- Kategorie:
- gm. Bledzew.64
- gm. Brójce.3
- gm. Deszczno.15
- gm. Miedzyrzecz.62
- gm. Przytoczna.38
- gm. Pszczew.35
- gm. Santok.34
- gm. Skwierzyna.32
- Gorzów.27
- kierunek Kostrzyn.9
- Lubniewice.21
- Łagów.10
- MRU.52
- Nowa Ameryka.1
- okolice Trzciela.18
- ponad 100 km.196
- ponad 200 km.7
- pow. gorzowski.19
- pow. międzychodzki.51
- pow. nowotomyski.4
- pow. słubicki.5
- pow. strzelecko-drezdenecki.32
- pow. sulęciński.67
- pow. świebodziński.28
- Poznań.4
- Puszcza Drawska.8
- Puszcza Gorzowska.8
- Puszcza Notecka.65
- Puszcza Rzepińska.5
- Rodzinne strony.7
- Stare nekropolie i mauzolea.13
- Szamotuły.1
- Wielkopolska.43
- Zachodniopomorskie.10
- Zbąszynek.2
Goruńsko
Piątek, 18 marca 2016 | dodano: 18.03.2016Kategoria gm. Bledzew
Kilka dni temu byłem wieczorem w Goruńsku. Po powrocie obiecałem czytelnikom mojego bloga że odwiedzę Goruńsko o wcześniejszej porze i postaram sie pokazać grobowce rodzin Bukowieckich i ich następców Büttnerów.
Dziś miałem okazję ponownie pojechać do Goruńska. Na wycieczkę zabrał się zemną Janusz N.
O budowniczym grobowca majorze Auguście Bukowieckim wspominałem w swoim wcześniejszym wpisie. August Bukowiecki urodził się w pobliskiej Chycinie z innej gałęzi Bukowieckich. Jego rodzinna Chycina po śmierci ojca została podzielona pomiędzy spadkobierców i ostatecznie na początku XIX w. sprzedana rodzinie Kalkreuthów. August ponownie pojawił się w okolicy Chyciny po roku 1842 kiedy to po swoim dalekim bezpotomnym krewnym, Jerzym Bogusławie Bukowieckim odziedziczył Goruńsko.
Po przejęciu Goruńska wybudował właśnie ten grobowiec o którym jest mowa. W nowym grobowcu zostali pochowani Jerzy Bogusław i jego zmarłe wcześniej dzieci. Sam August po swojej śmierci w 1856 również został tutaj pochowany. Zaledwie o kilka tygodni przeżył ojca kolejny lokator grobowca, Bernard Bukowiecki.
Grobowiec rodzinny Bukowieckich. Część otynkowana to współczesna dobudówka
Widok całości skutecznie zasłaniają świerki
Po śmierci majora majątek przypadł żonie i sześciorgu pozostałym przy życiu dzieciom Augusta. Żona majora zmarła w 1862 r, a rodzina postanowiła sprzedać majątek i pieniądze rozdzielić. Nowym właścicielem został Gustaw Herman Büttner z Berlina. Nabywca zobowiązał się pozostawić w stanie nienaruszonym znajdujący się na jego dobrach rodowy grobowiec poprzednich właścicieli. Grobowiec przetrwał w tym stanie do 1945 r. kiedy to komorę grobową zasypano, a prowadzący do niej otwór zamurowano. Odtąd zaczął pełnić rolę kaplicy, którą w latach osiemdziesiątych rozbudowano do obecnych rozmiarów.
Nowy właściciel również wybudował na pobliskim wzgórzu monumentalny grobowiec dla swojej rodziny . Od wioski do popadającego w ruinę mauzoleum prowadzi aleja okazałych dębów.
Dębowa aleja prowadząca do mauzoleum Büttnerów

Niszczejący grobowiec Büttnerów
W drodze do Goruńska przejeżdżaliśmy przez Stary Dworek. Za mostem na Obrze ma swoją plenerową pracownię miejscowy artysta rzeźbiący w drewnie. Mówię o plenerze gdyż dziś tworzył swoje dzieła dosłownie na brzegu rzeki. Przejeżdżając obok wdaliśmy się z nim w krótką pogawędkę i zrobiłem kilka zdjęć. Do Bledzewa jedziemy kierując się za mostem fortecznym w leśną drogę do dawnego młyna nad Tymianą. Obecnie trwa tam zrąb, stąd droga rozjeżdżona przez sprzęt drwali i samochody odbierające drewno. Chwilowo odradzam korzystanie z tego szlaku.


