blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2025 button stats bikestats.pl Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(8)

Moje rowery

Kross 75206 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Bledzew konieczność - reszta niekoniecznie

Wtorek, 14 czerwca 2016 | dodano: 14.06.2016

  Z powodów osobistych musiałem być dziś wieczorem w Bledzewie. To była konieczność. Powrót do domu również, ale niekoniecznie od razu i najkrótszą drogą. Wracając zboczyłem w drogi wśród pól. A tam przedwieczorny spokój, aż po horyzont zboża i inna zielenina (sorry horyzont ograniczają lasy, w końcu okolica w 70% zalesiona), szpalery przydrożnych drzew, zapachy zbóż. Odzywa się nostalgia za krainą dzieciństwa.  Aż się nie chce wracać między bloki miasteczka.
  W ogóle robię ten wpis tylko dla statystyki. W końcu przejechałem te trzydzieści parę kilometrów


Rower: Dane wycieczki: 33.45 km (8.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

W Puszczy Gorzowsko- Barlineckiej

Sobota, 11 czerwca 2016 | dodano: 12.06.2016Kategoria ponad 100 km, Puszcza Gorzowska

  Na sobotę zaplanowałem sobie wyjazd do Gorzowa i jak się uda to wyprawę do Barlinka. W Gorzowie miałem do odebrania wyniki badań, a potem do własnej dyspozycji całą resztę dnia. Tuż za Gorzowem dostałem informację że jest bardzo wskazane abym pojawił się w domu około siedemnastej. Z oczywistych przyczyn na Barlinek zabrakło czasu, ale pozwoliłem sobie trochę powałęsać się po otulinie Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego.
  Na początek miejsce które widziałem ponad rok temu – Marzęcin. Miejsce w lesie nad Kłodawką, kilka kilometrów za Mironicami gdzie do stycznia 1945 istniała spora wioska Marienspring. Byt Marienspring został przerwany po tym jak przy dogodnej przeprawie przez dolinę Kłodawki kilka niemieckich czołgów usiłowało stawić bezskuteczny opór kolumnie radzieckich czołgów. Po walce Rosjanie prawdopodobnie w akcie zemsty za poległych kolegów metodycznie spalili pobliską wioskę. W jednym z płonących domów zginęła dziewięcioletnia dziewczynka Erika Sommerfeld. Kikuty spalonych domów zostały uprzątnięte w latach osiemdziesiątych. Dziś na miejscu wioski nadleśnictwo Kłodawa urządziło parking z wiatami i miejsce na ognisko, na pobliskim stromym stoku w miejscu starego cmentarza urządzono lapidarium, zbudowano schodki i barierki do Źródła Marii, a dzieci z szkoły w Kłodawie ufundowały tablicę na grobie małej Eriki. Przy wejściu na teren wita turystę dzwonnica i kriegerdenkmal poświęcony pamięci poległym w I wojnie światowej mieszkańcom wsi.


Marzęcin - dzwonnica.


Kriegerdenkmal


Grób małej Eriki


Źródło Marii. Miała być krystalicznie czysta i smaczna woda, naprawdę jest ohydna i zalatująca bagnem.


Stary kamienny drogowskaz do Marienspring. Napisy nieczytelne.

   W drodze do Marzęcina obok ośrodka "Azyl" powodowany ciekawością wjechałem w leśną boczną drogę. Przede mną skręcało tam kilka samochodów, więc jest tam coś co je ściągnęło. Samochody pojechały gdzieś dalej, ale droga okazała się zbyt piaszczysta do dalszej jazdy. Za to odkryłem tam urocze jeziorko o nazwie Leśne z sporą wiatą i amfiteatralnie ułożonymi ławami i stołami. Piękne miejsce na imprezę w plenerze.


