważ decyzją aliantów miała pozostać w całości po jej polskiej stronie. W Trzcielu granica miała przebiegać 10 metrów od torowiska. Spowodowało to odcięcie niemieckiej, większej, części Trzciela od połączenia z niemieckimi kolejami oraz różne dziwaczne sytuacje gdy granica podzieliła część zagród i budynków. Przykładem był słynny zakład wikliniarski mistrza Konopki. Sama stacja w Trzcielu znalazła się po stronie polskiej natomiast przeciwległa strona ulicy pozostała już w Niemczech. Trzciel uzyskał połączenie z niemieckimi kolejami dopiero po zbudowaniu nowej stacji i ok. ośmiokilometrowego torowiska do Lutola Suchego. Stacja ta istnieje do dziś na terenie zakładu produkcyjnego branży drzewnej, a ślady torowiska widać wzdłuż drogi krajowej 92.
Linia zachowywała lokalne znaczenie zarówno w okresie międzywojennym, jak i podczas okupacji. W listopadzie 1945 ponownie na trasę ruszyły pociągi dowożące ludzi do pracy, młodzież do szkół, maszyny rolnicze i inne niezbędne towary.
Przez wszystkie te lata naprawy były ograniczane do minimum, podkłady murszały a szybkość od dawna została ograniczona do 40 km/h. Szybkość ta prowokowała dowcipnisiów do zamieszczania w ubikacjach napisów „nie zbierać grzybów w czasie jazdy pociągu”, skądinąd znanych mi z pociągów relacji Skwierzyna-Krzyż. Wprawdzie na odcinku od Międzychodu do Lewiczynka, a więc na niemal połowie trasy został wykonany dosyć gruntowny remont z materiałów odzyskanych z prac modernizacyjnych na ważniejszych magistralach niemniej pozostała część trasy nie doczekała lepszych czasów.
W końcu po osiemdziesięciu latach takiej eksploatacji nastąpiło jej wymuszone zamknięcie. 12 września 1987 odjechał z Zbąszynia ostatni pociąg do Międzychodu i dotarł tylko do najbliższego wiaduktu gdzie się wykoleił. Mieszkańcy Przychodzka czy Prądówki zostali w jednej chwili odcięci od świata, gdyż samochody były w posiadaniu jedynie nielicznych. Walka mieszkańców o dokończenie remontu i powrót pociągów spełzła na niczym.
Przez kilka lat tor funkcjonował jeszcze jako tor kasacyjny dla wagonów towarowych, aż w końcu pojawiły się na nim samosiejki które wyrosły już w spory las. Ostatecznie w roku 1999 podczas remontu linii Poznań-Berlin tor do Międzychodu został odcięty od szlaku. Pozostało po nim kilka stacyjek, nasypy, trochę szyn. Na stacji w Prądówce stoją wagony które przyjechały tu jeszcze o własnych siłach a teraz służą czasem jako baza tzw wczasów wagonowych.
  Do Zbąszynia dotarłem metodą klasyczną czyli z wykorzystaniem szos. Wyprawa w nieznane czekała mnie dopiero po opuszczeniu miasta. Będąc w stolicy „Regionu Kozła” nie wypadało nie zajechać na rynek pod figurę koźlarza. Przy okazji odwiedziłem inny symbol miasta czyli renesansową bramę wjazdową do dawnej twierdzy.
  Z braku lepszych map wyjeżdżam na chybił trafił w kierunku Nowego Dworu. Ominąłem w ten sposób stację w Strzyżewie, została na inną okazję. Za Nowym Dworem szosy zamieniają się w ulepszone drogi gruntowe, ale natrafiam na drogowskaz kierujący mnie do Przychodzka. Przychodzko nie istnieje jako wioska o zwartej zabudowie, są to rozproszone pośród lasów pojedyncze gospodarstwa do których kierują tabliczki z numerami posesji. Założone w XVIII wieku przez właściciela dóbr zbąszyńskich Stefana Garczyńskiego zamieszkiwali osadnicy ewangeliccy sprowadzeni z Holandii, krajów niemieckich i Śląska. Nowi mieszkańcy trudnili się gospodarką leśną i rolnictwem. Miejscami wokół których skupiało się życie osady były szkoła a później również stacja kolejowa.
Zagubiona wśród lasów stacyjka w Przychodzku dziś to chyba już prywatna posesja i leży na terenie ogrodzonym, ograniczyłem się zatem tylko do zerknięcia na budynek od strony bramy i ruszyłem w dalszą drogę.
  Mniej więcej po dwu kilometrach na skarpie widoczny jest świetnie zachowany cmentarz ewangelicki z kaplicą. Duży budynek u podnóża skarpy to dawna szkoła, a dziś gospodarstwo.
  Kolejną stacyjką jest wspomniana wcześniej Prądówka. Otoczenie podobne jak w Przychodzku, jedynie na byłym bocznym torze stoi kilka wagonów o których wspominałem wcześniej.
 Teraz zbliżam się do Trzciela. Zajeżdżam w uliczkę z dawnym dworcem, a następnie pod skrzyżowanie na którym w okresie międzywojennym funkcjonowało przejście graniczne.
Kolejny przystanek był w Szklarce Trzcielskiej. Jadąc do Szklarki zbaczam pod kolejny dobrze zachowany cmentarz ewangelicki w Starym Folwarku. Ponieważ w Szklarce nie było dworca a tylko sam peron ograniczyłem się do odszukania torowiska i ruszyłem w kierunku kolejnej stacji w Zachodzku.
 Stacja leży tuż przy szosie z Miedzichowa do Łowynia. Dziś jest to chyba własność prywatna, pozbawiona napisów z nazwą stacji. O tym że jest to budynek byłej stacji świadczy jedynie bliźniacze podobieństwo do poprzednich i kolejnych stacji na tym szlaku.
  W Zachodzku zawróciłem w kierunku Starej Jabłonki. W drodze mijałem „Wieżę Marii”. Wieża jest dostępna dla turystów wtedy kiedy są na niej pełnione dyżury lub po wcześniejszym uzgodnieniu z nadleśnictwem w Bolewicach. Dziś niestety nie zastałem tam żywego ducha pomimo tego że na podjeździe stał samochód.
 Wieża była ostatnim punktem w którym zatrzymałem się turystycznie, odtąd pozostał tylko mozolny powrót do domu przez Silną, Pszczew, Szarcz, Lubikowo i Rokitno.   

Bukowiec- patron podróżnych
Bukowiec- Św. Krzysztof patron podróżnych.

Zbąszyń - renesansowa brama dawnej twierdzy
Zbąszyń - renesansowa brama wjazdowa dawnej twierdzy.

Zbąszyń - rynek z figurką koźlarza
Zbąszyń - rynek z figurką koźlarza.

Przychodzko - zagubiona w lasach dawna stacyjka kolejowa
Przychodzko - zagubiona w lasach dawna stacyjka kolejowa.