Dom i pracownia artysty

Trochę reklamy.
Żeby nie iść na łatwiznę powrót do Skwierzyny zrobiliśmy drogą kilkakrotnie dłuższą jadąc przez Międzyrzecz.
Rower:
Dane wycieczki:
56.37 km (10.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Elektrownia w Bledzewie
Środa, 16 marca 2016 | dodano: 16.03.2016Kategoria gm. Bledzew
Pięknej popołudniowej pogody szkoda było zmarnować na przesiadywanie w domu. Adam usprawnił swój pojazd, a wczoraj się przyznał że jeszcze nie był przy elektrowni w Bledzewie. Pora naprawić ten brak. Namówiłem go na przejażdżkę nad zalew, a potem jeszcze na parę dodatkowych kilometrów po okolicznych polach.
Dziś mieliśmy szczęście, furtka przy bramie na teren obiektu była niezamknięta. Udając że nie widzimy wypisanego wołowymi literami zakazu wstępu zjeżdżamy pod zaporę. Hydroelektrownia w Bledzewie należy prawdopodobnie do jednej najstarszych pracujących w Polsce. Oficjalnie pracuje niemal nieprzerwanie od 1911 r., ale już pod koniec 1910 pracowały w niej dwa pierwsze hydrogeneratory. To już ponad wiek, a staruszka nadal jest krzepka i pełna wigoru. Moc elektrowni wynosi 1,5 MW.
Kilka lat temu miałem okazję być w wnętrzu. Proszę mi wierzyć że oprócz jednego wszystkie pozostałe generatory są rówieśnikami elektrowni. Energetycy zgromadzili w wnętrzu trochę starego zabytkowego osprzętu. Przy odrobinie szczęścia warto tam zajrzeć.
Oryginalna budowla za sprawą czerwonego dachu i nietypowej dla takich obiektów wieżyczki przypomina trochę zamczysko.
Elektrownia - widok od dolnej wody. Poziom za tamą jest wyższy o około 8 m.