Nad Jeziorem Leśnym

    Tym razem opuszczając Marienspring pominąłem pomnik leśniczego który w latach dwudziestych zginął w pobliżu z rąk kłusowników.  Pomnik postawili mu koledzy leśnicy. Do pomnika trzeba byłoby zboczyć około kilometra w przeciwnym kierunku, a ja ponadto opuściłem teren jadąc dawną uliczką wioskową i musiałbym dodatkowo zawracać kilkaset metrów.
   Droga z Mironic do Marzęcina i dalej, to były wielokilometrowe bruki. Wydostałem się wprawdzie na nawierzchnie bitumiczne gdzieś na wysokości drogi do leśniczówki Mszaniec, ale tylko po to by po jej przekroczeniu wjechać na szlaki podobne i gorsze.
   Skoro Barlinek odpadł nieodwołalnie zdecydowałem się na jazdę lasami do Zdroiska z wszelkimi wariantami jakie się nasuną w trakcie podróży. Czasu powinno wystarczyć aż nadto.
   Na początek cel najbliższy Mszaniec. Mszaniec okazał się być małą kilku zagrodową osadą z leśniczówką. Na skwerku przed leśniczówką tablica informująca że w latach sześćdziesiątych częstym gościem bywał tu znany przyrodnik, literat i myśliwy Włodzimierz Korsak.
   Dalszą drogę wskazuje oznakowany szlak rowerowy. Chciałbym uniknąć zbędnego błąkania się, toteż na wszelki wypadek postanawiam trzymać się tych znaków. Niedługo potem przecinam brukowaną drogę. Droga ta prowadzi między innymi do leśniczówki Okno. Miałem przyjemność jechać tym brukiem miesiąc temu wracając z Barlinka.
  Kilka kilometrów leśnych dróg różnej jakości i wyjeżdżam w miejscu którego właściwie nie oczekiwałem, ale mapa nie kłamie to musi być Łośno. Tu już byłem dwukrotnie, ale nie próbowałem jeszcze drogi do Santoczna. Podczas pierwszego pobytu rozpytywana na tą okoliczność mieszkanka Łośna miała wątpliwości czy jest ona przejezdna. Skoro jednak jak byk na skrzyżowaniu stoi drogowskaz kierujący na bruk do Santoczna zakładałem że taka nawierzchnia będzie do samego końca, więc skąd te wątpliwości. Jak się później okazało nie były one bezpodstawne, bruk się wkrótce skończył żeby pojawić się ponownie dopiero w Santocznie, ale poza dwoma krótkimi odcinkami nie było najgorzej.


W Santocznie. Obok w krzakach stał jeszcze post-militarny Ził 131


Lapidarium urządzone na skraju dawnego ewangelickiego cmentarza w Santocznie.


Jeden z najstarszych budynków Santoczna. Dawny magazyn hutniczy z
aadoptowany w 1767 r na potrzeby kultu . 


Do budowy pierwszej niemieckiej maszyny parowej użyto blach wyprodukowanych w Santocznie


Widzę w tym inspiracje rzeźbami Hasiora. Skala może mniejsza niż w Koszalinie i Szczecinie, ale w sam raz na miarę Santoczna :)

   W Santocznie zrobiłem rundkę po centrum miejscowości. Wioska w swoich początkach w XVIII w. była osadą przemysłową. Istniejący tu zakład metalurgiczny produkował początkowo amunicję potrzebną do pruskich dział podczas wojen napoleońskich, później produkcja była bardziej pokojowa, a mianowicie były to blachy, gwoździe i narzędzia rolnicze. Tu również wyprodukowano części do pierwszej niemieckiej maszyny parowej. Zakład działał do 1945 r. w swojej ostatniej fazie produkując lemiesze do pługów ze zużytych kół kolejowych.
   W Santocznie zobaczyłem drogowskaz "Różanki 6 km", jest zatem możliwość ominięcia Zdroiska. Skoro tak można to czemu nie skorzystać. Nie jest to wprawdzie szosa ale ulepszona droga leśną. Szczególnie malownicze miejsca na tym odcinku znajdują się na przesmyku między jeziorami Jeż i Ostrowite. Spotykam kilkoro cyklistów, zapewne wypuścili się na spacery z pobliskiego ośrodka nad jeziorem Nierzym.
 W Różankach byłem o zupełnie przyzwoitej porze, a skrót do Janczewa już dawno przetestowany. Jest szansa że do siedemnastej znajdę się w Skwierzynie.