Przychodzko - kaplica na dawnym cmentarzu ewangelickim
Przychodzko - kaplica na dawnym cmentarzu ewangelickim.

Przychodzko - cmentarz ewangelicki
Przychodzko - cmentarz ewangelicki.

Przychodzko - świetnie zachowane XIX - wieczne nagrobki
Przychodzko - świetnie zachowane XIX - wieczne nagrobki olenderskie.

Prądówka - dawna stacyjka kolejowa
Prądówka - dawna stacyjka kolejowa.

Prądówka - wagony odcięte od przejezdnych linii kolejowych
Prądówka - wagony pomimo tego że dotarły tu na własnych kołach dziś już odcięte od przejezdnych linii kolejowych.

Dawno nieczynna linia kolejowa 373 - wiadukt w okolicy Prądówki
Wiadukt w okolicy Prądówki.

Dawno nieczynna linia kolejowa 373 - wiadukt od dołu
Wiadukt od dołu.

Dawno nieczynna linia kolejowa 373 - wiadukt od góry
I od góry.

Dawno nieczynna linia kolejowa 373 - wiadukt drogowy w okolicy Prądówki
Wiadukt drogowy w okolicy Prądówki.


Trzciel - dawna stacja kolejowa
Trzciel - dawna stacja kolejowa.

Trzciel - tu było międzywojenne przejście graniczne
Trzciel - tu było międzywojenne przejście graniczne.

Trzciel - dawny budynek polskiej straży granicznej
Trzciel - dawny budynek polskiej straży granicznej.

Trzciel - dawny budynek niemieckiej straży granicznej
Trzciel - dawny budynek niemieckiej straży granicznej. Granica przebiegała przez widoczne w głębi skrzyżowanie.

Stary Folwark pod Trzcielem, świetnie zachowany cmentarz ewangelicki
Stary Folwark pod Trzcielem, kolejny świetnie zachowany cmentarz ewangelicki.

Zachodzko - dawna stacja kolejowa
Zachodzko - dawna stacja kolejowa.

Nadleśnictwo Bolewice -Czarcia Góra, Wieża Marii
Nadleśnictwo Bolewice -Czarcia Góra  "Wieża Marii".

Silna - kapliczka św. Jana Gwalberta patrona leśników
Silna - kapliczka św. Jana Gwalberta patrona leśników.

Silna - kapliczka św. Huberta
Silna - kapliczka św. Huberta.

Silna - znów granica :)
Silna - znów granica :).



  


Rower:Kross Dane wycieczki: 128.25 km (45.00 km teren), czas: 08:37 h, avg:14.88 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nieuchwytne Pąchy zlokalizowane.

Poniedziałek, 12 listopada 2018 | dodano: 12.11.2018Kategoria ponad 100 km, okolice Trzciela, Wielkopolska

  W przeszłości robiłem już dwukrotnie podejście aby odszukać tę osadę ukrytą w głębi lasu, gdzieś w przestrzeni pomiędzy Pszczewem a Miedzichowem. Próbowałem od strony Silnej i zawsze mnie zniosło gdzieś w inne rejony, dziś korzystając z prezentu w formie dnia wolnego zrobiłem udane podejście od strony Miedzichowa.
  Sama osada to kilka domów leżących nad śródleśnym jeziorkiem. Atmosfera sielska, miejsce wymarzone dla miłośników ciszy i spokoju, lasu i wody. Jazda dobrą szutrową drogą też jest przyjemnością. W przeszłości Pąchy liczyły ok 40 gospodarstw i ponad trzystu mieszkańców, dziś jest ich podobno zaledwie ok dwudziestu, ale baner informuje o działkach na sprzedaż więc może wkrótce będzie więcej.
  Z lasu wydostałem się w Silnej i pozostało wrócić do domu dobrze znanymi drogami przez Pszczew, Lubikowo i Rokitno. W sposób zupełnie niezamierzony przejechałem kolejne sto km.

Poranek na drodze
Poranek na drodze.

Młyn Stary Folwark pod TrzcielemMłyn Stary Folwark pod Trzcielem.

W Miedzichowie
W Miedzichowie.

Leśne drogowskazy
Leśne drogowskazy.

Na leśnym rozdrożu
Na leśnym rozdrożu.

Klimatyczny stary dom w głębi lasów
Stary dom w głębi lasów.

Leśniczówka w Pszczewie. Gdzie stanie nowy Hubert ?
Leśniczówka w Pszczewie. Gdzieś stanie nowy św. Hubert.



Rower:Kross Dane wycieczki: 100.64 km (22.00 km teren), czas: 05:28 h, avg:18.41 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

"Wieża Marii" z przyległosciami

Sobota, 20 października 2018 | dodano: 20.10.2018Kategoria ponad 100 km, okolice Trzciela

   Tytułowa "Wieża Marii" jest dostrzegalnią pożarową zlokalizowaną w lasach gdzieś pomiędzy wioskami Pąchy i Zachodzko. Pomysł odszukania wieży zrodził się w ubiegłym tygodniu podczas szukania informacji o dostrzegalni Zdroje. Chodziło tylko o jej odszukanie, ponieważ wejście na wieżę to jest inna historia. Wchodzić na nią można głównie latem i wcześniej dobrze byłoby skontaktować się z nadleśnictwem Bolewice. Zatem wejście zostało odłożone na inną okazję. Reszta dzisiejszej wycieczki to tylko fajny wypełniacz czasu i jazda po atrakcyjnych terenach. Bardzo mi odpowiadają poprowadzone w mocno pofałdowanym terenie, pełne zakrętów drogi w okolicach Lewic i Łowynia.
    Wieża Marii stoi na wzgórzu (109 m n.p.m.) zwanym Czarcią Górą. Wieżę o wysokości 24 metrów wzniesiono w 1888 r, obserwowano z niej okoliczne tereny leśne w celu wychwycenia pożarów. Początkowo pod wieżą stał gotowy do akcji zaprzęg z wodą. Wieża jako dostrzegalnia funkcjonowała do 1982 r. Opuszczona wieża niszczała aż do roku 2005, kiedy została odbudowana. 
   Podobno główną przyczyną jej porzucenia była tragedia rodziny do której obowiązków należało obserwowanie lasów i opieka nad wieżą. Otóż pewnej nocy w wrześniu 1979 r. z zakładu psychiatrycznego w Obrzycach uciekł Józef Pluta, już rankiem następnego dnia pojawił się w Pąchach i wymordował całą rodzinę która dotychczas opiekowała się tą wieżą. W następnych dniach pojawiły się kolejne ofiary Pluty. Nawiasem mówiąc doskonale pamiętam psychozę jaka wówczas zapanowała w Lubuskim i Wielkopolsce, ludzie po zmroku obawiali się wychodzić z domów. Pluta miesiąc później zginął wytropiony przez milicję podczas obławy. Oficjalnie popełnił samobójstwo, ludzie jednak twierdzili że został zastrzelony. Ludzie odetchnęli, ale pozostawiona sama sobie wieża zaczęła popadać w ruinę.
  Wieża leży w bliskości czarnego szlaku rowerowego zaczynającego się w pobliżu Rybojadów. Szlak opisany jako "Piach po osie czyli MIEDZICHOWSKI PARYŻ-DAKAR" jest wymarzony dla miłośników ekstremalnej turystyki rowerowej. Dość powiedzieć że były tam odcinki piasków po osie przemieszane z nawierzchnią twardą, fragment brukowany i przeprawa w bród przez kilkumetrowej szerokości strumień wypływający z jeziora Wędromierz (przeprawę umożliwiły wystające ponad powierzchnię wody kamienie po których trzeba było skakać z rowerem pod pachą). Za przeprawą pojawił się fragment szlaku który poznałem w ubiegłym roku szukając grodziska na Żelaznej Bramie. Znana droga skończyła się w wiosce Jabłonka Stara. Dalszy szlak stał się mniej "atrakcyjny", a wkrótce pojawił się parking z strzałką wskazującą drogę do wieży. Kilkaset metrów i przed oczami piętrzy się strome wzgórze z wieżą na szczycie. Zgodnie z oczekiwaniami jest zamknięta. Została zlokalizowana, a na widoki z szczytu przyjdzie czas w przyszłym sezonie. Teraz pozostało znaleźć drogę do Zachodzka, porównać z dotychczasową i zapamiętać. Powrót na szosę okazał się dosyć łatwy, wkrótce pojawił się rozjazd z krzyżującym się żółtym szlakiem, pozostało wybierać czy kontynuować jazdę czarnym, czy żółtym do Pąchów lub Zachodzka. Zachodzko ze względu na szosę Miedzichów- Międzychód wydawało się bardziej obiecujące.
  Dalsza jazda do Miedzychodu i Skwierzyny przez Wiejce była połączeniem przyjemności z jazdy z koniecznością powrotu do domu.
 

