blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 69727 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

gm. Pszczew

Dystans całkowity:2924.80 km (w terenie 779.00 km; 26.63%)
Czas w ruchu:134:05
Średnia prędkość:16.57 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:83.57 km i 5h 21m
Więcej statystyk

Ponownie Pszczew i wielkopolskie pogranicze

Piątek, 18 sierpnia 2017 | dodano: 18.08.2017Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew

   Ponieważ synoptycy straszyli burzami i przelotnymi opadami wolałem dziś trzymać się terenów bardziej zaludnionych z infrastrukturą w postaci wiat przystankowych. Wprawdzie burze miały być późnym wieczorem ale lekki symboliczny deszczyk dopadł mnie pod Łowyniem. 
  Tym razem pozwoliłem sobie spenetrować okolice i wioski które leżą na końcowych odcinkach lokalnych dróg i nie są z sobą połączone szosami. Zacząłem od Zielomyśla. Sam Zielomyśl odwiedzałem już wielokrotnie przejeżdżając od Wierzbna w kierunku Pszczewa, ale zasadnicza część wioski leży wzdłuż zupełnie innej ulicy w którą się nigdy nie zapuszczałem. Dziś zaspokoiłem ciekawość. Na końcu ulicy dotarłem pod drogowskazy kierujące w drogi gruntowe do Brzeźna i drugi do Nowego Gorzycka. Żeby nie zawracać kieruję się do Nowego Gorzycka.
   Kolejny fragment dróg gruntowych czeka mnie za Stokami. Jedyna szosa która prowadzi do Stoków przechodzi w kilka dróg gruntowych. Jedna z nich prowadzi do Dormowa. Dormowo analogicznie jak Stoki połączone jest z szerokim światem jedyną szosą prowadzącą do drogi Miedzichowo - Trzciel.
   Obydwie, sporej wielkości wioski pozbawione są zabytków.  W Stokach zatrzymałem się przed kościołem o którym wspominałem wczoraj. Szczególnie sielskie wrażenie sprawia Dormowo.  Przy wylocie z Dormowa mijam pomnik poświęcony pamięci poległych w wojnach mieszkańcom wioski. Pomnik powstał w roku 1920, zniszczony przez hitlerowców odbudowano w 1948 r. Na tablicy nazwiska 24 ofiar  z lat 1914-18, trzech powstańców wielkopolskich poległych w czasie walk o Kamionną toczonych 19 stycznia 1919 pod Głażewem i trzech osób zabitych w latach 1939-45.

Kościół w Stokach
Kościół w Stokach. Jak wspominałem podczas poprzedniej wycieczki, mieszkańcy Stoków odcięci po traktacie wersalskim  od swojej dotychczasowej parafii granicą państwową przebudowali na kościół nieużytkowaną owczarnię.

Dormowo - miejsce pamięci narodowej
Pomnik w Dormowie.

Wojewódzkie pogranicze
Tytułowe pogranicze województw pomiędzy Łowyniem (Wielkopolska) a Świechocinem (Lubuskie).

   Pod Gorzyniem zawróciłem w kierunku Międzyrzecza. Jedyne odstępstwo od obranej marszruty nastąpiło w Policku. Skusiłem się na kolejną miejscowość w której nigdy nie byłem - Rańsko.  Rańsko - kilka gospodarstw otoczonych lasami, rozrzuconych nad brzegiem Obry.  Podobnie jak Stoki i Dormowo należy do tych oddalonych, z jedyną drogą asfaltową. W wiosce droga asfaltowa przeszła w gruntową. Na szczęście gruntowa okazała się przejezdna i po wydostaniu się na szosę z Trzciela popedałowałem prosto do domu.
   Bardzo sympatyczne tereny do jazdy, urozmaicony pofałdowany teren. Szkoda tylko że większość dróg ułożona jest południkowo i tylko z rzadka połączonych między sobą wzdłuż osi wschód-zachód. Cóż taki jest urok pogranicza. 
 

  Rower:Kross Dane wycieczki: 103.74 km (14.00 km teren), czas: 05:44 h, avg:18.09 km/h, prędkość maks: 41.70 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przez Pszczew

Czwartek, 17 sierpnia 2017 | dodano: 17.08.2017Kategoria gm. Pszczew

    Dzisiejsza wycieczka zaprowadziła mnie w okolice Pszczewa. Podczas poprzedniego przejazdu przez Świechocin zaintrygował mnie drogowskaz kierujący do Stoków, i to był jeden z powodów dla którego znalazłem się właśnie w Świechocinie.
   Do Pszczewa dotarłem klasyczną drogą przez Międzyrzecz, Bobowicko i Policko. Świechocin leży kilka kilometrów na wschód od Pszczewa. Dojeżdżając od strony Pszczewa trzeba się sprężyć i wspiąć na dosyć stromy podjazd, właśnie przecinamy w ten sposób polodowcowy piaszczysty wał tzw. Oz Świechociński. Ma on podobno 3,5 km długości i 600 m szerokości.

Międzyrzecz - most na Obrze
Międzyrzecz - most na Obrze.

Świątek w Świechocinie
Świątek w Świechocinie.

     W wiosce zwraca uwagę dzwonnica ustawiona na centralnym placu miejscowości. Dzwonnica może dziwić ponieważ nigdzie nie zauważyłem kościoła, albo chociażby jakiejś kaplicy. Historia dzwonnicy sięga początku ubiegłego wieku kiedy po Powstaniu Wielkopolskim decyzją konferencji wersalskiej w okolicy Pszczewa przeprowadzono plebiscyt dotyczący przynależności państwowej spornego terenu. Decyzją głosujących Pszczew pozostał w Niemczech a pobliskie wioski min.: Silna, Świechocin i Stoki przypadły Polsce. Taki przebieg granicy trochę skomplikował katolikom dostęp do świątyni, wioski bowiem należały do parafii w Pszczewie i nie posiadały własnych kościołów, a teraz ich kościół parafialny znalazł się po drugiej stronie granicy. Wyjściem stało się utworzenie nowych parafii w Silnej i Stokach. Świechocin przyłączono do parafii w Stokach, ale sam fakt powrotu wioski do Polski uczczono postawieniem dzwonnicy. Podczas okupacji dzwon został zarekwirowany, a sama dzwonnica zdewastowana. Dopiero na początku bieżącego stulecia odbudowano konstrukcję na której zawisł nowy dzwon.