Widok od strony górnej wody
Rower:
Dane wycieczki:
30.55 km (7.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Goruńsko i Zemsko
Wtorek, 15 marca 2016 | dodano: 16.03.2016Kategoria gm. Bledzew
Na dzisiejszy popołudniowy wyjazd nie było chętnych. Januszek chyba dostał od małżonki jakieś pilne zadania do wykonania, w każdym razie do soboty wykręca się od wszelkich wyjazdów. A rower Adama przed wyjazdem uległ awarii. Usterka błaha ale z dzisiejszego wyjazdu nici.
Zatem jadę sam. Plany jak zwykle przekraczają możliwości czasowe. Chciałem dotrzeć przez Goruńsko do Templewa i wrócić przez Nową Wieś i Sokolą Dąbrowę. Już w Goruńsku było widać że znów się przeliczyłem i teraz mam trzy możliwości; kontynuwać jazdę w zamierzonym kierunku ryzykując jazdę nocną, zawrócić i połowę drogi powrotnej wykonać przy resztkach dziennego światła, i możliwość trzecia pośrednia – dotrzeć brukowaną drogą przez goruńską kolonię rolniczą do Sokolej Dąbrowy i dopiero stamtąd popedałować do domu. Wybrałem trzecią i w efekcie ciemności dopadły mnie jeszcze kilka kilometrów przed Bledzewem.
Wyjeżdżając z Skwierzyny zamierzałem zatrzymać się dłużej przy kaplicy w Goruńsku. Niestety było zbyt późno i zbyt ciemno na zdjęcia. Co do samej kaplicy- dwuczęściowa, nowsza część powstała chyba w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, dobudowana do starszej części, kaplicy-grobowca rodu Bukowieckich. Budowniczy grobowca major August Bukowiecki był niezwykle barwną postacią; Początkowo był oficerem pruskich dragonów, później w armii Księstwa Warszawskiego. Udziału w wyprawie na Moskwę omal nie przepłacił życiem. Był w swoim życiu również starostą wyżyskim. W swoim poznańskim mieszkaniu udzielał schronienia uchodźcom z Królestwa Kongresowego min. Słowackiemu i Lenartowiczowi. Prywatnie był teściem znanego XIX wiecznego poznańskiego dziennikarza i literata Marcelego Motty który spisał jego biografię. Postaram się kiedyś pokazać tę kaplicę i przy okazji pobliskie mauzoleum rodziny Büttner
Natomiast przejeżdżając przez Zemsko zatrzymałem się na chwilę pod miejscowym kościołem. Kiedyś przy okazji szukania śladów po bledzewskich cystersach znalazłem na jego temat kilka informacji. Stojący w centrum wsi klasycystyczny budynek kościoła wprawdzie nie został zbudowany przez cystersów, ale jednak pewien związek z nimi ma. Obecna budowla powstała dwuetapowo. Starszą częścią jest wieża dobudowana w 1836 r. do wcześniejszego drewnianego kościoła. Było to w rok po kasacie zakonu. Natomiast nawa i prezbiterium powstały w końcowych latach XIX wieku po wyburzeniu pozostałego po cystersach drewnianego budynku kościoła. Panował wtedy chyba jakiś boom budowlany, spora część obecnej wioskowej zabudowy również pochodzi z tego okresu. W październiku ubiegłego roku miałem okazję przebywać w wnętrzu świątyni. W przedsionku zachowała się siedemnastowieczna rzeźba, przedstawiająca Matkę Boską z Dzieciątkiem oraz krucyfiks ludowy z drugiej połowy XVIII wieku.
W Zemsku nie ma również klasycznego kriegerdenkmala. Zamiast tradycyjnego obelisku lub innego pomnika ufundowano tablicę poświęconą pamięci poległych na frontach I wojny światowej mieszkańców Zemska która zachowała się w kościele
Oto kilka fotografii związanych z świątynią:

Kościół w Zemsku




I parę zdjęć z wnętrza
Rower:
Dane wycieczki:
38.79 km (4.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pszczew i dwie góry
Niedziela, 13 marca 2016 | dodano: 13.03.2016Kategoria gm. Pszczew
Dosyć systematycznie śledzę blog pszczewskiego leśniczego. W swoim ostatnim wpisie wspomniał o pszczewskiej Górze Wysokiej, polodowcowym wzgórzu nad Jeziorem Chłop. W Pszczewie po raz pierwszy byłem kilkanaście lat temu z wizytą u mieszkającego tam kuzyna żony, od tego czasu miasteczko mnie zauroczyło. Chociaż Pszczew formalnie jest wsią, faktycznie ma charakter małego miasteczka. Obecnie jeżdżę w tamte okolice co najmniej kilkanaście razy w roku, ale poza pszczewski rynek na drugą stronę miasteczka wypuściłem się dopiero kilka razy. Ostatni raz byłem tam zaledwie tydzień temu, przejeżdżałem nawet u podnóża wspomnianej góry ale jakoś nie przyszło mi do głowy aby sprawdzić na mapie czy nosi jakąś nazwę i czy coś na jej temat znajdę w internecie.
Już za moich dawniejszych odwiedzin w Pszczewie wypatrzyłem obok dawnej rezydencji biskupów poznańskich drogowskaz kierujący do wieży widokowej nad Jeziorem Chłop. Wieże i widoki z ich tarasów od zawsze mnie ciekawią i byłbym przy niej już tydzień temu gdyby nie towarzyszący mi cyklista Janusz N. Chciałem mu pokazać inne ciekawe miejsca i wieżę trzeba było ominąć.
Po przeczytaniu wpisu na blogu p. Jarka pojawiła się koncepcja ustrzelenia za jednym strzałem dwóch zajęcy, odszukania wieży i odszukania ścieżki edukacyjnej na Górę Wysoką. Brałem jeszcze pod uwagę odwiedzenie pszczewskiej leśniczówki, a to za sprawą publikacji "Wokół Pszczewskiej Góry" autorstwa jej lokatora p. Jarosława Szałaty. Nie chciałem jednak być nachalny i w niedzielę leśniczówkę odpuściłem.
Ponieważ wczoraj uzgodniłem z żoną że Bogu oddamy co boskie dopiero wieczorem miałem do dyspozycji całą niedzielę. W drogę ze mną wybiera się dziś również kolega Janusz N. Na początek jedziemy do wieży widokowej na Górze Trębacza w Zielomyślu. O Zielomyślu, o samej Górze Trębacza i legendzie o szwedzkim trębaczu już kiedyś wspominałem w swoich wcześniejszych wpisach. W podziwianiu widoków przeszkadzała dziś lekka mgiełka, chociaż miało to też swój urok.