Lasy bolewickie - Wieża Marii
Podejście do Wieży Marii.

Wieża Marii w całej okazałości
Wieża Marii w całej okazałości.

Sw. Hubert na węźle szlaków w lasach bolewickich
Św. Hubert na węźle szlaków w lasach bolewickich.

Hubert z bliska
Hubert z bliska.

W Lewicach
W Lewicach.

Kręci się :). Gdzieś w okolicach łowynia.
Kręci się :). Gdzieś w okolicach Łowynia. 
 

Rower:Kross Dane wycieczki: 111.11 km (20.00 km teren), czas: 06:43 h, avg:16.54 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Pomiędzy Pszczewem a....... Trzcielem?

Niedziela, 3 grudnia 2017 | dodano: 03.12.2017Kategoria gm. Pszczew, okolice Trzciela

     Wybrałem się na krótką wycieczkę do Pszczewa, ale tak świetnie się jechało że przedłużyłem ją w okolice Trzciela aby ostatecznie wylądować w Lutolu Suchym. Przy tej okazji zahaczyłem o wszystkie sześć gmin powiatu międzyrzeckiego. Miało być krótko, a wyszło jak wyszło. Po powrocie na domowe pielesze nie spotkałem się z zrozumieniem, niestety.
Do Pszczewa wybrałem sobie trasę w wariancie mocno terenowym przez Rokitno, Lubikowo, Szarcz. W sumie oprócz tych odcinków szos których nie da się uniknąć daje to niemal 20 km dróg szutrowych.
    Dziś miejsce w którym jest zlokalizowany Pszczew nie wyróżnia się jakimiś szczególnymi walorami komunikacyjnymi, jednak w zamierzchłych czasach długa rynna jeziorna rozciągająca się niemal od Wolsztyna na południu prawie do Warty na północy stanowiła poważną przeszkodę komunikacyjną. W tym ciągu przeszkód wodnych tylko w kilku miejscach istniały warunki do dogodnej przeprawy. Jednym z nich był przesmyk między jeziorem Chłop i Miejskim w Pszczewie. Tędy w średniowieczu przebiegał szlak zwany lubuskim lub frankfurckim, a nawet jeszcze w początkach XIX tędy przejeżdżały dyliżanse do Berlina. Dopiero później w momencie pojawienia się kolei żelaznych i budowy dróg bitych szlak ten stracił na znaczeniu na rzecz Zbąszynia i Trzciela. Tymczasem dopóki jeszcze tędy wędrowali kupcy z zachodu na wschód, i wdzierały się tędy obce wojska., miejsce aż się prosiło o stworzenie jakiegoś systemu obronnego.
W trakcie dzisiejszej wycieczki oprócz innych miejsc zajrzałem na obydwa znane mi pszczewskie grodziska. Główną warownią był gród na wcinającym się w Jezioro Miejskie półwyspie Katarzyna z rozległym podgrodziem i mniejszy gród stożkowy nieopodal kościoła i plebanii również otoczony podgrodziem. Niejako przy okazji zajrzałem pod dawny pałac biskupów poznańskich.
Wjeżdżając do centrum Pszczewa od strony Szarcza mamy po lewej stronie drogi stożkowe wzniesienie. Sztucznie usypany pagórek ma wysokość ok. 20 m. i jest świetnie zachowanym grodziskiem. Na szczycie wznosiła się niegdyś drewniana, wzmocniona polepą wieża mieszkalno-obronna., dziś jest tam zlokalizowany punkt widokowy. Kiedyś na szczyt prowadziła spiralna ścieżka, obecnie dla wygody turystów na szczyt prowadzą schody. Pagórek znany jest pod różnymi nazwami; a to jako Góra Wieżowa, lub Góra Ślimacza, czy też czasem od niemieckiej nazwy „Schneckenberg” - Górą Sznekową.
U podnóża Góry Sznekowej z jednej strony wznoszą się zabudowania barokowej plebanii, a z drugiej szkoła. Naprzeciwko po drugiej stronie ulicy widzimy późnorenesansowy kościół z XVII w.

Pszczew - grodzisko stożkowe (Góra Sznekowa)
Pszczew - grodzisko stożkowe (Góra Sznekowa)

Plebania w Pszczewie
Plebania w Pszczewie.

Psczew - kościół
Pszczew- kościół.