Dzwonnica w Świechocinie
Dzwonnica w Świechocinie.

   Przy przeciwległym wylocie wioski drogowskaz który mnie tu ściągnął "Stoki 4 km". Droga, początkowo brukowana, szybko przechodzi w mokry piach sklejony tylko siłami adhezji. Nie zazdroszczę wiernym z Świechocina drogi do świątyni. Sama świątynia w Stokach powstała w 1924 po zaadoptowaniu dla potrzeb kultu dawnej owczarni. Przejechałem przed kościołem i zapomniałem o jego historii, dlatego nie zatrzymywałem się aby obejrzeć go bardziej szczegółowo. Budynek kościoła jednak nie wyróżnia się niczym szczególnym.
   Zdecydowanie lepsze połączenie Stoki mają z Pszczewem. Asfaltową drogą dotarłem w pobliże Szarcza, a dalej niemal do samej Skwierzyny z względów odległościowych wybierałem skróty ulepszonymi drogami gruntowymi.



 

Rower:Kross Dane wycieczki: 75.93 km (18.00 km teren), czas: 04:07 h, avg:18.44 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W pszczewskie lasy, po raz kolejny.

Piątek, 2 czerwca 2017 | dodano: 03.06.2017Kategoria gm. Pszczew

  Nie dawał mi spokoju ten św. Hubert którego ominąłem dwa dni temu, zatem przy najbliższej okazji wybrałem się w pszczewskie lasy. Dziś trochę inny wariant trasy, starałem się unikać bardziej piaszczystych odcinków. Tak całkowicie do końca ta sztuka się nie udała. Na odcinku Kalsko- Kuligowo wpadłem w sypkie piaski z jakimś twardym podłożem, samochody jeździły po tym bez problemu, dla rowerów okazało się za grząskie.
  Zajrzałem nad jezioro Głęboczek. Kieruje do niego tablica przymocowana na przydrożnym drzewie. Słyszałem że przez Głęboczek przepływa jakaś struga odprowadzająca część nadmiaru wód z jeziora Lubikowskiego. Lubikowskie ma więc dwa odpływy; z których jeden wpada do Warty na wysokości Krasnego Dłuska zaś drugi do Obry pod Kuligowem. W ostatecznym rozrachunku po przepłynięciu ok 50 km też trafi do Warty ale kilka kilometrów niżej.
 Tym razem na Huberta natrafiłem bez problemów. Natomiast droga wskazywana przez drogowskaz za jego plecami okazała się drogą do Kuligowa a nie Stołunia, jednak po pewnych doraźnych korektach dotarłem również do Stołunia. Dalsza jazda do Zielomyśla również po drogach żwirowych. Powrót do Skwierzyny szosą krajową nr 24 z TIR-ami na plecach.

Kuligowo - Jezioro Głęboczek
 Jezioro Głęboczek.

Kuligowo - pałacyk
Kuligowo - skromna chałupka. 

Kuligowo - ku pamięci mieszkańców poległych na frontach I wojny światowej
Kuligowo -  monument wystawiony w latach 20-tych ubiegłego wieku ku pamięci mieszkańców Kuligowa i Marianowa poległych na frontach I wojny światowej. Kilka nazwisk i imion ewidentnie polskich.

Pszczewski św. Hubert
Pszczewski św. Hubert.


Rower:Kross Dane wycieczki: 70.23 km (32.00 km teren), czas: 04:07 h, avg:17.06 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na Górę Trębacza

Niedziela, 9 kwietnia 2017 | dodano: 10.04.2017Kategoria gm. Pszczew

     Jak zwykle w niedzielę - rytuał, rodzinna wycieczka rowerowa. Dziś udało mi się namówić małżonkę na wyprawę  na Górę Trębacza do Zielomyśla. Niemal do samej wieży widokowej na szczycie można dotrzeć z Skwierzyny drogami szutrowymi. Żeby nie straciła ducha walki na wszelki wypadek przemilczałem że Zielomyśl jest odległy o ponad 20 km.
    Szkoda że przy wieży turysta nie uświadczy już tablicy z  legendą o szwedzkim trębaczu, i innych które były tu jeszcze w ubiegłym roku. Niestety współcześni Wandalowie docierają również do miejsc odludnych. Za przykładem swoich dalekich germańskich przodków z starożytności nie posuwają się jeszcze do wyciągania gwoździ z murów Rzymu, sorry, z drewnianej konstrukcji wieży widokowej, na razie ograniczyli się tylko do zniszczenia wszystkich tablic informacyjnych. 

Na Górze Trębacza

   Powrót bezdrożami został stanowczo zawetowany, a moje obiekcje do drogi krajowej 24 zbagatelizowane.
  Szosa z Zielomyśla do Wierzbna przyjęta entuzjastycznie - pusta, gładka, idealna do rowerowych spacerów. Ale po pokonaniu odcinka Wierzbno - Chełmsko, bez poboczy, za to z kolumnami ciężarówek za plecami przyznała że teraz już rozumie dlaczego chciałem jej uniknąć.


Rower: Dane wycieczki: 50.60 km (19.00 km teren), czas: 03:26 h, avg:14.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pszczewski sztetl i Rybojady

Piątek, 24 marca 2017 | dodano: 26.03.2017Kategoria gm. Pszczew

  Uznałem że w nieco dłuższe piątkowe popołudnie starczy czasu na odwiedzenie Pszczewa, zatem decyzja – kierunek Pszczew.
Niedawno w rozmowie z znajomym wypłynęła informacja o istnieniu w Pszczewie synagogi (o cmentarzu żydowskim wiedziałem wcześniej), dlatego dziś zagłębiłem się w jego uliczki aby ją naocznie zobaczyć. Lokalizacja łatwa do odnalezienia, lecz sam budynek po licznych adaptacjach na inne cele, a zwłaszcza po ociepleniu styropianem całkowicie zatracił wygląd domu modlitwy.