Góra Trębacza

Zielomyśl

Przy drogowskazie do DPS-u w Szarczu
W Zielomyślu robimy kilkuminutową przerwę na rozdrożu dla zdjęć przy rzeźbie trębacza i ruszamy w dalszą drogę. Przy wjeździe do Pszczewa naszą uwagę zwraca cmentarz, a właściwie dwa żeliwne krzyże nagrobne. Spotykam czasem takie przy pochówkach z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX stulecia. Podobne stoją na starym cmentarzu przy pszczewskim kościele na grobach powstańców styczniowych; Melchiora i Macieja Górnych.
Nie zdążyłem odszukać leśniczówki i początku ścieżki na Górę Wysoką ponieważ Januszek wyrwał się do przodu i od razu wpakował się na zielony szlak prowadzący do drugiej z wież widokowych, tej nad jeziorem. Trzeba go dogonić więc w duchu pożegnałem się już z odszukaniem szlaku i wejściem na górę, ale wynagradzają to widoki z drogi nad brzegiem jeziora.
Górę Wysoką prawdopodobnie też zdobyliśmy, a jeżeli chybiliśmy z szczytem to naprawdę niewiele. Wydaje się że znajduje się on w pobliżu miejsca gdzie od naszego szlaku odbija stroma droga do ławeczek umieszczonych na kulminacji wzniesienia. Widok na jezioro wspaniały, chociaż perspektywę ogranicza szpaler drzew.
Natomiast sama wieża, a w zasadzie widok z jej platformy mnie rozczarował. Wieża jest bliźniaczo podobna do wieży z Góry Trębacza, nawet ma porównywalna wysokość tj. ok. 18,5 m. Po wdrapaniu się na platformę widokową okazuje się jednak że zamiast rozległego widoku na jezioro możemy podziwiać tylko wierzchołki pobliskich sosen. Szkoda że nie dobudowano jeszcze jednej kondygnacji.
Wieża nad Jeziorem Chłop. Zbocza pagórka zryte okopami. Tędy przebiegała linia pozycji przesłaniających MRU. Pewnie udałoby się w okolicy odnaleźć również jakieś pojedyncze bunkry.
Do Pszczewa wracamy drogą poprowadzoną z drugiej strony góry, obok Jeziora Proboszczowskiego. Tam natrafiamy również na tablice i znaki szlaku edukacyjnego niestety trasa prowadzi trochę pod włos w stosunku do naszego kierunku jazdy. Trzeba chwilowo zrezygnować z bliższego zapoznania się oficjalnym szlakiem na szczyt wzgórza.