W Czechowie

    I pewnie by się udało gdyby nie pomysł zjechania z Janczewa w dolinkę na dnie której leży Czechów. Dla mnie ta droga jest feralna, jak dotychczas połowa zjazdów kończyła się kapciami. Nie inaczej stało się dzisiaj, na domiar złego obie dętki zapasowe w moim przekonaniu dobre, okazały się dziurawe. Pozostało klejenie jednej z nich. A dziura w starej powstała z przyczyn naturalnych, pewnie wskutek zmęczenia materiału. Muszę przyznać że spotkałem się dziś z sporą dawką życzliwości od przejeżdżających bikerów. Dosłownie nikt mnie nie minął bez pytania czy nie potrzebuję pomocy. Dziękuję koledzy za dobre chęci !
    Do domu jednak trochę się spóźniłem. Wszystko zwaliłem na awarię przezornie nie wspominając że po drodze wstąpiłem jeszcze do znajomego w Lipkach po książki międzyrzeckiego regionalisty p. Andrzeja Chmielewskiego. Znajomy uczestniczy w przygotowywaniu ich do druku i w swojej życzliwości dzieli się ze mną swoimi egzemplarzami autorskimi. 


Rower: Dane wycieczki: 122.59 km (63.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Po najbliższej okolicy

Piątek, 10 czerwca 2016 | dodano: 10.06.2016

  Wyjazd do Zemska był trochę wymuszony. Cała reszta dobrowolnie, a nawet wbrew woli inicjatorki. Po powrocie do domu spotkałem się z wymówkami że znowu gdzieś przepadłem na parę godzin.
  Trasa prowadziła przez Stary Dworek, Zemsko, Popowo, okolice Twierdzielewa i Chełmska.


Pamiętająca jeszcze czasy I Rzeczypospolitej, XVIII wieczna figura na wyjeździe z Starego Dworku. Figura przedstawia wniebowzięcie Marii, postacie widoczne poniżej przedstawiają świętych wywodzących się z zakonu cystersów. Jedno miejsce czeka na rzeźbę znajdującą się w renowacji


Do Twierdzielewa.


Przy DK-24



Rower: Dane wycieczki: 31.17 km (9.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na przełaj do Goszczanowa

Czwartek, 9 czerwca 2016 | dodano: 09.06.2016Kategoria gm. Santok

   Plany na czwartek były wielkie, mieliśmy z Adamem wyruszyć w drogę zaraz po pracy żeby okrążyć lubuską część Puszczy Noteckiej. A wyszło jak zwykle, a nawet nieco gorzej. Udało się wyjechać dopiero po osiemnastej, ale udało się również zrobić sporą część zamierzonej trasy.
   Zaproponowałem jedną z swoich dawnych tras z Skwierzyny do Nowego Dworu z przełajem przez puszczę do Lipek. Adaś chyba nie wiedział że będzie nas czekać kilkanaście kilometrów drogi szutrowej. W lesie sprawiał wrażenie zawiedzionego szorstkością nawierzchni :). Żeby skrócić mękę kolegi podrzuciłem hasło lekkiego zboczenia z szlaku z wyjazdem w Goszczanowie. W pierwszym odruchu zaprotestował przeciwko jakimkolwiek zmianom, ostatecznie dał się jednak skusić na to Goszczanowo.
  Jeszcze w lesie zaświtała mi nieśmiała myśl o rzadko przeze mnie odwiedzanych osadach Duraczewie, Goszczanówku i Baranowicach, nie śmiałem się jednak narażać na wymówki o niewczesnych pomysłach. Skoro jednak Adaś jadąc przodem, na skrzyżowaniu skierował się w kierunku Drezdenka i dopiero kilometr za Goszczanowem na rozjeździe do Duraczewa zaczął mieć wątpliwości, pomyślałem że los tak chciał.


