blog rowerowy

avatar Jorg
Skwierzyna

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(9)

Moje rowery

Kross 76179 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jorg.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Trzciel

Sobota, 5 marca 2016 | dodano: 06.03.2016Kategoria ponad 100 km, gm. Pszczew, okolice Trzciela

    Trochę dziś zaspałem i wszystkie plany na sobotni poranek uległy przesunięciu. Efekt wyjazdu jest jednak nie najgorszy; ponad 100 km na liczniku i odwiedziłem rowerem ostatnią stolicę gminy położoną na przeciwległym krańcu naszego powiatu. W Trzcielu wprawdzie już kiedyś byłem, ale bez wysiłku, samochodem i tylko przejazdem.
   Jeszcze w środku tygodnia rozmawiałem z Januszkiem N. o sobotnich planach, stwierdził że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie całodniowej wycieczce. Dziś rano spotkałem go w sklepie i klamka zapadła. Wyjazd będzie do Pszczewa, a potem Trzciel i powrót do domu. Daje to ok 100 km i powinno na sobotę wystarczyć.
   Istniejąca sieć dróg powoduje że z Skwierzyny do Pszczewa nie da się dojechać bezpośrednio, trzeba stosować jakieś hybrydowe połączenia dróg gruntowych z szosami lub korzystać z połączeń przez Wierzbno albo Międzyrzecz.
    Nasza dzisiejsza hybryda to droga do Międzyrzecza, ale za Głębokim wykonujemy zwrot w las do osady Kwiecie i dalej aż do Żółwina. W Żółwinie jesteśmy już na szosie prowadzącej do Stołunia i dalej poprzez Szarcz do Pszczewa. Luksusy nie trwały jednak długo. W Kuligowie zainteresował nas zbaczający w las czarny szlak rowerowy. Stosowna tablica informuje że prowadzi do odległego o ok 8 km. Pszczewa. Droga niemal doskonała, nie rozjeżdżona, ale chyba wrażliwa na suszę która w lecie zamieni ją w nieprzejezdne piaski. Po kilku kilometrach mijamy kilka domów w lesie. Mapa wyjaśnia że domy znajdują się na skraju pól, a osada nazywa się Marianowo.  Mieszkańcy Marianowa na codzień korzystają z innej wygodniejszej drogi łączącej osadę z Kuligowem.
   My kontynuujemy jazdę obranym szlakiem. Ku naszemu zdziwieniu w środku lasu wyjeżdżamy na świeżutko zbudowaną, prosto z pod igły leśną autostradę. Przy okazji wyjaśniło się dokąd prowadzi droga której budowę zauważyłem jesienią jadąc z Policka do Pszczewa. Przez kilka kilometrów jazda była komfortowa, brakowało jedynie oznakowania szlaku zlikwidowanego chyba wraz z drzewami wyciętymi podczas budowy. Oznakowanie szlaku pojawiło się wraz z końcem wygód, kiedy nowiutka droga ponownie przeszła w zwykłą "starą" leśną drogą.


        Pewne kłopoty z oznakowaniem były również po przekroczeniu linii kolejowej z Międzyrzecza do Międzychodu. Wszystkie drogi za przejazdem wyglądają na jednakowo uczęszczane, brakuje tylko znaków szlaku. Wybieramy na czuja drogę po prawej stronie torów i wybór okazał się trafny. Upewnia nas w tym spojrzenie za plecy, wtedy widać oznakowanie przeznaczone dla podróżujących w przeciwnym kierunku. Droga wyprowadza nas z lasu obok figury św. Huberta na przedpolach Pszczewa. Pojawia się nawet asfalt. Do Pszczewa wjeżdżamy obok mogiły żołnierzy napoleońskich zmasakrowanych w 1813 r. przez kozaków atamana Płatowa.


Św. Hubert


Kapliczka przy czarnym szlaku, swoją formą odbiega od większości kapliczek w okolicy

   Pszczew opisywałem już wielokrotnie. Żeby się nie powtarzać, dla ewentualnych zainteresowanych trochę informacji o miejscach do zobaczenia w Pszczewie i okolicy w wpisach z moich poprzednich wypraw:
http://jorg.bikestats.pl/1390492,Pszczew-i-Gora-Trebacza-w-Zielomyslu.html
http://jorg.bikestats.pl/1409104,Pszczew-i-Silna.html






   Nadszedł czas na kolejny punkt, Trzciel. Indywidualnie miałbym inny pomysł na dalszą drogę, dziś chciałem jednak pokazać Jaśkowi miejsce gdzie 01.09.1939 poległ pogranicznik, plutonowy Antoni Paluch. Pochodzący z pobliskiego Trzciela plutonowy Paluch jest jedną z pierwszych ofiar II wojny światowej. Feralnej nocy pełnił służbę na miejscowym przejściu przy drodze do Silnej. Widząc zbliżający się oddział Wermachtu oddał strzał ostrzegawczy. W odpowiedzi został ostrzelany. Zginął od postrzału w głowę. Jako byłego żołnierza armii kajzerowskiej Niemcy pozwolili pochować go na cmentarzu w Silnej, dopiero po wojnie jego prochy zostały przeniesione do rodzinnego Trzciela. Los pozostałych pograniczników z tego przejścia pozostaje nieznany.  Dziś przy drodze jest w tym miejscu tematyczny parking leśny.