Pszczew - budynek synagogi
Pszczew - dawny budynek synagogi.

Pszczew - synagoga, widok z strony ogrodów
Pszczew - synagoga, widok od strony ogrodów.

Pszczew - rzeźba przedstawiająca starego Żyda
Pszczew - drewniana rzeźba przedstawiająca starego Żyda.

Pszczew - rynek ściana wschodnia
Pszczew - rynek ściana wschodnia.

Pszczew - rynek narożnik południowo-zachodni
Pszczew - rynek, narożnik południowo-zachodni.

   Trochę informacji o pszczewskich Żydach zaczerpnąłem z portalu Wirtualny Sztetl. Przedrozbiorowe miasteczko był własności biskupów poznańskich którzy nie tolerowali Żydów w swoich posiadłościach toteż pojawili się oni tutaj dopiero podczas panowania pruskiego. Gmina nigdy nie była liczna, w swoim największym rozkwicie liczyła nie więcej jak 140 osób, dlatego świątynia zbudowana w połowie XIX w. przy pomocy sąsiednich gmin była skromna. Gmina żydowska już przed wojną była w zaniku, a po wywiezieniu ostatnich Żydów budynek synagogi został przejęty na warsztat malarski. W okresie powojennym w budynku działał warsztat ślusarski, a obecnie mieści się w nim sklep odzieżowy. Cmentarz żydowski leżący przy drodze do Trzciela został częściowo zniszczony w roku 1944 podczas rozbudowy umocnień ziemnych pasa przesłaniania MRU, dzieła zniszczenia dokończono w latach siedemdziesiątych na mocy decyzji administracyjnej o jego likwidacji. Na miejscu cmentarza zachowała się jedna macewa a w latach dziewięćdziesiątych ustawiono pamiątkowy kamień.

Pszczew- cmentarz żydowski
Pszczew- cmentarz żydowski.

   Jako ciekawostkę można wspomnieć że na początku XIX wieku gmina żydowska z Pszczewa uważana była przez berlińską policję za siedzibę szeroko rozgałęzionej szajki przestępczej. Policja szacowała że czwarta część mieszkańców Pszczewa żyła z złodziejstwa i paserstwa. W Pszczewie funkcjonowały warsztaty zaopatrujące złodziei w narzędzia pracy, tu można było znaleźć fałszywych świadków. Żeby się jednak całkowicie nie mijać z prawdą trzeba powiedzieć że w procederze brali udział również przedstawiciele wszystkich nacji i stanów, a nawet rajcy miejscy. Wielokrotnie ślady włamań w Berlinie prowadziły bezpośrednio do Pszczewa. Dopiero w 1832 policja natrafiła na trop bandy złodziei i paserów i zlikwidowała przestępcze gniazdo.
   Ugruntowaną złą sławę w tym względzie miały również: Trzemeszno Lubuskie, Brójce, Zbąszyń Trzciel, Bledzew, Skwierzyna i inne miejscowości w zachodniej Wielkopolski. W nich również po akcji z 1832 roku wykryto i zlikwidowano szajki złodziejskie.
Wypuściłem się jeszcze na kilkanaście kilometrów w kierunku Trzciela. Początkowo chciałem dotrzeć najwyżej do Borowego Młyna, w duchu liczyłem na jakiś oznakowany przejazd do szosy w kierunku Międzyrzecza, ostatecznie dotarłem pod Rybojady. Dla zainteresowanych lokalną historią jest to rejon gdzie 29 stycznia 1945 r wojska radzieckie przełamały po dwudniowych walkach pozycje przesłaniania MRU wychodząc bezpośrednio na pozycję główną. O bezwzględności tych walk mogą świadczyć masowe i pojedyncze groby żołnierzy niemieckich odnajdywane w ostatnich czasach przez sekcję archeologiczną Stowarzyszenia Pomost oraz relacje o rozstrzeliwaniu jeńców i rannych. Rosjanie swoich poległych zebrali bezpośrednio po walkach i spoczywają na cmentarzu wojennym w Międzyrzeczu.
    W Borowym Młynie z majaczącym przez drzewa po drugiej stronie szosy Jeziorem Stobno związana jest historia którą słyszałem w odniesieniu do kilku innych jezior umiejscawianych różnie w zależności od opowiadającego. Rosjanie atakowali umocnienia zarówno lądem jak i po lodzie zamarzniętych jezior, przykra niespodzianka spotkała atakujące czołgi na zamarzniętym Jeziorze Stobno pod którymi załamał się lód. Na dno poszło część czołgów razem z usadowioną na nich piechotą. Wypadek nie spowolnił natarcia i wkrótce Rosjanie w rejonie Bukowca i Lutola Suchego zamknęli kocioł z wycofującymi się oddziałami niemieckimi, a ich los stał się od tej chwili przesądzony
   Ufortyfikowanie linii Jezior Obrzańskich było (niezamierzonym przez aliantów) efektem postanowień Traktatu Wersalskiego, przede wszystkim ustaleniem przebiegu nowej granicy polsko-niemieckiej, ograniczeniem liczebnościi armii niemieckiej do 100 tys, wprowadzeniem limitów na posiadane przez nią uzbrojenie i w pewnym stopniu zakazem rozbudowy i budowy fortyfikacji.
   Wypełniania postanowień traktatu miała pilnować specjalna komisja aliancka z siedzibą w Berlinie. Początkowo nadzór komisji w dziedzinie fortyfikacji był dosyć skuteczny, z czasem jednak w ramach oszczędności zaczęto likwidować jej terenowe placówki.  Wkrótce wschodnia granica Niemiec znalazła się poza całkowita kontrolą. W rejonie Trzciela i Pszczewa przebiegała ona w odległości niespełna 150 km od stolicy Niemiec. Niemcy doceniając znaczenie tzw. Bramy Lubuskiej postanowili zabezpieczyć się przed jej utratą. Już w 1925 r. zapadły pierwsze decyzje w sprawie budowy odpowiednio odsuniętej od Odry pozycji obronno-zaczepnej, wkrótce przygotowania te odkryła komisja aliancka i roboty musiały zostać przerwane. Do sprawy na wielką skalę powrócono w roku 1932 po kryzysie w stosunkach z Polską. Niemcy nie zakładali że Polska zdecyduje się na działania prowadzące do generalnych rozwiązań ale na wszelki wypadek postanowiono zabezpieczyć ten kierunek.
   W roku 1935 na odcinku rozciągającym się od Odry na południu do Warty na północy ruszyła na pełną skalę budowa potężnego kompleksu odosobnionych schronów strzegących przejść pomiędzy jeziorami, różnego rodzaju przeszkód wodnych, a na jego pozbawionej przeszkód naturalnych środkowej części systemu bunkrów połączonych podziemnymi tunelami. Aby wyhamować impet ewentualnego polskiego uderzenia na pozycje główne rejonu umocnionego około 20 km na wschód powstał system fortyfikacji polowych wzmocnionych pojedynczymi schronami i umocnionymi gniazdami karabinów maszynowych. Linia Jezior Obrzańskich oddzielających terytorium Niemiec od granicy z Polską nadawała się do tego celu idealnie. Wprawdzie jeszcze przed wojną zmiana niemieckiej doktryny wojennej spowodowała wyhamowanie prac, a po agresji na Polskę ich całkowite wstrzymanie. O nieco zapomnianych fortyfikacjach przypomniano sobie dopiero w roku 1944 kiedy wojska radzieckie stanęły nad przedwojennymi granicami Rzeszy.
   Labirynt przesmyków pomiędzy jeziorami do dnia dzisiejszego zryty jest siecią rowów strzeleckich, natomiast na poszukiwanie schronów dziś nie starczyło czasu. Jedyny łatwo dostępny w tych warunkach obiekt to schron – stanowisko karabinu maszynowego w pobliżu mostu na Obrze przed Rybojadami. Jest to przykład na specyficznie zamaskowaną budowlę obronną. Po zachowanych śladach fundamentów widać że schron ten był wkomponowany w bryłę większego budynku. Zabudowania te były strażnicą Grenzchutzu.
Wcześniej w Borowym Młynie również mijałem położony malowniczo budynek dawnego niemieckiego urzędu celnego.