Proboszczowskie

Januszka w ubiegłym tygodniu zainteresował silnik parowy który kiedyś napędzał maszyny w pszczewskim tartaku. Podarowany gminie stoi na placyku u podnóża kościelnego pagórka. Jedziemy do maszyny, ale stamtąd już najwyższy czas wracać do Skwierzyny. Kierujemy się na Stołuń i dalej drogami gruntowymi pod Rokitno. Stąd do domu to tylko rzut beretem. Po raz pierwszy od bardzo dawna zjawiłem się w domu grubo przed zmrokiem.
Rower:
Dane wycieczki:
71.25 km (38.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Przytocznej
Czwartek, 10 marca 2016 | dodano: 10.03.2016
Dzisiejszy wyjazd sprowokował Adam Cz. swoimi pytaniami o popołudniowe plany. Zrobiliśmy sobie przedwieczorną wycieczkę do Przytocznej. Poza niezbędnym minimum staraliśmy się trzymać szutrowych dróg terenowych. Wybierając się w tamtym kierunku lubię z nich korzystać. W swojej znakomitej większości są nieźle utrzymane i stanowią ciekawszą, bezpieczniejszą alternatywę dla ruchliwej i pozbawionej poboczy DK24. Trasę tą przemierzyłem już tyle razy że właściwie trudno o niej powiedzieć coś nowego.
Rower:
Dane wycieczki:
35.24 km (17.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Świętego Wojciecha
Wtorek, 8 marca 2016 | dodano: 08.03.2016
Jeszcze raz udało mi się namówić Adama Cz. na przedwieczorny wypad w teren. Januszek dziś wyłgał się jakimiś pracami w domu.
My natomiast ruszamy w drogę. Początkowo jedziemy w kierunku Zemska. W Zemsku porzucamy szosę i jadąc lasami wzdłuż Obry mamy zamiar dotrzeć do tytułowego Świętego Wojciecha. Wcześniej jednak trzeba dojechać do Gorzycy. Jest to niemal ta sama trasa którą jeżdżę do Mostu Bieruta. W Gorzycy otwierają się trzy możliwości kontynuowania dalszej podróży: jazda lewym brzegiem Obry, jazda prawym brzegiem lub jazda szosą. Chciałem Adamowi pokazać pewien kamień nad Obrą dlatego pojechaliśmy brzegiem prawym. Pomnik-kamień znajduje się mniej więcej na 18 km. naszej podróży. Pisałem o nim na blogu w ubiegłym roku więc dziś nie będę się powtarzał. Zainteresowani mogą zobaczyć co miałem do powiedzenia na jego temat pod http://jorg.bikestats.pl/1280695,Gorzyca.html .
Z lasu wydostaliśmy się w okolicy strzelnicy wojskowej w Świętym Wojciechu. Przy strzelnicy podejrzliwie przyglądał się nam zmotoryzowany patrol ochrony obiektu. Dali spokój widząc dwóch cyklistów skręcających do wsi, wzięli nas widocznie za zabłąkanych turystów. W Świętym Wojciechu króciutka wizyta u mamy Adama i szybki powrót do Skwierzyny. Tak szybki że jeszcze zdążyłem rzutem na taśmę zrobić zakupy w Biedronce.
Myślę że może jeszcze raz uda się gdzieś wyskoczyć w ciągu tygodnia, natomiast weekend chyba tym razem spędzę rodzinnie. A ja już zbierałem informacje o pruskich koszarach w lesie pod Rogozińcem. Koszary zostały zbudowane za francuskie pieniądze z reparacji wojennych po przegranej wojnie 1870 r. Dziś w tym kompleksie mieści sie technikum leśne. Koszary i okolica miały być rdzeniem najbliższego sobotniego wyjazdu.
Rower:
Dane wycieczki:
44.57 km (15.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Puszczę Notecką
Poniedziałek, 7 marca 2016 | dodano: 07.03.2016
Na temat dzisiejszego wypadu mogę powiedzieć tylko tyle że miał miejsce, i był z kategorii wyjazdów spacerowych. Na przejażdżkę skrzyknąłem moich kompanów od ostatnich eskapad czyli Januszka N. i Adama Cz.
Jazda odbyła się szlakiem przemierzonym wielokrotnie w tę i we w tę. Wystartowaliśmy po godz. 17, więc trzeba było się sprężyć aby wydostać się z lasu zanim zapadnie zmrok. A ponieważ po wczorajszym deszczu na leśnych drogach zalega trochę błota niektóre odcinki wymagały więcej wysiłku niż zwykle.
Rower:
Dane wycieczki:
44.65 km (21.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trzciel
Sobota, 5 marca 2016 | dodano: 06.03.2016Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew, okolice Trzciela
Trochę dziś zaspałem i wszystkie plany na sobotni poranek uległy przesunięciu. Efekt wyjazdu jest jednak nie najgorszy; ponad 100 km na liczniku i odwiedziłem rowerem ostatnią stolicę gminy położoną na przeciwległym krańcu naszego powiatu. W Trzcielu wprawdzie już kiedyś byłem, ale bez wysiłku, samochodem i tylko przejazdem.
Jeszcze w środku tygodnia rozmawiałem z Januszkiem N. o sobotnich planach, stwierdził że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie całodniowej wycieczce. Dziś rano spotkałem go w sklepie i klamka zapadła. Wyjazd będzie do Pszczewa, a potem Trzciel i powrót do domu. Daje to ok 100 km i powinno na sobotę wystarczyć.
Istniejąca sieć dróg powoduje że z Skwierzyny do Pszczewa nie da się dojechać bezpośrednio, trzeba stosować jakieś hybrydowe połączenia dróg gruntowych z szosami lub korzystać z połączeń przez Wierzbno albo Międzyrzecz.
Nasza dzisiejsza hybryda to droga do Międzyrzecza, ale za Głębokim wykonujemy zwrot w las do osady Kwiecie i dalej aż do Żółwina. W Żółwinie jesteśmy już na szosie prowadzącej do Stołunia i dalej poprzez Szarcz do Pszczewa. Luksusy nie trwały jednak długo. W Kuligowie zainteresował nas zbaczający w las czarny szlak rowerowy. Stosowna tablica informuje że prowadzi do odległego o ok 8 km. Pszczewa. Droga niemal doskonała, nie rozjeżdżona, ale chyba wrażliwa na suszę która w lecie zamieni ją w nieprzejezdne piaski. Po kilku kilometrach mijamy kilka domów w lesie. Mapa wyjaśnia że domy znajdują się na skraju pól, a osada nazywa się Marianowo. Mieszkańcy Marianowa na codzień korzystają z innej wygodniejszej drogi łączącej osadę z Kuligowem.
My kontynuujemy jazdę obranym szlakiem. Ku naszemu zdziwieniu w środku lasu wyjeżdżamy na świeżutko zbudowaną, prosto z pod igły leśną autostradę. Przy okazji wyjaśniło się dokąd prowadzi droga której budowę zauważyłem jesienią jadąc z Policka do Pszczewa. Przez kilka kilometrów jazda była komfortowa, brakowało jedynie oznakowania szlaku zlikwidowanego chyba wraz z drzewami wyciętymi podczas budowy. Oznakowanie szlaku pojawiło się wraz z końcem wygód, kiedy nowiutka droga ponownie przeszła w zwykłą "starą" leśną drogą.

