blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

Sezon 2024 button stats bikestats.pl Sezon 2023 button stats bikestats.pl Sezon 2022 button stats bikestats.pl Sezon 2021 button stats bikestats.pl Sezon 2020 button stats bikestats.pl Sezon 2019 button stats bikestats.pl Sezon 2018 button stats bikestats.pl Sezon 2017 button stats bikestats.pl Sezon 2016 button stats bikestats.pl Sezon 2015 button stats bikestats.pl Sezon 2014 button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(7)

Moje rowery

Kross 69727 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Pomiędzy Pszczewem a....... Trzcielem?

Niedziela, 3 grudnia 2017 | dodano: 03.12.2017Kategoria gm. Pszczew, okolice Trzciela

     Wybrałem się na krótką wycieczkę do Pszczewa, ale tak świetnie się jechało że przedłużyłem ją w okolice Trzciela aby ostatecznie wylądować w Lutolu Suchym. Przy tej okazji zahaczyłem o wszystkie sześć gmin powiatu międzyrzeckiego. Miało być krótko, a wyszło jak wyszło. Po powrocie na domowe pielesze nie spotkałem się z zrozumieniem, niestety.
Do Pszczewa wybrałem sobie trasę w wariancie mocno terenowym przez Rokitno, Lubikowo, Szarcz. W sumie oprócz tych odcinków szos których nie da się uniknąć daje to niemal 20 km dróg szutrowych.
    Dziś miejsce w którym jest zlokalizowany Pszczew nie wyróżnia się jakimiś szczególnymi walorami komunikacyjnymi, jednak w zamierzchłych czasach długa rynna jeziorna rozciągająca się niemal od Wolsztyna na południu prawie do Warty na północy stanowiła poważną przeszkodę komunikacyjną. W tym ciągu przeszkód wodnych tylko w kilku miejscach istniały warunki do dogodnej przeprawy. Jednym z nich był przesmyk między jeziorem Chłop i Miejskim w Pszczewie. Tędy w średniowieczu przebiegał szlak zwany lubuskim lub frankfurckim, a nawet jeszcze w początkach XIX tędy przejeżdżały dyliżanse do Berlina. Dopiero później w momencie pojawienia się kolei żelaznych i budowy dróg bitych szlak ten stracił na znaczeniu na rzecz Zbąszynia i Trzciela. Tymczasem dopóki jeszcze tędy wędrowali kupcy z zachodu na wschód, i wdzierały się tędy obce wojska., miejsce aż się prosiło o stworzenie jakiegoś systemu obronnego.
W trakcie dzisiejszej wycieczki oprócz innych miejsc zajrzałem na obydwa znane mi pszczewskie grodziska. Główną warownią był gród na wcinającym się w Jezioro Miejskie półwyspie Katarzyna z rozległym podgrodziem i mniejszy gród stożkowy nieopodal kościoła i plebanii również otoczony podgrodziem. Niejako przy okazji zajrzałem pod dawny pałac biskupów poznańskich.
Wjeżdżając do centrum Pszczewa od strony Szarcza mamy po lewej stronie drogi stożkowe wzniesienie. Sztucznie usypany pagórek ma wysokość ok. 20 m. i jest świetnie zachowanym grodziskiem. Na szczycie wznosiła się niegdyś drewniana, wzmocniona polepą wieża mieszkalno-obronna., dziś jest tam zlokalizowany punkt widokowy. Kiedyś na szczyt prowadziła spiralna ścieżka, obecnie dla wygody turystów na szczyt prowadzą schody. Pagórek znany jest pod różnymi nazwami; a to jako Góra Wieżowa, lub Góra Ślimacza, czy też czasem od niemieckiej nazwy „Schneckenberg” - Górą Sznekową.
U podnóża Góry Sznekowej z jednej strony wznoszą się zabudowania barokowej plebanii, a z drugiej szkoła. Naprzeciwko po drugiej stronie ulicy widzimy późnorenesansowy kościół z XVII w.

Pszczew - grodzisko stożkowe (Góra Sznekowa)
Pszczew - grodzisko stożkowe (Góra Sznekowa)

Plebania w Pszczewie
Plebania w Pszczewie.

Psczew - kościół
Pszczew- kościół.