Borowy Młyn- leśniczówka
Borowy Młyn- leśniczówka wspominana w relacjach z walk o przełamanie pozycji przesłaniania MRU.

Borowy Młyn - budynek niemieckiej straży granicznej
Borowy Młyn - dawny budynek niemieckiej straży granicznej.

Rybojady - bunkier który pierwotnie był zakamuflowany w budynku niemieckiej straży granicznej
Rybojady - schron który był zakamuflowany w budynku niemieckiej straży granicznej.

   Od schronu w Rybojadach rozpocząłem powrót do Skwierzyny.                                                                                                   


Rower: Dane wycieczki: 76.51 km (22.00 km teren), czas: 04:04 h, avg:18.81 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Podróż w nieznane pod Międzychód

Piątek, 3 czerwca 2016 | dodano: 06.06.2016Kategoria gm. Pszczew, pow. międzychodzki


    Dzisiejsza trasa poprowadziła mnie do Pszczewa z myślą sprawdzenia co kryje się za skrzyżowaniem z lokalną drogą do Świechocina i w samym Świechocinie. Za Świechocinem chciałem wkroczyć do Wielkopolski i powrócić do Skwierzyny przez Łowyń i Międzychód. Dotychczas nie zapuszczałem się nigdy w tamtym kierunku. W wersji max myślałem o międzychodzkiej wodzie mineralnej z Laufpompy, i powrocie przez Wiejce. Wody spróbowałem w ubiegłym roku, poza drobną niedogodnością związaną z jej zapachem jest całkiem smaczna i świetnie gasi pragnienie. Do wersji max jednak nie doszło za sprawą nieco szybszego niż pierwotnie zakładałem powrotu.
  Do Pszczewa przejechałem najkrótszą z możliwych, w swojej większości terenową trasą przez Rokitno, Lubikowo i Szarcz. Spora część tamtych dróg jest wrażliwa na przesuszenie zamieniając się w trudne do przebycia suche piaski. Obawiałem się że podobnie będzie z drogą pomiędzy Lubikowem a Szarczem. Okazuje się jednak że pod cienką warstewką piasku posiada ona znacznie lepszą żwirowo-tłuczniową podbudowę i jedzie się całkiem przyzwoicie.


Okolice Szarcza. Przydrożna kapliczka.

   Z Pszczewa do Świechocina można dotrzeć na dwa sposoby- dłuższy przez Silną i ten który testuję dzisiaj. Szosa jak na standardy do których przywykłem znakomita, chyba niedawno remontowana.  Skrzyżowanie w Swiechocinie do którego dojeżdżam jest dosyć niebezpieczne, znajduje się tuż obok zakrętu i na domiar złego widok od strony Silnej zasłaniają zabudowania.
   Wioska sprawia sympatyczne wrażenie. Przy placyku w centrum miejscowości zwraca uwagę nowa dzwonnica. Dzwonnica ma już swoją historię. Wioska nigdy nie miała kościoła, ale posiadała dzwonnicę. Poprzednia dzwonnica została zbudowana w latach dwudziestych ubiegłego wieku dla uczczenia powrotu Świechocina do Polski. Zawieszony wówczas dzwon był dla mieszkańców symbolem zmartwychwstania Polski po latach zaborów. Tamten dzwon został zarekwirowany przez Niemców na początku II wojny światowej. Dopiero niedawno na swoje dawne miejsce do odbudowanej dzwonnicy powrócił nowy dzwon noszący imię Jana Pawła II.


Uchowała się autentyczna strzecha.