Kościółek w Goszczanówku

     Przejechaliśmy do Lipek tamtejszym bocznym, rzadko przez obcych odwiedzanym szlakiem. Nie ma tam wprawdzie jakichś spektakularnych atrakcji ale naprawdę warto tam od czasu do czasu zajrzeć chociażby dla panującego tam spokoju, ciszy i dla widoków.
    Na pociągnięcie tego kierunku przez Lipki Małe i wałami nad Notecią do Polichna zabrakło czasu. W Baranowicach obieramy - kierunek Skwierzyna.



Rower: Dane wycieczki: 59.43 km (16.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Międzychód, ciąg dalszy.

Wtorek, 7 czerwca 2016 | dodano: 08.06.2016Kategoria pow. międzychodzki

    Razem z Adamem Cz. urządziłem sobie dzisiaj kontynuację piątkowej wyprawy pod Międzychód. Ponieważ z najwyższą niechęcią jeżdżę w tamtym kierunku drogą krajową to staram się przedostawać do Wielkopolski jakimiś bokami. Najprościej zrobić to przez Pszczew. Adam wprawdzie nie podziela mojego zachwytu nad wędrówką drogami gruntowymi, wśród łanów falujących zbóż, zapachu skoszonej trawy, cykania świerszczy, ale nie ma specjalnego wyboru.  Alternatywą jest jazda wśród pędzących ciężarówek, pełne napięcie, zero luzu.
   Zatem już na czwartym kilometrze mamy wspomniany pełny luz okupiony trochę szorstką jazdą po żwirach. Dopiero przed  Szarczem z przeciwnej strony w tumanach kurzu pędził ciągnik z tańczącą za nim zgrabiarką. Wyminęliśmy się na nieco zmniejszonych obrotach i to był jedyny napotkany pojazd. W Szarczu wyjeżdżamy na znakomite nawierzchnie bitumiczne. Droga zupełnie podobna do tej którą jechałem w piątek do Świechocina, ruch minimalny, jazda jest samą przyjemnością. Mijamy Gorzycko Nowe i przecinamy naszą drogę krajową, własnie tą samą którą staraliśmy się ominąć. Jeszcze jeden, ostatni dzisiaj odcinek żwirówki i za Gorzyckiem Starym wjeżdżamy do Międzychodu. Drogę krajową 24 udało się ominąć na całej długości.
  W Międzychodzie w błyskawicznym tempie odwiedzamy Laufpompę żeby orzeźwić się wypływającą z niej mineralną. Woda z Laufpompy jest ceniona wśród tubylców, trzeba swoje odstać w kilkuosobowej kolejce.  Po drodze mijamy przy rynku osiołka, fontannę rybaka z siecią pod gruszą i deptakiem nad jeziorem docieramy do ulicy wylotowej w kierunku Drezdenka. Cały czas towarzyszy nam pan Czesio na rowerze "Ukraina".  Z Czesiem nawiązaliśmy kontakt w kolejce przy wodopoju, a jego "Ukraina" jest podobno jedynym czynnym rowerem tej marki w Międzychodzie. Mam osobisty sentyment do tej marki, ponieważ w latach siedemdziesiątych również byłem posiadaczem tego topornego i ciężkiego pojazdu którego jedyną zaletą było wygodne siodełko i niska cena. Według rymowanki jednego z kolegów posiadaczem roweru "Ukraina" można było łatwo zostać powstrzymując się jedynie od spożycia wódki i wina. Nie pasowały również do niego żadne części od polskich rowerów i to było przyczyną dosyć szybkiego wycofania mojego pojazdu z ruchu.


 Pozostało przeprawić się przez Wartę i wracać do domu. Na tej trasie również ruch jest minimalny. Przez całe 30 km nie spotkaliśmy żadnego czynnego samochodu. Za to jej nawierzchnia , zwłaszcza na lubuskim odcinku, składa się z samych łat.