    A propos przebiegającej nieopodal ulicy Sikorskiego i jej znaczenia dla edukacji jako ciekawostkę mogę wspomnieć o istniejącej przy niej w XIX wieku słynnej pszczewskiej „szkole oszustów” w której oprócz edukacji adeptów złodziejskiego rzemiosła produkowano różne przydatne w tym fachu narzędzia. Szkoła z osiągnięć swoich absolwentów była doskonale znana berlińskiej policji.
    Udając się do drugiego grodziska chciałem sobie ułatwić wyplątanie się z jednokierunkowych uliczek uparcie kierujących mnie ponownie w kierunku rynku i zjechałem na promenadę nad jeziorem. Wygodna ścieżka kończy się przy placu zabaw nieopodal leśniczówki, jednak do dalszej jazdy brzegiem skusiło mnie widoczne z daleka porządne nabrzeże. Nie była to fortunna decyzja, zresztą dziś nie jedna. Jakimś cudem udało się przebrnąć przez bagno do półwyspu Katarzyna. Nawiasem mówiąc w leśniczówce którą przed chwilą minąłem mieszka autor "Blogu leśniczego" .
   Sam półwysep jest niewielkim cypelkiem wcinającym się w jezioro, od lądu oddziela go niewielki wał. Przed wałem ustawiono kamienną stallę informującą o średniowiecznym grodzisku i drewnianą rzeźbę legendarnej Katarzyny. Tablica informacyjna rzuca nieco światła na historię Pszczewa i grodu. Gród został zniszczony w XII wieku prawdopodobnie podczas wyprawy Fryderyka Rudobrodego w 1157 r. i już nigdy nie został odbudowany. Pomimo zniszczenia grodu w XII w., trakt lubuski jeszcze przez długie wieki przekraczał tu bagnistą rynnę jezior i Pszczew nadal rozwijał się i zachował swoje znaczenie. Dopiero wybudowanie wspomnianych wcześniej linii kolejowych i dróg bitych omijających Pszczew przyczyniło się do jego upadku, aż do utraty praw miejskich włącznie.


Pszczew grodzisko na półwyspie Katarzyna
Pszczew grodzisko na półwyspie Katarzyna.

Pszczew - legendarna Katarzyna z grodziska na półwyspie
Pszczew - legendarna Katarzyna z grodziska na półwyspie.

Panorama Pszczewa widziana z półwyspu Katarzyna
Panorama Pszczewa widziana z półwyspu Katarzyna.

    Jedna z legend mówi że z tego grodu miała pochodzić jedna z pogańskich żon Mieszka I i temu miał zawdzięczać że nie został złupiony i spalony przez wojska piastowskie podczas procesu skupiania drobnych państewek plemiennych w państwo Mieszka. I rzeczywiście w przeciwieństwie do okolicznych osad archeolodzy nie znaleźli tu śladów zniszczenia w X w.
Współczesne pole uprawne rozciągające się w kierunku drogi do Świechocina zajmuje teren dawnego podgrodzia. Na szczęście skrajem tego pola prowadzi droga gruntowa która pozwoliła uniknąć bagna w drodze powrotnej do współczesności.
    Droga powrotna do centrum Pszczewa prowadzi obok pałacu , dworu biskupów poznańskich. Ponieważ Pszczew w swojej historii pełnił rolę letniej siedziby biskupów poznańskich powstał tu na ich potrzeby reprezentacyjny dwór. Po rozbiorach majątek przejął rząd pruski i sprzedał prywatnym właścicielom. Jednym z nich był baron Gartringen i jemu pałac zawdzięcza obecną formę.




Pszczew - dawny pałac biskupów poznańskich.

    Podczas pobytu na placu przed pałacem zaintrygowały mnie dawne maszyny rolnicze walające się w zielsku pod drzewem, a zwłaszcza jedna z nich która jeszcze bywała w użyciu w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Miałem kilka razy wątpliwą przyjemność załapać się do ekipy obsługującej taką maszynę. Była to ciężka i niewdzięczna praca w tumanach kurzu. Oto i ona, akurat ktoś ustawił ją do góry nogami, wygląda na trochę przerobioną i brakuje jej kilka mniej istotnych elementów.


Jak myślicie co to za maszyna?

    Jej widok uzmysłowił mi że w rolnictwie i budownictwie na moich oczach nastąpiła prawdziwa rewolucja sprzętowa. Młocarnia szerokomłotna, bo o nią chodzi, w czasach mojego dzieciństwa w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku była na Pogórzu Karpackim podstawową maszyną służącą do omłotów i posiadali ją tylko nieliczni gospodarze użyczając w zamian za pomoc przy pracy w własnym gospodarstwie. Młocarnie z wialnią pojawiły się dopiero później. Istotne było to że po opuszczeniu maszyny słoma pozostawała niezniszczona i mogła służyć do wyrobu kiczek potrzebnych do naprawy popularnych jeszcze wtedy na Pogórzu strzech.
    Opuszczając Pszczew skusiłem się na przedłużenie wycieczki i zamiast bezpośrednio do Międzyrzecza skręciłem w szosę do Trzciela. Zaczęły mi się roić mrzonki o dotarciu do Brójc i dalej do Kaławy. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie skromniejsza. Za mostem na Obrze przed Rybojadami kiedyś wypatrzyłem czerwony szlak rowerowy prowadzący w głąb lasu i mający wyprowadzić mnie pod Szarcz.
   Przy skrzyżowaniu z leśnymi drogami sterczy ukryta za drzewami pozostałość po dawnej granicy polsko-niemieckiej, jest to ceglano-betonowe stanowisko karabinu maszynowego. Niegdyś istniał w tym miejscu posterunek niemieckiej straży granicznej, a zachowany bunkier był ukryty w bryle budynku strażnicy i miał osłaniać pobliską przeprawę mostową. Wewnątrz budynku leży sterta śmieci, jakieś garnki, talerze i sztućce oraz drabina prowadząca na górną kondygnację. A droga na tym odcinku okazała się zupełnie przyzwoita.