Centrum Świechocina


Świechocińska dzwonnica - pomnik

   Zaraz za wioską natknąłem się na trzecią z wież widokowych w gminie Pszczew. Ostatnia z pszczewskich wież na której jeszcze nie byłem. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności wdrapania na platformę widokową. Z góry można podziwiać panoramę Świechocina, okolicznych pól i lasów. Podobno widać również ozowe wzgórze Górę Przyspa, ale o tym dowiedziałem się dopiero po powrocie do domu.


Świechocin. Wieża widokowa.


Panorama wioski z platformy widokowej. Krzyż widoczny przy parkingu ma genezę podobną do dzwonnicy.

   Okolice Łowynia do szeregi małych malowniczych pagórków. Krajobrazy jak z scen wkraczania wojsk napoleońskich na Litwę w ekranizacji "Pana Tadeusza" Wajdy. Teren bardzo przyjemny do podróży rowerowych, szkoda że od Skwierzyny dzieli ponad 30 km. System tamtejszych dróg otwiera się ładnie na rejon Lwówka, Kamionnej i Nowego Tomyśla. Trzeba będzie spróbować spenetrować tamtą część Wielkopolski
  Sam Łowyń znany jest sporej części mieszkańców Skwierzyny z pracy w działającej tam do niedawna fabryce mebli tapicerowanych. Fabryka francuskiej spółki Christianapol niektórym z nich kojarzy się chyba nie najlepiej za sprawą jej upadku. Upadłość została ogłoszona wyrokiem sądu francuskiego, była tam jakiś kolizja na styku prawa francuskiego z polskim i kilkuset ludzi miało problemy z odzyskaniem swoich pieniędzy.


Kościół w Łowyniu.

  Do Gorzynia czeka mnie jeszcze osiem kilometrów, kolejne cztery do Międzychodu. Zaczyna mi się niebezpiecznie kurczyć czas który miałem do dyspozycji. Pozostało mi do pokonania jeszcze ponad 40 km, a o dwudziestej miałem się zameldować w Skwierzynie. Mineralna z Laufpompy i Wiejce wypadają z rozkładu, pozostaje niebezpieczna DK 24. Teraz jadę już bez zatrzymywania . Na szczęście tabuny ciężarówek jechały dzisiaj niemal wyłącznie w kierunku Poznania.
  Spóźniłem się nieco ponad pół godziny. Dziwne ale nie spotkały mnie w związku z tym żadne wymówki.


Rower: Dane wycieczki: 75.78 km (18.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Zielomyśl - znów na Górę Trębacza

Środa, 20 kwietnia 2016 | dodano: 20.04.2016Kategoria gm. Pszczew

     Dziś miałem ostatnie wolne popołudnie w tym tygodniu. Trochę dmuchało, ale nie aż tak żeby zrywało cyklistę z rowera, więc nic nie stało na przeszkodzie żeby je sensownie wykorzystać. Na wycieczkę zabrał się ze mną Adam Cz. Adaś właśnie wydobrzał po kontuzji którą odniósł podczas naszej ostatniej wspólnej wyprawy do GW. Schill. Zaproponowałem Górę Trębacza, kontrpropozycji nie było.
   Górą Trębacza rozpoczynałem półtora roku temu wpisy na blogu. Wtedy na jej szczycie nie było jeszcze wieży widokowej, dziś jest to jedna z atrakcji Zielomyśla, oraz nasz dzisiejszy cel. Wybrana trasa do Zielomyśla to najprostsza i najkrótsza z możliwych opcji, ponadto już od Chełmska drogami terenowymi co zwalnia od czujności i pozwala się rozkoszować beztroską jazdą.
   Na szczycie góry obowiązkowe wejście na platformę widokową, kilka zdjęć i trzeba zbierać się do powrotu. Dla niezorientowanych - Góra Trębacza wznosi się na niebotyczną wysokość bodajże coś ok 90 m.n.p.m., wysokość względna w stosunku do otaczającego terenu pewnie ok 30-40. Pagórek jest pochodzenia polodowcowego, w kierunku południowym przechodzi w znacznie niższy "wał". Taka forma polodowcowa nosi chyba nazwę ozu. Nazwę wg. legendy zawdzięcza szwedzkiemu trębaczowi który z szczytu pagórka dawał sygnały swoim rozproszonym oddziałom po bitwie z wojskami polskimi. Pewnie w legendzie tkwi jakieś ziarno prawdy gdyż podczas potopu szwedzkiego w pobliżu oddalonej o kilka kilometrów wioski Silna miała miejsce jedna z większych, zwycięskich dla polskiego pospolitego ruszenia, bitew.
    Kilka widoków z platformy na szczycie wieży:


W oddali Zielomyśl


Na horyzoncie po prawej majaczy tafla jeziora Brzeskiego i pojedyncze dachy Brzeźna



   Powrót nieco zmienioną trasą, a przez konieczność powrotu do Skwierzyny przed zmrokiem część drogi od Przytocznej do Chełmska musieliśmy pokonać szosą z nasilonym ruchem ciężarówek. Pewnie nigdy się tam nie doczekamy drogi dla rowerów, ale może nieśmiało można byłoby pomarzyć o najwęższym nawet poboczu. Kilkanaście kilometrów dalej pobocza są, ale to już nie Lubuskie a Wielkopolska.