Rower: Dane wycieczki: 79.06 km (19.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Do Glinika

Niedziela, 5 czerwca 2016 | dodano: 06.06.2016

  Na wyjazd do Glinika namawiałem już małżonkę od jakiegoś czasu, dystans 40 km nie jest dla niej przecież niczym nowym. Dziś dała się namówić. Do Glinika przyjechaliśmy drogą techniczną wzdłóż S-ki. Nad jeziorem posiedzieliśmy trochę na ławeczce na małym półwyspie, popatrzyliśmy na plażujących na przeciwległym brzegu. Stwierdziła że ostatecznie miejsce może być i jeszcze może kiedyś tu przyjedziemy. Powrót przez lasy po przeciwnej stronie jeziora. Większość trasy zrobiliśmy drogami pożarowymi.


Dróżka na cypel na Małym Półwyspie.



Rower: Dane wycieczki: 41.08 km (18.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Podróż w nieznane pod Międzychód

Piątek, 3 czerwca 2016 | dodano: 06.06.2016Kategoria gm. Pszczew, pow. międzychodzki


    Dzisiejsza trasa poprowadziła mnie do Pszczewa z myślą sprawdzenia co kryje się za skrzyżowaniem z lokalną drogą do Świechocina i w samym Świechocinie. Za Świechocinem chciałem wkroczyć do Wielkopolski i powrócić do Skwierzyny przez Łowyń i Międzychód. Dotychczas nie zapuszczałem się nigdy w tamtym kierunku. W wersji max myślałem o międzychodzkiej wodzie mineralnej z Laufpompy, i powrocie przez Wiejce. Wody spróbowałem w ubiegłym roku, poza drobną niedogodnością związaną z jej zapachem jest całkiem smaczna i świetnie gasi pragnienie. Do wersji max jednak nie doszło za sprawą nieco szybszego niż pierwotnie zakładałem powrotu.
  Do Pszczewa przejechałem najkrótszą z możliwych, w swojej większości terenową trasą przez Rokitno, Lubikowo i Szarcz. Spora część tamtych dróg jest wrażliwa na przesuszenie zamieniając się w trudne do przebycia suche piaski. Obawiałem się że podobnie będzie z drogą pomiędzy Lubikowem a Szarczem. Okazuje się jednak że pod cienką warstewką piasku posiada ona znacznie lepszą żwirowo-tłuczniową podbudowę i jedzie się całkiem przyzwoicie.


Okolice Szarcza. Przydrożna kapliczka.

   Z Pszczewa do Świechocina można dotrzeć na dwa sposoby- dłuższy przez Silną i ten który testuję dzisiaj. Szosa jak na standardy do których przywykłem znakomita, chyba niedawno remontowana.  Skrzyżowanie w Swiechocinie do którego dojeżdżam jest dosyć niebezpieczne, znajduje się tuż obok zakrętu i na domiar złego widok od strony Silnej zasłaniają zabudowania.
   Wioska sprawia sympatyczne wrażenie. Przy placyku w centrum miejscowości zwraca uwagę nowa dzwonnica. Dzwonnica ma już swoją historię. Wioska nigdy nie miała kościoła, ale posiadała dzwonnicę. Poprzednia dzwonnica została zbudowana w latach dwudziestych ubiegłego wieku dla uczczenia powrotu Świechocina do Polski. Zawieszony wówczas dzwon był dla mieszkańców symbolem zmartwychwstania Polski po latach zaborów. Tamten dzwon został zarekwirowany przez Niemców na początku II wojny światowej. Dopiero niedawno na swoje dawne miejsce do odbudowanej dzwonnicy powrócił nowy dzwon noszący imię Jana Pawła II.


Uchowała się autentyczna strzecha.