    A propos przebiegającej nieopodal ulicy Sikorskiego i jej znaczenia dla edukacji jako ciekawostkę mogę wspomnieć o istniejącej przy niej w XIX wieku słynnej pszczewskiej „szkole oszustów” w której oprócz edukacji adeptów złodziejskiego rzemiosła produkowano różne przydatne w tym fachu narzędzia. Szkoła z osiągnięć swoich absolwentów była doskonale znana berlińskiej policji.
    Udając się do drugiego grodziska chciałem sobie ułatwić wyplątanie się z jednokierunkowych uliczek uparcie kierujących mnie ponownie w kierunku rynku i zjechałem na promenadę nad jeziorem. Wygodna ścieżka kończy się przy placu zabaw nieopodal leśniczówki, jednak do dalszej jazdy brzegiem skusiło mnie widoczne z daleka porządne nabrzeże. Nie była to fortunna decyzja, zresztą dziś nie jedna. Jakimś cudem udało się przebrnąć przez bagno do półwyspu Katarzyna. Nawiasem mówiąc w leśniczówce którą przed chwilą minąłem mieszka autor "Blogu leśniczego" .
   Sam półwysep jest niewielkim cypelkiem wcinającym się w jezioro, od lądu oddziela go niewielki wał. Przed wałem ustawiono kamienną stallę informującą o średniowiecznym grodzisku i drewnianą rzeźbę legendarnej Katarzyny. Tablica informacyjna rzuca nieco światła na historię Pszczewa i grodu. Gród został zniszczony w XII wieku prawdopodobnie podczas wyprawy Fryderyka Rudobrodego w 1157 r. i już nigdy nie został odbudowany. Pomimo zniszczenia grodu w XII w., trakt lubuski jeszcze przez długie wieki przekraczał tu bagnistą rynnę jezior i Pszczew nadal rozwijał się i zachował swoje znaczenie. Dopiero wybudowanie wspomnianych wcześniej linii kolejowych i dróg bitych omijających Pszczew przyczyniło się do jego upadku, aż do utraty praw miejskich włącznie.


Pszczew grodzisko na półwyspie Katarzyna
Pszczew grodzisko na półwyspie Katarzyna.

Pszczew - legendarna Katarzyna z grodziska na półwyspie
Pszczew - legendarna Katarzyna z grodziska na półwyspie.

Panorama Pszczewa widziana z półwyspu Katarzyna
Panorama Pszczewa widziana z półwyspu Katarzyna.

    Jedna z legend mówi że z tego grodu miała pochodzić jedna z pogańskich żon Mieszka I i temu miał zawdzięczać że nie został złupiony i spalony przez wojska piastowskie podczas procesu skupiania drobnych państewek plemiennych w państwo Mieszka. I rzeczywiście w przeciwieństwie do okolicznych osad archeolodzy nie znaleźli tu śladów zniszczenia w X w.
Współczesne pole uprawne rozciągające się w kierunku drogi do Świechocina zajmuje teren dawnego podgrodzia. Na szczęście skrajem tego pola prowadzi droga gruntowa która pozwoliła uniknąć bagna w drodze powrotnej do współczesności.
    Droga powrotna do centrum Pszczewa prowadzi obok pałacu , dworu biskupów poznańskich. Ponieważ Pszczew w swojej historii pełnił rolę letniej siedziby biskupów poznańskich powstał tu na ich potrzeby reprezentacyjny dwór. Po rozbiorach majątek przejął rząd pruski i sprzedał prywatnym właścicielom. Jednym z nich był baron Gartringen i jemu pałac zawdzięcza obecną formę.




Pszczew - dawny pałac biskupów poznańskich.

    Podczas pobytu na placu przed pałacem zaintrygowały mnie dawne maszyny rolnicze walające się w zielsku pod drzewem, a zwłaszcza jedna z nich która jeszcze bywała w użyciu w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Miałem kilka razy wątpliwą przyjemność załapać się do ekipy obsługującej taką maszynę. Była to ciężka i niewdzięczna praca w tumanach kurzu. Oto i ona, akurat ktoś ustawił ją do góry nogami, wygląda na trochę przerobioną i brakuje jej kilka mniej istotnych elementów.


Jak myślicie co to za maszyna?

    Jej widok uzmysłowił mi że w rolnictwie i budownictwie na moich oczach nastąpiła prawdziwa rewolucja sprzętowa. Młocarnia szerokomłotna, bo o nią chodzi, w czasach mojego dzieciństwa w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku była na Pogórzu Karpackim podstawową maszyną służącą do omłotów i posiadali ją tylko nieliczni gospodarze użyczając w zamian za pomoc przy pracy w własnym gospodarstwie. Młocarnie z wialnią pojawiły się dopiero później. Istotne było to że po opuszczeniu maszyny słoma pozostawała niezniszczona i mogła służyć do wyrobu kiczek potrzebnych do naprawy popularnych jeszcze wtedy na Pogórzu strzech.
    Opuszczając Pszczew skusiłem się na przedłużenie wycieczki i zamiast bezpośrednio do Międzyrzecza skręciłem w szosę do Trzciela. Zaczęły mi się roić mrzonki o dotarciu do Brójc i dalej do Kaławy. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie skromniejsza. Za mostem na Obrze przed Rybojadami kiedyś wypatrzyłem czerwony szlak rowerowy prowadzący w głąb lasu i mający wyprowadzić mnie pod Szarcz.
   Przy skrzyżowaniu z leśnymi drogami sterczy ukryta za drzewami pozostałość po dawnej granicy polsko-niemieckiej, jest to ceglano-betonowe stanowisko karabinu maszynowego. Niegdyś istniał w tym miejscu posterunek niemieckiej straży granicznej, a zachowany bunkier był ukryty w bryle budynku strażnicy i miał osłaniać pobliską przeprawę mostową. Wewnątrz budynku leży sterta śmieci, jakieś garnki, talerze i sztućce oraz drabina prowadząca na górną kondygnację. A droga na tym odcinku okazała się zupełnie przyzwoita.


Żelbetowe stanowisko karabinu maszynowego pod Rybojadami.

   Szosa z Trzciela do Międzyrzecza zawsze wydawała mi się nieciekawa i monotonna dlatego ucieszyłem się widząc znaczek czerwonego szlaku prowadzący w kolejny kompleks lasów. Nie zabrałem map, ale przewidywałem że wyląduję gdzieś pod Panowicami. To był zbytni optymizm, w głębi lasu natrafiłem na miejsce gdzie zetknęły się szlaki czerwony i zielony. Wybrałem zielony i trafiłem jak kulą w płot, droga stawała się coraz gorsza. W końcu przeszła w bezdroże ale cały czas widoczne były znaki szlaku. Wielka była moja radość kiedy w końcu zobaczyłem tory linii kolejowej do Międzyrzecza. Przy torach biegła ledwie widoczna ścieżynka ale na jej krańcu majaczyły zabudowania stacji kolejowej Lutol Suchy.

Zielony szlak rowerowy ;-)
Zielony szlak rowerowy ;-)

   Po wydostaniu się do szosy zrezygnowałem z dalszych pomysłów na urozmaicanie tej wycieczki i grzecznie skierowałem się do domu. Nawet w tej skromniejszej wersji zmrok dopadł mnie w Międzyrzeczu. A w domu dowiedziałem się że podobno obiecałem wrócić najpóźniej o 16;00. Znów wyszło jak zwykle :-).