Pewne kłopoty z oznakowaniem były również po przekroczeniu linii kolejowej z Międzyrzecza do Międzychodu. Wszystkie drogi za przejazdem wyglądają na jednakowo uczęszczane, brakuje tylko znaków szlaku. Wybieramy na czuja drogę po prawej stronie torów i wybór okazał się trafny. Upewnia nas w tym spojrzenie za plecy, wtedy widać oznakowanie przeznaczone dla podróżujących w przeciwnym kierunku. Droga wyprowadza nas z lasu obok figury św. Huberta na przedpolach Pszczewa. Pojawia się nawet asfalt. Do Pszczewa wjeżdżamy obok mogiły żołnierzy napoleońskich zmasakrowanych w 1813 r. przez kozaków atamana Płatowa.

Św. Hubert

Kapliczka przy czarnym szlaku, swoją formą odbiega od większości kapliczek w okolicy
Pszczew opisywałem już wielokrotnie. Żeby się nie powtarzać, dla ewentualnych zainteresowanych trochę informacji o miejscach do zobaczenia w Pszczewie i okolicy w wpisach z moich poprzednich wypraw:
http://jorg.bikestats.pl/1390492,Pszczew-i-Gora-Trebacza-w-Zielomyslu.html
http://jorg.bikestats.pl/1409104,Pszczew-i-Silna.html
Nadszedł czas na kolejny punkt, Trzciel. Indywidualnie miałbym inny pomysł na dalszą drogę, dziś chciałem jednak pokazać Jaśkowi miejsce gdzie 01.09.1939 poległ pogranicznik, plutonowy Antoni Paluch. Pochodzący z pobliskiego Trzciela plutonowy Paluch jest jedną z pierwszych ofiar II wojny światowej. Feralnej nocy pełnił służbę na miejscowym przejściu przy drodze do Silnej. Widząc zbliżający się oddział Wermachtu oddał strzał ostrzegawczy. W odpowiedzi został ostrzelany. Zginął od postrzału w głowę. Jako byłego żołnierza armii kajzerowskiej Niemcy pozwolili pochować go na cmentarzu w Silnej, dopiero po wojnie jego prochy zostały przeniesione do rodzinnego Trzciela. Los pozostałych pograniczników z tego przejścia pozostaje nieznany. Dziś przy drodze jest w tym miejscu tematyczny parking leśny.

Z Silnej dalsza droga miała przebiegać wzdłuż niebieskiego szlaku i przez Jabłonkę do prawobrzeżnej części Trzciela. Zmylił nas drogowskaz w Silnej. Koniec końców pokazały się zielone znaki. Kładąc zmianę barwy na objawy daltonizmu jedziemy, a drogowskazy co jakiś czas upewniają że kierunek jest dobry. Podejrzeń że nie jest tak dobrze nabrałem dopiero kiedy droga wyprowadziła nas na most na Obrze. Przecież Obra miała być dopiero w Trzcielu. Mapa wszystko wyjaśnia, to nie wada wzroku, trochę nas zniosło a szlak zielony to nie niebieski. Nasza droga jednak również doprowadzi Trzciela.

Sam Trzciel słynie z wikliniarstwa. Miasto jako jedność w obecnych granicach funkcjonuje od XIX w. Wcześniej na obydwu brzegach Obry istniały dwa oddzielne miasteczka. W latach dwudziestych granica wersalska podzieliła je ponownie. Tym razem zostało podzielone wzdłuż linii kolejowej pozostawiając zachodnią część z śródmieściem w Niemczech, natomiast sama linia kolejowa z wschodnią częścią miasta przypadła Polsce. Linia graniczna została wytyczona tak kuriozalnie że czasem domy i przylegające do nich zagrody leżały po obydwu stronach granicy. Jaskrawym przykładem był dom i warsztat mistrza wikliniarskiego Alberta Konopki chętnie wykorzystywany przez niemiecką propagandę do jej wyśmiewania. Próbką takiej propagandy jest ta wygrzebana w sieci pocztówka z zbiorów p. Brożka , dziennikarza Gazety Lubuskiej.

Propagandowa niemiecka pocztówka pokazująca absurdy popełnione przy wytyczaniu granicy wersalskiej
Z Trzcielem związana jest również historia sprowadzenia do Europy sadzonek odmiany wikliny- wierzby amerykańskiej. W 1885 r. sprowadził ją z Ameryki Północnej pochodzący z Trzciela mistrz wikliniarski Ernst Hoedt. Ponieważ władze amerykańskie nie pozwalały wywozić sadzonek legalnie Hoedt uciekł się do podstępu wyplatając kosze z świeżych pędów wikliny. Przywiezione kosze posłużyły do uzyskania z nich sadzonek i założenia w okolicy Trzciela pierwszej plantacji. Odmiana przyjęła się w naszym klimacie znakomicie i rozprzestrzeniła w Polsce i Europie. Obecnie odmiana ta zajmuje 70% powierzchni wszystkich upraw wikliny.