Rower: Dane wycieczki: 52.92 km (23.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Pszczew i dwie góry

Niedziela, 13 marca 2016 | dodano: 13.03.2016Kategoria gm. Pszczew

     Dosyć systematycznie śledzę  blog pszczewskiego leśniczego. W swoim ostatnim wpisie wspomniał o pszczewskiej Górze Wysokiej, polodowcowym wzgórzu nad Jeziorem Chłop. W Pszczewie po raz pierwszy byłem kilkanaście lat temu z wizytą u mieszkającego tam kuzyna żony, od tego czasu miasteczko mnie zauroczyło. Chociaż Pszczew formalnie jest wsią, faktycznie ma charakter małego miasteczka. Obecnie jeżdżę w tamte okolice co najmniej kilkanaście razy w roku, ale poza pszczewski rynek na drugą stronę miasteczka wypuściłem się dopiero kilka razy. Ostatni raz byłem tam zaledwie tydzień temu, przejeżdżałem nawet u podnóża wspomnianej góry ale jakoś nie przyszło mi do głowy aby sprawdzić na mapie czy nosi jakąś nazwę i czy coś na jej temat znajdę w internecie.
   Już za moich dawniejszych odwiedzin w Pszczewie wypatrzyłem obok dawnej rezydencji biskupów poznańskich drogowskaz kierujący do wieży widokowej nad Jeziorem Chłop. Wieże i widoki z ich tarasów od zawsze mnie ciekawią i byłbym przy niej już tydzień temu gdyby nie towarzyszący mi cyklista Janusz N. Chciałem mu pokazać inne ciekawe miejsca i wieżę trzeba było ominąć.
   Po przeczytaniu wpisu na blogu p. Jarka pojawiła się koncepcja ustrzelenia za jednym strzałem dwóch zajęcy, odszukania wieży i odszukania ścieżki edukacyjnej na Górę Wysoką. Brałem jeszcze pod uwagę odwiedzenie pszczewskiej leśniczówki, a to za sprawą publikacji "Wokół Pszczewskiej Góry" autorstwa jej lokatora p. Jarosława Szałaty. Nie chciałem jednak być nachalny i w niedzielę leśniczówkę odpuściłem.
     Ponieważ wczoraj uzgodniłem z żoną że Bogu oddamy co boskie dopiero wieczorem miałem do dyspozycji całą niedzielę. W drogę ze mną wybiera się dziś również kolega Janusz N. Na początek jedziemy do wieży widokowej na Górze Trębacza w Zielomyślu. O Zielomyślu, o samej Górze Trębacza i legendzie o szwedzkim trębaczu już kiedyś wspominałem w swoich wcześniejszych wpisach. W podziwianiu widoków przeszkadzała dziś lekka mgiełka, chociaż miało to też swój urok.








Góra Trębacza


Zielomyśl


Przy drogowskazie do DPS-u w Szarczu

     W Zielomyślu robimy kilkuminutową przerwę na rozdrożu dla zdjęć przy rzeźbie trębacza i ruszamy w dalszą drogę. Przy wjeździe do Pszczewa naszą uwagę zwraca cmentarz, a właściwie dwa żeliwne krzyże nagrobne. Spotykam czasem takie przy pochówkach z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX stulecia. Podobne stoją na starym cmentarzu przy pszczewskim kościele na grobach powstańców styczniowych;  Melchiora i Macieja Górnych.
    Nie zdążyłem odszukać leśniczówki i początku ścieżki na Górę Wysoką ponieważ Januszek wyrwał się do przodu i od razu wpakował się na zielony szlak prowadzący do drugiej z wież widokowych, tej nad jeziorem. Trzeba go dogonić więc w duchu pożegnałem się już z odszukaniem szlaku i wejściem na górę, ale wynagradzają to widoki z drogi nad brzegiem jeziora.
 Górę Wysoką prawdopodobnie też zdobyliśmy, a jeżeli chybiliśmy z szczytem to naprawdę niewiele. Wydaje się że znajduje się on w pobliżu miejsca gdzie od naszego szlaku odbija stroma droga do ławeczek umieszczonych na kulminacji wzniesienia. Widok na jezioro wspaniały, chociaż perspektywę ogranicza szpaler drzew.


    Natomiast sama wieża, a w zasadzie widok z jej platformy mnie rozczarował. Wieża jest bliźniaczo podobna do wieży z Góry Trębacza, nawet ma porównywalna wysokość tj. ok. 18,5 m. Po wdrapaniu się na platformę widokową okazuje się jednak że zamiast rozległego widoku na jezioro możemy podziwiać tylko wierzchołki pobliskich sosen. Szkoda że nie dobudowano jeszcze jednej kondygnacji.



Wieża nad Jeziorem Chłop. Zbocza pagórka zryte okopami. Tędy przebiegała linia pozycji przesłaniających MRU. Pewnie udałoby się w okolicy odnaleźć również jakieś pojedyncze bunkry.

   Do Pszczewa wracamy drogą poprowadzoną z drugiej strony góry, obok Jeziora Proboszczowskiego. Tam natrafiamy również na tablice i znaki szlaku edukacyjnego niestety trasa prowadzi trochę pod włos w stosunku do naszego kierunku jazdy. Trzeba chwilowo zrezygnować z bliższego zapoznania się oficjalnym szlakiem na szczyt wzgórza. 




Proboszczowskie






   Januszka w ubiegłym tygodniu zainteresował silnik parowy który kiedyś napędzał maszyny w pszczewskim tartaku. Podarowany gminie stoi na placyku u podnóża kościelnego pagórka. Jedziemy do maszyny, ale stamtąd już najwyższy czas wracać do Skwierzyny. Kierujemy się na Stołuń i dalej drogami gruntowymi pod Rokitno. Stąd do domu to tylko rzut beretem. Po raz pierwszy od bardzo dawna zjawiłem się w domu grubo przed zmrokiem.



Rower: Dane wycieczki: 71.25 km (38.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Trzciel

Sobota, 5 marca 2016 | dodano: 06.03.2016Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew, okolice Trzciela