Rower:Kross Dane wycieczki: 90.54 km (22.00 km teren), czas: 05:07 h, avg:17.70 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Wolsztyn - parada lokomotyw

Sobota, 29 kwietnia 2017 | dodano: 01.05.2017Kategoria ponad 100 km, okolice Trzciela, Wielkopolska
   Wśród swoich najbliższych mam pewnego czteroletniego faceta który jeszcze jako osesek zakochał się w parowozach i właśnie on był dla dziadka źródłem informacji o dzisiejszej paradzie parowozów w Wolsztynie. Za sprawą dogodnego połączenia kolejowego z Zbąszynkiem droga do Wolsztyna okazała się łatwiejsza niż myślałem. Zapakowałem się z swoim bicyklem do pociągu i dopiero od Zbąszynka rozpocząłem podróż na własnych dwóch kołach. W samym Wolsztynie jeszcze nigdy nie byłem chociaż już się kiedyś zapuszczałem w tamte okolice docierając do Chobienic więc teren miałem w pewnym sensie oswojony. Po drodze zrobiłem kilka zdjęć mijanych obiektów sakralnych.

Średniowieczny drewniany kościół w Kosieczynie
Średniowieczny kościółek w Kosieczynie. Jest niemal rówieśnikiem bitwy pod Grunwaldem.

Kościół w Chobienicach
Kościół w Chobienicach.

Siedlec - kościół
Siedlec.

W Powodowie
Samolot Iskra przed Zespołem Szkół Rolniczych i Technicznych w Powodowie. Należy wspomnieć że w ramach zespołu działa Technikum Lotnicze.

     Wracając do tematu, czyli parady parowozów w Wolsztynie, dzisiejsza parada jest zorganizowana już po raz 24-ty. Parowozownia w Wolsztynie według deklaracji miejscowych kolejarzy jest ostatnią działającą na świecie. Dodatkową okazją do świętowania jest jej 110-lecie. Parowozownię zostawiłem sobie do zwiedzania na inną okazję, dziś ograniczyłem się tylko do podziwiania parowozów. Pogoda w Wolsztynie nie rozpieszczała widzów, a widowisko rozpoczęło się z lekkim opóźnieniem. W paradzie uczestniczyło 10 parowozów w tym 2 z Wolsztyna, pozostałe były Wrocławia i Chabówki oraz z Czech i Niemiec. Maszyny prezentowały się widzom w różnych układach; pojedynczo, połączone po kilka i na koniec całą dziesiątką. Jako kompletnemu laikowi typy maszyn nie mówią mi nic. Wyraźnie odróżniała się niemiecka lokomotywa opalana mazutem, zbudowana w latach sześćdziesiątych typu „18 201”. Obecnie jest to najszybsza sprawna maszyna parowa mogąca osiągnąć szybkość 180km/h.
   Widowisko swoim klimatem robi wrażenie, szkoda tylko że pogoda trochę nie dopisała.

Stacja Wolsztyn - na peronie
Peron w Wolsztynie.

Para i dym
Para i dym.

Najszybszy sprawny parowóz świata
Najszybszy sprawny parowóz świata.

Ze zbiorów wolsztyńskiej parowozowni
Ze zbiorów wolsztyńskiej parowozowni.

  Wypada wspomnieć o jeszcze jednym jubilacie. Swój jubileusz 100-lecia obchodził parowóz Ok1-359. Wyprodukowany w 1917 r. jest najstarszym parowozem w Polsce będącym nieprzerwanie w eksploatacji. Pojazdy tej serii uznawano za "najdoskonalsze konstrukcje pruskiej szkoły budowy parowozów", a przez maszynistów nazywane były "pannami do wszystkiego", ponieważ mogły być wykorzystywane zarówno w ruchu osobowym, jak i kursach pośpiesznych. Jak zrozumiałem staruszek nie był pokazywany na dzisiejszej paradzie. W Wolsztynie znajduje się również będący już w stanie spoczynku młodszy brat jubilata, jest to Ok 1-322. Parowóz ten został wyprodukowany w 1921 roku. Do Wolsztyna przybył w roku 2001 z Choszczna.
   Po ostatniej defiladzie połączonych maszyn, pożegnałem się z Mikołajem i jego rodzicami i ruszyłem w drogę powrotną.

Młodszy brat dostojnego 100 - letniego jubilata z wolsztyńskiej parowozowni
Młodszy brat dostojnego 100 - letniego jubilata z wolsztyńskiej parowozowni.

Wolsztyn - ostatni rzut oka
Wolsztyn - ostatni rzut oka.

   Tym razem wybrałem się drogą przez Zbąszyń, chciałem przyjrzeć się bliżej drodze do Chlastawy lub Dąbrówki, wybór pozostawiałem przypadkowi. A ostatecznie na rozjeździe przed wiaduktem kolejowym w Zbąszyniu zmieniłem plany i pojechałem do Trzciela.
  Kilkaset metrów za Chobienicami natknąłem się na dwójkę sympatycznych młodych ludzi z Gorzowa. Zamierzali dotrzeć do Międzyrzecza i dalszą drogę odbyć pociągiem. Udało mi się do nich podczepić na dalszą jazdę. Niestety młodzi w Zbąszyniu zrezygnowali z towarzystwa staruszka udając się w sobie tylko znanym kierunku. Tak, tak, jeszcze kilkanaście lat temu uważałem 60- letnich ludzi za staruszków a teraz nie mogę przywyknąć że sam już dawno przekroczyłem tą granicę.
   Do Trzciela pojechałem po to żeby zostać w tematach kolejowych. Kiedyś już wspominałem że w wyniku postanowień traktatu wersalskiego Trzciel został podzielony granicą polsko-niemiecką w ten sposób że po stronie polskiej została linia kolejowa a reszta miasteczka znalazła się w Niemczech. Niemcy z konieczności wybudowali po drugiej stronie Obry nowy dworzec i 9 km. odcinek torów łączących Trzciel z linią kolejową przebiegającą przez pobliski Lutol Suchy. Po roku 1939 linia ta pozostała niewykorzystana i ostatecznie została zlikwidowana. Właśnie ten dworzec był powodem mojego przejazdu przez Trzciel. Dziś znajduje się on na terenie prywatnym będącym własnością przedsiębiorstwa branży drzewnej, ale uchylony szlaban pozwolił na nielegalne wtargnięcie na dawny plac dworcowy.

Trzciel - ślady po kaplicy na miejscowym cmentarzu ewangelickim
Trzciel - ślady po kaplicy na miejscowym cmentarzu ewangelickim.

Pozostałości jednego z nielicznych nagrobków
Pozostałości jednego z nielicznych nagrobków.

Zachowana tablica z nagrobka miejscowego mistrza wikliniarstwa
Zachowana tablica z nagrobka miejscowego mistrza wikliniarstwa.

Budynek międzywojennej stacji w niemieckiej części Trzciela
Budynek międzywojennej stacji kolejowej w niemieckiej części Trzciela.

   W drodze powrotnej zajrzałem jeszcze do Panowic. Kiedyś znajdował się tam piękny neogotycki pałac z wieżą, zbudowany około roku 1890. Niestety pałacu nie dane było mi obejrzeć ponieważ latem ubiegłego roku strawił go pożar pozostawiając ruinę. Kolejny zabytek zniknął z lubuskiego pejzażu.