Centrum Świechocina


Świechocińska dzwonnica - pomnik

   Zaraz za wioską natknąłem się na trzecią z wież widokowych w gminie Pszczew. Ostatnia z pszczewskich wież na której jeszcze nie byłem. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności wdrapania na platformę widokową. Z góry można podziwiać panoramę Świechocina, okolicznych pól i lasów. Podobno widać również ozowe wzgórze Górę Przyspa, ale o tym dowiedziałem się dopiero po powrocie do domu.


Świechocin. Wieża widokowa.


Panorama wioski z platformy widokowej. Krzyż widoczny przy parkingu ma genezę podobną do dzwonnicy.

   Okolice Łowynia do szeregi małych malowniczych pagórków. Krajobrazy jak z scen wkraczania wojsk napoleońskich na Litwę w ekranizacji "Pana Tadeusza" Wajdy. Teren bardzo przyjemny do podróży rowerowych, szkoda że od Skwierzyny dzieli ponad 30 km. System tamtejszych dróg otwiera się ładnie na rejon Lwówka, Kamionnej i Nowego Tomyśla. Trzeba będzie spróbować spenetrować tamtą część Wielkopolski
  Sam Łowyń znany jest sporej części mieszkańców Skwierzyny z pracy w działającej tam do niedawna fabryce mebli tapicerowanych. Fabryka francuskiej spółki Christianapol niektórym z nich kojarzy się chyba nie najlepiej za sprawą jej upadku. Upadłość została ogłoszona wyrokiem sądu francuskiego, była tam jakiś kolizja na styku prawa francuskiego z polskim i kilkuset ludzi miało problemy z odzyskaniem swoich pieniędzy.


Kościół w Łowyniu.

  Do Gorzynia czeka mnie jeszcze osiem kilometrów, kolejne cztery do Międzychodu. Zaczyna mi się niebezpiecznie kurczyć czas który miałem do dyspozycji. Pozostało mi do pokonania jeszcze ponad 40 km, a o dwudziestej miałem się zameldować w Skwierzynie. Mineralna z Laufpompy i Wiejce wypadają z rozkładu, pozostaje niebezpieczna DK 24. Teraz jadę już bez zatrzymywania . Na szczęście tabuny ciężarówek jechały dzisiaj niemal wyłącznie w kierunku Poznania.
  Spóźniłem się nieco ponad pół godziny. Dziwne ale nie spotkały mnie w związku z tym żadne wymówki.


Rower: Dane wycieczki: 75.78 km (18.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Do Osiecka

Środa, 1 czerwca 2016 | dodano: 01.06.2016

 Rekreacyjny wyjazd z Adamem Cz. Miało być spokojnie i terenowo. Pewnym problemem były wiszące wokół ciemne chmury. Do Osiecka przejechaliśmy lasami za Starym Dworkiem i Krzywokleszczem. Było tak terenowo, leśnie i brukowo że później szosa do Bledzewa wydawała się gładka jak aksamit. A chmury wytrzymały z swoim ładunkiem tylko do naszego powrotu.  


Żółty szlak rowerowy. Okolice Osiecka.


Rower: Dane wycieczki: 42.48 km (19.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

W Puszczę Notecką

Niedziela, 29 maja 2016 | dodano: 29.05.2016

  Ciężko jest w pobliżu znaleźć jakiś atrakcyjny cel na dwugodzinną wycieczkę, zwłaszcza za Wartą. Dwie drogi rozchodzące się pod kątem prostym, najbliższe mosty pozwalające wrócić z powrotem na lewy brzeg w Międzychodzie i Gorzowie, a pośrodku tysiące kilometrów kwadratowych piachów porośniętych sosnami. Sam nie wiem po co tam jeździć :-).