    Trochę dziś zaspałem i wszystkie plany na sobotni poranek uległy przesunięciu. Efekt wyjazdu jest jednak nie najgorszy; ponad 100 km na liczniku i odwiedziłem rowerem ostatnią stolicę gminy położoną na przeciwległym krańcu naszego powiatu. W Trzcielu wprawdzie już kiedyś byłem, ale bez wysiłku, samochodem i tylko przejazdem.
   Jeszcze w środku tygodnia rozmawiałem z Januszkiem N. o sobotnich planach, stwierdził że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie całodniowej wycieczce. Dziś rano spotkałem go w sklepie i klamka zapadła. Wyjazd będzie do Pszczewa, a potem Trzciel i powrót do domu. Daje to ok 100 km i powinno na sobotę wystarczyć.
   Istniejąca sieć dróg powoduje że z Skwierzyny do Pszczewa nie da się dojechać bezpośrednio, trzeba stosować jakieś hybrydowe połączenia dróg gruntowych z szosami lub korzystać z połączeń przez Wierzbno albo Międzyrzecz.
    Nasza dzisiejsza hybryda to droga do Międzyrzecza, ale za Głębokim wykonujemy zwrot w las do osady Kwiecie i dalej aż do Żółwina. W Żółwinie jesteśmy już na szosie prowadzącej do Stołunia i dalej poprzez Szarcz do Pszczewa. Luksusy nie trwały jednak długo. W Kuligowie zainteresował nas zbaczający w las czarny szlak rowerowy. Stosowna tablica informuje że prowadzi do odległego o ok 8 km. Pszczewa. Droga niemal doskonała, nie rozjeżdżona, ale chyba wrażliwa na suszę która w lecie zamieni ją w nieprzejezdne piaski. Po kilku kilometrach mijamy kilka domów w lesie. Mapa wyjaśnia że domy znajdują się na skraju pól, a osada nazywa się Marianowo.  Mieszkańcy Marianowa na codzień korzystają z innej wygodniejszej drogi łączącej osadę z Kuligowem.
   My kontynuujemy jazdę obranym szlakiem. Ku naszemu zdziwieniu w środku lasu wyjeżdżamy na świeżutko zbudowaną, prosto z pod igły leśną autostradę. Przy okazji wyjaśniło się dokąd prowadzi droga której budowę zauważyłem jesienią jadąc z Policka do Pszczewa. Przez kilka kilometrów jazda była komfortowa, brakowało jedynie oznakowania szlaku zlikwidowanego chyba wraz z drzewami wyciętymi podczas budowy. Oznakowanie szlaku pojawiło się wraz z końcem wygód, kiedy nowiutka droga ponownie przeszła w zwykłą "starą" leśną drogą.


        Pewne kłopoty z oznakowaniem były również po przekroczeniu linii kolejowej z Międzyrzecza do Międzychodu. Wszystkie drogi za przejazdem wyglądają na jednakowo uczęszczane, brakuje tylko znaków szlaku. Wybieramy na czuja drogę po prawej stronie torów i wybór okazał się trafny. Upewnia nas w tym spojrzenie za plecy, wtedy widać oznakowanie przeznaczone dla podróżujących w przeciwnym kierunku. Droga wyprowadza nas z lasu obok figury św. Huberta na przedpolach Pszczewa. Pojawia się nawet asfalt. Do Pszczewa wjeżdżamy obok mogiły żołnierzy napoleońskich zmasakrowanych w 1813 r. przez kozaków atamana Płatowa.


Św. Hubert


Kapliczka przy czarnym szlaku, swoją formą odbiega od większości kapliczek w okolicy

   Pszczew opisywałem już wielokrotnie. Żeby się nie powtarzać, dla ewentualnych zainteresowanych trochę informacji o miejscach do zobaczenia w Pszczewie i okolicy w wpisach z moich poprzednich wypraw:
http://jorg.bikestats.pl/1390492,Pszczew-i-Gora-Trebacza-w-Zielomyslu.html
http://jorg.bikestats.pl/1409104,Pszczew-i-Silna.html






   Nadszedł czas na kolejny punkt, Trzciel. Indywidualnie miałbym inny pomysł na dalszą drogę, dziś chciałem jednak pokazać Jaśkowi miejsce gdzie 01.09.1939 poległ pogranicznik, plutonowy Antoni Paluch. Pochodzący z pobliskiego Trzciela plutonowy Paluch jest jedną z pierwszych ofiar II wojny światowej. Feralnej nocy pełnił służbę na miejscowym przejściu przy drodze do Silnej. Widząc zbliżający się oddział Wermachtu oddał strzał ostrzegawczy. W odpowiedzi został ostrzelany. Zginął od postrzału w głowę. Jako byłego żołnierza armii kajzerowskiej Niemcy pozwolili pochować go na cmentarzu w Silnej, dopiero po wojnie jego prochy zostały przeniesione do rodzinnego Trzciela. Los pozostałych pograniczników z tego przejścia pozostaje nieznany.  Dziś przy drodze jest w tym miejscu tematyczny parking leśny.


     Z Silnej dalsza droga miała przebiegać wzdłuż niebieskiego szlaku i przez Jabłonkę do prawobrzeżnej części Trzciela. Zmylił nas drogowskaz w Silnej. Koniec końców pokazały się zielone znaki. Kładąc zmianę barwy na objawy daltonizmu jedziemy, a drogowskazy co jakiś czas upewniają że kierunek jest dobry. Podejrzeń że nie jest tak dobrze nabrałem dopiero kiedy droga wyprowadziła nas na most na Obrze. Przecież Obra miała być dopiero w Trzcielu. Mapa wszystko wyjaśnia, to nie wada wzroku, trochę nas zniosło a szlak zielony to nie niebieski. Nasza droga jednak również doprowadzi Trzciela.


   Sam Trzciel słynie z wikliniarstwa. Miasto jako jedność w obecnych granicach funkcjonuje od XIX w. Wcześniej na obydwu brzegach Obry istniały dwa oddzielne miasteczka. W latach dwudziestych granica wersalska podzieliła je ponownie. Tym razem zostało podzielone wzdłuż linii kolejowej pozostawiając zachodnią część z śródmieściem w Niemczech, natomiast sama linia kolejowa z wschodnią częścią miasta przypadła Polsce. Linia graniczna została wytyczona tak kuriozalnie że czasem domy i przylegające do nich zagrody leżały po obydwu stronach granicy. Jaskrawym przykładem był dom i warsztat mistrza wikliniarskiego Alberta Konopki chętnie wykorzystywany przez niemiecką propagandę do jej wyśmiewania. Próbką takiej propagandy jest ta wygrzebana w sieci pocztówka z zbiorów p. Brożka , dziennikarza Gazety Lubuskiej.