Pogorzelisko pałacyku w Panowicach
Pogorzelisko pałacyku w Panowicach.

    Teraz zaczęło robić się już późno i grzecznie wróciłem do domu.
    Postaram się powtórzyć jeszcze kiedyś wyprawę do Wolsztyna, ale już na spokojnie, bez tłumów ludzi.



Rower: Dane wycieczki: 124.69 km (3.00 km teren), czas: 07:41 h, avg:16.23 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Trzciel i Żelazna Brama

Sobota, 25 marca 2017 | dodano: 27.03.2017Kategoria ponad 100 km, okolice Trzciela

   Dzisiejsza wycieczka była kontynuacją wczorajszej, tym razem celem był Trzciel i grodzisko na Żelaznej Bramie. Z powodów rodzinnych nie udało się wyjechać przed godziną 10:00, i z tych samych powodów obiecałem zameldować się w domu najpóźniej o godz. 17:30. Oczywiście jak to zwykle ze mną bywa trochę źle skalkulowałem czas i znów podpadłem.
  Żelazną Bramą określa się przesmyk  na wysokim wale oddzielającym jeziora: Głębokie, Proboszczowskie i Rybojadło.
 Do Jezior Pszczewskich dotarłem leśnymi drogami prowadzącymi wzdłuż Obry. Przesmykiem pomiędzy jeziorami Chłop i Wędromierz przedostałem się na ich wschodnią stronę . W dotarciu do grodziska pomogła informacja o przebiegającym w pobliżu niebieskim szlaku pieszym z Trzciela do Pszczewa.  Wał na którym znajduje się grodzisko miejscami ma szerokość nie większą niż 20-30 metrów i wynosi się na kilkanaście metrów ponad poziom otaczających go jezior.  Miejsce to z natury obronne dostępne jest tylko z jednej strony. W epoce żelaza była w tym miejscu osada obronna ludności kultury łużyckiej. Wykopaliska przeprowadzone na terenie grodziska ujawniły obecność wałów ogradzających teren zbliżony do trójkąta o długości ok 200 m. oraz bram.

Nad jeziorem Wędromierz
Nad jeziorem Wędromierz.

Grodzisko na Żelaznej Bramie
Grodzisko na Żelaznej Bramie. Przesmyk między jeziorami jest w tym miejscu niewiele szerszy niż widoczny na zdjęciu odcinek wału.

Na Żelaznej Bramie wewnątrz grodziska
Na Żelaznej Bramie, widok obwałowań od wnętrza grodziska.

  Miejsce to zainteresowało mnie za sprawą zasłyszanej legendy mówiącej o tym że podczas potopu szwedzkiego Szwedzi założyli tutaj obóz warowny. Obóz który za sprawą doskonałej lokalizacji wydawał się nie do zdobycia został zdobyty podstępem. Miejscowa ludność pod osłoną nocy przeprawiła w łodziach w pobliże obozu stado bydła. Zwierzętom przywiązano do rogów zapalone pochodnie. Przerażone bydło pognało przez obóz szwedzki, a przesądni Szwedzi przekonani że napadły na nich diabły z płonącymi rogami uciekli z tego miejsca.
    Miejsce i widoki na pobliskie jeziora są tu wspaniałe. Z pewnością na przesmyk jest jakiś łatwiejszy dostęp z leżących po drugiej stronie jeziora Rybojadów spotkałem bowiem w okolicy kilka osób spacerujących z aparatami fotograficznymi. Teraz kolej na Trzciel.

Do leśniczówki Królewiec
W drodze do Trzciela. Do leśniczówki Królewiec. Dziękuję :-), pojechałem prosto.

Cmentarz ewangelicki w Jabłonce Starej
Cmentarz ewangelicki w Jabłonce Starej.

Na cmentarzu w Jabłonce Starej
Na cmentarzu w Jabłonce Starej.

    W myśl ustaleń Traktatu Wersalskiego Trzciel został podzielony w ten sposób że jego większa część pozostała w Niemczech, natomiast linia kolejowa z stacją przypadła Polsce. Stało się tak na wyraźne żądanie Polski. Zadziałał tu podobny mechanizm jak na Zaolziu z Koleją Koszycko-Bogumińską, chodziło o kontrolę nad linią kolejową Zbąszyń-Mięzychód która w ten sposób w całości znalazła się w rękach polskich, natomiast samo miasto zostało odcięte od połączeń kolejowych z Niemcami. Wzbudziło to ogromne poczucie krzywdy u niemieckich mieszkańców Trzciela
  Za sprawą międzynarodowej komisji, obradującej w szkole katolickiej w Trzcielu w dniu 14 czerwca 1920 r. granica została wyznaczona w odległości 10 m od toru kolejowego, po drodze przecięła w pół dom w którym mieszkał handlarz wikliną Albert Konopka. Dom ten stał się w Niemczech swoistą atrakcją wymienianą w przewodnikach. Inną niedogodnością związaną z takim przebiegiem granicy było to że po stronie polskiej pozostał również cmentarz katolicki, co w początkowym okresie zmuszało mieszkańców miasteczka do wywożenia swoich zmarłych za granicę państwową. Natomiast w Niemczech pozostały domy kolejarzy mieszkających na ulicy sąsiadującej z dworcem.
   Niemcy z konieczności wybudowali po drugiej stronie Obry nowy dworzec i 9 km. odcinek torów łączących Trzciel z linią kolejową przebiegającą przez pobliski Lutol Suchy. Po roku 1939 linia ta pozostała niewykorzystana i ostatecznie została zlikwidowana. Podczas zwiedzania Trzciela próbowałem również rzucić okiem na budynek tej stacji, niestety narzucone z góry limity czasowe nie pozwoliły na dowolnie długie błąkanie się po miasteczku. Ostatecznie do stacji nie dotarłem, a do domu spóźniłem się niemal o godzinę.

Trzciel- dom zbudowany na miejscu słynnego domu przeciętego granicą państwową
Trzciel-  współczesny dom zbudowany na miejscu słynnego domu Alberta Konopki przeciętego wpół przedwojenną granicą państwową.

Trzciel- dawna strażnica polskiej straży granicznej
Trzciel-  budynek dawnej strażnicy polskiej straży granicznej.

Trzciel - budynek niemieckiej straży granicznej
Trzciel - budynek niemieckiej straży granicznej. Za narożnikiem ogrodzenia biegła granica.

Stacja Trzciel
Stacja kolejowa w Trzcielu.

Trzciel - dla wygody podróżujących niegdyś koleją
Trzciel - budynek pełen zalet  dla oczekujących na pociąg w Trzcielu. Prawda że budowniczowie zadbali o jego estetykę?

Wieża wodna na stacji w Trzcielu
Wieża wodna na stacji w Trzcielu.