Na Warcie


Sosny i piaski




Rower: Dane wycieczki: 31.55 km (16.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Zbąszyń, Babimost

Sobota, 28 maja 2016 | dodano: 28.05.2016Kategoria ponad 100 km, pow. świebodziński, Wielkopolska


    Synoptycy straszyli deszczem, zapakowałem w sakwy pelerynę, zaryzykowałem i wybrałem się na długodystansową wycieczkę do Zbąszynia. Korzystając z okazji zahaczyłem o Babimost i lubuskie "Heathrow", czyli port lotniczy Zielona Góra/Babimost w Nowym Kramsku. Zabrakło mi tylko kilkunastu kilometrów do Wolsztyna. Wolsztyn wprawdzie nie był ujęty w najśmielszych planach, ale nie spodziewałem się że dotrę aż tak daleko.
      Cele dalekosiężne zrealizowałem, na cele bliższe zabrakło czasu. Jak zwykle, zresztą.
      Żeby nie wracać tą samą trasą wybrałem się okrężną drogą przez Pszczew i Trzciel. Do Pszczewa jadę swoimi tradycyjnymi ścieżkami z przewagą dróg gruntowych. Podobnie ma się sprawa z odcinkiem do Trzciela.
    Jedynym przystankiem na który sobie pozwoliłem przed Zbąszyniem było Wzgórze św. Wojciecha w Pszczewie. Jakoś tak się składało że zawsze je omijałem, a jest to najstarsza część miasteczka. Dziś znajduje się ono w zasadzie już poza miastem. Po drugiej stronie drogi do Świechocina rozciąga się pole uprawne znajdujące się na terenie średniowiecznego podgrodzia należącego do grodu z półwyspu Katarzyna. Na wzgórzu był zbudowany najstarszy kościół w Pszczewie, a wokół kaplicy rozciągał się cmentarz katolicki. Obok kościoła rosła lipa którą wg. legendy posadził św. Wojciech wtykając w ziemię swój kij podróżny. Kościół został rozebrany u schyłku XVIII wieku, a starą lipę powaliły burze. Później na miejscu rozebranego kościoła postawiono figurkę św. Wojciecha, a na miejscu starej lipy rośnie jej następczyni.


Pszczew. Wzgórze św. Wojciecha

   W pobliżu kościoła funkcjonował średniowieczny szpital będący w istocie czymś w rodzaju przytułku. Dziś na jego miejscu stoi kolonia domków. W okresie międzywojennym w domkach tych mieszkali funkcjonariusze z pobliskiego przejścia granicznego w Silnej. O przejściu tym wspominałem w wcześniejszych wpisach.



   Za Silną muszę ponownie skorzystać z leśnych dróg które częściowo poznałem za swojej poprzedniej bytności w tamtej okolicy. Szosa pojawia się dopiero w Jabłonce Starej. Mijam Trzciel na drogowskazach zaczynają się pojawiać znajome nazwy. Przejeżdżam przez Lutol ale tym razem Mokry (w Suchym bywałem już wcześniej). Dojeżdżam do Zbąszynia.


Trzciel. Cmentarz żydowski.

Ozdobny żeliwny krzyż na starym nagrobku w Lutolu Mokrym.

   Tempo trochę ekspresowe, sam Zbąszyń, podobnie jak Babimost zasługują na oddzielne wycieczki i pewnie jeszcze kiedyś tu zajadę. Ale dziś w Zbąszyniu interesują mnie tylko relikty dawnej twierdzy i rynek. Jedyną pozostałością po twierdzy jest wieża wjazdowa, fosa i fragmenty ziemnych obwałowań.


Zbąszyń.




Zbąszyń. Wieża wjazdowa na teren twierdzy.


Most nad fosą.

    Historia twierdzy w wielkim skrócie wygląda następująco. W latach 1560-77 nad brzegiem Jeziora Zbąszyńskiego Abraham Zbąski wybudował zamek, jego wnuk Abraham Ciświcki przekształcił ją w latach 1613-27 w warownię otoczoną od strony lądu wałem ziemnym wzmocnionym fosą. Wewnątrz znajdowała się rezydencja właściciela, ogród i budynki gospodarcze. Forteca uległa zniszczeniu kilkadziesiąt lat później podczas potopu szwedzkiego, natomiast reszta ocalałych budynków była nadal użytkowana. Dziś na terenie twierdzy istnieje park miejski, natomiast w dawnych budynkach działa hotel z restauracją.
   W centrum miasta przy rynku zwracają uwagę okazały XVIII-wieczny kościół parafialny, a naprzeciw kościoła budynek dawnej szkoły ewangelickiej z drugiej połowy XIX wieku w którego murach mieści się Muzeum Ziemi Zbąszyńskiej i Regionu Kozła. Nazwa regionu urobiona od kozła, ludowego instrumentu, odmiany dud, używanego w okolicach Zbąszynia. Do tej tradycji nawiązuje rzeźba chłopaka grającego na koźle stojąca na skwerku w narożniku rynku.