Propagandowa niemiecka pocztówka pokazująca absurdy popełnione przy wytyczaniu granicy wersalskiej

   Z Trzcielem związana jest również historia sprowadzenia do Europy sadzonek odmiany wikliny- wierzby amerykańskiej. W 1885 r. sprowadził ją z Ameryki Północnej pochodzący z Trzciela mistrz wikliniarski Ernst Hoedt. Ponieważ władze amerykańskie nie pozwalały wywozić sadzonek legalnie Hoedt uciekł się do podstępu wyplatając kosze z świeżych pędów wikliny. Przywiezione kosze posłużyły do uzyskania z nich sadzonek i założenia w okolicy Trzciela pierwszej plantacji. Odmiana przyjęła się w naszym klimacie znakomicie i rozprzestrzeniła w Polsce i Europie. Obecnie odmiana ta zajmuje 70% powierzchni wszystkich upraw wikliny.




   Tymczasem zrobiło się już głębokie popołudnie, czas wracać do domu. Do Międzyrzecza prowadzi 24 km świetnej szosy przez Siercz i Bobowicko. Taki powrót byłoby jednak zbyt łatwy, my swoją drogę udziwniamy skręcając w Sierczu  w wyboistą drogę do Bukowca. W Bukowcu kolejne udziwnienie, zbaczamy jeszcze do Wyszanowa. Dopiero Wyszanowo nie pozwala na dalsze dziwactwa. Pozostaje do wyboru droga naprzód do Międzyrzecza, lub powrót do Bukowca i również do Międzyrzecza. Zapada zmrok, zatem decyzja - kierunek naprzód, na Międzyrzecz.
    Dalsza droga to już tylko szybka jazda do domu, a jedyne postoje to te na światłach w Międzyrzeczu.




Rower: Dane wycieczki: 104.30 km (26.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Bobowicko, Pszczew

Sobota, 12 grudnia 2015 | dodano: 12.12.2015Kategoria gm. Pszczew, gm. Miedzyrzecz

   Dziś wybrałem się do Bobowicka. Za poprzednich pobytów nigdy się tu nie zatrzymywałem.
  Jest to wieś o średniowiecznej metryce, położona nad jeziorem, odległa od Międzyrzecza o kilka kilometrów. W średniowieczu pełniła funkcje obronne chroniąc szlak handlowy prowadzący z Poznania na zachód. Fragmenty średniowiecznej wieży obronnej wielkopolskiego rodu rycerskiego Samsonów-Watów podobno są widoczne w piwnicach pałacu. W XVI w. za sprawą kolejnego właściciela Jerzego Nadelewicza Kręskiego Bobowicko stało się jednym z ważniejszych ośrodków arian. Po wypędzeniu arian z Polski, drogą rodzinnych sukcesji należało kolejno do miejscowych rodów Seydlitzów, Kalckreuthów i Dziembowskich. Dziembowscy opuścili wioskę dopiero w 1945 r.
     Na szerokim, wysokim cyplu wcinającym się w jezioro stoi zespół budynków dawnej rezydencji właścicieli. Właśnie ta rezydencja była powodem dla którego się tu zatrzymałem. Pomimo tego że jest opuszczona i powoli niszczeje ma swojego właściciela. Bramy są pozamykane, a stosowne tablice informują że wstęp na teren jest zabroniony i grozi spotkaniem z złymi psami. Nie mam pojęcia jak można legalnie wejść na teren posesji. Ja pod pałac przedostałem się przez jedyne niezagrodzone miejsce, ledwie widoczną ścieżką nad jeziorem.
    Pierwszą budowlą którą widać przy mojej drodze jest dawna oficyna dworska, tzw. „stary dworek”. Jest to XVIII wieczna budowla o konstrukcji ryglowej. Siły grawitacji pokonały już najsłabszą część budynku, reszta trzyma się resztkami sił.
 

Oficyna dworska.

   Dalej ścieżka prowadzi wzdłuż wysokiego muru oporowego do cypelka przed tarasem pałacu. Przy jednej z ścian szczytowych znajdują się XVIII i XIX wieczne nagrobki, na wszystkich widnieje nazwisko Dziembowski. Zostały tutaj przeniesione (prawdopodobnie z troski o to, by nikt ich nie rozbił) z cmentarzyka rodowego. Obok można byłoby przedostać się na podwórze pałacowe. Zniechęcają do tego dwa widoczne ujadające Brysie i kolejne które słychać gdzieś w tle. Zerknąłem tylko z ukosa na fasadę pałacu z umieszczonym w tympanonie herbem Dziębowskich – Pomianem i wycofałem się przez chaszcze do dziury przez którą się tu wdarłem.
















    Żeby nie wracać tą samą drogą którą tu dotarłem kontynuuję jazdę do Pszczewa. Jest już zbyt późno aby zabawiać się w zwiedzanie miasteczka, wstąpiłem tylko na teren przykościelny. W kościele trwało jakieś nabożeństwo. Z starego cmentarza za kościołem zachowało się tylko kilka nagrobków – m.in. zasłużonego pszczewskiego proboszcza Władysława Enna, jego następcy Leona Fischboka i dwóch powstańców styczniowych – Melchiora oraz Macieja Górnych. Enna i Fischboka można znaleźć w Google, natomiast o Górnych nie ma wzmianki. Nie ustaliłem czy byli to bracia, czy ojciec z synem.


Nagrobki księży: Enna i Fischboka.


Nagrobki  Melchiora i Macieja Górnych.

   Do Skwierzyny wracam kombinowaną drogą przez Stołuń, omijając Szarcz skrótem nad jeziorem, skrótem obok folwarku Helena w Dziubilewie do Lubikowa, i dalej tradycyjnie do Rokitna. Ze względu na zapadający zmrok od Rokitna rezygnuję z dróg terenowych na rzecz szosy z TIR-ami za plecami.
   Tradycyjnie, podobnie jak w ubiegłym tygodniu przed samymi drzwiami domu dopadł mnie deszcz.



Rower: Dane wycieczki: 66.41 km (12.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)