Trzciel - młyn na Czarnej Wodzie
Trzciel - młyn na Czarnej Wodzie.

Trzciel - młynówka
Młynówka.

Trzciel - remiza strażacka (dawna synagoga)
Trzciel - remiza strażacka (dawna synagoga).

Trzciel - remiza (widok z boku)
Trzciel - remiza (z boku bardziej czytelne cechy charakterystyczne dla pierwotnego przeznaczenia budynku).

Trzciel - dawna gazownia
Trzciel - dawna gazownia.

Trzciel budynek dawnej szkoły ewangelickiej
Trzciel - budynek dawnej szkoły ewangelickiej, po drugiej stronie ulicy znajduje się pusty plac po zburzonym kościele luterańskim.

Gdzieś po drodze do Międzyrzecza
Przydrożny krzyż w Sierczu. Krzyż postawili w podzięce za uratowanie życia z pożogi wojennej dwaj bracia, repatrianci z obwodu tarnopolskiego. Początkowo krzyż był cały drewniany i stał na polu jednego z braci. Po jakimś czasie polnym krzyżem zainteresowały się ówczesne władze z Trzciela i nakazały zlikwidować budowlę. Gospodarz nie ugiął się przed szykanami władz i nadal krzyż stał aż którejś nocy gdzieś zniknął. Bardzo to zbulwersowało mieszkańców Siercza. Fundator skradzionego krzyża nie dał za wygraną, a z racji, że był cieślą, wykonał jeszcze masywniejszy krzyż z metalowym krucyfiksem. Jego brat wykonał okolicznościowy napis, którego treść już się zatarła.

Tajemnicze napisy na przydrożnym kamieniu
Tajemnicze napisy na przydrożnym kamieniu.



Rower: Dane wycieczki: 104.72 km (50.00 km teren), czas: 06:46 h, avg:15.48 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Żywotnikowy las na zakończenie roku

Sobota, 31 grudnia 2016 | dodano: 31.12.2016Kategoria ponad 100 km, gm. Miedzyrzecz, okolice Trzciela


   Cudowna pogoda skłoniła mnie do ostatniej w tym roku wycieczki. Na tapetę poszła ciekawostka z lasów Nadleśnictwa Trzciel - las tujowy. O lesie żywotnikowym usłyszałem kiedyś w jakiejś audycji radiowej. Google wypluł tylko informację że w kwietniu ubiegłego roku wspominał o nim lesniczy Jarek redaktor Bloga Leśniczego i to własnie od niego uzyskałem namiary tego lasku.
  Żywotniki należą do rodziny cyprysowatych i pochodzą z Ameryki Północnej gdzie odgrywają sporą rolę w gospodarce leśnej, u nas są bardziej znane jako krzewy lub małe drzewka rosnące na posesjach.
   Do Europy zostały sprowadzone w 1853 r. jako drzewa parkowe. Kilka lat później wprowadzono je na powierzchnie doświadczalne do upraw leśnych. W Polsce jako zwarte powierzchnie leśne występują na 21 stanowiskach i są pamiątką po eksperymentach z wprowadzaniem nowych gatunków. Stanowisko obok leśnictwa Jasieniec ma taką samą genezę i zostało obsadzone około 1914 r. Obecnie rośnie tam dorodny las z licznie występującym naturalnym odnowieniem. Jedno z drzew jest podobno dziewiątym co do wielkości w Polsce. 


Las żywotników.

   Tuje podobnej wielkości widziałem w okolicy głazu poświęconego pamięci Georga Zocha w okolicy Krzynki pod Barlinkiem. Tam jednak nie stanowią zwartego lasu, zostały bowiem wysadzone w innym celu i rosną w szpalerach 
   Ponieważ rano "po drodze" musiałem zajechać do Zemska zaświtała mi myśl aby w okolice Lutola Mokrego w miarę możliwości dotrzeć drogami terenowymi. Trasa była modyfikowana na bieżąco i niemal się udało. Pewnych miejscowości i niektórych odcinków szos jednak nie można było ominąć ad hoc, bez zaglądania do mapy. Takimi punktami węzłowymi były; Gorzyca, Nietoperek, Szumiaca, Nowy Dwór, Brójce i Rogoziniec. Sporo korzystałem z szlaków oznakowanych. Bardzo dużo było czerwonego, myślę że przypadkiem natrafiłem na różne szlaki do oznakowania których użyto tego samego koloru. Bardzo atrakcyjny widokowo lecz ciężki do pokonania jest odcinek czerwonego szlaku nad stawami pomiędzy Kolonią Kęszycką a Nietoperkiem.


W Gorzycy.

W Szumiącej.

      Powrót szosą przez Trzciel, Bobowicko, Międzyrzecz. Tu już wizja powrotu po zmroku podziałała dopingująco i zrobiłem ten odcinek bez zbaczania, a miałem takie pomysły żeby odwiedzić jeszcze Rańsko.   I w ten sposób zakończyłem rowerowy rok 2016.
      Wszystkim zaglądającym na mojego bloga życzę na nadchodzący Nowy Rok 2017 dużo zdrowia, ciekawych tras i wszystkiego najlepszego.



Rower: Dane wycieczki: 106.83 km (43.00 km teren), czas: 06:38 h, avg:16.11 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Trzciel

Sobota, 5 marca 2016 | dodano: 06.03.2016Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew, okolice Trzciela

    Trochę dziś zaspałem i wszystkie plany na sobotni poranek uległy przesunięciu. Efekt wyjazdu jest jednak nie najgorszy; ponad 100 km na liczniku i odwiedziłem rowerem ostatnią stolicę gminy położoną na przeciwległym krańcu naszego powiatu. W Trzcielu wprawdzie już kiedyś byłem, ale bez wysiłku, samochodem i tylko przejazdem.
   Jeszcze w środku tygodnia rozmawiałem z Januszkiem N. o sobotnich planach, stwierdził że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie całodniowej wycieczce. Dziś rano spotkałem go w sklepie i klamka zapadła. Wyjazd będzie do Pszczewa, a potem Trzciel i powrót do domu. Daje to ok 100 km i powinno na sobotę wystarczyć.
   Istniejąca sieć dróg powoduje że z Skwierzyny do Pszczewa nie da się dojechać bezpośrednio, trzeba stosować jakieś hybrydowe połączenia dróg gruntowych z szosami lub korzystać z połączeń przez Wierzbno albo Międzyrzecz.
    Nasza dzisiejsza hybryda to droga do Międzyrzecza, ale za Głębokim wykonujemy zwrot w las do osady Kwiecie i dalej aż do Żółwina. W Żółwinie jesteśmy już na szosie prowadzącej do Stołunia i dalej poprzez Szarcz do Pszczewa. Luksusy nie trwały jednak długo. W Kuligowie zainteresował nas zbaczający w las czarny szlak rowerowy. Stosowna tablica informuje że prowadzi do odległego o ok 8 km. Pszczewa. Droga niemal doskonała, nie rozjeżdżona, ale chyba wrażliwa na suszę która w lecie zamieni ją w nieprzejezdne piaski. Po kilku kilometrach mijamy kilka domów w lesie. Mapa wyjaśnia że domy znajdują się na skraju pól, a osada nazywa się Marianowo.  Mieszkańcy Marianowa na codzień korzystają z innej wygodniejszej drogi łączącej osadę z Kuligowem.
   My kontynuujemy jazdę obranym szlakiem. Ku naszemu zdziwieniu w środku lasu wyjeżdżamy na świeżutko zbudowaną, prosto z pod igły leśną autostradę. Przy okazji wyjaśniło się dokąd prowadzi droga której budowę zauważyłem jesienią jadąc z Policka do Pszczewa. Przez kilka kilometrów jazda była komfortowa, brakowało jedynie oznakowania szlaku zlikwidowanego chyba wraz z drzewami wyciętymi podczas budowy. Oznakowanie szlaku pojawiło się wraz z końcem wygód, kiedy nowiutka droga ponownie przeszła w zwykłą "starą" leśną drogą.