Tymczasem zrobiło się już głębokie popołudnie, czas wracać do domu. Do Międzyrzecza prowadzi 24 km świetnej szosy przez Siercz i Bobowicko. Taki powrót byłoby jednak zbyt łatwy, my swoją drogę udziwniamy skręcając w Sierczu w wyboistą drogę do Bukowca. W Bukowcu kolejne udziwnienie, zbaczamy jeszcze do Wyszanowa. Dopiero Wyszanowo nie pozwala na dalsze dziwactwa. Pozostaje do wyboru droga naprzód do Międzyrzecza, lub powrót do Bukowca i również do Międzyrzecza. Zapada zmrok, zatem decyzja - kierunek naprzód, na Międzyrzecz.
Dalsza droga to już tylko szybka jazda do domu, a jedyne postoje to te na światłach w Międzyrzeczu.
Rower:
Dane wycieczki:
104.30 km (26.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rokitno, nietypową trasą
Piątek, 4 marca 2016 | dodano: 05.03.2016Kategoria gm. Przytoczna
Dobór dzisiejszej trasy odbył się na zasadzie "dokąd oczy poniosą". Wyjeżdżając musiałem spełnić tylko jeden warunek, przejechać przez Zemsko. Po załatwieniu sprawy pomyślałem o drodze do Rokitna przez Twierdzielewo. Zatem do czynu, kierunek Popowo. W Popowie zjeżdżam na drogi gruntowe, które opuszczę dopiero po 24 kilometrach w Skwierzynie na ul. Leśnej. Krótkie asfaltowe przerywniki miałem tylko w Rokitnie, Przytocznej i Nowej Niedrzwicy.

Droga gładka i aksamitna, ale niestety trzeba pokonać ten odcinek pieszo

Do początku XIX w gospodarzami w sanktuarium byli cystersi.

Brama wjazdowa, za bramą jak już wspomniałem centrum obsługi pielgrzymów i muzeum.

Do Przytocznej jadę polnymi drogami od strony kościółka-kaplicy stojącego w połowie drogi pomiędzy Rokitnem, a Lubikowem. Z Przytocznej do Nowej Niedrzwicy i dalej do Chełmska drogami szutrowymi. Natomiast w samym Chełmsku skusiłem się na boczną gruntową drogę prowadzącą z wioski do łąk nad Wartą w Skwierzynie. I to był błąd którego można było uniknąć, ale już nie chciało mi się go naprawiać i zawracać. Po raz drugi w dniu dzisiejszym trafiłem na nieprzejezdne piachy. Wcześniej pchałem rower tuż przed Twierdzielewem, ale planując jazdę tamtędy należy to traktować jako pewnik. Ktokolwiek jechał tamtędy to wie że równie dobrze może próbować jazdy w piaskownicy.
Dalsza jazda, aż do samego końca już bez przygód
Rower:
Dane wycieczki:
44.31 km (24.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Popowo i okolice
Czwartek, 3 marca 2016 | dodano: 03.03.2016
Przejażdżka z cyklu tych zrobionych dla samej przyjemności jazdy. Pomimo drobnego zgrzytu na starcie jechało się łatwo i przyjemnie. Myślę że dzisiejsza trasa będzie jeszcze przez jakiś czas wykorzystywana w środku tygodnia. Jest zamkniętą pętlą do zrobienia w 1,5 godziny a popołudnia o tej porze roku są jednak jeszcze zbyt krótkie na eksperymenty z większymi odległościami.
W wyjeździe towarzyszył mi A. Cz. Mieliśmy zamiar przejechać przez skrawek Puszczy Noteckiej do " Alexandersteina", obok kamienia zawrócić w drogę do Murzynowa i wrócić szosą. Czas do zmroku był na taką trasę obliczony na styk, powinniśmy zdążyć. Wskutek małego nieporozumienia w sprawie miejsca spotkania (identyczne nazwy potoczne, a miejsca różne) zmarnowaliśmy trochę czasu i wyjazd w puszczę stracił sens.
Dzisiejsza trasa to często powtarzane Popowo, Zemsko i Stary Dworek z pewnymi niewielkimi elementami udziwnień.
Rower:
Dane wycieczki:
30.92 km (8.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)