Żelbetowe stanowisko karabinu maszynowego pod Rybojadami.

   Szosa z Trzciela do Międzyrzecza zawsze wydawała mi się nieciekawa i monotonna dlatego ucieszyłem się widząc znaczek czerwonego szlaku prowadzący w kolejny kompleks lasów. Nie zabrałem map, ale przewidywałem że wyląduję gdzieś pod Panowicami. To był zbytni optymizm, w głębi lasu natrafiłem na miejsce gdzie zetknęły się szlaki czerwony i zielony. Wybrałem zielony i trafiłem jak kulą w płot, droga stawała się coraz gorsza. W końcu przeszła w bezdroże ale cały czas widoczne były znaki szlaku. Wielka była moja radość kiedy w końcu zobaczyłem tory linii kolejowej do Międzyrzecza. Przy torach biegła ledwie widoczna ścieżynka ale na jej krańcu majaczyły zabudowania stacji kolejowej Lutol Suchy.

Zielony szlak rowerowy ;-)
Zielony szlak rowerowy ;-)

   Po wydostaniu się do szosy zrezygnowałem z dalszych pomysłów na urozmaicanie tej wycieczki i grzecznie skierowałem się do domu. Nawet w tej skromniejszej wersji zmrok dopadł mnie w Międzyrzeczu. A w domu dowiedziałem się że podobno obiecałem wrócić najpóźniej o 16;00. Znów wyszło jak zwykle :-).



Rower:Kross Dane wycieczki: 90.54 km (22.00 km teren), czas: 05:07 h, avg:17.70 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

K o m e n t a r z e
PS. Nasza wymiana poglądów z Jurkiem miała jeszcze miejsce przed uzupełnieniem wpisu, stąd może wyglądać nieco dziwnie.
Jorg
- 22:53 wtorek, 5 grudnia 2017 | linkuj
Trochę daleko do Skrzynek aby nacieszyć oko lokomobilą. Zdaje się że podobną maszynę widziałem na posesji skwierzyńskiego hotelu "Dom nad rzeką" tylko od strony na którą nie wchodzą niezainteresowani jego ofertą.
Jorg
- 00:17 wtorek, 5 grudnia 2017 | linkuj
Ja tam zawsze mieszkałem w mieście. Ale miałem sąsiada który miał pole i mu pomagałem. Miał też konie którymi się od czasu do czasu opiekowałem.Zborze było koszone konną kosiarką z taką płachtą i drewnianym zabierakiem. Wiązane w snopki i ustawiane mendle do wyschnięcia i potem młócone w młockarni na pas transmisyjny.
Moja matka jak jeszcze żyła opowiadała mi że w majątkach używano do orania i jako napęd do młockarni lokomobili. Takiej jak w moim wpisie z 15.08.2014.
Jurek57
- 18:49 poniedziałek, 4 grudnia 2017 | linkuj
Młocarnia szerokomłotna - większość młocarni miała małą szerokość, dlatego zboże do młócenia podawano ułożone wzdłuż maszyny. Po wymłóceniu słoma była potargana, połamana. Nie nadawała się do pokrywania dachów. Młocarnia szerokomłotna umożliwiała podawanie zboża do maszyny ułożonego w poprzek. Bębny młócące w tej maszynie tylko wybijały ziarno, a nie niszczyły słomy, która pozostawała prosta. Pamiętam że były jeszcze sporadycznie używane w latach osiemdziesiątych. Słomę trzeba było zabierać od wylotu maszyny i wiązać w wiązki ręcznie, kurzu było przy tym co niemiara, robota ciężka i niewdzięczna. A ziarno od plew i tak trzeba było oddzielać wialnią
Jorg
- 18:27 poniedziałek, 4 grudnia 2017 | linkuj
Czy przypadkiem nie jest to wialnia ?
Maszyna do oddzielania ziarna od plew.
Jurek57
- 16:52 poniedziałek, 4 grudnia 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!