    Zbąszyń opuszczam przejeżdżając przez Przyprostynię. Do Babimostu prowadzi wprawdzie inna droga obok dworca PKP, ale musiałbym się nieco cofnąć i przejechać przez Zbąszynek, a Zbąszynek chciałem sobie zostawić na drogę powrotną. Trochę mnie zaniepokoiła tablica informująca że do Wolsztyna jest jedynie 14 km. Mapa jednak uspokaja, zaraz będzie rozjazd do Wolsztyna i Babimostu.
    Jeszcze kilka kilometrów i wjeżdżam do Babimostu. Pierwsza widoczna wieża kościelna należy do nieczynnego od 1945 r. kościoła ewangelickiego. Kolejne widoczne wieże to kościół parafialny. Króciutka uliczka łączy plac kościelny z rynkiem. Podobnie jak w Trzcielu droga przecina rynek po przekątnej. Po obydwu stronach drogi na kolumnach figury Matki Boskiej i św, Wawrzyńca. Kolumny stoją dokładnie w miejscach gdzie podczas potopu szwedzkiego męczeńską śmiercią zginęli dwaj księża babimojscy. Szwedzi spalili ich na stosach. Naprzeciwko ratusz.


Nieczynny kościół ewangelicki w Babimoście.


Babimojski rynek.

   Został jeszcze port lotniczy i mogę zawracać. Sam port znajduje się w Nowym Kramsku kilka kilometrów od Babimostu w kierunku Zielonej Góry. Jestem rozczarowany tym naszym lubuskim aeroportem. Wszystko pozamykane, jedyne co tam żyje to pewnie jakaś niewidoczna ochrona. A miało być tak wspaniale, miała być konkurencja dla Poznania i Berlina, tymczasem w mojej ocenie laika na pierwszy rzut oka jest kicha.


    Żeby nie zawracać do Babimostu wypatrzyłem boczną drogę z Nowego Kramska do Podmokli. Początkowo brukowa nawierzchnia mnie trochę wystraszyła. Na szczęście zaraz za wioską bruk przeszedł w asfalt. Teraz już zwiększam tempo jazdy. Mam pomysł na zajechanie do Brójc i sprawdzenie pewnej drogi prowadzącej z Nowego Dworu do Wyszanowa. Nie mogę jednak pominąć drewnianego kościoła w Kosieczynie. Analiza dendrologiczna pni z których zbudowany jest korpus wykazała że zostały one ścięte około 1388 r. , zatem za panowania Jagiełły. Jest to zatem jeden z najstarszych, o ile nie najstarszy drewniany kościół w Polsce. Otwarte drzwi zachęcają do wejścia. Od fotografowania powstrzymała mnie obecność wiernych i przygotowania do nabożeństwa.




Zbliża się osiemnasta, gwałtownie zaczyna brakować czasu na eksperymenty z Brójcami i Wyszanowem. Przed wieczorem nie ryzykuję wałęsania się po nieznanych szlakach, tym bardziej w lasach. Rezygnuję z bólem serca i jadę prosto do domu kontemplując mijane po drodze widoki. Brójce i Wyszanów jeszcze poczekają.

Kuźnik pod Międzyrzeczem. Stary młyn wodny na Paklicy.


Naprzeciw mała elektrownia wodna


Międzyrzecz. Stara remiza strażacka.



Rower: Dane wycieczki: 154.09 km (25.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)