     Z Silnej dalsza droga miała przebiegać wzdłuż niebieskiego szlaku i przez Jabłonkę do prawobrzeżnej części Trzciela. Zmylił nas drogowskaz w Silnej. Koniec końców pokazały się zielone znaki. Kładąc zmianę barwy na objawy daltonizmu jedziemy, a drogowskazy co jakiś czas upewniają że kierunek jest dobry. Podejrzeń że nie jest tak dobrze nabrałem dopiero kiedy droga wyprowadziła nas na most na Obrze. Przecież Obra miała być dopiero w Trzcielu. Mapa wszystko wyjaśnia, to nie wada wzroku, trochę nas zniosło a szlak zielony to nie niebieski. Nasza droga jednak również doprowadzi Trzciela.


   Sam Trzciel słynie z wikliniarstwa. Miasto jako jedność w obecnych granicach funkcjonuje od XIX w. Wcześniej na obydwu brzegach Obry istniały dwa oddzielne miasteczka. W latach dwudziestych granica wersalska podzieliła je ponownie. Tym razem zostało podzielone wzdłuż linii kolejowej pozostawiając zachodnią część z śródmieściem w Niemczech, natomiast sama linia kolejowa z wschodnią częścią miasta przypadła Polsce. Linia graniczna została wytyczona tak kuriozalnie że czasem domy i przylegające do nich zagrody leżały po obydwu stronach granicy. Jaskrawym przykładem był dom i warsztat mistrza wikliniarskiego Alberta Konopki chętnie wykorzystywany przez niemiecką propagandę do jej wyśmiewania. Próbką takiej propagandy jest ta wygrzebana w sieci pocztówka z zbiorów p. Brożka , dziennikarza Gazety Lubuskiej.


Propagandowa niemiecka pocztówka pokazująca absurdy popełnione przy wytyczaniu granicy wersalskiej

   Z Trzcielem związana jest również historia sprowadzenia do Europy sadzonek odmiany wikliny- wierzby amerykańskiej. W 1885 r. sprowadził ją z Ameryki Północnej pochodzący z Trzciela mistrz wikliniarski Ernst Hoedt. Ponieważ władze amerykańskie nie pozwalały wywozić sadzonek legalnie Hoedt uciekł się do podstępu wyplatając kosze z świeżych pędów wikliny. Przywiezione kosze posłużyły do uzyskania z nich sadzonek i założenia w okolicy Trzciela pierwszej plantacji. Odmiana przyjęła się w naszym klimacie znakomicie i rozprzestrzeniła w Polsce i Europie. Obecnie odmiana ta zajmuje 70% powierzchni wszystkich upraw wikliny.




   Tymczasem zrobiło się już głębokie popołudnie, czas wracać do domu. Do Międzyrzecza prowadzi 24 km świetnej szosy przez Siercz i Bobowicko. Taki powrót byłoby jednak zbyt łatwy, my swoją drogę udziwniamy skręcając w Sierczu  w wyboistą drogę do Bukowca. W Bukowcu kolejne udziwnienie, zbaczamy jeszcze do Wyszanowa. Dopiero Wyszanowo nie pozwala na dalsze dziwactwa. Pozostaje do wyboru droga naprzód do Międzyrzecza, lub powrót do Bukowca i również do Międzyrzecza. Zapada zmrok, zatem decyzja - kierunek naprzód, na Międzyrzecz.
    Dalsza droga to już tylko szybka jazda do domu, a jedyne postoje to te na światłach w Międzyrzeczu.




Rower: Dane wycieczki: 104.30 km (26.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

K o m e n t a r z e
Sam dopiero odkrywam świat po drugiej stronie Międzyrzecza. Wybierając się w tamte strony możecie przecież wypróbować stary pomysł z podjechaniem koleją do Zbąszynka czy do którejkolwiek stacyjki za Międzyrzeczem.
Jorg
- 20:41 niedziela, 6 marca 2016 | linkuj
Od bardzo dawna w głowie gdzieś siedzi pomysł, aby wybrać się w tamte rejony. Pokazałeś tamtejsze piękno i jeszcze bardziej ten pomysł chce się z głowy wydostać - zostać zrealizowany.
Robak88
- 19:09 niedziela, 6 marca 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!