        Pewne kłopoty z oznakowaniem były również po przekroczeniu linii kolejowej z Międzyrzecza do Międzychodu. Wszystkie drogi za przejazdem wyglądają na jednakowo uczęszczane, brakuje tylko znaków szlaku. Wybieramy na czuja drogę po prawej stronie torów i wybór okazał się trafny. Upewnia nas w tym spojrzenie za plecy, wtedy widać oznakowanie przeznaczone dla podróżujących w przeciwnym kierunku. Droga wyprowadza nas z lasu obok figury św. Huberta na przedpolach Pszczewa. Pojawia się nawet asfalt. Do Pszczewa wjeżdżamy obok mogiły żołnierzy napoleońskich zmasakrowanych w 1813 r. przez kozaków atamana Płatowa.


Św. Hubert


Kapliczka przy czarnym szlaku, swoją formą odbiega od większości kapliczek w okolicy

   Pszczew opisywałem już wielokrotnie. Żeby się nie powtarzać, dla ewentualnych zainteresowanych trochę informacji o miejscach do zobaczenia w Pszczewie i okolicy w wpisach z moich poprzednich wypraw:
http://jorg.bikestats.pl/1390492,Pszczew-i-Gora-Trebacza-w-Zielomyslu.html
http://jorg.bikestats.pl/1409104,Pszczew-i-Silna.html






   Nadszedł czas na kolejny punkt, Trzciel. Indywidualnie miałbym inny pomysł na dalszą drogę, dziś chciałem jednak pokazać Jaśkowi miejsce gdzie 01.09.1939 poległ pogranicznik, plutonowy Antoni Paluch. Pochodzący z pobliskiego Trzciela plutonowy Paluch jest jedną z pierwszych ofiar II wojny światowej. Feralnej nocy pełnił służbę na miejscowym przejściu przy drodze do Silnej. Widząc zbliżający się oddział Wermachtu oddał strzał ostrzegawczy. W odpowiedzi został ostrzelany. Zginął od postrzału w głowę. Jako byłego żołnierza armii kajzerowskiej Niemcy pozwolili pochować go na cmentarzu w Silnej, dopiero po wojnie jego prochy zostały przeniesione do rodzinnego Trzciela. Los pozostałych pograniczników z tego przejścia pozostaje nieznany.  Dziś przy drodze jest w tym miejscu tematyczny parking leśny.


     Z Silnej dalsza droga miała przebiegać wzdłuż niebieskiego szlaku i przez Jabłonkę do prawobrzeżnej części Trzciela. Zmylił nas drogowskaz w Silnej. Koniec końców pokazały się zielone znaki. Kładąc zmianę barwy na objawy daltonizmu jedziemy, a drogowskazy co jakiś czas upewniają że kierunek jest dobry. Podejrzeń że nie jest tak dobrze nabrałem dopiero kiedy droga wyprowadziła nas na most na Obrze. Przecież Obra miała być dopiero w Trzcielu. Mapa wszystko wyjaśnia, to nie wada wzroku, trochę nas zniosło a szlak zielony to nie niebieski. Nasza droga jednak również doprowadzi Trzciela.


   Sam Trzciel słynie z wikliniarstwa. Miasto jako jedność w obecnych granicach funkcjonuje od XIX w. Wcześniej na obydwu brzegach Obry istniały dwa oddzielne miasteczka. W latach dwudziestych granica wersalska podzieliła je ponownie. Tym razem zostało podzielone wzdłuż linii kolejowej pozostawiając zachodnią część z śródmieściem w Niemczech, natomiast sama linia kolejowa z wschodnią częścią miasta przypadła Polsce. Linia graniczna została wytyczona tak kuriozalnie że czasem domy i przylegające do nich zagrody leżały po obydwu stronach granicy. Jaskrawym przykładem był dom i warsztat mistrza wikliniarskiego Alberta Konopki chętnie wykorzystywany przez niemiecką propagandę do jej wyśmiewania. Próbką takiej propagandy jest ta wygrzebana w sieci pocztówka z zbiorów p. Brożka , dziennikarza Gazety Lubuskiej.


Propagandowa niemiecka pocztówka pokazująca absurdy popełnione przy wytyczaniu granicy wersalskiej

   Z Trzcielem związana jest również historia sprowadzenia do Europy sadzonek odmiany wikliny- wierzby amerykańskiej. W 1885 r. sprowadził ją z Ameryki Północnej pochodzący z Trzciela mistrz wikliniarski Ernst Hoedt. Ponieważ władze amerykańskie nie pozwalały wywozić sadzonek legalnie Hoedt uciekł się do podstępu wyplatając kosze z świeżych pędów wikliny. Przywiezione kosze posłużyły do uzyskania z nich sadzonek i założenia w okolicy Trzciela pierwszej plantacji. Odmiana przyjęła się w naszym klimacie znakomicie i rozprzestrzeniła w Polsce i Europie. Obecnie odmiana ta zajmuje 70% powierzchni wszystkich upraw wikliny.




   Tymczasem zrobiło się już głębokie popołudnie, czas wracać do domu. Do Międzyrzecza prowadzi 24 km świetnej szosy przez Siercz i Bobowicko. Taki powrót byłoby jednak zbyt łatwy, my swoją drogę udziwniamy skręcając w Sierczu  w wyboistą drogę do Bukowca. W Bukowcu kolejne udziwnienie, zbaczamy jeszcze do Wyszanowa. Dopiero Wyszanowo nie pozwala na dalsze dziwactwa. Pozostaje do wyboru droga naprzód do Międzyrzecza, lub powrót do Bukowca i również do Międzyrzecza. Zapada zmrok, zatem decyzja - kierunek naprzód, na Międzyrzecz.
    Dalsza droga to już tylko szybka jazda do domu, a jedyne postoje to te na światłach w Międzyrzeczu.




Rower: Dane wycieczki: 104.30 km (26.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)